witajcie moi kochani
dzisiaj mam potrzebę napisac o tym jak się czuję moja kochana mamcia, moja kochana, wredotka (bo charakterek to ona ma
) już nie jest tą samą wredotką, mamcią która nad wszystkim miała kontrole w domu, taka nasza domowa "prokuratura" jak to mówi tato. Co ugotować na obiad, jaki obrus na stół, jakie kwiaty w oknie, - mama zawsze decyduje w naszym domu. O ważniejszych sprawach to naradzają się razem. Np. ws. kupna tego aparatu do masażu, który już zamówiłam to razem zdecydowali. Bedzie aparat pomasuje nogi, obrzek się zmniejszy wic będzie Ci lżej mamo. Dom zawsze posprzątany, ciasto na stole, w niedzielę obiad. Usmiech mojej mamy, a czasami i głośny smiech który już słyszałam na dole wchodząc po schodach. Jeszcze kilka miesięcy temu cholera słyszałam. A teraz ledwie widoczny usmiech gdzieś tam przemykający po buzi.
Wiecie wzięło mnie dzisiaj, bo widzimy jak mama bardzo cierpi i gasnie ten blask w jej oczach. Sama przyznała że cierpi bardzo. W zasadzie boli ją całe ciało - od leżenia, od siedzenia, bo przeciez nie może sie przewrócić na bok, na brzuch, wiec tworzą się małe odlezyny które na bieżąco zaleczamy. Poza tym kości ją bolą na których leży. Sama skóra i kości, nie ma tłuszczu więc tu i ówdzie ją uciska. I boli ją noga. Przedwczoraj i wczoraj wzieła w nocy morfinę, ale nie bardzo pomogło. Pobudkę mama nam robi co godzinkę w nocy. Sadzamy ją na łózku, kładziemy spowrotem, tu poduszka nie tak, a to siku i tak w kółko. Kiedy przyjechała lekarka mama nic nie wspomniała słowem o tym że ból, niewygody i zmeczenie nie pozwlala zasnąć. Więc ja zadzowniłam do lekarki i powiedziałam o tym. Powiedziała że coś na sen przepisze.
Wydaje mi się że mama tak zrobiła bo być może boi się że jak zaaplikuje się jej leki to straci kontakt z nami. I ma powoli małe zaniki pamieci. Tak nam się zdaje, bo mówi coś a za chwilę pyta o to samo. Rzadko to się zdarza jeszcze, ale zdarza.
Ponad to przedwczoraj było jej bardzo zimno. Ciśnienie było 130/60, tetno 87. górna granica troszke zawyzona. temp. ciała 35,8.
Staramy sie jak możemy, zeby jej ulzyć, zeby je jbyło wygodnie. Też czujemy się zmęczeni. Ale wymieniamy się tzn ja, brat, drugi brat, i tato. chociaż w zasadzie tato jest non stop - tyle co tylko jak pracuje to go nie ma. Mówię mu: tato jedź do babci (babcia blisko mieszka) prześpij sobie całą noc, nawet dwie. Nawet nie chce o tym słyszeć. Uparty jest. Tak samo jest z sadzaniem mamy na krzesło z nocnikiem. Kiedy jest sam nie da sobie wytłumaczyć żeby założyć mamie pampersa, bo kazde sadzanie na krzesło obciąża ją, boli ją kazdy ruch, kiedy odrywa sie od krzesła - pomimo ze smarujemy oliwką - boli ją skóra bo tam ma odlezyny. Ponad to słaba jest, a tatę boli kregosłup i nogi. Nawet mama chce tego pampersa, ale on nie. Tak jakby mu się to kojarzyło wiece- że założy sie człowiekowi pieluchę i nie trzeba się martwić.
Oj wzięło mnie na pisanie. Daję tym upust mojemu żalowie, o to że nie moge nic dla niej zrobić. Tylko być i poprawiac komfort życia, które co tu się oszukiwać powoli gaśnie.
Ale i tak mama walczy dalej. My to widzimy.
Aha zapomniałam o czymś jeszcze napisac - zmiany na piersi się pogorszyły. Ten najwiekszy guz rozsypał się, ropa, krew, zgnilizna. Śmierdzi bardzo, przesiaka tym posciel,piżama, nawet jak się wchodzi do pokoju to czuć. Lekarka powiedziała że tylko można zmieniać opatrunki, dezynfekować dermacynem, przemywać mydłem szarym i wodą przegotowaną, okładac opatrunkami specjalnymi.
Ja nigdy nie sądziłam, nie wiedziałam co to znaczy taka choroba. W zasadzie teraz mogę się tylko domyslać. Bo my jesteśmy zdrowi, a moja biedna mama jest z tym sama, w sensie takim że sama niesie ten swój krzyż.
No, troszkę jakoś powietrze uleciało ze mnie. Nie musicie nic komentować. Bo co tu można dodac. Nic. Ale dziekuję za to forum, bo wiem, ze ktoś to napewno przeczyta, a dla mnie to duzo.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Richelieu: 2012-01-26, 13:04 ]