Dziś jadę zawieźć tatę do Szpitala Chorób Płuc i Nowotworów. Miejsce dla taty wyprosił torakochirurg taty, ktory go operował. Wspaniały lekarz i człowiek. Muszę Wam powiedzieć, że tacy tez sie zdarzają
To wspaniałe!
Tato jest bardzo słaby, schudł 5 kg po drugiej operacji i nie moze odzyskać sił. Załamała go ta straszna wiadomość po pierwszej operacji i nie może dojść do siebie. Nie chce jeść, nie chce ćwiczyć, chce tylko leżeć i żeby go nie bolało, choć leków przeciwbólowych też nie chce. Tak jak pisałam wcześniej, jest bardzo słaby psychicznie.
Rozmawiam z nim według waszych oraz zaprzyjaźnionego lekarza zaleceń ale myślę, że nie chce słuchać. Zamknął się w sobie.
Trochę się ożywił na dobre wieści po wczorajszych wynikach, brak przerzutów i szanse na dalszą walkę trochę go ożywiły.
W zasadzie lekarz widząc jego postawę już na oddziale, sam załatwił szpital z prośbą o opiekę, rehabilitację i wsparcie pacjenta.
Liczę, że trochę go tam "podrasują" zdrowotnie i psychicznie. Myślę, że właśnie tam poproszę o konsultację z onkologiem (jest oddział onkologii klinicznej, specjalizują się w nowotworach płuc) i na pewno znajdę psychologa, ktory bedzie wiedział jak z nim rozmawiać.
Najpierw tato nie chciał jechać ale wczoraj się zgodził i za dwie godziny wiozę go do szpitala.
Trzymajcie kciuki, dziękuję za każde wasze słowo.
Jestem z tym problemem sama, niby jest rodzina ale kazdy zrzuca na mnie odpowiedzialność za "TĘ" chorobę. Mama zakazała mowić słowo rak i nowotwór, bo zwariuje, brat się rozchorował jak trzeba było zawieźć tatę na konsultacje (musiałam na cito w nocy przyjeżdzać z Warszawy ze szkolenia żeby tatę zawieżć), wszyscy dzwonią do mnie nikt nie chce z tatą rozmawiac bo się boja i nie wiedzą jak.
Ja rozumiem strach i chcę pomagać, zrobic wszystko, ale w rodzinie nie dostanę wsparcia psychologicznego. Tylko z Wami mogę tu tak szczerze porozmawiać, w domu muszę trzymać fason i nie mowić nic przykrego.
Trzymamy kciuki - oczywiście. Dobrze, że wszystko szybko załatwione. Nie ma się co dziwić, wiele osób słysząc słowo rak żegna się z tym światem, rozmyśla czy jest sens dalszej walki. Spokojnie, są różne reakcje, tato musi przejść fazę szoku, odzyskać siły po operacji. Jak przyjdą większe siły, zobaczy, że idą procedury leczenia myślę, że nabierze woli walki, odzyska jakąś chęć na dalsze kroki. Nie zaszkodzi rozmowa z jakimś psychoonkologiem.
Co do rodziny, pewnie każdy po swojemu to przeżywa, jedni zwierają w sobie siły i wszyscy stają razem z pacjentem do walki a inni "delegują" jedną osobę (niby tą najsilniejszą) i na nią spada cały ciężar choroby. Nie każdy wie, umie odnaleźć się w tej całej otoczce choroby, boją się niektórzy, nie potrafią rozmawiać. Co człowiek, to inna reakcja.
Zawsze tutaj znajdziesz wsparcie, pomoc i miejsce do wygadania, jest coś takiego jak wątek kciukowy, o który można poprosić i tam wylewać swoje żale.
Dziś jadę zawieźć tatę do Szpitala Chorób Płuc i Nowotworów. Miejsce dla taty wyprosił torakochirurg taty, ktory go operował. Wspaniały lekarz i człowiek. Muszę Wam powiedzieć, że tacy tez sie zdarzają .
To pokrzepiające, że są tacy ludzie. Trzymam za Was kciuki.
Kochani, przepraszam, że nie pisałam długo ale czas ten nie był stracony.
W tym czasie mój tato był już dwukrotnie w Szpitalu Chorób Płuc i Nowotworów. Raz trzy tygodnie, kolejny raz po miesiącu na tydzień. Miał rownież konsultacje z onkologiem oraz kontrolną wizytę w klinice torakochirurgicznej, gdzie miał operację. Póki co wszystko jest ok, tzn. stwierdzono za każdym razem, że przerzutów nie ma a rana wspaniale się goi. Tato miał robione za każdym razem prześwietlenie rtg, bronchoskopię oraz wszystkie wyniki badań.
Liczymy, że stan ten się utrzyma, choć cieżko mu bardzo wracać do zdrowia.
Przede wszystkim nie może przytyć (była anemia ale wyniki trochę polepszyły się) oraz znaczna niedowaga. Tato wazy 58 kg przy wzroście 178 cm. Jakoś nie jesteśmy w stanie zwiekszyć wagi.
Nadal ma jakiś jadłowstręt, nie może jesc dużo, ani nie toleruje wszystkiego co jadł wcześniej. Sprawdziliśmy jamę brzuszną z obawy przed przerzutami ale wszystko ok.
Oczywiscie bardzo szybko się męczy, nie chce ćwiczyć, tylko by leżał. Chociaż stan psychiczny znacznie się polepszył.
Kolejna kontrolna wizyta za trzy miesiące (u torakochirurga, onkologa i pulmonologa).
Trzymamy kciuki żeby się dziadostwo nie rozmnożyło.
Czy radzicie zlecić jakieś dodatkowe badania, coś poza tym co oferuje fundusz i standardy, może rezonans?
Czytając wasze posty o licznych wznowach, zastanawiam się czy ten zły stan psychiczny taty nie oznacza jakichś przerzutów do głowy. Ale może przesadzam.
Pozdrawiam serdecznie i modlę się za wszystkich chorujących.
Ma jeść, to, co lubi. Odczepcie się od zdrowego żywienia może ma ochotę na salceson, frytki albo lody (te ostatnie - często przez naszych chorych wybierane)?
Agabes napisał/a:
bardzo szybko się męczy, nie chce ćwiczyć, tylko by leżał.
Agabes napisał/a:
Czy radzicie zlecić jakieś dodatkowe badania
Owszem - bardzo proste, nieinwazyjne (aparat zakładany na palec), za darmo, być może dostępne w Waszej przychodni - saturacja, czyli stopień dotlenienia. Najlepiej byłoby zmierzyć po wysiłku - czyli umówić się na pomiar np. w czasie spaceru. Podejrzewam, że Tata jest niedotleniony - płytko oddycha, bo go boli po operacji, no i pozbawiony jest kawałka płuca. Jeśli saturacja będzie obniżona - wypożyczcie (wypożyczalnia sprzętu medycznego) koncentrator tlenu i podawajcie Tacie tlen przed i w czasie ćwiczeń.
Agabes napisał/a:
zastanawiam się czy ten zły stan psychiczny taty nie oznacza jakichś przerzutów do głowy. Ale może przesadzam.
Może? Wykluczyć tego nie możemy, ale nie wkręcaj siebie i Taty w dodatkowe badania, bo nie są one teraz potrzebne. Zrobisz rezonans i co? Za miesiąc, kiedy Tata będzie miał gorszy humor, albo zakręci mu się w głowie, będziesz się znowu zastanawiać, czy aby nie ma przerzutów, bo może urosło coś, czego poprzednio nie było widać...
Ja rozumiem, że to trudne, bo żyje się z poczuciem zagrożenia - i pewnie będziecie tak żyć co najmniej przez najbliższe pięć lat - bo taki jest okres obserwacji chorego z nowotworem leczonego przyczynowo. Teoretycznie po pięciu latach jest zdrowy. Ale za chwilę przeczytasz gdzieś, że komuś coś dało przerzuty po 20 latach (bywa) i poczucie zagrożenia wróci. Niełatwo, wiem. Ale trzeba nauczyć się z tym żyć. A najlepiej - bez tego bo równie dobrze można mieć poczucie zagrożenia, że się wpadnie pod samochód, albo zleci ze schodów i skręci kark. Też nie mamy na to wpływu, choć wydaje nam się, że akurat to jest pod kontrolą. Gdyby tak było, to nie ginęlibyśmy w wypadkach samochodowych...
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Idzie wiosna, cieplejsze dni, wyciągaj tatę na spacery. Nie musi to być od razu maraton ale każdego dnia, małymi kroczkami do przodu. Na pewno będzie ten spacer każdego dnia coraz dłuższy bo tato złapie kondycję. Zadziała zatem pozytywnie na lepszą wydolność, kondycję i psychikę poprawi, trzy w jednym jak nic.
Leżąc w łóżku szybko łapiemy doła, mięśnie "więdną" a kondycja staje się zerowa. Tatę więc pod pachę i w "długą" .
Agabes napisał/a:
Czytając wasze posty o licznych wznowach, zastanawiam się czy ten zły stan psychiczny taty nie oznacza jakichś przerzutów do głowy.
Chorując na raka, chyba każdemu siedzi w głowie strach o wznowach, przerzutach. Każde badanie wywołuje lęk i obawy, każda dolegliwość zapala w nas czerwoną lampkę i strach, ale tak nie można.
Przeszliście ciężką drogę i zapewne przed Wami jeszcze wiele dni strachu i obaw ale póki badania pokazują, że jest dobrze cieszcie się tą chwilą, żyjcie normalnie (przynajmniej się starajcie), nie myślcie o chorobie, bo jak będzie miała przyjść przyjdzie, trzeba się cieszyć chwilą i żyć tu i teraz.
Dziękuje bardzo za rady.
Sprawdzimy saturację i będziemy się cieszyć tym co mamy
Wszystkiego nie przewidzę, nie zabezpieczę, pewnie nie uniknę.
Wielkie to szczęście mieć to, co my teraz mamy, niektórym nie pisane....
A teraz spacery i działeczka, tato lubi coś podziobać, widzę, że ostatnio rodzice zaczęli jeździć na działkę i tato próbuje coś tam delikatnie skubać.
To zaskakujące, że prawie odrzucił mięso, uwielbia za to sery i warzywa. Organizm chyba sam wie czego potrzebuje.
Pozdrawiam i ściskam.
Zawsze tu zaglądam, zawsze o was myślę, poczytam by nie zapominać, modlitwy cicho złożyć....
Szczęśliwa chwilo trwaj.. Dla wszystkich
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum