Ewaa przykro mi
Ja zaglądam tu bardzo rzadko, bo w ogóle do komputera ostatnio siadam rzadziej, niż kiedyś.
Wróciłam do pracy - na pół etatu, ale zawsze to parę godzin poza domem. Do tego oczywiście zwykłe codzienne obowiązki i baaardzo absorbujący 14-miesięczny syn
Tak że zajęta jestem mocno i dni upływają dziwnie szybko.
Dni upływają, a Tata walczy. Trzy dni temu przeszedł zabieg stereotaksji na przerzut do móżdżku (czyli w sumie trzeci przerzut do OUN). Nie miał i nie ma ze strony móżdżku żadnych objawów. Ogólnie czuje się cały czas bez zmian. Prawie 14 miesięcy od zdiagnozowania pierwszego przerzutu do mózgu
Za każdym razem, jak o tym myślę - nie mogę uwierzyć. A jednak... Jednak wciąż żyje. Sam porusza się po mieście (tramwajami i autobusami, prawa jazdy nigdy nie zrobił). Chodzi na zakupy. Gotuje pyszne obiady (wczoraj właśnie byliśmy u Rodziców na obiedzie, bo tatuś dziś skończył 58 lat). Czyta. Gra w gry komputerowe. SMSuje ze mną gdy mam zły dzień... Tylko kaszel ostatnio trochę go męczy, guzy w płucach ciągle czekają na wycięcie...
Ciągle jakieś leczenie jest nam proponowane, tyle już tego było... Operacja, chemie, operacja, chemie, radio, chemie, operacja, chemie, stereotaksja, znowu chemie... A On się trzyma. I widzę, że te wszystkie zabiegi to nie jest przedłużanie na siłę cierpienia, jak niektórzy może mogą pomyśleć. To przedłużanie w miarę satysfakcjonującego życia. Jestem za to głęboko wdzięczna. I z trwogą myślę - ile jeszcze. Ile organizm może znieść - działania raka i działania chemii?...
Dziś, z okazji urodzin mojego Taty, życzę mu także tutaj (choć nie podejrzewam, żeby to czytał), żeby to w miarę satysfakcjonujące życie trwało jeszcze dobre kilka lat. A może kilkanaście