Może ja wyjaśnię po ludzku, o co chodzi z tą "płynną biopsją"
Przede wszystkim termin "płynna biopsja" jest dość nieudaną, choć chwytliwą kalką z języka angielskiego (liquid bipsy) i oznacza badanie materiału nowotworowego w płynie ustrojowym, jakim jest krew.
Pomysł badania wziął się z tego, że zauważono, iż we krwi można znaleźć luźno krążące fragmenty DNA - pochodzą one z komórek organizmu, które się rozpadły. Z komórek "zdrowych", które po prostu "umarły ze starości" ale też z rozpadniętych komórek nowotworowych.
Pobiera się od pacjenta krew i po odwirowaniu krwinek, z pozostałego osocza izoluje się DNA. Następnie uzyskany materiał porównuje się z "matrycą" czyli prawidłowym genomem człowieka. Określa się w ten sposób, który fragment genomu jest nieprawidłowy. Analiza łączna wszystkich nieprawidłowości nosi nazwę wskaźnika CNI (CNI score = copy number instability score = wskaźnik ilości kopii niestabilnych).
Zastosowanie takiego testu jest dwojakie - można zbadać "przesiewowo" człowieka na oko zdrowego
żeby sprawdzić niejako "na zapas" czy nie rozwija on choroby nowotworowej (uwaga - u 1/5 chorych z wczesnym stadium choroby nowotworowej test wychodzi fałszywie ujemny). Badanie pokaże nam jednak tylko zmiany w genomie, które są charakterystyczne dla nowotworu w ogóle - nie powie nam, jaki konkretnie nowotwór się rozwija. Drugie zastosowanie, to monitorowanie chorych na chorobę nowotworową (obecnie test ma zastosowanie tylko w raku prostaty i w raku piersi) - ocena postępów leczenia (np. można wcześniej niż z badań obrazowych dowiedzieć się, czy chemioterapia jest skuteczna) lub ocena wskazań do klasycznej biopsji (głównie w raku prostaty, gdzie biopsja jest podstawową metodą diagnostyczną przy podwyższonym wskaźniku PSA).
Pomimo huraoptymistycznych informacji rozpowszechnianych przez firmę produkującą test (cena testu: ok. 5000 zł, wykonywany w kilku laboratoriach w kraju. Jesteśmy drugim po Wielkiej Brytanii krajem w Europie wprowadzającym ten test, w Stanach test nie jest oferowany) jego zastosowanie jest na razie niewielkie, a badania zbyt enigmatyczne, żeby na jego podstawie podejmować decyzje terapeutyczne. Innymi słowy - jeśli chory ma podawaną chemię a w teście po pierwszych kursach wyjdzie taka sama (nie zmniejszająca się) ilość DNA nowotworowego - lekarze na podstawie obowiązujących aktualnie standardów nie zaprzestaną podawania leczenia i nie zmienią go, ponieważ metoda nie jest "przeczesana na wszystkie strony" pod względem wiarygodności.
Mam nadzieję, że wyjaśniłam temat przystępnie
Na razie na cuda nie ma co liczyć, pozostają nam zbadane i sprawdzone w ogromnych badaniach metody diagnostyczne i terapeutyczne