...nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury...
Mama 08.01.2012r [*]
Tato 13.08.2013r [*]
Pytałam o te świadome gesty i spojrzenia, ponieważ niedługo przed śmiercią, mówiłam do taty. Chciałam mu wszystko powiedzieć. Jakim był i jest cudownym człowiekiem, tatą, mężem i dziadkiem. Mówiłam jak bardzo go kocham... Zresztą często mu to mówiłam, ale dzisiaj chciałam powtórzyć dla pewności, że odchodzi wiedząc to wszystko
I w pewnym momencie zauważyłam, że tato ściska delikatnie moją dłoń. Właściwie, myślałam, że to mi się wydaje, ale poluźniłam swój uścisk i moja ręka nadal była w środku opleciona tatusiowymi palcami. Zastanawiam się czy to możliwe aby tatuś uścisnął moją rękę przed odejściem. Czy to po prostu jakiś nerw, czy odruch który ma wytłumaczenie medyczne? Może to głupie pytanie, ale jestem ciekawa.
Czuję taki spokój i "radość" ( nie wiem jak to określić bo ciężko mówić o radości w chwili kiedy człowiek chce tylko płakać), że tatuś odszedł przy nas, że mogłam go trzymać za rękę do samego końca, że byliśmy przy nim wszyscy i że ksiądz zdążył namaścić Tatusia.
[ Dodano: 2012-05-23, 18:26 ]
I oczywiście bardzo dziękuję wszystkim.
Madga ja też jestem pewna, że Cię słyszał i rozumiał co mówisz i że ten uścisk był tego potwierdzeniem. Może tatko nie miał wszystkiego o czym w życiu marzył, ale miał to czego potrzebował i co byłoby przedmiotem zazdrości wielu ludzi na świecie: MIAŁ MIŁOŚĆ !!! Te Twoje ostatnie słowa brzmią trochę jak pożegnanie... Mam nadzieję, że to nie koniec i będziesz nas odwiedzać, bo Twoja obecność to od czasu do czasu a teraz ogromne doświadczenie może pomóc innym. Ale na to wszystko potrzeba czasu i ja zdaję sobie z tego sprawę. Wkrótce przyjdzie Wam pożegnać tatkę. I pamiętaj, nie mów mu "żegnaj" tylko... "do zobaczenia". Jeszcze raz Cię ściskam. Ukłony dla mamy i męża.
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Wydaje się, ze ludzie umierający słyszą do końca. Dlatego zaleca się postępowanie, które zastosowałaś instynktownie - mówi się do umierającego ciepłe słowa, zapewnienia o miłości. Ani przez chwilę nie wątpiłam, że dasz sobie radę, ponieważ prowadziło Cię serce - i jak widać - do ostatka pięknie podpowiadało Ci, co trzeba zrobić.
Jestem pewna, że tym uściskiem ręki Tata Cię pożegnał, podziękował. Wiele osób mówi, że bliscy żegnają się z nimi uściskiem dłoni, albo innym znakiem, uznanym za pożegnalny gest - np. próbują pomachać ręką na pożegnanie. Dlatego, podobnie jak napisała Honorata, powyżej - ufam, ze Wasze rozstanie jest tylko chwilowe i trzeba powiedzieć "do widzenia".
Rozumiem też Twoje uczucie paradoksalnej radości - myślę, że jest ono związane z dobrym przeżywaniem tajemnicy śmierci. Taka Radość niesie spokój i szczęście. I mogą jej twarzyszyć łzy bólu po utracie kogoś kochanego - a mimo to pozostaje Radością.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Tzn. to nie radość. Bo do radości mi daleko. To taki spokój, że tato odszedł obok, że był w domu tak jak chciałam od początku. I jak zapewne chciał Tatuś.
Wiele bym oddała za to aby był tu z nami, ale też wiem, że gdyby miało być tak jak w ostatnich dniach to faktycznie by był tylko nasz egoizm. Wierzę, że tak było najlepiej. I jeżeli faktycznie, ludzie są w stanie kierować TĄ chwilą, to tato ją przyśpieszył, aby nie być rośliną- czyli to czego obawiał się najbardziej. Byliśmy przy nim wszyscy ( poza wnukiem który spał).
Nie mogę uwierzyć, że na świecie zobaczę go ostatni raz w sobotę. I że już nie będziemy mogli się pokłócić, przytulić czy pogadać. A wszystko pozostanie na zdjęciach i w pamięci :(
[ Dodano: 2012-05-24, 01:09 ]
Ze względu na to, że sama kiedyś szukałam takich informacji, napiszę jak to wyglądało u nas, kilka dni wstecz. Może komuś kiedyś pomoże a ja to potraktuję trochę jako "terapię".
Właściwie mam wrażenie, że to dziwnie wygląda. Odeszła mi tak bliska osoba a ja siedzę na internecie jak bym nie miała co robić, ale w ogóle to do mnie nie dociera. Przed chwilą nasłuchiwałam, ponieważ miałam wrażenie, że tato wstaje z łóżka- właściwie , każdy dzwięk kojarzy mi się z tym, że trzeba sprawdzić czy jest ok. Dopiero po chwili, jak przypomnę sobie noc, dociera do mnie, że nie mam po co nasłuchiwać :(
Ostatnie 3-4 dni, tatuś spał. Bardzo ciężko było go dobudzić. Nie wiem też czy takie dobudzenie było pełne. Przeważnie tato otwierał na chwilę oczy- nie w pełni i zamykał ponownie. Z trudnością podnosił się sam z łóżka. Często walczył a kiedy próbowaliśmy my pomóc, krzywił się, tak jakby sprawiało mu to ból ( możliwe, że źle łapaliśmy). W pierwsze dni, próbował przyjmować pokarmy, ale szło to opornie i wolno. Bywało tak, że zaraz wypluwał to co przyjął, albo tak, że jadł - ale było tego malutko. Później mama podawała zupkę łyżeczką, to powoli jadł. Pił sam, chętnie. Miewał przebłyski świadomości, kiedy przytulał mamę, obejmował, łapał mnie za rękę czy wykonywał inne miłe gesty. Wszystko było lekko nieporadne, ale kochane. Poza tym tato klął przy przebieraniu czy innych czynnościach. Jak mało kiedy słyszałam z jego ust przekleństwo, tak teraz, prawie przy każdej czynności.
Kiedy chciał do ubikacji jeszcze na 3 dni przed odejściem, pokazywał, że chce pomocy. Jednak próby przeniesienia gdziekolwiek, kończyły się prostymi nogami i odmową posadzenia. Tato wydawał się być nieprzytomny. Nawet gdy oczy były pół-otwarte, zamglone i jakby nie widzące w pełni, poznał brata, podał mu rękę... Tak było w niedzielę. Wtedy jeszcze wydawać się mogło, że ma gorszy dzień, chociaż ten wzrok nie wróżył nic dobrego. Był nieobecny, obcy... Całą wizytę wujka przespał. Nie zainteresował się niczym. Ogólnie tak jakby nic się nie działo. Kilka razy usiadł , coś próbował jeść, nawet swoje palce, które stały się dla niego obce, ale poza tym nic.
W nocy się mocno wiercił. Słyszałam, że coś robił. Mama mówiła, że w nocy zakładał nogę na stół. W końcu zupełnie odmówił przyjmowania pokarmów a kiedy dawałyśmy picie to zaciskał usta i nie chciał kompletnie. Przestał oddawać mocz. A wcześniej był taki mocno ciemny- w niewielkich ilościach. Zadzwoniliśmy do lekarki. Pobrali krew, podłączyli do kroplówki. Kilka godzin po zamontowaniu motylków i podaniu wody sodowej tato zaczął przerażliwie oddychać. Od razu mnie to zaniepokoiło. Tato wydawał z siebie odgłosy jakby chrapanie, ale z mocnym wdechem i wydechem. Aż cały tułów chodził przy takim wdechu. Brzmiało to przerażająco. Od razu zadzwoniliśmy do pielęgniarki, aby zapytać czy to normalne. Kazała wezwać pogotowie. Przez telefon polecili nam przekręcić tatę na bok. Kiedy to zrobiliśmy, szłyszałam tylko bulgotanie. Zawsze gdy o tym czytałam nie wierzyłam aby to było tak głośne i dosłowne. Mogłabym to porównać jedynie do odsysacza śliny podczas kanałowego u dentysty. Koszmar. Niby człowiek wie, jak jest źle, ale w takich sytuacjach głupieje, chce pomóc, za wszelką cenę. Pogotowie przyjechało szybko. Mierzyli ciśnienie kilka razy. Po czym stwierdzili, że jest 60/0 , tato nawet nie drgnąl gdy wczepiali mu wenflon, kiedy robili przy nim wszystkie te swoje czynności. Powiedzieli, że to kwestia minut, godzin a może i dni. Powiedzieli, że mogą zabrać do szpitala, ale nie chcieliśmy. Gdyby mogli pomóc to tak, ale wiedzieliśmy, że to tylko kwestia tego , gdzie Tatuś ma przeżyć ostatnie minuty czy godziny. Oddech taty był głośny, rytmiczny, częsty. Cały aż chodził od tego. Lekko drgał czasami przy tym. Oczy lekko wędrowały, ale były nieprzytomne. Czasami miałam wrażenie, że Tatuś na mnie patrzy, ale później, kiedy przemieszczałam się a oczy pozostawały w tym samym miejscu to wątpiłam. Kości policzkowe wyszły koszmarnie. Oczy zapadły się chyba do maximum. Tato poruszał ręką, ale w sumie chyba nie był w stanie nic zrobić. Z uścisku ręki też się raczej oswabadzał. Nasłuchiwałam podczas kąpieli i póki słyszałam oddech to byłam spokojna- dopiero teraz dociera do mnie, że mimo tego tętna i wszystkich znaków, długo zachowywałam się surrealnie, nie dopuszczałam tej myśli. Ok 22 mama musiała na trochę wyjść, więc usiadłam koło taty i obserowałam. Oddech co jakiś czas się zmieniał. Ok 23 był już spokojny. Tato zaczynał mieć delikatne kropki na nogach. Myślałam, że zasinieją palce u stóp, ale one do końca pozostały normalne. Takie "pajęczyny" widziałam na dłoniach i łydkach. Palce u rąk pod koniec tylko zaczęły sinieć. Wtedy zawoałałam mamę i powiedziałam, że to już ostatnie chwile. I nie wiem jak, ale bardzo szybko przeleciał ten czas. Ja trzymałam tatę za rękę, mówiłam do niego, całowałam i tuliłam. A oddech był spokojniejszy aż w pewnym momencie był bardzo płytki i cichy. Wtedy staneliśmy przy Tatku i czekaliśmy, aż spokojnie przejdzie na drugą stronę. Na koniec tato już prawie w ogóle nie łykał powietrza. Pamiętam, że te ostatnie oddechy , były jak takiej rybki bez wody, prawie nieme. Tatuś zamknął usta , oswobodził chwilę przed rękę i odszedł. Kiedy sprawdzałam tętno to jeszcze łapał ze dwa oddechy w bardzo długim odstępie- aż odskakiwałam przerażona. Oczy łzawiły a po rękach widać już było niewydolność krążeniową. Dzisiaj przy załatwianiu spraw lekarka powiedziała, że wyniki krwi nie najgorsze. Pielęgniarka, która kilka godzin wcześniej podłączała motylki była mocno zdziwiona dzwoniąc rano... Nie wiem czy udawała, czy to na prawdę nie wyglądało jakby jeszcze miał być koniec?! Tęsknię już. CHociaż tęskniłam i jak tatuś żył.
Może komuś się to przyda.
Na forum zostanę. Wiele mi dało i na pewno będę starała się tu zaglądać. Myślę, że nawet mój wątek od czasu do czasu przejrzę aby przypomnieć sobie jak to było :(
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum