Mikusiu Kochana pogoda jest tak piękna, że się aż w pomieszczeniach siedzieć, tylko całe dnie spędzać na dworze. Marzy mi się wyjazd do lasu gdzieś na odludzie, albo chociaż na działkę do znajomych, byle tylko wyrwać się z tych betonowych murów. Takie ze mnie dziecko natury
Na rolkach nie jeździłam sto lat, więc pewnie teraz bym się wyglebiła Podejrzewam też mega zakwasy po jeździe na rowerze. Co prawda dużo spaceruje z Jamniorą, ale to nie to samo co jazda na rowerze.
Co do Pana Kota, to oczywiście wiem Marzy mi się kot, Jamniorze też się marzy kot (usiłuje złapać sobie nawet jakiegoś bezdomnego i zaciągnąć do domu, ale wszystkie jej uciekają, wprasza się na bezczela do domów gdzie są koty Ma jedną kotkę Balbinkę, z którą się trącają nosami bo Balbina nie ucieka i pewnie by Jamniora chętnie ją zaadoptowała). Niestety Mama się na kota zgodzić nie chce i tak sobie marzymy z Suczydłem o kocie.
Dzisiaj dotarło do mnie, że w listopadzie będzie dwa lata od diagnozy. Jak ten czas leci. Poczytałam od początku Mamci wątek i trudno mi uwierzyć, że tak rzeczywiście było. Dzisiaj i ja i Mamcia jesteśmy kompletnie innymi osobami niż wtedy. Oczywiście w pozytywnym sensie
Z rzeczy mniej przyjemnych... "Ciotka" mojej Jamniory ma na szczęce - tak przy kąciku pyszczka - czerniaka złośliwego... Ech smutno nam bardzo, bo Figula ma zaledwie 11 lat i spokojnie mogłaby jeszcze z pięć pożyć, a tak nie wiadomo jak to się wszystko potoczy dalej. Jamniora stratę przeżyje bardzo pewnie, bo Figula to taka przyszywana Ciotka, która niejako wprowadziła mojego przegubowca w świat podwórka i od tych siedmiu lat bardzo często się bawią, tarmoszą i wzajemnie w domach odwiedzają.
Prawdą jednak jest, że ostatnimi czasy, to głównie zaglądam na forum, czytam, ale rzadko kiedy cokolwiek piszę.
Ostatnie kilka dni nie zachęcają za bardzo do spacerów. Ja to może bym połaziła nawet jak pada, niestety Jamniora odmawia wtedy współpracy, a samej to tak się nie bardzo chce
Zieleń buchnęła, niedaleko mojego domu kwitną różowe kasztany i różowa akacja. Fantastyczne te kolory. Jak nie specjalnie lubię kolor różowy to akurat w tym wydaniu mogę oglądać całymi dniami i tygodniami. Jak nie zapomnę znowu aparatu, albo komórki, to cyknę fotki
Dzisiaj nawiedził mnie nieprzyjemny sen. Było chyba przed Bożym Narodzeniem i Mamcia powiedziała mi, że lekarka powiedziała, że rak wrócił, że jest nawrót choroby. Co prawda nie było jeszcze żadnych wyników badań, które by to potwierdzały, ale lekarka twierdziła, że rak wrócił. Brrrr... nieprzyjemny sen.
Brak złotej myśli na dzisiaj.
Pozdrawiam
100_0390.JPG Kasztan z 2008 roku, w tym roku jeszcze piękniejsze są :)
Co prawda pojawiam się na forum, ale jakoś nie bawię na nim długo i niestety nie udzielam się u Was Kochane Moje Robaczki, choć niewątpliwie na to zasługujecie wszyscy razem i każde z osobna. Przepraszam za to, że jestem z Wami tylko myślami. Kompletnie wiem co się ze mną dzieje, mówiąc szczerze. Chciałabym zwalić to na doła, ale humor mam nawet niezły, problem w tym, że na nic nie mam ochoty, apatia w czystej postaci.
Dzisiaj odzywam się egoistycznie, mając nadzieję, że jak to napiszę, jak wyrzucę to z siebie, to mi przejdzie i się lepiej poczuję. Sennego tematu nie tykam, bo mi głupio prawdę mówiąc... Ech...
Śnił mi się sen we śnie... Śniło mi się, że śpię i mam sen +18, bardzo fajny i miły , budzą mnie z tego snu jakieś głosy w mieszkaniu, a powinnam być sama, bo Mama wyszła. Słyszę głosy mojej zmarłej ciotki i dziadka. Wstaję, idę do drugiego pokoju, patrzę a tam ciotka ubrana na czarno, dziadek w garniturze i jeszcze brat mojej Mamci ze swoją żoną. I ciotka mi mówi, że Mama nie żyje, że zmarła i coś o pogrzebie. Wujek z żoną uśmiechają się radośnie, ciesząc z tej śmierci. No koszmar jakiś. Wkurzyłam się i wujka z ciotką wyrzuciłam dosłownie przez okno. Chciałam wyrzucić i dziadka, ale nie pamiętam co się stało. Ciotka znikła.
Ja obudziłam się z walącym sercem, niepokojem i ogólnie czuje się jakby mnie co przejechało. No i jak zwykle po takich snach włącza mi się czarnowidztwo i zastanawiam się czy to nie jakiś zły znak. Po prostu koszmar...
Nienawidzę takich snów. I przepraszam, że tak je tu wrzucam i forum zaśmiecam.\
Reszka.78 , ja myślę, że stan naszego umysłu uwalnia się w snach. Dużo rozmyślamy co by było gdyby?
Mnie też męczą podobne sny w których widzę bliskich zmarłych....chyba trzeba mniej myśleć?
_________________ Lidia
Nauczmy się kochać ludzi....bo tak szybko odchodzą.
Mam straszny wyrzut sumienia, że Was zaniedbuje. Nawet sobie nie wyobrażacie jak mi z tego powodu głupio. Mam taki wyrzut, że powinnam być tu częściej i wspierać Was, a nie tak tylko przeczytać wpisy, być przy Was tylko myślami i właściwie odzywać się wyłącznie w chwilach egoizmu, gdy sprawa dotyczy mnie, czy mojej Mamci.
Postaram się poprawić w tej kwestii.
Moja myśl na dziś ~ "Przyjaciel to ktoś, kto potrafi wytrzymywać z tobą 24h i nadal mu mało, ktoś kto wie o tobie wszystko, a mimo to siedzi obok i cię kocha, ktoś kto jak zobaczy twoje łzy pyta "kogo mam zjechać" ktoś kto o 3 rano podniesie słuchawkę i będzie słuchać jak przeklinasz cały świat i ci przytakiwać..."
Uf. Doba ma zdecydowanie za mało godzin, tydzień za mało dni. Szaleństwo. I potem nagle okazuje się, że minęło tyle miesięcy od mojego ostatniego wpisu. Czas leci zdecydowanie za szybko. Niedługo miną trzy lata od diagnozy i od mojej rejestracji tutaj. Aż trudno mi momentami uwierzyć, że to już tyle. Czas mógłby trochę zwolnić zamiast tak gnać do przodu jak wariat.
Jedyne co przez ten czas działo się na minus, to to, że wszyscy lekarze uważają Mamę za okaz zdrowia i się nawet doprosić o jakieś badanie nie może. Tomografii nie miała robionej już ile? Rok? Badania krwi też już dawno. Ech. I z jednej strony okej, a z drugiej strony człek się zastanawia, bo przecież badania powinny być chociaż raz w oku robione.
Samopoczucie? Zakręcenie i brak czasu raczej nie pozwala na zbytnie zastanawianie się i wsłuchiwanie w siebie. Tak naprawdę nic się w kwestii zdrowia nie zmieniło. Pobolewa to i owo, ale czasem każdego coś boli. Mama schudła 3kg w jakieś dwa, może trzy tygodnie. Trochę mnie to niepokoi, ale z drugiej strony mniej więcej od tego czasu mamy bardzo stresujący okres i zwalam to właśnie na ten stres, nie dając dojść do głosu czarniejszym myślom, choć gdzieś tam z tyłu głowy siedzą.
W każdym razie nie marudzimy i się nie poddajemy. Stresująca sytuacja też się skończy pozytywnie mam nadzieję.
Pozdrawiam Was Wszystkich Kochani! Myślę o Was, choć tak strasznie rzadko tu jestem i tak rzadko się udzielam.
Czytam dzisiaj tyle tematów ile tylko daje radę, starając się nadgonić czas nieobecności tutaj i dotarło do mnie, że niedługo (29 listopada) minie dokładnie 3 lata od mojego zarejestrowania się. Trzy lata od diagnozy. Ten czas leci naprawdę strasznie szybko, aż wierzyć się nie chce, że to już tyle. Tyle rzeczy się w tym czasie wydarzyło, tyle wspaniałych Osób odeszło.
Czasem mam wrażenie, jakby wiadomość o Mamy chorobie spadła na nas ledwie wczoraj, a innym razem jakby minęły lata świetlne, albo w ogóle nigdy się nie wydarzyło i było jedynie złym snem.
I tak a propos snów. Dzisiaj Mamie śniła się zmarła Śp. ciotka i tata (mój dziadek). Najpierw ciotka rozmawiała o mamie z mamy bratem i szwagierką (oboje żyją), a potem widziała tatę, siedzącego na kanapie, mnie siedzącą na oknie. Rozmawiała przez telefon, że ta nieżyjąca ciotka miała zawał albo wylew, mówi o tym dziadkowi, a potem ciotka stanęła w drzwiach i mama zapytała się "Ciociu jak się czujesz". Oczywiście już się nakręciła, że przyszli po nią, bo nadszedł jej czas...
Za oknem w końcu zimna i prawdziwie listopadowa jesień. Nastraja nostalgicznie, nic się nie chce, prócz zakopania się pod kocem lub kołdrą z gorącą herbatą i nie wystawiania nosa aż do wiosny. Szkoda, że się tak nie da.
tak na początek
Co do snów to w moich i mamy non stop przewija się nieżyjący jej tata a mój dziadek i ja tłumaczę sobie że nas ostrzega lub informuje, mama oczywiście też że przychodzi po nią. Wszystko zależy od nastroju...
U nas też 3 latka od diagnozy minęły tylko my "startowałyśmy" z IV stopniem zaawansowania i oby stan który jest teraz utrzymywał się jak najdłużej.
pozdrawiam Was serdecznie buziale
U mnie mimo pięknej, iście letniego wieczoru, jesiennie już i nostalgicznie. Od dobrego tygodnia czuje jesień, zbiera mi się na wspomnienia, także te z czasów beztroskiego dzieciństwa. Jednocześnie czuje gdzieś w sobie niepokój.
Mama jak to mama, wszędzie jej pełno, usiedzieć na kuperku nie może. Również od tygodnia czuje się źle i oczywiście twierdzi, że się kończy. Wszystko zaczęło się od tego, że poszła do lekarza po receptę na leki na nadciśnienie, w gabinecie miała rzeczywiście bardzo wysokie bo jakieś 200/100. Lekarz, nadawał leków, łącznie z zastrzykiem żeby ciśnienie zbić. Oczywiście nie omieszkał powiedzieć, że wysokie ciśnienie to bez mała rychła śmierć. Wróciła do domu, i od tego czasu ciśnienie ma właśnie takie skaczące. Raz ma 170/90 innym 120/80. Boli ją głowa i to nie potylica, a jak czoło i szczyt głowy. Do tego pobolewa żołądek i kłuje czy gniecie w lewym boku. Mama się denerwuje i nakręca, ja się denerwuję i znowu nakręcam. No jest wesoło w każdym razie i o nudzie nie ma mowy.
Dziękować Bogom wszelkim, Mama czuje się nawet nawet, narzeka na pogodę, bo ją przydusza astmatycznie. No i ta przepuklina. Poza tym usiłuję ją pogonić do lekarza żeby zrobiła badania krwi, markery i w końcu tomografię, bo już tyle czasu nie miała robionej, ale jest uparta koszmarnie i twierdzi, że nie będzie chodzić po lekarzach. O i na tym się rozmowa kończy.
Poza tym czekamy w końcu na wiosnę i trochę słońca.
Mam ochotę wytargać moją rodzicielkę za uszy. Dzisiaj przyśnili się Mamie jej rodzice i cioteczny brat - nie żyją. Oczywiście znowu się nakręca, że to po nią przychodzą. Oczywiście niepokój rodzicielki udziela się także mnie. Beznadziejne to. Zamiast się cieszyć, że przynajmniej do południa przepiękna pogoda, że odwiedziła ją dawno niewidziana przyjaciółka. Ech. Nawet ta przyjaciółka mówiła, żeby głupot nie wygadywała, bo pewnie proszą o modlitwę, albo światełko.
Mimo marudzącej rodzicielki, optymistycznie choć wieczorowo, nawet jeśli do tej kalendarzowej jeszcze trochę zostało, ale koło mnie coraz więcej krokusów i przebiśniegów
Dzisiaj dotarło do mnie, że od diagnozy i operacji minęło już 5 lat. Jak ten czas leci. Chwilami mam wrażenie, że to wszystko wydarzyło się wczoraj, innym razem zaś, że wręcz dekady temu, albo wydaje się to tak nierealne jakby było tylko dziwnym snem.
Super Reszko trzymajcie tak dalej, żeby nic nie zakłóciło już Waszych główek :-). Pozdrowienia cieplutkie i Zdrowych oraz Spokojnych i Wesołych Świąt :-*
_________________ [*] śpij spokojnie kochana moja (27.09.2015)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum