pelasiu ja tez mam IIIc dw arazy bylam lysa ( brwi rzesy tez wychodza wiec troche bola wtedy oczy, mialam chemie i dwie operacje i znow chemie i naswietlania .Zyje ..moja operacja cytoredukcyjna jednak byla nie az tak rozlegla ..bo chemia wczesniej zrobila co trzeba ( przed cytoredukcja mialam 6 wlewow.Chemioterapia dootrzewnowa powinna przynisc efekty choc do najlezjszej nie nalezy.na pocieszenie dodam ze jestem 2lata po zakonczonym leczeniu w przygodami po drodze ale wrociłam po tym wszytkim do pracy i uprawiam aerobic, zumbe chodze na salse.Rdosc zycia w sobie mam .Kolejne badania bede miec w czerwcu i oby wyniki w obrazkach byly OK..Ta choroba wymaga cierpliwosci, pokory i tysiaca marzen.Bo by moglo sie cos zdarzyc trzeba marzyc.Mnie sie wymarzył powrot na gimnastyczna sale i to bez wylanianej narazie stomii.Głowa do gory...rak to choroba przewlekla ciezka ale dje sie ja leczyc i utrzymac w ryzach..oby jak najdluzej
Czy znacie kogos kto zyl iles lat w IV stadium choroby? Bo jak patrze na zabieg i rozrzut tego dziadostwa u mamy to jest to bardziej IV stadium, cala jama brzuszna zajeta, procz eatroby, zoladka i trzustki, bo to bylo czyste. Mamusia czuje sie dobrze po operacji cytoredukcyjnej. Dzis profesor powiedzial, ze zostawili tylko drobne kropki na krezce jelita cienkiego, bo tego sie nie da usunac, ale zadna z nich nie jest wieksza niz 25mm, czyli zostala wykonana cytoredukcja C01. Powiedzial, ze ta chemia hipec, ktora podali powinna zabic te drobnostki. Teraz jak mama dojdzie do siebie to ma miec 6 kursow chemii co trzy tygodnie. Prof powiedzial, ze wtedy zrobia badania i jesli sie wszystko dobrze ulozy to bedziemy mogli odetchnac. Powiedzial, ze gwarancji zadnej nie ma, ale sa szanse na to, ze nie bedzie wznowy nawet przez wiele lat, ale to wszystko pozniej....powiedzial, ze mama ladnie wyglada, ze wyniki dobre. Jutro, albo za dwa dni zaczna podawac jedzenie i zobaczymy co wtedy sie bedzie dzialo, oby nic sie nie dzialo i wszystko przebieglo sprawnie....zastanawiam sie tlko czy sa na tym forum osoby, ktore sa w tak poznym stadium tej cholernej choroby i jak sobie z tym radza.....
mam kolezanke ktora miala wodobrzusze i IV stadium adenocarcinoma serosum z mutacja genow BRCA1plus.Razem przechodzilysmy chemie i druga operacje i znow chemie..ja dostalam jeszcze promyczki.. nadal zyje a rozpoczela leczenie poczatkiem roku 2010.W styczniu miala teraz operacje przepukliny..ale juz zabiera sie powolutku za swiateczne porzadki w domu.Operacja HIPEC , ktora przeszla Twoja mamusia nie nalezy do łatwych i nie byla "popularna"przy raku janika w latach 2010/11 Zreszta chyba nadal nie jest jeszcze standardem leczenia wiec nic tylko sie cieszyc ze mialas takie mozliwosci..I oby pomoglo to wam przetrwac w remisji jak najdluzej, czego wam serdecznie zycze.
Oby, oby wlasnie tak bylo...moja mama nie miala w sumie wodobrzusza, czasem jedynie ja wzdymalo, ale tak jakby wieczorem brakowalo guzika w spodniach, a rano bylo ok. Naprawde zadnych objawow, wszystkie wyniki w normie....szkoda gadac.....jesli chodzi o hipec, to rzeczywiscie prof wicherek i richter powiedzieli nam, ze to nie jest w polsce standardowe leczenie, a szkoda bo wielokrotnie zwieksza mozliwosc dluzszego przezycia i walki z tym cholerstwem, oczywiscie podobno, bo ja tego nie wiem, ale tak mowia badania i statystyki...oby moja mama znalazla sie wsrod tych szczesliwcow...modle sie o to kazdego dnia. Zobaczymy jak bedzie dalej. Prof dzis mi powiedzial, ze w dalszym kroku ma planowane 6 chemii w cyklu co trzy tygodnie, zeby zabic i uspic wszystkie komorki, ktore ewentualnie sa gdzies we krwi, albo gdzie indziej..a wiecie co jest najlepsze? Okazalo sie, ze Pet zrobiony dwa dni przed operacja pokazal, ze u mamy nie ma zadnego nowotworu....badanie, ktore normalnie kosztuje kilka tysiecy zlotych jest tak nieczule? To az nie do pomyslenia. Prof powiedzial, zecieszy sie, ze zrobil operacje zwiadowcza bo wtedy mogl wszystko zobaczyc i dokladnie zaplanowac zabieg cytoredukcji.....dziwne to wszystko, bardzo dziwne
Witaj
Niestety pet nie jest to doskonałe badanie. Miałam kiedyś taką panią onkolog , która mi tłumaczyła, że może być nowotwór a wcale nie musi pożerać tej glukozy i wtedy nie będzie widoczny. Pozdrawiam
No to niezle....na samym poczatku prpfesor zlecil pet, ale termin byl odlegly dlatego,zdecudowal sie naoperacje zwiadowcza, no i chyba donrze, ze tak zrobil, bo pet niczego nie pokazal....martwie sie jednak czy etgo dziadostwa nie ma gdzies indziej, skoro pet nie widzial duzych ognisk w brzuchu.....
[ Dodano: 2013-03-19, 14:14 ]
Przepraszam za literowki, ale pisze w pospiechu i to na tablecie.....jestem w szpitalu, u mamusi kazdego dnia lepiej. Dzis juz pije, wyjeli jej 3 dreny, zostal tlko jeden. Dzis mama na chwile wstala, wiec jutro juz pewnie troszke przejdzie.....oby teraz szybko sie zagoil brzuch i dalsze leczenie przynioslo oczekiwane rezultaty....musi...musi....
Witam,
piszę ze szpitala. Mamunia moja sobie przysypia, bo średnio spała w nocy ... ciągle czuje ogromny lęk przed tą chorobą i wszystkim co się może wydarzyć ... każdego dnia jest mocniejsza i silniejsza. Wczoraj stawiała pierwsze kroki, dziś ją wymasowałam całą i myślę, że też wstanie na chwilę...krok po kroku ... mam pytanie - mama dostała dziś taki lek: dexamyl - pielęgniarka powiedziała, że to lek wspomagający chemioterapię, ale nie mogę znaleźć informacji w internecie na temat tego leku, a to co znalazłam zupełnie nie pasuje do tego co powiedzieli nam przed chwilą... czy spotkałyście się z tym lekiem? Dziś mama ma dostać kilka łyżek zupy - zobaczymy jak brzuszek zacznie po tym pracować. Strasznie się tym wszystkim martwię - jednego dnia optymistycznie patrzę na przyszłość, wierzę, że się uda ... a innym raczej średnio .... szkoda gadać ... wczoraj jakiś wirus mnie ściął z nóg i musiałam się ewakuować ze szpitala żeby tylko nie zaszkodzić mamie. Ale wygrzałam się w nocy, garść tabletek wzmacniającyh i dziś znów dyżuruję przy mamie...będę z nią do końca tygodnia i mam nadzieję, że zacznie chodzić, bo w przyszłym tygodniu wymieniamy się z tatą. Ja wracam do pracy, a wtedy tata bierze urlop .... mam nadzieję, że mama będzie silna i tata da sobie radę przy pielęgnacji, chociaż mama już coraz więcej rzeczy wokół siebie robi sama:) Jest bardzo dzielna i kochana ... musi się to wszystko udać - modlę się o to by to cholerstwo zareagowało na chemię ... bo jeśli nie ... nawet nie chcę myśleć .... Dajcie znać co z tym lekiem - bo to coś nowego dla nas ...
Właśnie dzowniła do mnie mama, że rano był obchód i profesor powiedział, że mama ma "rewelacyjne" wyniki dlatego jutro szykuje ją do domu ... cieszę się, że wyniki po takiej operacji są dobre, ale ... mama dopiero wczoraj wstała z łózka i zrobiła 3 kroki i od razu do łózka bo miała problem z oddechem .... nie chodzi więc właściwie ... a on mówi, że wyniki rewelacyjne .... strasznie sie martwię, bo szpital jest 170 km od domu, więc to jest jakieś 3 godziny jazdy, a do tego jeszcze wejście na 4 piętro ... jak my to niby mamy zrobić ... czy oni tam sa poważni? nie wiem co o tym myśleć i co z tym zrobić ....
[ Dodano: 2013-03-22, 09:08 ]
Mama poprosila zeby zostac jeszcze jeden dzien, wiec jutro bedzie wypis. Niedlugo jade do szpitala pozalatwiac wszystko przed wypisem....musze kupoc peruke, leki, opatrunki...troche tego jest. Sama jestem chora jak diabli....u mamy siedze w maseczce, ale nie wiem czy to skuteczne...mama ma od dwoch dni dola, mysli o najgorszym, boi sie konca....Jezu dlaczego?:(
wyciagaj ja z tego dola i to szybko..mama przeszla z tego co wynika z opisu oeracje HIPEC -nie tak latwo do niej sie zakawlifikowac i nie tak latwo ja przezyc..Siwtnie dalyscie sobie z tym rade.Chemmioterapia dootrzewnowa tez pewnie ma swoje uboczne skutki nie mniej w rakowaceniu otrzewnej jest ja najbardziej wskazana.Wazna bitwe macie za soba ! Teraz czas wygrac wojne , bo chyba nie zamierza mama zawiesic teraz broni?Zycze szybkiego powrotu do normalnosci.
Mamunia od dwóch dni jest juz w domku w piątek lekarz stwierdził, że wyniki sa bardzo dobre, samopoczucie mamy również, więc czas do domu ... troche byliśmy w szoku, bo zastanawialiśmy się czy na święta ja puszczą do domu, a tu taka niespodzianka
Profesor powiedział mi, że są zadowoleni zarówno z przebiegu operacji, z jej efektów póki co, oraz okresu pooperacyjnego:) Jestem pełna nadziei.... Rozmawiałam raz jeszcze z lekarzem prowadzącym, który powiedział mi jeszcze jedną rzecz, mianowicie wcześniej mówiono nam, że mama ma wycięty cały nowotwór z wyjątkiem 2,5 mm wszczepów w krezce jelita cienkiego, ale żeby się tym nie martwić bo chemia to załtwi ... a w piątek od lekarza dowiedziałam się, ze te wszczepy, które zostaliwi zanim podali chemię ootrzewnową, wcześniej jeszcze miejscowo wypalili jakąś wypalarką. Lekarz powiedział, że obecnie nie ma żadnych ognisk ani żadnych wszczepów... teraz mama ma dostać 6 chemii w odstępstwie co 3 tygodnie, które to mają ewentualnie zabić wszystkie wolne komórki, które mogą być jeszcze we krwi. Mam nadzieję, że najgorsze mamy za sobą. Mamcia powoli wraca do normlaności, chociaż wiemy, że już nigdy nie będzie tak samo jak przedtem, ale ... mamy głęboką nadzieję, że może się to wszystko udać... tak bardzo chcę się trzymać tej myśli. Teraz to najważniejsze by mama szybko doszła do siebie i dobrze zniosła chemię ....
Chciałam Was zapytać o samą chemię - czy to prawda, że każda kolejna jest gorzej znoszona bo organizm słabszy? czy za każdym raze są podawane te same leki, czy co wlew to się zmienia? jaka jest gwarancja, że chemia dożylna zabije wszystkie komórki nowotworowe "latające" po organiźmie razem z krwią? Profesor powiedział, że obecnie w ciele mamy nie ma żadnych ognisk i wszepów choroby, że jedyne w co chemia ma uderzyć to właśnie wolne komórki w krwi, ale jak to właściwie jest? Jeśli wcześniej przed operacją sprawdzali, że nowotwór jest chemiowrażliwy to znaczy, że wszystko powinno zadziałać bez zarzutów? Czy taka chemia zabija, czy tylko usypia komórki rakowe?
czy to prawda, że każda kolejna jest gorzej znoszona bo organizm słabszy?
Nie ma na to prostej reguły. Jedni znoszą źle, inni całkiem dobrze.
Przed każdorazowym podaniem CTH wykonuje się badania krwi, mające pozwolić ocenić, czy można podać kolejną dawkę.
pelasia napisał/a:
czy za każdym raze są podawane te same leki, czy co wlew to się zmienia?
Na ogół cała seria jest taka sama, czasem zdarza się, że bywa modyfikowana,
ale nawet w takim razie nie tak, by za każdym razem podane miały być inne chemioterapeutyki.
pelasia napisał/a:
jaka jest gwarancja, że chemia dożylna zabije wszystkie komórki nowotworowe "latające" po organiźmie razem z krwią?
Nie ma takiej gwarancji.
pelasia napisał/a:
Jeśli wcześniej przed operacją sprawdzali, że nowotwór jest chemiowrażliwy to znaczy, że wszystko powinno zadziałać bez zarzutów? Czy taka chemia zabija, czy tylko usypia komórki rakowe?
CTH na pewno zadziała, ale to nie znaczy, że zniszczy wszystkie komórki nowotworowe.
Może się zdarzyć, że zniszczy tylko część, nawet znaczną, co spowoduje remisję choroby, jednak tylko czasową.
Oczywiście może również (ale nie musi) być i tak, że zniszczone zostaną wszystkie komórki nowotworowe.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Richelieu - bardzo dziękuję za szybką odpowiedź. Zastanawia mnie ciągle kwestia znoszenia tej chemii ... po pierwszej - jeszcze przed operacją - mamie zrobiły się bardzo słabe żyły, już w szpitalu mieli problem by się wbić w żyłę, bo pękały i trzeba było zrobić wkucie centralne ... zatem czy takie coś jest stosowane podczas chemii dożylnej? Czy jeśli wyniki będą ok, ale samopoczucie średnie to również chemia może zostać przełożona, albo odwołana? Lekarz nam powiedział, że przed każdym wlewem będą robić swoje badania, ale czy warto robić sobie samemu badania na kilka dni przed?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum