Chodzi mi bardziej o "aspekty techniczne": czy te dawki to dużo czy mało, czy w razie czego może jeszcze być w przyszłości naświetlany czy zaaplikowali dawki maksymalne itp itd...
moj tata miał naświetlania paliatywne, 5 x 4 Gy czyli 20Gy to dawka na jeden raz chyba standardowa , mająca na celu przedłużenie życia i poprawę jego jakości
za 3 miesiące miał kolejne naświetlania także w tej samej dawce
po kążdych takich naświetlaniach czuł się lepiej, dużo lepiej ,
zero skutków ubocznych ,, pierwsze naświetlania paliatywne miał w grudniu , żył jeszcze póżniej kilka miesięcy
tak że jak zareaguje tata zalezec będzie od jego organizmu , u nas akurat było dobrze
tego i Wam zyczę
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Tak ogólnie to chyba najlepiej od miesiąca, bo prawie tyle to wszystko już trwa... Je normalnie, nawet chyba więcej niż zazwyczaj, znacznie mniejsze zawroty głowy, prawie go nie boli głowa, a jak boli to w miejscach wolnych od przerzutów, więc nie wiemy c o tym myśleć...
Dziś zaczął narzekać na ból dziąseł... Wcześniej miał zaniedbane zęby, a poczytałem, że może to być problem po naświetlaniu...
Przed chemią chyba będzie potrzebny tzw. port (z tego co mi tłumaczono - taki podskórny zbiorniczek do którego będą robione wlewy i kroplówki), bo tymi wenflonami przez ostatni miesiąc ma totalnie "poorane" ręce...
Jak z nim wczoraj byłem cały dzień, to nawet przy kompie trochę siedział i coś tam dłubał...
Bialostoczanin, cieszę się, że Tatuś ma dobry apetyt, to bardzo ważne, musi nabierać siły.
Co do ząbków, tak, jeśli miał jakieś problemy, to bardzo możliwe, że teraz daje znać o tym naświetlanie.
Bądźcie dobrej myśli, pisz co u Was, pozdrawiam serdecznie.
_________________ Przykro, że daje się osty...nie myśląc :(
Udało nam się "rzutem na taśmę" uzyskać jeszcze jedną konsultację histopatologiczną z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. Tamtejsi specjaliści ustalili (jeszcze nie mam i nie widziałem tego na piśmie, ale wiem że lekarz prowadzący tatę widział i przeczytał mi telefonicznie), że jest to jednak rak niedrobnokomórkowy, najprawdopodobniej wielkokomórkowy... Co to oznacza? Czy coś to zmienia/ułatwia/pomaga przed chemioterapią, którą tato zaczyna w poniedziałek?
Przykro, z tego co wiem jest to bardzo złośliwa odmiana niedrobnokomórkowego. Dobrze reaguje na chemię, ale, niestety szybko ponownie atakuje.
Dużo spokojnego czasu życzę
_________________ Teresa
Mąż odszedł 19.09.2011 DRP
Niestety potwierdzam. Wielkokomórkowy to agresywne świństwo. Jest najrzadziej występującym rodzajem raka płuc ale w porównaniu z innymi typami tego nowotworu rośnie szybciej i szybciej rozprzestrzenia się w płucach. Często też daje przerzuty odległe oraz do węzłów chłonnych. Ten typ dość szybko zyskuje też odporność na chemię.
Trzymaj się cieplutko i dbaj o Tatę, spędzaj z nim czas. I życzę sukcesów w leczeniu.
_________________ Izabela
Tato 9.02.1947 - 13.10.2012 ( 15 miesięcy walki z potworem )
Tato jestem z Ciebie dumna, że tak dzielnie znosiłeś chorobę.
Bialostoczanin
To dobrze, że udało Ci się uzyskać dokładne badania mikrobiologiczne próbki. Rzeczywiście, komórki tego typu raka są najczęściej slabiej zróżnicowane od "średniej" jaka przypada na komórki NSCLC, a więc mają większą tendencje do metastazy (przerzutów). Na ten typ raka składa się jeszcze kilka "podtypów", co może być istotne przy doborze schematu chemioterapii.
Jedyne wiarogodne źródło do jakiego dotarłem, w którym powiedziane jest cokolwiek na temat I linii leczenia chemicznego w przypadku raka wielkokomórkowego to: http://www.ncbi.nlm.nih.g...5?dopt=Abstract Wnioski z tego badania są niezmiernie ciekawe, bo jeśliby traktować NSCLC jako jeden typ raka, to nie ma różnicy czy jako schemat leczenia wybierzemy cisplatynę+gemcytabinę, czy cisplatynę+pemetrexed. Jednak, jeśli wyróżnimy "podtypy" NSCLC, to okaże się, że np. skuteczniejszy schemat leczenia raka wielkokomórkowego (153 pacjentów) to cisplatyna+pemetrexed (mediana OS dłuższa o prawie cztery miesiące).
Co zaś tyczy się różnych podtypów samego raka wielkokomórkowego, to jako jeden z nich wyróżnia się LCNEC (Large cell neuroendocrine carcinoma) czyli guzy o charakterze neuroendokrynnym. Niedawno opublikowane zostały wyniki badania klinicznego przeprowadzonego na grupie pacjentów z LCNEC http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22579297 Porównano w nich dwa schematy leczenia tego typu raka: jeden schemat odpowiadał metodom leczenia SCLC a drugi metodom leczenia NSCLC. Co może być nieco zaskakujące to fakt, że w kohorcie leczonej cytostatykami stosowanymi w SCLC uzyskano większy procent pacjentów z odpowiedzią na leczenie (73% vs 50%) oraz większą medianę czasu do progresji (6.1 vs 4.9 miesiąca). Nie można jednak opierać wniosków tylko na jednym badaniu, w którym na dodatek było stosowanych wiele różnych cytostatyków (a nie tylko porównanie dwóch schematów) oraz była niewielka ilość pacjentów (45 osób). Piszę jednak o tym, gdyż może takie informację okażą się przydatne. (Tak na marginesie, to w niektórych badaniach pacjenci z LCNEC traktowani są identycznie jak pacjenci z SCLC - http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22617247 )
Informacja o wyniku badania próbki jest oczywiście ważna, ale sądzę, że ważniejsze będzie czy rak okaże się wrażliwy na I linię leczenia. Tego Ci bardzo gorąco życzę!
Pozdrawiam serdecznie!
Wczoraj i dziś tato miał wlewy gemzaru i karboplatny (oddzielnie). Jutro wychodzi ze szpitala. Za tydzień ma się zjawić na pododdziale chemioterapii dziennej, aby otrzymać wlew już obydwu tych leków na raz. Następnie za trzy tygodnie z powrotem do szpitala.
Lekarz prowadzący użył w stosunku do terapii taty określenia "głęboko paliatywna" - czym ona się różni od "zwykłej" paliatywnej???
Pani doktor stwierdziła, że karboplatyna w przypadku taty jest lepsza niż cisplatyna, ponieważ ta druga (mimo że ma "lepsze statystyki") może powodować obrzęki mózgu.
Tato ogólnie czuje się jeszcze lepiej niż po radioterapii. Wspomina już o jeżdżeniu samochodem )) Nie wiem na ile to efekt psychologiczny, a na ile leczenia...
Lekarz prowadzący użył w stosunku do terapii taty określenia "głęboko paliatywna" - czym ona się różni od "zwykłej" paliatywnej???
Odnośnie chemioterapii paliatywnej - raczej nie używa się innego określenia (jak właśnie paliatywna).
Mówi się za to nierzadko o chorych: chory głęboko paliatywny. Takie określenie oznacza, że mowa o chorym z widocznymi oznakami choroby, zazwyczaj już wyniszczonym przez chorobę, często z kacheksją nowotworową etc. To chory u schyłku choroby, jednak niekoniecznie jeszcze w stanie terminalnym (zazwyczaj jednak nie może być już leczony onkologicznie, a w szczególności systemowo, gdyż jest na to za słaby).
Natomiast chory paliatywny to chory, po którym wcale nie musi być widać oznak choroby (pomimo, że wiemy już, że nie da się go wyleczyć), z rokowaniem co najmniej kilkumiesięcznym, w dobrym lub dość dobrym stanie ogólnym.
Dość dawno mnie tu nie było, więc na początek kilka wieści bieżących, potem informacja, która wydaje nam się bardzo pozytywna, a na koniec kilka pytań:
Tato jest już po dwóch kursach chemioterapii Gemzarem i Karboplatyną. Z tym, że niepełnych... Po I części I kursu (pobyt szpitalny, koniec listopada) miał się zgłosić na II część (pododdział dzienny, początek grudnia), ale została odwołana z powodu konieczności uporania się z ostrą grzybicą jamy ustnej (ponoć w wyniku radioterapii i chemioterapii). I część II sesji miał w drugiej połowie grudnia (pobyt szpitalny) i miał się zgłosić na II część przedwczoraj (pododdział dzienny), ale też została odwołana (od niedzieli sporo gorączkuje, tak skokowo - 39 stopni, po dwóch godzinach już nic, potem znów itd., dostał antybiotyki, po badaniach krwi - chyba KTC czy coś takiego - okazuje się że to jakaś infekcja bakteryjna). Na kolejną sesję ma się zgłosić 16 stycznia (znów pobyt szpitalny).
W związku z tymi przebojami tato czuje się osłabiony, dużo śpi. Poza tym mało je i pije (mama robi mu w domu kroplówki wzmacniające), ma problemy z zaparciami, wczoraj okazało się że ma "prawie" przepuklinę... Ale poza tym ogólnie czuje się OK (tak przynajmniej mówi). Ostatnio także nieco bardziej boli go głowa.
Dziś zrobiliśmy tacie kontrolny rezonans głowy - w załączeniu (lekarze mówili, że niepotrzebny na tym etapie, ale czuliśmy z rodziną, że potrzebujemy jakiegoś pozytywnego bodźca do dalszej walki...) Okazało się, że przerzuty do mózgu są 2, a w niektórych przypadkach nawet 3 razy mniejsze! Guz w płucach (na podstawie RTG i obserwacji "stopnia zakrzywienia" rurki od portu, która wchodzi do żyły aż za guza) też się zmniejsza, a przynajmniej mniej uciska ŻGG. To wszystko daje solidnego kopa i motywację do dalszych działań dla nas a do walki dla taty...
No i pytania:
1. Jaki wpływ na terapię może mieć takie odwoływanie II części poszczególnych sesji chemioterapii?
2. Jak można interpretować te wyniki rezonansu głowy?
3. Czy na dziś rokowania trochę się poprawiają, czy z medycznego punktu widzenia jest bez zmian w tym zakresie?
Z góry dziękuję za odpowiedź!
[ Dodano: 2013-01-04, 14:10 ]
Zapomniałem dodać, że wyniki krwi OK, ale przede wszystkim nie ma obniżonych leukocytów.
1. Jaki wpływ na terapię może mieć takie odwoływanie II części poszczególnych sesji chemioterapii?
Nowotwór może się szybciej uodpornić na podawane leki.
Bialostoczanin napisał/a:
2. Jak można interpretować te wyniki rezonansu głowy?
Tak jak napisano - zmiany zmniejszyły się, to oczywiście dobra wiadomość.
Bialostoczanin napisał/a:
3. Czy na dziś rokowania trochę się poprawiają, czy z medycznego punktu widzenia jest bez zmian w tym zakresie?
Rokowania wynikają z pierwotnego zaawansowania choroby podstawowej, tak więc w tej kwestii niestety nic się nie zmienia. Choć oczywiście to dobrze, że zmiany w mózgu zmniejszają, trzymamy kciuki by tak było jak najdłużej a chemia działała jak najlepiej
Cały czas walczymy, już ponad pięć miesięcy od diagnozy. Tato właśnie przebywa w szpitalu na kolejnej sesji pięciu radioterapii na głowę. Po pierwszej radioterapii i chemioterapii nowotwór się bardzo zmniejszył (ilość guzów i ich wielkość - w załączeniu wynik ostatniego komputera głowy sprzed dwóch tygodni).
Przez jakieś dwa-trzy tygodnie było lepiej, tato funkcjonował dość sprawnie, nawet prowadził samochód, jednym słowem - na tyle normalnie na ile się da żył... Ostatnio, od jakiegoś tygodnia znowu ostro mu się kręci w głowie, ledwo jest w stanie dojść do toalety, teraz do tego boli go głowa...
Dodatkowo chyba tato "wysiada psychicznie". Zaczyna odmawiać współpracy. Dziś wspomniał, że nie będzie słuchał lekarzy, że chce, żeby mu to wyciąć... Musimy z nim poważnie porozmawiać, więc mam dwa pytania:
1. Jakie są tak na prawdę rokowania w taty diagnozie (stanie zaawansowania choroby), ale tak bez owijania w bawełnę...
2. Czy teraz w ogóle może być jakakolwiek mowa o wycinaniu tego co jest w głowie?
OK, rozumiem że niekorzystne... Ale chodzi mi o konkret - minęło już 5 miesięcy od diagnozy i rozpoczęcia walki, ile średnio/statystycznie żyje w Polsce pacjent w takim stanie...?
W klatce zatrzymało się, ale raczej nie zmalało... Jeśli, to delikatnie...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum