Proszę bardzo no i jak również dziękuje....
znając życie będziesz odczuwała chęć popisania z
kimś w podobnej sytuacji.... no to pamiętaj
możesz do mnie pisać :*
_________________ Będę pamiętać, dopóki bić będzie moje serce
Czytam te Wasze wpisy i widzę siebie. Na początku tej strasznej drogi , kiedy Tatuś był "na chodzie" , w pełni sprawny, spędzałam z Nim bardzo dużo czasu. Gdzieś w podświadomości wiedziałam, że jutro może być gorzej, albo nie będzie tego jutra.
Pod koniec choroby, kiedy było już naprawdę źle nie odchodziłam od łóżka Tatusia zbyt często. Mówiłam do Niego, choć nie reagował. Ale wiem, że mnie słyszał...
W dniu Jego śmierci też przy Nim byłam. Od samego rana. Wyszłam do kuchni, żeby napić się kawy i wtedy On odszedł:( ...
Kiedy TO się stało, myślałam że czas stanie w miejscu, świat na chwilę przystanie... Ale nic takiego się nie wydarzyło. Patrzyłam na Niego , dotykałam, ale to już nie był mój Tatuś, tylko obce, zimne ciało.
Bałam się pogrzebu, myślałam że nie dam rady. Ja-pierwsza płaczka w rodzinie. Kiedy ksiądz dziękował w imieniu mojego Tatka, nie wytrzymałam-poryczałam się, choć znałam tekst pożegnania na pamięć-w końcu sama go napisałam. Ale w ustach drugiego człowieka zupełnie inaczej to zabrzmiało.
A potem , na cmentarzu patrzyłam na trumnę i nie czułam nic. Jedną wielką pustkę. Może dlatego, że nie docierało do mnie, że w tej skrzynce leży mój ukochany Tatuś.
Kiedy spuszczali trumnę zachwiało mną. Zamknęłam oczy, bo nie chciałam na to patrzeć.
Podszedł do mnie ksiądz, który coś mówił...
Od tamtego dnia minęło prawie pół roku:( a moja tęsknota z dnia na dzień jest większa.
W jakimś sensie czarny kolor jest "na pokaz". W sensie oświadczenia światu, że jest mi źle, smutno i przeżywam żałobę, żeby ten świat dał mi chwilę na odpoczynek, refleksję, nostalgię, żeby świat nie zawracał mi głowy "bieżącymi pierdołami". W naturalny sposób przeszłam z czerni do szarości, granatu, w końcu wszystkich kolorów, absolutnie nie licząc dni, że rok, czy pół. Wraz ze zmianą koloru chyba dopuszczałam do siebie ludzi i codzienne sprawy. Tak, chciałam, żeby świat wiedział, że teraz lepiej do mnie nie podchodzić i że potrzebuję sporej dozy wyrozumiałości...
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Od śmierci mojego tatusia minęło pół roku. Noszę żałobę , bo chcę. Nie wiem jak mam to wytłumaczyć: po prostu jestem jakby bliżej Ojca. jego siostry już nieraz mówiły, że jestem młoda i nie powinnam się ubierać cała na czarno. Ale to moja decyzja, dla mnie to oznaka żałoby w której wciąż jestem. Kiedy będę mogła pomyśleć o tatusiu bez łez wtedy schowam czarne ciuchy do szafy. na razie to niemożliwe. Po prostu.
W jakimś sensie czarny kolor jest "na pokaz". W sensie oświadczenia światu, że jest mi źle, smutno i przeżywam żałobę, żeby ten świat dał mi chwilę na odpoczynek, refleksję, nostalgię, żeby świat nie zawracał mi głowy "bieżącymi pierdołami". W naturalny sposób przeszłam z czerni do szarości, granatu, w końcu wszystkich kolorów, absolutnie nie licząc dni, że rok, czy pół. Wraz ze zmianą koloru chyba dopuszczałam do siebie ludzi i codzienne sprawy. Tak, chciałam, żeby świat wiedział, że teraz lepiej do mnie nie podchodzić i że potrzebuję sporej dozy wyrozumiałości...
zagubiona1974 napisał/a:
Od śmierci mojego tatusia minęło pół roku. Noszę żałobę , bo chcę. Nie wiem jak mam to wytłumaczyć: po prostu jestem jakby bliżej Ojca. jego siostry już nieraz mówiły, że jestem młoda i nie powinnam się ubierać cała na czarno. Ale to moja decyzja, dla mnie to oznaka żałoby w której wciąż jestem. Kiedy będę mogła pomyśleć o tatusiu bez łez wtedy schowam czarne ciuchy do szafy. na razie to niemożliwe. Po prostu.
Macie absolutną rację nasze, odmienne zdanie co do żałoby, nie jest zakazem. Ważne, żeby każdy w tym najtrudniejszym dla siebie czasie mógł sam świadomie decydować jak chce go przeżyć... Jeśli chcesz chodzić na czarno, unikać spotkań, imprez - jak najbardziej powinieneś tak robić.
Jeśli robisz to, bo tak wypada, a tak na prawdę chciałbyś wrócić już do w miarę normalnego życia i swoich ulubionych zajęć i ciuchów - to jest to dla mnie wielki bezsens...
Natomiast nie ulega wątpliwości, że żałobę każdy powinien przeżyć na swój sposób. I nikt nie może mu tego zabronić, czy narzucić czegokolwiek...
Sobotnie pozdrowionka dla Was
PS. jesteście niesamowicie dzielne...
_________________ "Pomyśl Choć Przez Chwilę, Podaruj Uśmiech Swój
Tym, Których Napotkałeś Na Jawie I Wśród Snów..."
Zagubiona1974,
czytająć Cię zupełnie jakbym widziała siebie...
Ja też jestem/byłam uważana za czołową płaczkę, osobę znerwicowaną niesamowicie (fakt mam nerwicę od 20 lat), nadwrazliwą, uprawiająca czarnowidztwo - pesymistkę, która od razu ryczy i wpada niemal w histerię... Tak było niemal od zawsze...
Ryczałam w sumie od 2,5 roku kiedy stwierdzono u mojego Taty raka płuc, ryczałam ze szczęścia, że bedzie miał operację, ryczałam po wynikach, przy każdej chemioterapii, mój świat się zawalił, kiedy pojawiły się przerzuty do mózgu. Ryczałam jeszcze więcej.
Ryczałam jak mój tatko umierał w szpitalu...
tak bardzo bałam się pogrzebu Tatki, tego, że nie będę w stanie Go godnie pożegnać, bo dostanę na oczach wszystkich ataku paniki, histerii, niekontrolowanego szlochu, normalnych spazmów, że będę krzyczec, zemdleję, umrę... rodzina nawet chciała mnie nakarmić silnymi psychotropami uspokajającymi...
Ale ja przestałam płakać... Pogrzeb był przeżyciem strasznym, ale miałam wrażenie, że nie żegnam mojego Tatulka, widziałam Go w trumnie, ale to nie był mój Tatuś jakby:( Pogrzeb zniosłam nad wyraz dobrze (oczywiście poplakałam, ale to trwało po kilkanaście sekund i tak jakby ktoś mi podawał zastrzyk uspokajający - czułam takie spływające ukojenie...) co było niemałym szokiem dla wszystkich. Nawet a może najbardziej dla mnie... Płaczę wieczorami, gdy modlę się za tatusia, w pracy normalnie funkcjonuję, choc przed pogrzebem sobie tego nie wyobrażałam...Współpracownicy widzieli jak przez ostatnie miesiące przezywałam taty chorobę, dlatego teraz sa w szoku podobno, że ja normalnie żyję, pracuję itp.
Śpię co non jak zabita, jak tylko przyłożę głowę do poduszki (jak Tatko żył, spałam po 4-5 godzin, bardzo nerwowo, miałam koszmary i ciagle się budziłam i biegałam do rodziców zobaczyć jak Tatko sie czuje... ) Wiele osób dziwi się, że "dobrze wyglądam a przecież w żałobie", a ja jestem w żałobie, ale już nie żyję w wiecznym stresie, że Tatulkowi w każdej chwili coś się stanie... Bo TO JUŻ SIE STAŁO. Wieczny, wielomiesieczny stres zamienił się w olbrzymią tęsknotę....
Od śmierci Tatulka minął ponad miesiąc. Noszę żałobę, choć wcześniej myślałam, że może to potrwa kilka dni.... ale minął miesiąc i nadal zakładam czarne ciuchy. Nie dla ludzi - broń Boże - dla siebie, bo tak chcę, bo tak czuję, bo mam taką żałobę w sercu, bo to taki rodzaj hołdu dla tatusia i rodzaj ukojenia dla mnie... bo nie czułabym sie dobrze, zakładając neonowe kolory.
Wiem, że przyjdzie na to czas, ale dla mnie jeszcze nie teraz. I robię to dla siebie, nie na pokaz dla ludzi...
pozdrawiam wszystkich:)
PS. A tęsknota jest przeogromna, z dnia na dzień coraz większa...
Katarzynko, ja też podobnie jak Ty tęsknię bardzo:(, można powiedzieć z dnia na dzień bardziej. I choć rozum wie, że Tatuś nie żyje, to serce wciąż nie przyjmuje tej wiadomości. Kiedy patrzę na nasze wspólne zdjęcia, to cieszę się , że udało mi się niektóre momenty utrwalić na papierze. Porozstawiałam te zdjęcia w całym domu... chociaż kiedy na nie patrzę nie potrafię opanować łez to jednak Tatuś jest w takich chwilach bliżej mnie.
Zagubiona,
U mnie też porozstawiane fotki... I też niby wiem, że Tata nie żyje, ale do mnie to nie dociera, nie dowierzam:( Myślę, że wlasnie moja podświadomość wypiera całkowicie tę najgorszą myśl - oczywiście dla mojego dobra... stąd fakt, że "przeżyłam" jakoś pogrzeb, że nie chodzę i non stop ryczę...
Bo ja w sumie nie wierzę... Myślę, że Tatko jest w szpitalu, albo, że na dworze, albo w łazience, albo już śpi...
Nie czuję Go też na cmentarzu... choć jestem tam codziennie i obsesyjnie wręcz dbam o Grobek Taty...:( jest obstawiony zniczami i kwiatami a ja ciagle dokupuję, bo chciałabym by Tatuś miał wszytsko co najładniejsze... za chwile normalnie zbankrutuję, bo zostawiam kupę kasy w kwiaciarni, ale co mam zrobić?! jest to dla mnie swoiste ukojenie... bo co moge zrobić jeszcze dla Tatki?
Mogę się modlić i zamawiać Msze w jego intencji i dbać o grób... Chociaż to mogę...Więc to robię, pewnie już to obsesja, ale przynosi mi to takie promyki radości jak zajdę do Tatulka z kolejnymi kwiatkam...I to jest takie dziwne dla mnie - Tate czuję w domku, nie na cmentarzu..
pozdrawiam:)
Witajcie, czytam Wasze wypowiedzi...i się zastanawiam. Piszecie, że wypłakaliście się w okresie choroby, ktoś napisał, że już w trakcie choroby przezyl tę żałobę i nie mogł płakać na pogrzebie. Moja mamunia żyła 3 tygodnie od postawienia diagnozy. Dla mnie-osoby niesamowicie związanej z Nią, kochającą nad własne życie- szok, wielka rozpacz, bezsilność, żal, mnóstwo pytań bez odpowiedzi i ocean łez...to Wszystko tylko w ciągu trzech tygodni. Rozrywało mnie w środku. Nie wyobrażałam sobie życia bez mojej mamy. Odeszła bez szans leczenia...śmierć w domu, potem pogrzeb...a moje oczy suche i wewnątrz jakieś otumanienie. też czasem mam wyrzuty sumienia, że nie płakałam.Ja najbardziej z Nią związana... Nie wiem co to było..Nie wiem...Czy w ciągu tych trzech krótkicvh tygodni mnogłam przygotować się, przeżyć żałobę i opłakać mamę? nie znam odpowiedzi
Monisiu!
Każdy przeżywa stratę kochanej osoby inaczej. Nie ma schematu na przeżywanie żałoby.
Żałoba nie jest procesem zamkniętym w danych ramach, schematach.
Moja Mama odeszła 9 miesięcy temu. Czy jest mi lżej? Każdego dnia tęsknię za nią bardzo. Teraz kiedy potrzeba mi jej wsparcia nie ma Jej.
Polecam książkę Hope Edelman ;Córki, które zostały bez matki"- może coś tam znajdziesz dla siebie.
Pozdrawiam
Moniusiu,
bałagan ma rację - każdy inaczej przeżywa żałobę...
Ja cały czas się zastanawiam co się dzieje, że teraz płaczę więcej niż na pogrzebie... Z jednej strony myślę, że żałobę rozpoczęłam wcześniej już ... z drugiej strony byłam w kompletnym szoku, amoku jakimś, ze Tatko umarł, że TO się stało, bo wydawało mi się, że to nas jakims cudem jednak ominie, że przecież inni umieraja, ale nie mój ukochany Tatko...
Moniusiu, trzy tygodnie...:( współczuje ogromnie, bo to chyba przeogromna, straszna trauma... i myślę, że Ty mogłaś być w takim szoku...
Dokładnie... Tak samo, jak każdy mysli, że choroba nie dotyczy jego najbliższych. Identycznie jest ze śmiercią... Bo przecież nasz Tatuś, Mamusia, tak silni, tak odważni, muszą być nieśmiertelni... Nie mogą nas ot tak tutaj zostawić...
Jednak każdy znajduje w sobie tak niesamowite pokłady siły i energii kiedy przychodzi mu się z tym zmierzyć, że często wydaje się to aż niemożliwe...
Przeżywajcie te chwile, a często nawet miesiące i lata na swój sposób, nie szukajcie porównań, bo tak, jak nie ma dwóch takich samych osób, tak samo nie ma jednego schematu przeżywania tego okropnego czasu od śmierci do pogrzebu i dalej... Nikt nie może Wam zarzucić, że "robicie to źle"
_________________ "Pomyśl Choć Przez Chwilę, Podaruj Uśmiech Swój
Tym, Których Napotkałeś Na Jawie I Wśród Snów..."
Zawsze myslałam, że moi bliscy będą wiecznie młodzi, zdrowi. Do głowy mi nie przyszło, że któreś z moich rodziców może zachorować i odejść, zostawić mnie.
Nadal nie potrafie zrozumieć dlaczego??????????? Dlaczego los tak okrutnie się ze mną obszedł? Może to egoizm, bo schyłek życia mojego tatusia to było pasmo cierpienia, ale tak mi bez Niego źle:(
Wierzę bardzo mocno, że On gdzieś tam na mnie czeka i prędzej czy później spotkamy się:)
Kochani,
polecam książki Elizabeth Kubler-Ross. Żałuję, ze odkryłam je dopiero po odejściu Taty, ale dużo zrozumiałam. Łącznie z tym, że nie byłam okropną córką nie mogąc płakać na pogrzebie Taty.
Mijają już 3 tygodnie od odejścia Tatusia i dopiero teraz zaczyna do mnie docierać nieodwracalność...
Co nie znaczy, ze nie wierzę w spotkanie z nim za jakiś czas.
Trzymajcie się wszyscy, dużo siły Wam życzę
[ Dodano: 2012-09-10, 19:11 ]
i jeszcze jedno - katarzynka36 - czytając Twój ostatni post, czytałam o sobie samej...
pozdrawiam
_________________ 17 sierpnia 2012, godz.12.20
Dziękuję za wszystko Tatuś. Do zobaczenia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum