Prawda, ale w styczniu robione było także dwukrotnie USG, a wcześniej jeszcze dopochwowo. Rak powodujący niedrożność jelita grubego urósł w miesiąc? Mam wrażenie, że oni nie widzą niczego czego nie każe im się szukać i stąd ten dystans do badań robionych "ogólnie" przez "nie-onkologów".
A dorwiemy go dopiero w dniu kiedy podana ma zostać chemia czyli nici z drugiej serii bez wenflonów Zadzwonimy do CO i zobaczymy co uda się dowiedzieć telefonicznie, może będzie miał chwilę na rozmowę prowadzący onkolog albo uda się ustalić jakiś termin spotkania przed chemią.
Zapytam jeszcze o ten nabiał. Chemia czasowo uszkadza śluzówkę jelita cienkiego i stąd ta nietolerancja laktozy, ale czasowo to znaczy? W trakcie chemii też nie wiele mi daje, bo dla mnie leczenie trwa nadal, a niektórzy powiadają, że nie powinna jeść mleka i przetworów przez 2-3 dni po zakończeniu podawania cytostatyku.
Chemia czasowo uszkadza śluzówkę jelita cienkiego i stąd ta nietolerancja laktozy, ale czasowo to znaczy? W trakcie chemii też nie wiele mi daje, bo dla mnie leczenie trwa nadal, a niektórzy powiadają, że nie powinna jeść mleka i przetworów przez 2-3 dni po zakończeniu podawania cytostatyku.
Nie ma jakiegoś zakazu spożywania produktów nabiałowych w trakcie chemioterapii, pacjent musi sam na sobie (niestety) sprawdzić po czym czuje się dobrze, po czym gorzej. Fakt, często nie zaleca się spożywania np. soków z cytrusów czy nabiału, ale u każdego wygląda to nieco inaczej.
Prol tak jak pisze Absenteeism jaka dieta w czasie i po chemii to każdy pacjent musi sobie wypracować. Mnie lekarze nie zalecali jeść nabiału, i nie jadłam ponieważ dostawałam biegunki. Ale u każdego to inaczej wygląda.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
skierowanie na porta miałam od chemika (szkoda, że tak późno...)
dostałam znieczulenie miejscowe, założenie trwało około godzinki
ja osobiście jestem zadowolona
nie mam stresa i nie zastanawiam się za którym razem pilęgniarka się wbije w żyłę
pozdrawiam
[ Dodano: 2012-03-21, 20:46 ]
acha... po 10-ciu dniach ściągnięto szwy i za dwa dni miałam chemię (trochę opóźnioną)
Dawno mnie tu nie było. Wszystko jakoś się rozpędziło i szło gładko, aż do dziś kiedy to mama zaczęła jęczeć z bólu. Bolałby ją plecy w okolicy nerek i trochę brzuch do tego stopnia, że leciały Jej łzy z bólu. Nie chciała jednak żadnej pomocy... w każdym razie zdecydowała się na gorący prysznic, który trochę uśmierzył ból. Po kąpieli zwymiotowała - lekka ulga, a trochę później "bekła" co przyniosło już zauważalną ulgę i jeden problem rozwiązał się sam.
Podejrzewam, że to wczorajsze kwaśne mleko i dzisiejsza owsianka na mleku na śniadanie, a mleko wiejskie, od krowy.
Zmartwiło mnie to co zwróciła, ale sam już nie wiem czy to była krew czy wynik tego, że żołądek "nie pracował", a mama wzięła żelazo - skoro kał może być po nim czarny to i to co spożywała, a leżało z żelazem w żołądku także. Pozostaje jednak kwestia bólu nerek.
Cykli było bodajże 5-6 (przed samym sobą mi głupio, ale te przesunięcia i zawirowania + stres sprawiły, że sam nie wiem), a ostatni w zeszły czwartek czyli zakończony równo tydzień temu. Czy to mogą być skutki chemioterapii?
Nie miałem dostępu do internetu, ale skądś kojarzę, że ktoś po cytostatykach sypiał w wannie z gorącą wodą by zniwelować ból, więc tak sobie to tłumaczę.. Ale tydzień po chemii? I dopiero przy piątej chemii? Wcześniej były jedynie bóle mięśni (a'la grypa) i nawet wymioty zdarzyły się tylko raz jeden, a teraz taki ból kości i nerek?
Proszę o podzielenie się doświadczeniami i wiedzą o przeżyciach innych oraz o opinię czy konsultować to jutro z jakimś lekarzem?
Oczywiście jeśli bóle się powtórzą to nie ma szans, że rodzicielkę posłucham i pozwolę Jej cierpieć, ale jeśli przejdzie (mam nadzieję) to trochę długo czekać czwartku i onkologa tym bardziej, że jeśli to nerki to się o nie boje - w końcu mają mnóstwo roboty przy leczeniu cytostatykami.
Powiem to tak jak potrafię.
Mleko i produkty mleczne, z tego co wiem, są dość ciężkostrawne, a przy nietolerancji laktozy jaka mogła się pojawić u Twojej Mamusi, z pewnością obciążyły układ pokarmowy, zagazowały i stąd ten ból. Nie tak dawno dostałam bóli brzucha takich, że mnie wyginało na wszystkie strony. Dopiero wymioty i bekanie przyniosły ulgę i to niemal natychmiastową.
Ból nerek może być (na mój chłopski rozum) spowodowany obciążeniem ich pracy, ale także nie koniecznie być nerkowy - no chyba, że utrzymuje się codziennie. Bóle żołądkowo-jelitowe mogą obejmować także plecy.
Z całą pewnością Mamusia nie powinna być aż taka dzielna i wziąć lekarstwa przeciwbólowe. Po to właśnie one są by uśmierzać ból. Ale moja Mamcia jest taka sama. Bolą ją plecy albo głowa, to będzie uparcie odmawiać lekarstwa. Ech, te nasze Mamusie. Albo wręcz zabierz Mamusię do lekarza, lepiej dmuchać na zimne.
Ściskam Cię mocno i ucałowania dla Twojej Mamusi. Zdrówka Jej życz
Cykli było bodajże 5-6 (przed samym sobą mi głupio, ale te przesunięcia i zawirowania + stres sprawiły, że sam nie wiem), a ostatni w zeszły czwartek czyli zakończony równo tydzień temu. Czy to mogą być skutki chemioterapii?
Nie miałem dostępu do internetu, ale skądś kojarzę, że ktoś po cytostatykach sypiał w wannie z gorącą wodą by zniwelować ból, więc tak sobie to tłumaczę.. Ale tydzień po chemii? I dopiero przy piątej chemii? Wcześniej były jedynie bóle mięśni (a'la grypa) i nawet wymioty zdarzyły się tylko raz jeden, a teraz taki ból kości i nerek?
Teoretycznie mogą to być skutki uboczne chemii (im dalszy cykl tym bardziej mogą się nasilać), niemniej należałoby zbadać mocz, oznaczyć parametry pracy nerek z krwi by mieć pewność, że to nie jakieś zakażenie.
Jak zawsze wracam z problemami i pytaniami.. Mama zbuntowała się i nie pojechała do COI ostatnio, ale co gorsza dzień później pojadła czereśni i skończyło się dobą zwijania się z bólu w mniejszym lub większym stopniu (w końcu był lekarz i przeciwbólowe w zastrzykach, bo przekonać ją do ketonalu w tabletce nie szło). Dziś nadal pobolewa ją brzuch, a to już trzy dni od tego wymyślnego posiłku. W każdym razie dostała dziś chemię, ale... inną.
Otóż trzy ostatnie cykle mama wracała z zaczerwienieniami na twarzy pomimo ochrony przed słońcem. Wiem, że przy chemioterapii wrażliwość na promienie słoneczne jest mniejsza i obwinialiśmy je o problemy ze skórą, bo póki słońca nie było to i problemów nie było. Tylko wygląda na to, że to niezależne od słońca i przyszło z czasem. Skóra jest bardzo czerwona, piecze, szczypie i robi się lekko mokra tj występują kropelki jakby potu lub osocza. Pierwszym razem skończyło się tym, że "schodziła skóra", ale teraz już dbamy i udaje się tego uniknąć co nie zmienia faktu, że dwa pierwsze dni nie są dla mamy przyjemne. Onkolog uznał, że musi to być reakcja na któryś cytostatyk i chcąc się pozbyć tego problemu wraz z bólem pleców (dość dziwny, bo w środkowej części i nie tak jak inne mięśnie zwykle po chemii) odstawił lek podawany przez 48h przez "pompę". W zamian mama otrzymała tabletki. Gdy Ona dostawała dwa inne cytostatyki dożylnie, ja 100km dalej googlałem chemioterapię doustną i nastroiło mnie to pozytywnie, ale teraz mając już książeczkę z dzienniczkiem przed oczami wiem, że wcale nie musi być lepiej/łatwiej znoszona taka forma leczenia. Czeka nas trochę obserwacji, ale oby nic się nie działo, było lepiej i obyśmy nie musieli dzwonić do onkologa. Pytanie czy to normalne, że w połowie zmienia się podawany cytostatyk? Dwa poprzednie zostały i są podawane w szpitalu, a ten trzeci wymagający najdłuższego wkucia został zmieniony.
Inna sprawa, że mama znowu czerwona na nosie i polikach, więc pudło - to nie ta substancja wywołuje taką reakcję. W sumie może to nie najgorsza reakcja jeśli do wyboru są jeszcze wymioty i biegunki (bo odruch się zdarza i apetyt słaby te 3 dni, ale do przeżycia).
Druga sprawa dotyczy D-Dimerów. Poprzednio nie wydano ksero wyników badań, więc tym razem mam aktualne i poprzednie. Dwa tygodnie temu zbadano także poziom D-Dimerów czego wcześniej nie robiono - jaki może być powód? Z tego co widziałem to mogą być podniesione przy nowotworze - są jakimś wyznacznikiem? Martwi mnie to, bo przecież wychodzimy z założenia, że nowotwór usunięto i chemia niszczy ewentualne pozostałości w węzłach, a tutaj wynik 1400 przy normie 500. Niemal trzykrotne przekroczenie coś sugeruje, a inne wymieniane w sieci przyczyny także nie są pozytywnie odbierane, bo żadnej zakrzepicy po wszczepieniu portu naczyniowego nie chcemy..
Wreszcie udało się i lekarz sam z siebie wypisał skierowanie na jakieś inne od morfologii itp badanie - RTG. Bez szału, ale zawsze da jakiś pogląd na sprawę. Tyle tylko, że pan odpowiedzialny za wykonanie zdjęcia stwierdził, że nie ma sensu go robić, bo mama jest nieprzygotowana. Odwraca zlecenie i rzeczywiście obszerny i dokładny opis przygotowania do badania, którego nie dało się wykonać gdy onkolog zlecił badanie tego dnia w którym na ten pomysł wpadł. Z tego co widzę to dzień przed nic nie jeść, dwa dni przed lekkostrawnie, faszerować się espumisanami, a wieczorem przed RTG wziąć "coś co popędzi". Normalne? Rozumiem, że chodzi o jak najczytelniejszy obraz tego co się w środku dzieje. Zobaczymy jak to będzie, ale boje się, że jeśliby stosować się dokładnie do tego to mama na RTG może raczej dotrzeć z trudem albo po zrobieniu zdjęcia będzie problem, bo po dwóch dniach ograniczenia i potem głodówki + jakimś przeczyszczaniu wesoło nie będzie. Na dodatek będzie to dzień podania chemii, niestety. Wolałbym np. za tydzień, bo nie jedzenie w przerwie to nie problem, ale przed chemią to wypada się odżywić co najmniej normalnie, bo potem z przyczyn niezależnych 2-3 dni są pod tym względem kiepskie.
To tyle. Postaram się potem dodać informację odnośnie tego co mama dostaje i dostawała oraz w jakich dawkach - może ktoś coś napisze ciekawego.
teraz mając już książeczkę z dzienniczkiem przed oczami
Czekamy w takim razie na informacje co dokładnie otrzymywała mama wcześniej, a co otrzymuje obecnie.
Prol napisał/a:
Dwa tygodnie temu zbadano także poziom D-Dimerów czego wcześniej nie robiono - jaki może być powód?
Głównie powodem jest podejrzenie zakrzepicy, ewent. zatorowości płucnej. Powodów, dla jakich wykonuje się to oznaczenie, jest wiele - więcej może powiedziałaby całość wykonanej morfologii.
Prol napisał/a:
Z tego co widziałem to mogą być podniesione przy nowotworze - są jakimś wyznacznikiem?
Raczej nie.
Prol napisał/a:
Z tego co widzę to dzień przed nic nie jeść, dwa dni przed lekkostrawnie, faszerować się espumisanami, a wieczorem przed RTG wziąć "coś co popędzi".
To jest skierowanie na zwykłe RTG klatki? Co macie dokładnie napisane na skierowaniu?
Jak widać fluoracyl zastąpiono lekiem doustnym Xeloda. Jakieś opinie? Raczej niewiele się o nim dowiedziałem, ale zastanawia fakt, że stosuje się go już od wielu lat z tego co widzę. Niestety na forum gazeta.pl gdzie poniosło mnie google ludzie raczej mało pozytywnie, ale chyba ciężko się tym sugerować skoro pisały trzy osoby, a będąc w COI odnosi się raczej wrażenie, że chorych jest trzy miliardy... W każdym razie w teorii pisze się o chemioterapii doustnej jako formie leczenia obciążonej mniejszymi dolegliwościami, ale pewnie każdy reaguje inaczej - oby było wszystko dobrze. Opinia Pani administrator? Wiem, że dawki uzależnione są od wzrostu i wagi, ale nie wiem czy ich zmniejszenie było proporcjonalne. Myślę, że to chyba nie ma szczególnego znaczenia czy będzie gdzieś 100 MG czy 108 itp. Tylko czemu przy zmianie na tabletki zniknął levofolic?
Nie mam z wózka dostępu do półek, a w teczce nie mogę się doszukać najnowszego wyniku badań krwi i tego skierowania, więc mama musiała jeszcze ich do teczki nie dodać. "Wypis" ostatni mam, bo kserowałem, ale o skierowaniu na RTG napiszę z pamięci - na pewno zlecono zdjęcia dwóch odcinków tj klatki piersiowej i potem niżej brzucha, zdjęcia robione na stojąco chyba także bokiem i tak jak pisałem w poprzednim poście po porządnym przygotowaniu się.
Nie zawsze mama bierze kopie wyników badań krwi, ale z tych, które mam widzę, że 10 maja także sprawdzano D-Dimery. Było ich wtedy 670 ng/ml przy normie <500. Teraz to już 1400 i zaczyna mnie to niepokoić, bo przy porcie problemy z zakrzepami są prawdopodobne. Można prosić jakieś info odnośnie tego na co uważać, jakie mogą być objawy i co robić przy ew zakrzepie? Jak najszybciej lekarz?
[ Dodano: 2012-06-28, 18:33 ]
Eh znalazłem, a nie można edytować.. Zatem skierowanie jest na:
RKRL - RTG KRĘGOSŁUP LĘDŹWIOWY AP.BOK
RKRTH - RTG KRĘGOSŁUP PIERSIOWY - AP+BOK
a cel badania to "ca coli ascendentis" (cóż to konkretnie?) i dalej "ból kręgosłupa prom. do kk ; czy są zmiany meta?" Oczywiście mam już przez to kolejne zmartwienie Mama skarży się czasem na ból pleców, ale oby to nie było nic powiązanego ani groźnego.
Z kolei badanie o którym pisałem było wykonywane dwa tygodnie temu, a nie ostatnio. Na kolejnym zleceniu także są D-Dimery, więc onkolog widać sprawdza ich poziom raz w miesiącu. Wyniki:
W nawiasach dodałem - dla ujemnego przekroczenia i + dla dodatniego przekroczenia normy czy jak to tam ująć.. We wtorek np. hemoglobina wskoczyła już w ramy, więc pod tym względem opanowaliśmy anemię i urosło także trochę neutrocytów, ale 2,32 wobec 2,27 to jakby bez różnicy. Norma 3, ale co drugie lub trzecie badanie wskakuje powyżej. Jakieś wnioski? Dodam jeszcze, że w nowym badaniu dodatkowo wzrosło RDW i wynosi teraz 19,2 %, ale wypada dodać, że mama nadal bierze żelazo (co powinno wykluczać lub niwelować niedokrwistość), a około dwa tygodnie temu miała miesiączkę (co z kolei może ten parametr wyjaśniać).
Jak widać fluoracyl zastąpiono lekiem doustnym Xeloda. Jakieś opinie?
Generalnie FOLFOX4 i CAPOX mają podobną skuteczność jeśli chodzi o czas przeżycia całkowitego, jak i czas wolny od progresji. Głównym wskazaniem co do zastosowania konkretnego schematu jest tu zwykle stan pacjenta, przeciwwskazań etc.
Prol napisał/a:
W każdym razie w teorii pisze się o chemioterapii doustnej jako formie leczenia obciążonej mniejszymi dolegliwościami, ale pewnie każdy reaguje inaczej - oby było wszystko dobrze.
Bywa różnie, aczkolwiek to, że chemioterapia ma postać tabletek nie oznacza, że z automatu ma mniej skutków ubocznych.
Prol napisał/a:
Tylko czemu przy zmianie na tabletki zniknął levofolic?
Bo zmieniono schemat chemioterapii na taki, w którym po prostu folinian wapnia nie występuje.
Prol napisał/a:
Można prosić jakieś info odnośnie tego na co uważać, jakie mogą być objawy i co robić przy ew zakrzepie? Jak najszybciej lekarz?
Wszystko zależy od tego gdzie pojawi się zakrzep, czy ewentualnie zamknie całe światło danego naczynia, czy jego część.
Warto monitorować płytki, oczywiście wspomniane D-dimery, obserwować czy nagle w jakimś miejscu nie pojawia się ból, obrzęk.
Aczkolwiek skoro piszesz, że lekarz regularnie sprawdza D-dimery itp., to przypuszczam, że stara się mieć wszystko pod kontrolą.
Prol napisał/a:
"ca coli ascendentis" (cóż to konkretnie?)
Rak wstępnicy.
Prol napisał/a:
wypada dodać, że mama nadal bierze żelazo (co powinno wykluczać lub niwelować niedokrwistość)
Niedokrwistość nie musi wynikać akurat z niedoboru żelaza, są różne jej rodzaje, np. z powodu niedoboru wit. B12 czy kwasu foliowego.
Lekarz miał urlop, więc tym razem wyszły nam cztery tygodnie pomiędzy wizytami, ale mama stwierdziła, że to lepiej, bo dłużej odpocznie.
Niestety ostatniego dnia cyklu nie wzięła już tabletki Xeloda, bo już w nocy pojawiły się wymioty. W dzień doszła biegunka i skończyło się wzywaniem lekarza, który przepisał kilka leków - przeciwwymiotny, przeciwbólowe i coś na biegunkę.
Niestety na drugi dzień wzywaliśmy pogotowie i dopiero podane przez nich dożylnie leki pomogły. Biegunka wprawdzie jeszcze była, ale tą zatrzymaliśmy Loperamidem (Imodium).
Problem jednak w tym, że dziś mijają dwa tygodnie, a brzuch nadal boli. Są to silne skurcze określane przez mamę jako "zarzynanie" i choć źle się czuje niemal cały czas to bóle określmy jako "cykliczne", bo jednak pojawiają się co kilkanaście lub kilkadziesiąt minut. W między czasie męczą sprawy kobiece i miesiączka, która niby się rozpoczyna, ale jednak nie idzie dalej tzn od kilku dni mama trochę krwawi, coraz bardziej, ale "nie tak jak poprzednio". Dodam, że w lipcu (mama przed zabiegiem niemiesiączkowała, a wcześniej miała wycinane zmiany na jajnikach itp) było podobnie, ale wymioty, bóle i biegunka ustały wraz z rozpoczęciem się miesiączki.
Wczoraj była u nas znajoma pielęgniarka asystująca przy takich i podobnych operacjach. Uczuliła nas na zrosty, bo Jej zdaniem to bardzo prawdopodobne. Lekarz rodzinny dziś powiedział to samo.
Mama właśnie wróciła z USG i lekarz stwierdził:
W jelitach duża ilość treści płynnej - bardzo leniwa perystaltyka. W miednicy małej widoczna niewielka ilość wolnego płynu. Konieczna konsultacja chirurgiczna.."
Bardzo mnie to martwi, zwłaszcza to określenie wolnego płynu.. Już nic nie rozumiem, czy to mogą być zrosty, czy jakaś perforacja Mama oczywiście nie chce iść do szpitala, bo jutro ma wizytę u onkologa. Wiem, że jest późno i nie wiele zrobią, ale czekać do jutro i wlec się do Warszawy.. Właściwie sam nie wiem czego oczekuję pisząc tutaj.. Może jakiejś rady? Wiem, że mama powinna biec do szpitala.
W jelitach duża ilość treści płynnej - bardzo leniwa perystaltyka. W miednicy małej widoczna niewielka ilość wolnego płynu. Konieczna konsultacja chirurgiczna
To jest pełen wynik USG?
Leniwa perystaltyka oznacza, że jelita nie pracują po prostu tak, jak u zdrowego człowieka - kiedy jemy i trawimy, pokarm przesuwa się w jelitach (cienkie, grube) aż w końcu resztki pokarmowe są wydalane. U mamy najwyraźniej jelita się mocno rozleniwiły i pokarm zalega - co może powodować owe bóle.
Na pewno wspomniana konsultacja z chirurgiem byłaby wskazana.
Nie. Tylko tyle przepisałem, bo wróciła gdy pisałem post i podała mi wynik. Poza tym jest tylko informacja o słabym wypełnieniu pęcherza moczem, a cała reszta wydaje się ok tj określenia "niepowiększone" i "bez zmian". Skorzystaliśmy z tego, że dało się w prywatnym gabinecie zrobić USG na już choć ów lekarz nie jest biegły w tej tematyce. Przynajmniej na tyle, że nie podjął się diagnozowania tylko powiedział mamie o wszelkich zmianach jakie zauważył i dołączył zdjęcie tego płynu w miednicy. Z tego co czytam to często pojawia się przy zapaleniu jelit.
Mamy stolce są nieduże i towarzyszy im sporo płynu.. Od dwóch dni zwracam Jej uwagę, że wygląda to identycznie jak przy biegunce tylko bez "biegania". Przy "rozwolnieniu" jednak z tego co rozumiem jelita pracują za szybko i woda nie zdąży się wchłonąć, a kał uformować. Tutaj jednak jest perystaltyka bardzo zwolniona, a pomimo to dużo "płynu" zamiast hmm "zatwardzenia", które sugeruje logika?
COI poznaliśmy (ja w ogóle, a bardzo chciałbym móc tam jechać i rozmawiać z lekarzem o wszystkim) bardzo słabo, bo ograniczamy się do punktu gdzie pobierają krew i do oddziału chemioterapii tzw jednodniowej. Dlatego chcę wiedzieć czy jechanie do Centrum ma sens, czy jest tam oddział chirurgiczny i ewentualnie wszystko zrobią tam? Jesteśmy z małej miejscowości i choć martwię się o mamę to całkowicie rozumiem Jej niechęć do wchodzenia dziś na oddział, bo ani nikogo pomocnego tam dziś nie będzie ani jutro nie ma co oczekiwać szczególnej opieki, bo szpital działa na zasadzie robimy co musimy, a kto może poczekać to odsyłamy gdzie indziej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum