u mojej mamy (62 lata) ponad 3 lata temu stwierdzono rak złośliwy sutka prawego (III stadium).
Najpierw była chemioterapia, następnie usunięcie całej piersi wraz z węzami chłonnymi,
następnie ponownie, silniejsza chemioterapia, radioterapia.
Kilka miesięcy temu u mamy pojawiły się bóle kości.
W końcu lekarz zlecił scyntygrafię.
Bardzo proszę o interpretację wyniku (najważniejsze: czy opis wskazuje na przerzuty?
Tzn. czy teraz mamy do czynienia z nowotworem kości?)
" W badaniu scyntygraficznym układu kostnego wykonanym techniką whole body za pomocą MDP
uwidoczniono patologiczne ogniskowe gromadzenie radiofarmaceutyku w czaszce, żebrach lewych,
kręgosłupie Th, kościach miednicy i w kościach udowych.
WNIOSKI: Obraz scyntygraficzny układu kostnego z licznymi ogniskami aktywnego procesu rozrostowego - progresja w porównaniu do badania z dnia 3/3/2014.
W przypadku dolegliwości bólowych do rozważenia terapia izotopowa preparatami radu lub samaru".
Czy powyższy wynik wskazuje jednoznacznie na przerzutowego raka kości?
Czy może powinna mama wykonać jakieś dodatkowe badania?
Słyszałam, że jeśli są przerzuty, to w opisie widnieje określenie "ogniska META"??
W 2014 roku mama również miała wykonaną scyntygrafię i wynik był następujący:
"Obserwuje się umiarkowanie zwiększone gromadzenie radiofarmaceutyku w stawach barkowych,
mostkowo-obojczykowych, kręgosłupie, stawach krzyżowo-biodrowych, biodrowych, kolanowych i skokowych.
WNIOSKI: Obraz scyntygraficzny układu kostnego bez ognisk aktywnego procesu rozrostowego.
Uwidocznione zmiany o charakterze przeciążeniowo- zwyrodnieniowym"
Bardzo dziękuję za szybką odpowiedź.
Ale nie do końca rozumiem. Czy przerzuty do kości i rak kości to nie to samo?
Mam jeszcze jedno pytanie? Jakie są rokowania? Wiem, że na całkowite wyleczenie nie można liczyć, ale czy jest szansa na zahamowanie choroby/ wydłużenie życia?
Czy przerzuty do kości i rak kości to nie to samo?
nie
EwaTo napisał/a:
Jakie są rokowania?
nikt Ci na to pytanie nie odpowie, jednak przy dobrej odpowiedzi na leczenie mogą to nawet być lata. Pamiętaj jednak, że przerzuty do kości oznaczają uogólnienie choroby i w każdej chwili może wyskoczyć coś innego. Lekarz prowadzący na pewno zapisze coś na wzmocnienie kości
pozdrawiam
_________________ Omnia tempus habent
Mamcia 03.07.1955 - 14.12.2015
EwaTo,
Nie znam co prawda charakterystyki raka Twojej Mamy ( podtyp, stopień zróżnicowania), ale generalnie mogę Ci napisać, ze rozsiew jedynie do kości rokuje lepiej niż do narządów wewnętrznych. To znaczy, częściej udaje się skuteczniej powstrzymywać rozwój choroby w kościach niż np.w płucach, wątrobie.
Witam ponownie...
niestety na ten moment jest bardzo źle. Błagam o pomoc, o rady, co robić.
W ten weekend mama została przewieziona karetką na SOR, ponieważ bóle się nasiliły (najpierw była morfina, plastry z morfiną, które nie pomagały). Oprócz bólu w kręgosłupie, mama nie miała prawie czucia w nogach (tzn. jak to mama opisywała - same nogi czuła, ale od pasa w dół miała wrażenie że ciało jest zdrętwiałe, nawet były trudności z oddawaniem moczu), były mimowolne ruchy nóg; przechodziły ją jakby prądy.
Na sorze wykonano TK, która wykazała znaczne uszkodzenie kręgów (niestety nie dostałam jeszcze wyników do wglądu i nie wiem które kręgi dokładnie). Ale już wiem, że było to kompresyjne złamanie kręgu (kręgów?) oraz ucisk na rdzeń kręgowy - stąd wyżej opisane objawy.
Jeszcze tego samego dnia, na sorze, lekarz dawał mi do zrozumienia, że jest bardzo źle, że nic się nie da zrobić, że nawet nie można żadnej operacji zrobić, ponieważ mogłoby to jeszcze zaszkodzić - spowodować nawet paraliż.
Przez cały weekend mama leżała na specjalnej sali obserwacyjnej na sorze, powiedziano nam że w pon mama zostanie przewieziona do hospicjum!!! Było to dla nas szokiem..nie mogliśmy uwierzyć, że nic się nie da zrobić.
W poniedziałek jednak podjęto decyzję o przeniesieniu mamy na oddział neurochirurgii.
I wykonano mamie operację odbarczenia.
Lekarz wykonujący operację powiedział, że nie jest dobrze, że kręgosłup jest mocno "zżarty" i że najprawdopodobniej mama nie będzie chodzić.
I tu moja prośba o pomoc! Co możemy zrobić?? Czy szukać pomocy gdzieś indziej? Może skonsultować wyniki TK z innym neurochirurgiem?
Co dalej z leczeniem?
Lekarz prowadzący (w innym mieście - w centrum onkologii) dał mamie skierowanie na chemioteriapię (termin: 05.04) oraz na radioterapię (od 19.04).
Tu w szpitalu, gdzie mama leży powiedzieli nam również, że raczej mama nie będzie miała już żadnego leczenia. Ogólnie odbierają nam wszelką nadzieję. A jednak jeszcze kilka tygodni temu inni lekarze (widząc wyniki badania scyntygrafii oraz PET-CT) skierowali na chemię i radioterapię. Nie wiemy co robić.
Z góry dziękuję za pomoc.
Witam...
Czy nie ma tu nikogo, kto mógłby nam pomóc? :(
Chociaż i tak coraz bardziej zaczynam rozumieć, że już chyba naprawdę nic się nie da zrobić.
Tak jak pisałam wcześniej, wykonano mamie operację odbarczenia (Laminektomia odbarczająca Th4 i Th5). 2 tygodnie mama leżała na oddziale neurochirurgii, ale tylko dlatego, że po 1: czekano na konsylium onkologiczne, które miało zdecydować, co dalej z leczeniem. Po 2: mama, jako osoba już niesamodzielna, przykuta do łóżka, miała być przewieziona na oddział medycyny paliatywnej (hospicjum).
Po 2 tygodniach przewieziono mamę do hospicjum, a konsylium onkologiczne wystawiło tylko skierowanie na radioterapię paliatywną do Centrum Onkologii w Bydgoszczy.
Jak tylko znany będzie termin, wypisują mamę z hospicjum i przetransportowują do Bydgoszczy.
I znów pytanie: Co dalej??? Wszędzie trafiam na mur i niczego nie mogę się dowiedzieć. Sytuacja jest taka, że mama już nie będzie chodzić..a może być nawet gorzej. Mama będzie wymagała opieki 24 godziny na dobę, bo nawet się dobrze sama nie przekręci z boku na bok. Na ten moment ma czucie w nogach, ale sama ich nie podniesie. Za jakiś czas znów może dojść do patologicznego złamania kręgu.
Nie wiemy jak zorganizować opiekę, gdzie szukać pomocy. Czy jest sens w ogóle zabierać mamę do domu. Nikt nie jest w stanie zaopiekować się mamą 24 godziny na dobę..Może hospicjum domowe? Pielęgniarka/ sanitariusze z NFZ?
Co możemy zrobić??? Pomocy!
EwaTo,
Jeżeli mama jest słaba, leżąca to nikt więcej nie podejmie się leczenia mamy, zbyt słaby stan. Radioterapia bardziej będzie o ile będzie zastosowana żeby zniwelować bóle.
Jeżeli nie masz możliwości opieki nad mamą całodobowo to hospicjum domowe nic Ci nie pomoże. W takich sytuacjach należy rozważać hospicjum stacjonarne. Tam zajmą się mamą pod każdym względem i nie pozwolą na cierpienie. W Waszej sytuacji jest to najlepsze rozwiązanie i dzięki temu mama będzie odpowiednio zaopiekowana pod względem medycznym a Ty/rodzina możecie tam przebywać z mamą ile tylko chcecie i możecie.
Bardzo dziękuję za odpowiedź... Każdy wpis, każda rada/ informacja jest dla mnie bardzo cenna, gdyż sytuacja w jakiej znalazła się moja mama, ja i ogólnie cała rodzina jest dla nas kompletną abstrakcją.
Dziś lekarka z hospicjum poinformowała nas, że 25-ego kwietnia przewiozą mamę do Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Tam będzie 5-dniowa radioterapia paliatywna. Wiem, że celem tych naświetlań nie jest leczenie a zniwelowanie bólu (chociaż na dzień dzisiejszy mama praktycznie nie odczuwa żadnego bólu). Jedyny w tym chyba sens, że mama będzie miała poczucie, że jest "coś robione", i że przez jakiś czas nie będzie musiała leżeć w hospicjum.
My jako rodzina będziemy mieć czas żeby jeszcze wszystko przemyśleć. Zdaję sobie sprawę, że pod względem opieki hospicjum jest najlepszym rozwiązaniem..ale proszę mi uwierzyć, że to hospicjum gdzie aktualnie przebywa mama potrafi człowieka psychicznie zniszczyć. Mama jest psychicznie jeszcze młoda, sprawna..a tylko przez ostatni tydzień leżała na jednej sali z dwiema umierającymi paniami (kilka dni temu jedna z tych osób niestety zmarła) a mama musiała przez ponad 2 godziny leżeć obok zmarłej pacjentki (postawiono tylko parawan). Nie wspomnę już o tym, że przez kilka dni zanim ta pani zmarła było delikatnie mówiąc niezręcznie - przychodziła rodzina, żeby się pożegnać, potrzebowali spokoju. No ale ze względu na brak miejsc takich osób nigdzie nie przenoszą.
Sala na której mama leży jest jakąś salą poizolatkową, jest tam bardzo mało miejsca, nie ma nawet dzwonka, by móc ewentualnie wezwać kogoś z personelu!
Teren wokół budynku, gdzie znajduje się hospicjum jest dosłownie jednym wielkim gruzowiskiem. Kilka lat temu na tym terenie znajdował się grudziądzki szpital. Nowy powstał w innym miejscu, stary wyburzyli, został tylko jeden budynek gdzie znajduje się właśnie m.in. hospicjum. Ale terenu nie uporządkowano mimo że minęło już ładnych kilka lat.
Pewnie można by pomyśleć o jakimś innym hospicjum w regionie, ale nie mam pojęcia czy w innych jest w ogóle coś lepiej?
Może mógłby ktoś z forumowiczów polecić jakieś przyjemniejsze hospicjum na terenie województwa kujawsko-pomorskiego lub w niedalekiej okolicy? Szukałam oczywiście informacji w internecie, ale nie mogę znaleźć nic konkretnego.
Zastanawiam się też nad takimi miejscami jak Zakład Opieki Długoterminowej lub Zakład Opiekuńczo-Leczniczy? Nie wiem czy mama jako osoba chora na raka by się w ogóle kwalifikowała. Jakie są w ogóle różnice w stosunku do hospicjum?
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi
Różne są hospicja i różne są w nich warunki. Wiadomo, że jest to miejsce na pewno w jakimś stopniu przygnębiające ale jest wiele hospicjów w których warunki są idealne, intymne, pięknie i kolorowo wyposażone tylko trzeba się zorientować, poczytać opinie. Wiadomo również, że odchodzą tam ludzie i jest to dość częste, specyfika tego miejsca, zapewnić godne odchodzenie bez bólu i cierpienia.
Wiadomo również, że rodziny mogą w takim hospicjum przebywać non stop jeśli jest taka wola i w sumie bardzo dobrze, bo taki pacjent nie czuje się pozostawiony sam sobie i oddany jak niepotrzebny bagaż.
Oczywiście możesz pomyśleć o jakiś innym ośrodku tylko trzeba wiedzieć, że w tych ośrodkach nie mają na co dzień ludzi z chorobą nowotworową, mogą nie pomóc jeśli mama będzie miała jakieś dolegliwości, na pewno nie ma w nich takiej profesjonalnej pomocy jak w hospicjum ale takie miejsce też możesz brać pod uwagę.
Jak będą wypisywać mamę ze szpitala (z Centrum Onkologii w Bydgoszczy), zabieramy mamę do domu. Nie ma mowy, żeby mama leżała w tym hospicjum co teraz.
Straszne jest to miejsce, dwa dni temu zmarła kolejna "sąsiadka" mamy! To już kolejna osoba w zaledwie tylko 2 tygodnie. Moja mama jest co prawda przykuta do łóżka, ale nie jest jeszcze umierająca!
Ostatnio mama zaczęła się już załamywać. Nie ma się co dziwić. W tym hospicjum nawet nie posadzą nikogo na wózek, nie zabiorą choćby na 10 minut na dwór. Jest tylko jedna rehabilitantka na cały oddział. Ma ona z 20 osób, z którymi poćwiczy pół godzinki i tyle.
Spróbujemy zabrać mamę do domu.. W ten tydzień co mama będzie w Bydgoszczy załatwimy hospicjum domowe i/lub prywatną pielęgniarkę. Zwrócimy się do MOPR-u o pomoc w wypożyczeniu łóżka i materaca przeciwodleżynowego. Mam nadzieję, że się uda.
Do hospicjum stacjonarnego zazwyczaj oddaje się pacjenta jak rodzina nie ma możliwości, warunków do opieki 24/dobę, jeże stan jest tak poważny, czyli potworne dolegliwości z którymi rodzina nie jest w stanie sobie sama pomóc no i oczywiście każdy ma jakieś swoje własne decyzje dlaczego do HS. Każda decyzja jest decyzją indywidualną danej osoby/rodziny i co by nie zrobiła to jest tylko Ich sprawą gdzie chory trafi, do domu czy do hospicjum.
Oczywiście, że chory najlepiej czuje się w domu wśród swoich sprzętów, rodziny ale sytuacje rodzinne są różne i decyzje również. To do Was należy co zrobicie.
EwaTo napisał/a:
Straszne jest to miejsce
Nie znam więc i wypowiadać się nie mogę ale znam osobiście kilka placówek stacjonarnych i zapewniam, że nie w każdym jest tak jak opisujesz, może źle trafiliście. Te, które ja znam to wiem, że pacjent jest tam zadbany pod każdym względem od medycznego, psychicznego, rehabilitacja po duchowe włącznie, nie zapominając o rozrywce.
Oczywiście zadbajcie o opiekę HD bo będzie ciężko bez Ich pomocy, z hospicjum też możecie wypożyczyć i łóżko i materac przeciwodleżynowy czy co tam jeszcze trzeba.
Z mamą jest niestety z dnia na dzień coraz gorzej...
Od 4 dni mama jest w domu, mieliśmy nadzieję, że w domu "odżyje", a patrzę jak z dnia na dzień przygasa.
25-ego kwietnia była co prawda mama w Bydgoszczy (przewieźli ją z hospicjum), ale nie na 5 dni, tylko były jedne naświetlania tego dnia, i tego samego dnia mama wróciła do hospicjum. Nie było 5 dni naświetlań, bo nie było miejsc na oddziale (no a skierowanie było do poradni).
Na10-ego maja zarejestrowałam mamę do poradni chemioterapii w Grudziądzu. Ponieważ każde skierowanie do jakiejkolwiek poradni oznacza wypisanie z hospicjum, zdecydowaliśmy że właśnie tego dnia po wizycie u lekarza zabierzemy mamę do domu..a do tego dnia mamy czas żeby wszystko zorganizować.
Lekarz z poradni chemioterapii zadecydował tylko, że będą raz w miesiącu podawane wlewy (nie chemia, tylko jakieś witaminy, chyba wapń na wzmocnienie kości..).
No więc zabraliśmy mamę do domu...Wszystko udało nam się zorganizować: jest łóżko na pilota, materac przeciwodleżynowy, specjalny stolik na kółkach. Umówiliśmy wizytę lekarza z hospicjum domowego, nawiązaliśmy kontakt z pielęgniarką POZ, niedługo będzie wywiad środowiskowy z MOPR-u. Już 11.05 przyszła lekarka z hospicjum domowego, bardzo w porządku lekarka, wszystko nam wytłumaczyła, przejrzała recepty jakie mama dostała, zleciła badanie krwi i zapowiedziała że będzie za 2 tygodnie. Jeszcze tamtego dnia pomyśleliśmy, że może nie będzie tak źle.. Już w hospicjum mama była bardzo słaba, nie miała apetytu itd. Ale w porównaniu z tym jak jest dzisiaj, to było cudownie. Mama jest taka słaba, że ledwo co mówi (jeszcze wczoraj chociaż zrozumiałam CO mówi, dziś już ciężko było mi mamę zrozumieć), od dwóch dni mama nie może jeść stałych pokarmów, ma duże problemy z przełykaniem; zje ewentualnie trochę zupy - ale to oczywiście zupa zblendowana, i trzeba mamę karmić małą łyżeczką, sama nie daje rady jeść..właściwie to mama ledwo co otwiera buzię. Dziś nawet jakoś ślina jej się zbierała w buzi (nie wiem, chyba nawet śliny po prostu nie przełyka?). Dodam, że nawet wzrok się mamie pogorszył, mówi, że na dal widzi wszystko za mgłą, nawet okulary nic nie dają. Ech..ogólnie bardzo słaby kontakt z mamą jest..Jedyne co dobre, to to, że mama nie ma żadnych bóli.
Co my możemy jeszcze zrobić? Patrząc na mamę mam wrażenie, że to ostatnie tygodnie..a może dni? Jeszcze 3 dni temu jak była ta lekarka z HD to nie było tak tragicznie..może powinniśmy się z nią jeszcze skontaktować? Może powinna mieć mama kroplówkę skoro prawie nic nie je? Tylko że dzis sobota To może karetkę wezwać? Naprawdę już nie wiem..Wiem, że pewnie nic to nie da jak wezwiemy pogotowie, ale może chociaż lekarz mi powie, czy mam się już żegnać z mamą? Wolę najgorszą prawdę niż niewiedzę :(
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum