A ja bym proponowała poczekać na wyniki badań i na wynik zabiegu, i wtedy obmyślać strategię. Bo myśleć o wszystkim nie da rady, zwłaszcza że każde działanie musi być poparte logicznym jego powodem, a takie teoretyzowanie ogólnie o leczeniu raka jelita grubego zwyczajnie w tym wypadku nie ma sensu. Każdy pacjent to inny przypadek, inna historia, inne możliwości leczenia - oczywiście są schematy i standardy, ale i tak wszystko dostosowane być musi do danego pacjenta.
Trzeba ochłonąć, co? Nie planuje mamy leczenia, ale nie chcę przegapić momentu w którym mogę załatwić coś co w przyszłości może okazać się ważne :(
[ Dodano: 2012-09-03, 21:05 ]
Operacja w środę, więc mam jeden dzień więcej i dobrze, bo lekarz nie oddzwonił jeszcze i nie będę go musiał nękać dziś, a i sam będę mógł odsapnąć rzeczywiście.
Co do dostosowania do pacjenta to jak mam rozumieć obecnego opiekuna mamy, który stwierdził, że to co dostawała mama nie działało przy Jej typie nowotworu i nie dało to nic poza tym, że u pacjenta zastosowano schemat, ktoś leki sprzedał, ktoś zapłacił, a mama je wzięła. Jestem oburzony i nie myślę aktualnie naprawdę obiektywnie, ale nie sądzę bym jutro albo pojutrze stwierdził, że jednak COI się spisało ok. Może bardziej jak na onkologa jestem zły na siebie, bo pozwalałem na to by nas i nasze uwagi oraz prośby lekceważono. Jednakże muszę przyznać, że potrafi ładnie mówić, bo wybitnie naiwny nie jestem, a uśpił mnie na pół roku - właściwie usypiał co wizytę.
jak mam rozumieć obecnego opiekuna mamy, który stwierdził, że to co dostawała mama nie działało przy Jej typie nowotworu i nie dało to nic poza tym, że u pacjenta zastosowano schemat, ktoś leki sprzedał, ktoś zapłacił, a mama je wzięła.
Tak dokładnie powiedział?
Czy chodziło mu po prostu o to, że zastosowano u mamy typowe dla leczenia raka jelita grubego schematy, co do których nigdy nikt nie da 100% pewności, że zadziałają akurat u danego pacjenta?
Właśnie w tym problem, że powiedział jasno - podawane cytostatyki nie mogły nic dać przy tym typie nowotworu :( Widziałem opracowania i wiem, że stosowany schemat to standard, więc nie wiem czy podważa sens podawania tych leków mamie czy ogólnie pije do chemioterapii na tym etapie. Wychodzi na to, że dopiero jak z pacjentem jest naprawdę źle to stosuje się coś o lepszym działaniu? Dla przykładu wcześniej wymieniane substancje zbadano i zarekomendowano jako pomoc przy chemii nowotworu z przerzutami, a przed przerzutami nie ma sensu dodawać np. bewacyzumabu? Wcześniej to nie podnosi skuteczności chemioterapii czy po prostu nie ma po co na wcześniejszym etapie za bardzo "uzdrawiać" pacjenta? Nie jestem zwolennikiem żadnych teorii spiskowych, ale bulwersuje mnie to i przede wszystkim fakt, że mama zaufała i poddała się leczeniu, którego efekt jest taki, że leży znowu na chirurgii, a sam chirurg kwestionuje sześciomiesięczne "leczenie".
[ Dodano: 2012-09-03, 22:39 ]
Swoją drogą w miejscowym szpitalu lekarze mówili to samo, a ordynator rzekł, że "gdyby chemia miała jakkolwiek leczyć to my nie bylibyśmy potrzebni".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum