Edi piękne podejście do życia tylko pozazdrościć odwagi a przede wszystkim wiary.
Nie jestem aż takim smutasem i umiem walczyć z przeciwnościam losu, czego dowodem jest fakt, że jeszcze normalnie funkcjonuje po wszystkich swoich życiowych przejściach. Jednak wiadomość, że znów mam zmagać się z tym cholerstwem i strach w oczach Taty, który dla wszystkich jest bohaterem, to jakoś tak ... brak słów.
Muszę się z tym poukładać a wtedy jak już schowam urazy, ból, strach to otworzę szufladkę z napisem spokój, a potem następną - radość i na koniec szczęście ...
Edi super, tylko tak trzymać . To że czekasz z tarczycą trochę niepokoi.
Jesteś silną i naprawdę (zdjęcia pokazują) piękna kobietą, a problemy które są efektem operacji zewnętrznie zupełnie niewidoczne.
Dziewczyny tylko przykład z niej brać. Zdrowa osoba oczywiście powinna się kontrolować, ale nigdy popadać w paranoję.
edi napisał/a:
Czy choroba jest dobrem? Nie. Jest złem. Sama w sobie nie ma żadnego pozytywnego sensu. I zrozumiałe, że rozmiar tego zła, powikłań, ubytków, itp. jest różny i dalej - działa na osoby o różnej sile psychicznej. W związku z tym niedawanie rady i załamywanie się, a także dawanie rady i niezałamywanie się są zrozumiałe. Lepiej byłoby nie dodawać sobie żalu czy stresu, nie odejmować sobie jeszcze więcej zdrowia. Ale zbierać, przyjmować, kontemplować wszelkie dobre rzeczy, m.in. przewartościowanie, nabranie większej wrażliwości, rodzinę, jeśli ktoś ją ma i jeśli mu się w niej układa, przyjaciół, jeśli ktoś ich ma (albo chociaż jednego), pozostałą część zdrowia i pozostałe możliwości, piękno przyrody, jeśli się jest jeszcze na nie wrażliwy, muzykę, jeśli ktoś ją czuje, itp. itd.
I może jeszcze (oczywiście nie na siłę) jeśli ładowanie się dobrymi rzeczami na tyle wzmacnia, że możesz dawać coś dobrego innym, to dawaj.
Zgadzam się z Tobą, trzeba po prostu żyć i nie dać się zwariować.
Ciosów też trochę zerwałam, między 4 a 9 tym rokiem życia straciłam dziadka (prostata), tatę (jelito) a następnie babcię (tutaj był wylew). Jeden dom, różne choroby, a babcię która mnie wychowywała ja znalazłam umierającą. Wiadomo dziecko odbiera śmierć inaczej, ale np. bardzo długo mama wmawiała mi że dzieci nie chorują na raka. Obecnie naprawdę spokojnie do wszystkiego podchodzę, tylko muszę być doinformowana. Może po tych paru kopniakach od życia po prostu się uodporniłam.
Po operacji jelita usłyszałam od pani dr. że będą dni gdy: "będzie pani w ubikacji płakała", nie płaczę, gdy jest źle (teraz znacznie rzadziej) to raczej zaklnę -trochę wstyd ale cóż. Cieszę się, że nie spędzam w toalecie jak początkowo 4-5 godzin na dobę, jeden z małych sukcesów, kolejny, że nie mam stomii.
Właściwie poza kontrolowaniem się nic nie mogę zmienić, więc żyję na ile potrafię zupełnie normalnie: dom, rodzina, praca.
Zresztą jestem już na plus; gdy usunięto mi tarczycę prosiłam Boga o to, żebym dostała jeszcze czas gdzieś do 40-dziestki na odchowanie dziecka (mam prwie 44l). Wprawdzie prosiłam też, że gdyby coś takiego zaplanował dla mojego syna, to już ja wolę kolejnego raka dla siebie. Ironia losu, drugi którego miałam jest tak cholernie uwarunkowany genetycznie
Co będzie dalej w rękach Boga, bo nic nie mogę zrobić, może akuratnie na tym koniec, a może jeszcze tylko co: dwunastnica, macica Co będzie dalej w rękach Boga, bo nic nie mogę zrobić, może akuratnie na tym koniec, a może jeszcze, tylko co: dwunastnica, macica, pierś, ?? Zdążę czy nie, pożyjemy zobaczymy, a nerwy na pewno tu nie pomogą.
Odważyłam się napisać więcej o sobie, właśnie dzięki tobie Edi.
A za Neną powtarzam: Nie wolno sie bac. Nie wolno.
Jesteście wspaniałe!
Jak czytam,wpisy na forum chorych osób,to czuję wielki podziw i szacunek.
Mam na myśli tu wszystkich naszych chorujących .
Potraficie tak mądrze pisać,tak wspaniale swoje odczucia przekazujecie,że chcecie czy nie,wiele mnie to uczy..dziekuję...
Kurde muszę w końcu i iść na tę operacje-guz jest już olbrzymi. Lekarz mnie udusi. Skierowanie dostałam w czerwcu 2008r...Już dwa razy miałam wyznaczony termin i wycykorzyłam Najzwyklej w świecie po poprzedniej operacji się boję. Nie boli mnie więc odwlekam. Cała rodzina mnie namawia ale wiem że to musi byc tylko i wyłącznie moja decyzja. Nie mogę iść na operacje bo ktoś z najbliższych to na mnie wymusi. Wtedy gdyby poszło coś nie tak-co się może zdarzyć przy każdej,nawet najkrótszej operacji-bedę miała pretensje tylko do siebie a nie obwiniała kogoś kto mnie namówił.
"Odważyłam się napisać więcej o sobie, właśnie dzięki tobie Edi"
Internet daje nam anonimowśoć ale myślę że na takich stronach jak ta napisanie o sobie czegoś więcej naprawdę dużo znaczy. Mozemy dojrzeć że nie jesteśmy sami,że oprócz choroby z którą walczymy my lub nasi najbliższi są też lub były w naszym życiu inne problemy dnia codziennego z którymi się zmagamy. Ile łatwiej jest pisać jeśli się wie dzięki zdjęciu jak wyglada inny użytkownik z forum i z jakimi problemami się zmaga/ł. To tylko takie moje zdanie.
Teraz jak idę do ubikacji to mogę sobie wyobrazić tylko jak Krysiekn się męczy i w myślach ją wspierać a jeszcze do wczoraj tego nie wiedziałam
Ja też uważam, że strach niczemu dobremu nie służy. Paraliżuje nasze codzienne życie a to działa również źle na otoczenie. Choć zdaję sobie sprawę, że czasami o optymizm trudno ale użalaniem się nad sobą i zamartwianiem niczego nie wskóramy.
Pozdrawiam
Kurde muszę w końcu i iść na tę operacje-guz jest już olbrzymi. Lekarz mnie udusi. Skierowanie dostałam w czerwcu 2008r...Już dwa razy miałam wyznaczony termin i wycykorzyłam Najzwyklej w świecie po poprzedniej operacji się boję. Nie boli mnie więc odwlekam.
Edi, zupełnie mnie nie dziwi Twój lęk przed kolejna operacją, szczególnie po tym co przeszłaś przy poprzedniej. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy endokrynolog skierował na zabieg, to nic innego nie idzie z tym zrobić. Możesz mieć dosyć, ale niestety, im cholerstwo (nieważny tu hispat) większe tym gorzej usuwać, a jeszcze jak nie wiesz co to za guz? Edi ten guz jest miękki, czy twardy; zimny czy gorący??
Ja po usunięciu tarczycy nie miałam żadnych problemów (guzki były w rozmiarach 30x21mm i 17x12 mm - w obydwu płatach), chociaż sam zabieg był dosyć długi ok 5 gadzin bo z badaniem śródoperacyjnym. Wybudziłam się ok. 13stej, a wieczorem pozwolili mi na spacerek. Może gdybym miała inną kolejność operacji, też byłabym bardziej wystraszona (po usunięciu jelita w szpitalu spędziłam jeszcze 2 tyg., a pierwszy raz zwlekli mnie z łózka po 3 dobach).
Już poprzednio miałam Ci napisać, że na którymś ze zdjęć nie podobała mi się Twoja tarczyca, a później piszesz o guzie.
Serdecznie pozdrawiam
[ Dodano: 2009-11-20, 12:57 ]
edi napisał/a:
Teraz jak idę do ubikacji to mogę sobie wyobrazić tylko jak Krysiekn się męczy i w myślach ją wspierać a jeszcze do wczoraj tego nie wiedziałam
Edi, teraz nie jest już tak źle, tak długo siedziałam w ubikacji gdy miałam "złe dni" kiedyś kilka w każdym tygodniu, teraz czasami mi sie zdaża, ale nie ma porównania. Zaś do 10ciu, czy kilkunastu wizyt w toalecie idzie sie przyzwyczaić, wolę to niz stomię.
Nie wiem czy jest twardy czy miękki,zimny czy goracy. Nie mam pojęcia. Lekarz po wykonaniu scyntygrafii a potem biopsji zadecydował ze trzeba to usunąć. Nie specjalnie w to wnikam. Jak zdobedę się na odwagę to pójdę. Na razie odwagi brak...
edi, krysiekn, wasze opowieści dodają wiary w to, że można się nie dać. Zazdroszczę Wam siły i podejścia do życia. Chciałabym mieć tyle wiary i siły co Wy. Pozdrawiam ciepło
kurcze, widzę, że większość z Was już "zahartowana" w zmaganiu z chorobą...
Ja po raz pierwszy widzę kogoś bliskiego tak poważnie chorego :( jestem przerażona, bo nie wiem, co nas czeka... Właściwie, to nadal nie mogę uwierzyć. Jaki rak? Przecież u nas w rodzinie nie było żadnego raka. Wiem - to nie jest gwarancją, że się nie pojawi, ale... no, ale dlaczego? :(
Dlaczego te choróbska nie są zarezerwowane dla jakichś morderców, pedofilii, cwaniaków...?
mam 16 lat..od kiedy zmarła moja babcia na raka (około2 lata)modle się codziennie żeby wróciła,wiem że to nie możliwe ale nie moge się od tego odzwyczaić,
gdy usłysze jakieś staszne słowo (np. śmierć)musz powtórzyć "nic się nie stanie"wiecej niż 6 razy...juz mam tego dość.wgl. nie moge się na niczym skupić
Agatko, bardzo współczuję, musisz się z tym męczyć. Warto zapisać się do Poradni Zdrowia Psychicznego - do psychologa - i opowiedzieć dokładnie, co Ciebie męczy. Im szybciej "zabierzesz się" za to, tym szybciej uda Ci się tego pozbyć.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum