Melduję, że u nas powoli do przodu
Wiem, że Wy, którzy przez podobne historie przeszliście lub przechodzicie, wiecie, jak wiele znaczy każdy kolejny dzień takiej zwykłej codzienności.
Gdy w połowie grudnia zdiagnozowano u Taty przerzut do mózgu, nie sądziłam, że doczeka moich czerwcowych urodzin. Już biegnie lipiec, a Tata ma się dobrze. Dziś właśnie Mama mi pisała, że jest w wyjątkowo dobrej kondycji - wczoraj był na zakupach, robił obiad, zmywał, dziś idą z Mamą do restauracji. A jutro wchodzi na kolejną chemię.
Tak bardzo się cieszę, że on walczy. I że wciąż tyle ma siły.
Nie wierzę w wyzdrowienie, bo takie rzeczy się po prostu nie zdarzają.
Ale wierzę, że jeszcze wcale nie tak mało wspólnego czasu przed nami
Pozdrawiam Was słonecznie i życzę równie pozytywnych nastrojów w Waszych rodzinach.
Nie wierzę w wyzdrowienie, bo takie rzeczy się po prostu nie zdarzają.
Zdarzają Zdarzają trzeba w to wierzyć
Super zę tata tak się trzyma .
Pamiętaj każdy ma w gwiazdkach zapisane kiedy ma odejść więc chyba na Tatę nie nadszedł jeszcze ten czas Oby miał go jak najdłużej.
Ciesz się każdą chwilą z Tatą ,jest to niezastapione. Wiesz ja też tak jak Ty uważam Mojego Tatę za wzór, zresztą też choruje na raka. Jak ja zachorowałam 8 lat temu to mój Tata miała akurat nawrót po 5 latach i mineło juz 13 lat i z Tatuśkiem jest super ,niestety ze mną nie, mam przerzuty Ale Tata jast dla mnie wzorem więc wierzę że też pokonam paskudę
Pozdrawiam Cię oraz Tatuśka
Tata ma się dobrze. Dziś właśnie Mama mi pisała, że jest w wyjątkowo dobrej kondycji - wczoraj był na zakupach, robił obiad, zmywał, dziś idą z Mamą do restauracji. A jutro wchodzi na kolejną chemię.
ON jest niesamowity !!!! prosimy o więcej takich meldunków
Nika2, trzymam za Ciebie mocno kciuki dobrze, że masz taki przykład u swojego boku
kretka83, świetny przykład dla innych chorujących na raka (i nie tylko tych chorujących)
Trzeba żyć aktywnie (na tyle na ile to możliwe), wychodzić do ludzi, cieszyć się życiem, nie poddać się bez walki i nie rozczulać się nad sobą. Trzeba tak żyć, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem naszego życia.
Tata po kolejnej chemii.
Czuje się nie najgorzej, ale niestety dosyć mocno kaszle ostatnio. Nie wiem, czy to przez zmiany w płucach (które teoretycznie nie rosną, bo marker spada), czy może być jakaś inna przyczyna
Tomografia płuc 16 sierpnia. Mam nadzieję, że nie okaże się, że pojawiły się jakieś nowe zmiany...
U nas jakoś leci, choć idealnie nie jest.
Była tomografia i rezonans.
W tomografii płuc nic specjalnie nie widać, tzn. prawdopodobnie nic nowego nie ma, ale też to co było - niespecjalnie się zmniejsza. Jednak to na oko Taty, bo lekarz dopiero to będzie oglądał. W jamie brzusznej zmian nie ma.
Niestety radiolog dopatrzyła się lekkiego świecenia w niszach pooperacyjnych w mózgu i chce profilaktycznie zastosować zabieg radiochirurgii... Niepokoi mnie to jakoś...
Tata czuje się różnie. Fizycznie w miarę dobrze, jednak psychicznie pojawiają się dołki od czasu do czasu. Każdy gorszy wynik markera czy podejrzana tomografia to od razu spadek formy psychicznej (co nie dziwi wcale).
Jakoś sporo o tym myślę ostatnio i trochę niepokoju we mnie... Ile jeszcze czasu mamy?... Wiem, że nikt nie zna odpowiedzi, ale trudno przestać zadawać sobie w myślach to pytanie...
Wczoraj przeczytałem wszystko. Bardzo podziwiam was ale przede wszystkim Twojego Tate, za wole walki, optymizm. Myślę że to ponad połowa sukcesu. Trzymam kciuki i mam nadziej że będzie wszystko dobrze Trzeba się cieszyć każdą chwilą, ale widzę że twój Tato to twardy chłop i na pewno mu się uda!
_________________ Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić
Witam Was.
Melduję, że u nas powoli do przodu.
Tata dziś miał stereotaksję w związku z tym, że pani radiolog dopatrzyła się na TK głowy lekkiego świecenia w niszach pooperacyjnych i uznała, że dobrze by było to "ostrzelać". Mam nadzieję, że Tata nie będzie miał żadnych nieprzyjemnych skutków ubocznych.
Poza tym regularnie chemia na przystopowanie dziadostwa w płucach, ale chyba nie jest z nimi najlepiej. Nie wiem, kiedy w końcu operacja będzie... Na szczęście marker trzyma się na przyzwoitym poziomie z tego co wiem, choć nie znam szczegółów...
Tata funkcjonuje w miarę normalnie, oczywiście nie licząc faktu, że nie pracuje zawodowo i pewnie już do pracy nie wróci. Ale spaceruje, czyta, gotuje, chodzi na zakupy... Jutro idziemy do Rodziców na obiad, Tata uwielbia mojego synka
Moje życie kręci się głównie wokół syna właśnie, który lada dzień kończy 10 miesięcy! Uśmiecham się do tej myśli i planuję kameralne rodzinne przyjęcie na roczek. Gdy dowiedziałam się o przerzutach do mózgu, bałam się, że Tata nie dożyje pół roku małego. A wszystko wskazuje na to, że będzie na pierwszych urodzinach
Życzę Wam pięknej jesieni i wielu dobrych wiadomości!
kretko83, życzę Wam pięknej nie tylko jesieni, ale i zimy, i dalej. Życzę Wam jak najwięcej pięknych dni.
Abyście w tych trudnych dni dostrzegali jak więcej urody życia. Z tego co piszesz, może wynikać, że Twój tata tak właśnie podchodzi do swojego chorowania i leczenia.
Pozdrawiam Was serdecznie.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Witam wszystkim
Kretko jak czytam Twoje posty to wiem co przeżywasz bo mam to samo .
Wiec i ja opowiem o swoich przeżyciach związanych z chorobą mojego taty.
W 2009 zdiagnozowano u mojego taty raka jelita grubego wynik złośliwy rak z przeżutami do wątroby ,najpierw usuneli mu guza wielkości mandarynki ,potem operacja wątroby .Udały się obie ale niestety bez chemioterapi się nie obyło .Jeżdzenie do szpitala na 3 dni co dwa tygodnie przez 1,5 roku .Tata czuł się dobrze,wyglądał jak by nie byl chory na tą paskudną chorobę .W miedzyczasie badania kontrolne :kolonoskopia gdzie za każdym razem były usuwane polipy niegrożne ale były .Jakieś pół roku temu niestety się pogprszyło zaczeły wzrastać markery i pojawiły się na nowo zmiany w wątrobie i w płucach i pojawiające się pytanie Tatusia dlaczego ????????przecież miałem operację wątroby wszystko wycięte to skąd przeżuty znowu ,poprostu nie rozumie choroby swojej :(jemu się wydawało wtedy ,że weźmie tabletkę i choroba zaniknie .Stasznie to przeżywam bo tak naprawdę mało kiedy tata był w domu ciągle przebywał za granicą żebyśmy mieli dobrze w życiu ,a teraz kiedy już mogby być w domku cieszyć się wnukami ,działką to niestety walczy z chorobą ,tylko to taka walka z wiatrakami .Nigdy się nie pogodzę z ta chorobą jeste świadoma ,że kiedyś Go zabraknie tyko dlaczego nas to spotkało czym tata sobie zasłużył całe życie był/jest dobrym człowiekiem dobrym ojcem ,mężem mój synek uwielbia swojego dziadzia .Na dzień dzisiejszy choroba postępuje rozsiewa się choroba ale ja mimo tego ,że jest mi cięzko nie poddaje się .Za tydzien ma rozpocząć kolejny etap swojego leczenia III etap leczenia raka jelita grubego ,po długich poszukiwaniach dotarliśmy do Warszawy .Tata jest slaby ,boli go nie ma apetytu ale ja dam radę muszę !!.Musimy jeszcze powalczyć bo w końcu do końca trzeba mieć wiarę ,że się uda .Tak samo jak kretka myśle o świętach czy doczekamy ,czy doczeka tata kolejnego lata ,żeby pójść na swoją działeczkę .Ale na te pytania nie znam odpowiedzi zna je tylko Pan Bóg i on wie jakie ma plany wobec mojego Kochanego tatusia który ma dopiero 58lat
Asia, bardzo Wam współczuję. To nie powinno dotykać nikogo
Ale pytania "dlaczego" na zawsze pozostają bez odpowiedzi i tak naprawdę nie ma sensu ich zadawać... Choroba nie wybiera i niestety dobrzy ludzie też na nią zapadają... Nic na to nie możemy poradzić.
Najlepsze co możemy zrobić, a poradziły mi to osoby tutaj na forum, to BYĆ. Łapać wspólne dobre chwile i cieszyć się z tego, co jest.
Nie wiadomo, ile czasu zostało naszym Tatusiom. Nikt tego nie wiem, żadne statystyki tego nam nie powiedzą. Mój Tato żyje już 10 miesięcy od wykrycia pierwszego przerzutu do mózgu i aktualnie największym problemem są guzy w płucach. Gdy usłyszałam "jest coś w głowie", myślałam, że to koniec, że zostały nam tygodnie. Tymczasem minęło te 10 miesięcy, Tata funkcjonuje w miarę normalnie, kilka dni temu przyjechał do mnie przez całe miasto, żeby zobaczyć wnuka. Nie jest już tym energicznym, wysportowanym, zawsze pełnym sił facetem, ale JEST. Gdy słyszę jego śmiech - bo wciąż potrafi się śmiać i żartować - to myślę, że w tej chwili nie jest ważne, czy dożyje moich trzydziestych urodzin czy pójścia mojego syna do szkoły. Ważne, że śmieje się dzisiaj. Mimo, że spotkała nas tak straszna rzecz, jestem wdzięczna wyższej sile, która tyle czasu nam podarowała, czasu pełnego niepokoju, ale też czułości i śmiechu.
Wam też tego życzę - jeszcze jak najwięcej uśmiechów i dużo, dużo wiary i siły.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum