nie byłam w stanie wcześniej nic pisać..
tydzień temu w nocy z 1 na 2 listopada odszedł mój Tato.....
żal,pustka, gniew, niedowierzanie, czy On był naprawdę?
te wszystkie uczucia przenikają się wzajemnie.nie wiedziałam,że będzie tak trudno...ale wiem,że ON czuwa na górze i z pewnością nie chciałby byśmy cierpieli-to mnie motywuje by dla Niego być dalej..
będzie,jest trudno ale trzeba być, choćby z szacunku-On tak walczył o każdy dzień-ja mam kolejny więc muszę z tego daru korzystać...
byliśmy przy Tacie do końca, zaczęło się od soboty-miał słabe ciśnienie, niedziela podobnie ale jeszcze poprosił nas byśmy go na wózek posadzili (pierwszy raz od pobytu na Oddziale),nawet sam wstał i usiadł, bardzo długo nie chciał wracać na salę..może już coś czuł? w poniedziałek już był bardzo spiacy,a we wtorek rano zjadł z mamą śniadanie, ja przyszłam kolo12:00 to już wiedziałam,że to nasze ostatnie chwile..chyba do końca nie był swiadomy ale reagował gdy mu usta zwilzałam lub dałam buziaka... o 0:38 ostatnie raz był wydech i poczułam,że kolejnego wdechu nie będzie...po prostu wiedziałam...cieszę się, że byłam przy Nim gdy przekraczal granicę życia...
Kocham Go i nigdy nie przestanę...
miłość jest najważniejsza...
[ Dodano: 2016-11-09, 09:50 ]
co oznaczają te wyniki? mamie tłumaczyli, że badanie wycinka wykazało ,że nowotwór ten był odporny na leczenie? czy dobrze mama zrozumiała,że tego nowotworu po prostu nie dało się wyleczyć??