Jestem lekarzem tym trudniej mi się z tym pogodzić i wiem co mnie czeka w najbliższych tygodniach. Obserwowałem to forum od 2 lat. Piszę bo nie mam z kim o tym rozmawiać a bardzo potrzebuję tego. Siedzę właśnie na dyżurze w szpitalu - dowiedziałem właśnie się od koleżanki onkologa o szybkiej progresji choroby moje kochanej mamusi
Walka zaczęła się 18 miesięcy temu - mam dyżuru mama u mnie na oddziale - dzień kolonoskopii - Ca esicy z zawężaniem światła do 1mm - płacz, łzy, tragedia - załatwianie koledzy wsparcie wszystko bardzo szybko bez czekania - operacja - udało się będzie dobrze choć neo bardzo zaawansowany miejscowo bez meta - 6 miesięcy chemii niby ok sam się oszukuję. Przyjmuje mamę do siebie na oddział - postanowiłem zrobić kontrolne TK styczeń 2011 - 20 meta wątrobie - znów mam dyżur znów się dowiaduje na dyżurze - sytuacja beznadziejna - znowu koledzy, kontakty - jest super terapia SIRT - granulki otoczone izotopem - podane - marzec 2011 + chemia - kontrolny TK znaczna remisja - super wszyscy happy łącznie ze mną.
Kolejny TK niestety 2 zmiany rosną - operacja - nie wchodzie w grę - konsultowana w najlepszych ośrodkach. Zmiana chemii - jedziemy do Gliwic - cyber - knife - 12.2011 - wszystko dobrze - kontynuacja chemii - kontrolny TK progresja - propozycja powtórzenia SIRT, ale najpierw PET co by udowodnić że tylko wątroba. Niestety wątroba i wznowa miejscowa - reoperacja ? Boże ona tego nie przeżyje, ale nic to jadę do kolegów chirurgów - oni - dobra operujemy może jeszcze wyablujemy przy okazji to co wątrobie zostało - mówię ok róbcie swoje - niestety guz z jelita usunięty ale wątroba zniszczona po SIRT (marskość) i chemii decyzja nie ruszamy jej. Wracamy do onkologów roztaczam przed mamą wizję wyleczenia super leków - jest kwalifikacja do panitimubabu - 6 cykli i kontrola TK - w czasie leczenia niby dobrze ale kaszel, ale jakaś gorączka - nie nie to nie mogą być meta w płuca nie nie możliwe to na pewno od tego leku - dziś 20.11.2012 kontrolny TK - progresja w wątrobie liczne meta w płucach. Jeszcze mama o tym nie wie ja tego nie powiem - jutro będzie u swojego onkologa, ale ja wiem że to już koniec i znów siedzę na dyżurze w wielkim warszawskim szpitalu, siedzę sam z moim pacjentami i pielęgniarkami - nie mam własnej rodziny nie mam się tym z kim podzielić - straszne - dużo mnie to uczy w kontakcie z pacjentem, z rodzinami. Mimo że było mi może z racji zawodu łatwiej wiele rzeczy osiągnąć to jednak obserwowałem jaki to koszmar być po drugiej stronie. Wszystkim serdecznie współczuję podobnych sytuacji i emocji. Nikomu ich bym nie życzył. Czeka mnie jutro ciężki dzień - bo nie wiem jak powiedzieć mojej kochanej mamusi, że to koniec. Nic nie wymyślę ona od razu pozna że kłamię. Wspaniała kobieta - dodam że 15 lat temu miała mastektomię - nauczka przyszła zbyt późno - żeby pilnować jelita grubego - jak to mało prawdopodobne żeby mieć dwa rożne raki to taka kazuistyka. Pasemka krwi na stolcu przed 3 laty - to na pewno hemoroidy - nie to nie może być rak, znowu ? syn lekarz - chyba ofiara losu - zginie przeze mnie .............................
trzymaj sie... dasz rade, ja dawalam myslac, ze nie przezyje tego i bylam z mama do konca do ostatniego jej oddechu
co moge napisac to co wszyscy, badz przy niej
zaluje, ze nie mam lepszej rady, ktora by pomogla tak jakbys sobie tego zyczyl
Z tym poradzić sobie jest naprawdę trudno. Bardzo boli bezradność. Brak wpływu na to co się stanie. jedyne co możesz teraz zrobić to być przy mamie - rozpieszczać ją, dbać o nią. Korzystaj z każdej chwili kiedy praca i zycie pozwoli ci być przy niej.
_________________ Izabela
Tato 9.02.1947 - 13.10.2012 ( 15 miesięcy walki z potworem )
Tato jestem z Ciebie dumna, że tak dzielnie znosiłeś chorobę.
Panie doktór... Weź się pan w garść. Poważnie tak o sobie myślisz? Poważnie? Popatrzyłbyś mi w oczy i powiedział tak o sobie? A jej? Powiedziałbyś tak? Nie wierzę...
Sam dobrze wiesz, że robisz dla mamy wszystko co możliwe. A dużo więcej niż każdy ze zwykłych zjadaczy chleba mógłby zrobić.
_________________ „Żółw musi być aż tak twardy, bo jest aż tak miękki”. St.J.Lec
Lider czerwonej kreski./Kuba Wojewódzki (tego forum).
....najgorsze co możesz teraz robić to obwiniać siebie.... zobacz ile spraw potrafiłeś przyspieszyć. jestem pewna, że Twoja mama miała najlepszych lekarzy przy sobie i to dzięki Tobie. Wszyscy Twoi bliscy a przede wszystkim ona na pewno doskonale wiedzą jak się starałeś!!! Człowiek widzi wkoło tragedie...i sam nie dopuszcza nawet do myśli, że takie okrucieństwo spotka naszą rodzinę....pewnie i tak było w waszym przypadku - gdzie w rodzinie lekarskiej tego typu zdarzenia, tragedie .... codziennie los zabiera nam najważniejsze osoby na świecie a to forum jest tego dowodem (niestety)....znajdują sie tutaj osoby, których bliscy chorzy byli wszystkim w życiu.....ja w ciągu roku straciłam mamę, babcię, psa (który był naszym domownikiem 15 lat)...od ich śmierci wiecznie jakieś choróbstwa się nas czepiają i wszystko to jest niesprawiedliwe, ale nie możesz sie obwiniać!!! ja wierzę że mimo wszystko moja mama była z nas dumna, była dumna i wdzięczna że nie zabralismy jej do szpitala - nie chciala..... spędzaj z mamą każdą możliwą chwilę....pozostaną one z Tobą do końca chyba już życia. W ostatnich chwilach głaskałam mamę bo główce i mówiłam jak ją kocham i jaka j jest dzielna.....los mi tego i tych chwil nie odbierze choć odebrał tę najkochańszą....bądź z mamą powiedz to co być może zawsze chciałeś...przytul ostatni raz.....ja tego nie zrobilsam i do konca zycia bede zalowac....;((( 3 maj się mocno
adiczek,
Nie myśl tak o sobie, ok? To, że jesteśmy lekarzami nie daje nam stuprocentowej skuteczności. Ot, po prostu - jesteśmy nieco bardziej skuteczni niż reszta społeczeństwa. Byłeś skuteczny. Nie rób sobie wyrzutów. Nie jesteśmy wszechmogący. Mama nie zginie przez Ciebie, przeciwnie - dzięki Tobie dostała co najmniej półtora roku życia.
Trzymaj się
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
adiczek, Patrzysz się na siebie z punktu widzenia lekarza, a prede wszystkim dziecka, syna kogoś, kto jest Ci droższy jak własne życie...
Ale jest też druga strona z której też możesz spróbować spojrzeć, nie wiem czy jest to realne do końca, ale zawsze można spróbować.Twoja Mamusia jest osobą, która ma już doświadczenia onkologiczne, myślę że niewiele możesz Jej powiedzieć o trudach i kosztach leczenia, wiesz, że jeśli nie Ty, to pacjenci z sąsiedniego łózka Ją wyedukowali i ma świadomość, że jeśli zawodzą wszystkie metody... to znaczy, że jest kiepsko i wcale nie musisz Jej uświadamiać...odpowiedz tylko na Jej pytania, pod warunkiem że będzie je zadawać.
Ty jako Syn, Człowiek, Lekarz zrobiłeś wszystko co było możliwe do zrobienia, sam życzyłbym sobie takiej troski, takiej miłości i poświęcenia...
Jesteś lekarzem, jesteś potrzebny społeczeństwu (trochę górnolotnie) ale taka jest prawda, gdybyś był cudotwórcą... ale jesteś tylko człowiekiem i AŻ człowiekiem a "człowieki" niestety prędzej czy później odchodzą zostawiając niekiedy bezgraniczną rozpacz tych którzy zostają, którzy nie potrafią wrócić do normalności bez względu na starania.
Kolejna sprawa, ja mam co prawda chwilowo zatrzymany rozwój choroby, ale nie mam gwarancji na jak długo i jak szybko w momencie progresji pójdzie rozwój i zakończenie...
adiczek,
Gorąca prośba, nie baw się w proroka, nie patrz na statystyki, nie patrz na rokowania...
Cieszcie się z każdego wspólnego dnia, nie musisz robić Mamusi raju na ziemi, nie musisz Jej rozpieszczać, bądź normalnym kochającym Synem, Mamusi to wystarczy, inaczej może tylko wzbudzić Jej niepokój, że to już zaraz, że to już jest koniec... a choroba, pomimo progresji może rozwijać się jeszcze bardzo długo...
Zrobiłeś wszystko co było możliwe do zrobienia, na resztę nie masz wpływu... pozwól aby ten czas sam się wypełnił, spróbuj pogodzić siebie i Mamusię z tym co nieuniknione i czeka każdego z nas.
Pozdrawiam serdecznie życząc odwagi i samouspokojenia, wiem że trudne, ale wiem że możliwe
Stary, mlody, piekny, brzydki, krol, slawny artysta, w ciazy, bezpoldni, dzieci lekarzy i woznych wszyscy na ta chorobe zapadaja. Wyzej muru nie podskoczysz zrobiles co sie dalo ze swojego doswaidczenia tylko tyle ze teraz jest najgorszy moment bo wiesz ze medycyna wykorzystala wszystkie mozliwosci. Przynajmniej u nas tak bylo. Potem bedzie latwiej jak oswoisz sie z mysla. Dasz rade nie ma innej mozliwosci.
roman1130, podpisuję się pod całym Twoim tekstem z naciskiem na:
Cytat:
Cieszcie się z każdego wspólnego dnia, nie musisz robić Mamusi raju na ziemi, nie musisz Jej rozpieszczać, bądź normalnym kochającym Synem, Mamusi to wystarczy, inaczej może tylko wzbudzić Jej niepokój, że to już zaraz, że to już jest koniec
Wiem, jak trudno utrzymać dotychczasowy spokój ale to jest Mamie potrzebne. Na pewno Tobie jest nieco trudnej z racji zawodu i większej świadomości i ja to rozumiem. Bardzo dużo uczyniłeś jako lekarz i Mamie pomogłeś. Jednak w chwili obecnej Mama bardziej potrzebuje Ciebie jako Syna kochającego, zainteresowanego Jej stanem zdrowia i zachowującego się jak dotychczas, bez nadopiekuńczości.
I tak jak przypomniała soraj, że wszyscy jesteśmy śmiertelni niezależnie od stany społecznego...
W sytuacji kiedy ból rozpaczy będzie bardzo dokuczliwy skorzystaj z pomocy psychoonkologa. Jak również dziel się swoimi emocjami z Nami...
Bardzo ciepło pozdrawiam i życzę dużo siły na ten trudny czas...
Ja już przeszłam tę drogę i wiem, że nic tak nie pomaga jak możliwość wygadania się komuś. Najlepiej komuś, kto to przeżył. To forum dało mi masę nie tylko informacji merytorycznych, ale też wsparcia.
Dobrze, że tutaj zajrzałeś.
Niestety żadne słowa nie mogą uleczyć Twojej Mamy, ale mogą dać trochę spokoju, nadziei, otuchy. To tutaj nauczyłam się cieszyć się każdym dniem z moim Tatą, łapać wesołe momenty i zapamiętywać je, nie myśleć o tym, co będzie. I być przy Nim do końca.
Myślałam, że przeżyć się nie da, ale da się. Człowiek może więcej, niż mu się wydaje.
Postaraj się być silny dla Mamy i spędzać z nią jak najwięcej czasu, by potem niczego nie żałować.
I nie wyrzucaj sobie zaniedbania. To nie Twoja wina, a zadręczanie się tylko odbierze Ci energię, tak teraz potrzebną, by wspierać Mamę.
Zrobiłeś wszystko co mogłeś.
Trzymaj się.
_________________ Dziękuję za wszystko, Tatusiu [*]
Piszę bo nie mam z kim o tym rozmawiać a bardzo potrzebuję tego.
To moze chcesz porozmawiac " na zywo" ?
Ja jestem z Warszawy, jesli czujesz taka potrzebe prosze daj znac.
Bedzie tez spotkanie pary ludzi z forum w Warszawie, moze bedziesz mial ochote/ czas?
http://www.forum-onkologi...,105.htm#160030
Ośmielam się pisać ponieważ rozumiem ,podziwiam, współczuję.
To rzadki przypadek by człowiek jak to napisałeś " z drugiej strony", lekarz tak wzruszająco i otwarcie
mówił o swoich uczuciach, przemyśleniach. Przyznawał się do nich i nie wstydził.
To bardzo cenne co robisz, dla tych którzy to czytają ,bo pokazuje,że wobec choroby i cierpienia jesteśmy wszyscy równi. Tak wielu lekarzy rani swoich pacjentów bardziej niż choroba ,która ich toczy, tak niewielu, potrafi wykazać empatię, zrozumienie, wsparcie, takt.
Bardzo nad tym ubolewam i chciałabym aby wreszcie nastąpił jakiś przełom, zwrot w kierunku humanizmu,to czasem leczy skuteczniej, niż najbardziej wyszukane specyfiki , ale wciąż jest tak mało doceniane.
Jeśli nie możesz już aktywnie leczyć swojej Mamusi to trwaj przy Niej, bez świadomości porażki ale z poczuciem, iż miłość trwa dłużej niż życie i w jej imieniu cały czas działałeś.
Pomagaj innym, okaż im wszystko czego nauczyła Cię choroba Mamy a Ona z pewnością jest i będzie z Ciebie dumna.
Przesyłam sama dobrą energię, wiarę wytrwałość i siłę...
_________________ życzę szczęścia Tym, którzy wygrali,
siły i wytrwałości Tym, którzy walczą,
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum