Sam nie wiem dlaczego zakładam tutaj temat. Śledzę forum, zwłaszcza ten dział od kiedy u mojego brata stwierdzono raka płuc z przerzutami do mózgu. Nie chcę przytaczać całej historii ale walczymy już blisko 11 miesięcy. 37 letni dobry ciepły facet, robiący wszystko dla swojej rodziny.
Leczenie paliatywne każdy wie na czym polega, wiara w cud? Nie jestem osobą wierzącą od kilku lat mimo to w głowie były takie myśli kiedy brat stawał na nogi. Sam chodził wszędzie, załatwiał swoje sprawy, prowadził samochód, był silny. Kontrole, i stresy czy choroba następuje, ciągle w miarę obiecujące wieści. Mimo to od początku czytam o tej chorobie i wiem że, nie wiem jak to zabrzmi, ale kiedyś będzie koniec.
Moja mama ciężko to przeżywa, sama nie zdaje sobie z tego sprawy, nie mówię jej o statystykach o niczym, jest na lekach antydepresyjnych. Mój ojciec dziwnie to przezywa, odsunięty, przestał w ogóle z nami rozmawiać. Mimo to wiem co czuje.
Żona brata która chyba też ciągle wierzy, ciężko powiedzieć że nie przejmuje się chorobą, ale chyba żyje w przekonaniu że będzie lepiej i brat wyzdrowieje. Nie myślę o tym nawet, jak może być tak odosobniona i nie widzieć co się dzieje, nie czytać o chorobie. Może to lepiej. Brat nie widzi cierpienia i ciągle chce walczyć
Czuje się z tym wszystkim sam. Nie potrafię rozmawiać z bratem. Wiem że nie możemy mu pokazywać że cierpimy. Chwila, i napływają łzy do oczu gdy patrzę na niego w jakim jest stanie.
Stan pogorszył się ostatnio przez 2 tyg. Po drugim już zabiegu ściągania zgromadzonej wody. Brat schudł, ciężko sie poruszał ale myśleliśmy że wróci do domu i nabierze sił. W domu, problemy z chodzeniem, ale chodził. Sam jeździł samochodem jeszcze tydzień czasu. Czekaliśmy na nastepną wizytę, może radioterapia. Dodatkowo kiepskie wyniki białka ALK, dodatnie.
Ostatnie 5 dni brat w ogóle nie może chodzić, wozimy go na wózku, cieżko mu wstać, oddycha przez koncentrator tlenu, ma płytki oddech cieżko napisać wszystkie dolegliwości, ale chudnie w oczach. Ostatnia wizyta u lekarzy mnie przeraziła.
Brat kwalifikuje się na leczenie 2 stopnia, ale jest za słaby.
Nie ufam lekarzom, nie mówiłem dokładnie mamie o tym co mówił lekarz, ale nie cięzko wywnioskować o co chodzi.
Zaproponował hospicium paliatywne, czyli czekanie i czekanie. Chciałem sam wejść jeszcze do gabinetu i zapytać ile nam zostało, ale nie chciałem żeby brat czy ktoś usłyszał.
Lekarz mówił, że chce go jeszcze za tydzień zobaczyć, i że mam nadzieje że tak będzie, że walczymy proszę Pana.
Nie mówił o zaawansowaniu choroby bo badania nie są z tego czy tamtego miesiąca. Czyli jak to ujął nie może klinicznie stwierdzić. Ale objawowo tak bo Pana stan się pogorszył.
Mydlenie oczu na każdym kroku i dawanie nadziei, a później te słowa o walce - tydzień?
Głupi i naiwny nie jestem, ale chyba powinien chociaż komuś z nas powiedzieć.
Nie wiem czy to co napisałem to bełkot czy da się to czytać, pisze w stresie. Jeszcze kiedy brat był pełni sił i było po nim widać entuzjazm to było lepiej. Nie myślieliśmy kiedy był z nami o tym a teraz?
Brat zadawał pytania lekarzowi, chciał się upewnić czy faktycznie choroba nie pogłebia się, lekarz mówił że nie mamy na to dowodów wiec nie można tego stwierdzić, ale tez nie można zaprzeczyć.
Nie wiem, czułem że go oszukuje, jak dziecko, ale to dobrze. Brat chce walczyć ale na pewno też widzi jak się czuje.
Ostatnio po tym osłabieniu brata wszystko do mnie chyba dotarło.
Lekarz przepisał sterydy, leki rozrzedzające krew, które mamy odstawić jak będą krwawienia.
Nie wiem co chce od was usłyszeć, nie chce zeby była to historia jak każda inna. Nie chce też was pytać czy mój brat stanie na nogi.
Brak apetytu, i to ciągły, i to nagłe osłabnięcie, 3 dni temu mój brat jeszcze był w stanie zejść sam po schodach, gorzej z wejściem na górę ale dawaliśmy radę razem.
anonim123 bardzo mi przykro czytając opis takiej historii. Szczególnie to boli kiedy rak dopada tak młodego człowieka jakim jest twój brat.
anonim123 napisał/a:
u mojego brata stwierdzono raka płuc z przerzutami do mózgu.
Rak płuc w stadium z przerzutami oznacza stadium choroby gdzie o wyleczeniu nie ma mowy - ale z tego chyba zdajesz sobie sprawę. Jeżeli chodzi o reakcje na ten fakt rodziców i żony brata każdy członek twojej rodziny musi to przerobić na swój sposób dla każdego taka diagnoza to szok, każdy jak sam widzisz reaguje inaczej.
anonim123 napisał/a:
Czuje się z tym wszystkim sam.
Nie ma w tym nic dziwnego, to bardzo ciężka sytuacja.
anonim123 napisał/a:
Zaproponował hospicium paliatywne,
Propozycja lekarza jest słuszna i tą drogą powinniście pójść. Hospicjum domowe pomoże wam w walce z bólem która was prędzej czy później czeka. Ponadto pracujący tam ludzie wesprą was psychicznie . Skorzystajcie z tego. Nikt nie jest takim tytanem by wszystko ogarnęł sam.
anonim123 napisał/a:
Lekarz przepisał sterydy, leki rozrzedzające krew, które mamy odstawić jak będą krwawienia.
Lekarz proponuje tylko leczenie objawowe, niestety w tym stanie każde leczenie ma na celu polepszenie komfortu życia a nie wyleczenie.
anonim123 napisał/a:
Na co mam czekać?
Czekanie nie ma sensu trzeba działać załatwic opiekę hospicyjną to teraz najważniejsze aby brata nie bolało. Trzymaj się...
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Lekarz proponował hospicjum stacjonarne, oddalone o blisko 70 km, z którym współpracuje. W naszym mieście cieżko o miejsca, zresztą w 4 ścianach w domu mu na pewno lepiej.O hospicjum domowym słyszałem na pewno się tym zainteresujemy.
Bólu się boję, na razie go nie ma, nic go nie boli tylko stopy puchną. Są jednak przytykania w czasie oddychania, czasami bardzo mocne.
Lekarz mówi że to może być ucisk na serce. Dał skierowanie do kardio-chirurga. Dodatkowo
suche usta, brat śpi 1.5h i budzi się później znowu przysypia.
Zaobserowowalismy na plecach, czerwone płaty w kształcie płuc. Coś jakby naczynia krwionośne. Lekarz tego nie chciał jakoś komentować.
Cieżko się czyta o objawach w kontekście nadchodzącego końca.
Jak mam się zachować w stosunku do mamy, taty? Mówić o tym co wiem, czy unikać tego.
Moja mama leczy się na tarczycę, przez wszystko schudła około 15 kg, stres, skoki hormonów, duszności. Naprawdę bardzo to przeżywa, nie chcę nikogo okłamywać. Też nie uważam żeby sama nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji.
Ja staram się z bratem spędzić jak najwięcej czasu. Ale jak pisałem wcześniej, nie potrafię się wzmocnić i nie pokazywać przy nim emocji.
Pamiętam jak brat mówił po operacji głowy i wycięciu guza, gdy wracaliśmy na badania i kontrole że chce jechać z mamą i wszystkimi nad morze. Ostatnio także mi, kiedy jeszcze chodził że na wiosnę będziemy wykańczać samochód.
anonim123,
Strasznie wzruszająca historia, czym młodszy człowiek gorzej to zaakceptować.
Nie będę Ci pisała jak jest bo wiesz to sam dokładnie, wiesz, że przerzuty do OUN nie dają dużych szans. Widzisz jak choroba u brata postępuje, widzisz jak słabnie, jesteś świadomy na pewno do czego to zmierza, choć wolałabym napisać, że tak się nie stanie.
Każdy z Waszej rodziny przeżywa to na swój sposób, każdy sposób jest danej osoby Jej własny na to, żeby przetrwać, żeby pogodzić się czy zaakceptować daną sytuację, każdy przeżywa po swojemu.
anonim123 napisał/a:
Jak mam się zachować w stosunku do mamy, taty? Mówić o tym co wiem, czy unikać tego.
Ty znasz najlepiej swoich bliskich i wiesz ile są w stanie udźwignąć ale myślę, że tutaj nie ma co wybiegać z rozmowami, wszyscy jesteście na tej samej pozycji, wszyscy widzicie co się dzieje, wiecie z czym brat walczy i zapewne domyślacie się jak może się to niebawem skończyć. Uważam, że jeśli mama, tato, bratowa nie chcą rozmawiać na temat choroby to zostawić to, może przyjdzie moment, że usiądziecie wszyscy i będziecie chcieli razem wywalić z siebie ten ogromny ból. Jeśli rodzice pytają Cię to znaczy, że chcą wiedzieć i odpowiadaj Im uczciwie to Ich syn i powinni znać prawdę, wszystko to należy robić rozsądnie, dawkując informacje i z taktem.
anonim123 napisał/a:
Nie mówił o zaawansowaniu choroby bo badania nie są z tego czy tamtego miesiąca
W brata stanie nie ma już sensu robić kolejnych badań obrazowych to już nic nie wniesie do leczenia, lekarz ma rację.
anonim123 napisał/a:
Mydlenie oczu na każdym kroku i dawanie nadziei, a później te słowa o walce - tydzień?
Głupi i naiwny nie jestem, ale chyba powinien chociaż komuś z nas powiedzieć.
Nie zapytałeś wprost lekarza więc lekarz nie chce odbierać nadziei, nie chce powiedzieć prawdy bo o nią Jego nie pytałeś. Na pewno odebrałbyś źle takiego lekarza gdyby powiedział prawdę prosto z mostu, to jest bardzo trudny temat i dla rodziny i lekarza.
anonim123 napisał/a:
Brak apetytu, i to ciągły, i to nagłe osłabnięcie, 3 dni temu mój brat jeszcze był w stanie zejść sam po schodach, gorzej z wejściem na górę ale dawaliśmy radę razem.
To są niestety objawy postępu choroby, bardzo mi przykro, brat traci siły.
anonim123 napisał/a:
Lekarz proponował hospicjum stacjonarne
Nie musicie z tego korzystać jeśli jesteście w stanie zaopiekować się bratem ale konieczna jest do tej opieki pomoc Hospicjum Domowego i tu radziłabym nie czekać ani dnia dłużej. Dziś brata nie boli ale co będzie, jutro, pojutrze?, potrzebna będzie szybka pomoc lekarza, tylko hospicjum jest Wam w stanie pomóc a do nich są czasami długie kolejki a pomoc jest Wam potrzebna już teraz.
anonim123 napisał/a:
Są jednak przytykania w czasie oddychania, czasami bardzo mocne.
To zapewne rak w płucach powoduje takie objawy lub tak jak lekarz mówi ucisk na serce poprzez nacieki.
anonim123 napisał/a:
Zaobserowowalismy na plecach, czerwone płaty w kształcie płuc. Coś jakby naczynia krwionośne. Lekarz tego nie chciał jakoś komentować.
Brat jest zapewne wychudzony to może być początek odleżyn.
anonim123 napisał/a:
Na co mam czekać?
Nie czekajcie na nic, żyjcie tu i teraz, nie myśląc co będzie za chwilę/tydzień/miesiąc.
Bardzo współczuję i życzę Wam bardzo dużo sił.
pozdrawiam ciepło.
Od tamtego tygodnia brat przebywał w szpitalu, na miejscu gdzie mieszkamy. Odesłano nas z Krakowa z ostatnią nadzieją, woda w osierdziu serca, przerzut wątroba. Brat ciągłe był osłabiony, nie mógł chodzić ale dzielnie jadł i walczył.
W szpitalu na miejscu, dowiedziałem się także o przerzutach do mózgu. Lekarze ocenili stan na krytyczny, ale brat dostawał antybiotyk żeby zmniejszyć obrzęk i zapalenie. Dalej miałem odrobinę nadziei bo wiedziałem że kwalifikujemy się do 2 metody leczenia. Stan niestety się nie poprawiał.
Całe szczęście że mieliśmy go cały czas blisko, pozwalano nam czuwać codziennie od rana do wieczora. Wczoraj nawet oglądał męcz mimo że przysypiał. Pytał o wyniki, o mnie. Mówił że mam mu obiecać że pozałatwiam sprawy z jego samochodem, że naprawię to co trzeba, że mam porobić wszystko jak należy i pilnować wszystkiego.
Dzisiaj podobno wołał moją mame i tate słowami " mamo gdzie jesteś ", mówiła nam to znajoma pacjentka obok, która miała na mojego brata oko. Pilnowała jak zajmują się nim pielęgniarki w późnych godzinach kiedy nie mogliśmy być przy nim.
Dzisiaj o godzinie 9 zadzwoniła do mnie mama którą odwiozłem do szpitala z samego rana żebym szybko przyjechał z tatą bo brat się gorzej czuje.
Byliśmy wszyscy przy nim, nie usłyszałem niestety od niego już słowa. Patrzyłem tylko w monitor jak oddech słabnie a tętno jest coraz mniejsze i trzymałem go za rękę. Od 140 do 0, i coraz płytszy oddech. Nie zapomnę tego do końca życia ale cieszę się że mogłem być przy nim i mówić do niego. Na pewno to słyszał
Ciesze się że nie cierpiał że zasnął. Pomijam fakt nieodpowiedniego personelu medycznego i głupie uwagi pielęgniarek które mam uwiecznione na ukrytej kamerze, i nagrane wraz z dźwiękiem. Najgorsze kiedy odesłano nas z jednego szpitala właśnie do szpitala w naszej miejscowości. I zgryźliwe uwagi ordynatora. Tylko ku temu mam żal, słyszałem o tym wcześniej więc się przygotowałem i na pewno nie zostawię tego bez echa.
Walczył najdzielniej jak potrafił. Sam bym przez to nie dał rady przejść. Nie wiem dlaczego tutaj to piszę ale mimo że mam dwadzieścia pare lat i rzadko płaczę, nie potrafię sobie z tym poradzić a tym bardziej moja mama.
Dziękuję za informacje powyżej i wszystkie które znalazłem na tym forum, wiele z nich było bardzo pomocnych.
Nie wiem jak mama przeżyje pogrzeb, ja również nie wiem jak to będzie później bez niego. Mój brat był z mamą bliżej niż ja. Miał cieplejszy charakter, przyjeżdżał codziennie ja mimo że czasem nocuję w domu to ciągłe mnie w nim nie ma.
Rok walki, rok czasu dał nam los. Tylko albo w wielu przypadkach aż tyle. Tylko dlaczego los jest tak niesprawiedliwy że zabiera życie 37 latkowi.
anonim123 bardzo mi przykro. Nie tak powinno wyglądać życie, nie tak szybko powinno się kończyć.
Cytat:
Nie zapomnę tego do końca życia ale cieszę się że mogłem być przy nim i mówić do niego. Na pewno to słyszał
Napewno słyszał. Wiesz uważa się że pomimo że odchodzący nieraz nie umieją już powiedzieć czegoś czy dać nam jakiegokolwiek znaku to nas słyszą - i wiedzą że jesteśmy, że przeprowadzamy ich na tamtą stronę. Twoj brat też wiedział jestem tego pewna.
Cytat:
wiem jak mama przeżyje pogrzeb, ja również nie wiem jak to będzie później bez niego
To napewno nie będzie łatwy czas. Żałoby nie da się przeżyć w pare dni, żal i ból nie odejdzie za godzinę czy dwie. Życzę ci wiele siły, wspieraj mamę ona teraz ciebie bardzo potrzebuje.
Przyjmij serdeczne wyrazy współczucia
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Na pewno nie powinien umierać tak młody człowiek ale jak sam wiesz czy życie jest sprawiedliwe?, otóż nie, umierają na raka dzieci, umierają osoby młode, w sile wieku i starsze i zapewniam Cię, że nawet jak ktoś ma 80 lat to dla rodziny takiej chorej osoby to też nie jest odpowiedni czas, możemy tylko powiedzieć, że chociaż taka osoba przeżyła trochę lat, czegoś w życiu doświadczyła w porównaniu do takiego małego dziecka czy w wieku Twojego brata.
Jest mi bardzo przykro, że musieliście doświadczyć tak ciężkiej traumy, my wszyscy tutaj rozumiemy Twój ból, chęć wypisania Twoich żali, pretensji, czy Twoich łez. Każdy z nas przeszedł czy obecnie przechodzi traumę choroby i odchodzenia, nie jest to łatwa lekcja do odrobienia ale wcześniej czy później każdy tą lekcję musi zaliczyć.
Jesteście wspaniali, byliście z bratem, synem do samego końca, przez to się mniej bał, czuł Waszą obecność, miłość i na pewno bycie razem w takiej chwili jest pięknym aktem miłości.
Brat nie mówił, bo już nie miał siły ale to co do Niego mówiliście słyszał, bo słuch jako ostatni się wyłącza.
Jesteś młody, zapewne to Twoje pierwsze tak traumatyczne przeżycie, śmierć tak bliskiej osoby jest dla każdego ogromną traumą, która na wiele lat odbija się na naszej psychice. Do tego wszystkiego patrzysz na cierpienie rodziców, boisz się o Nich jak Oni zniosą tą traumę i to wszystko powoduje, że sam jesteś mocno dobity/zdołowany/ bardzo Ci ciężko.
Nie ma lekarstwa na żałobę, owszem można się wspomóc antydepresantami, może warto to mamie zaproponować ale żałobę trzeba przeżyć. Nie wiem czy rodzice i Ty będziecie chcieli rozmawiać i to będzie Waszym wsparciem czy będziecie woleli milczeć i każdy sam na swój sposób przeżyje żałobę, jest ciężko i będzie jeszcze długo.
Współczuję z całego serca i sił Wam wszystkim życzę i Tobie i rodzicom.
Mam wrażenie że na razie i tak, nie dociera do mnie to wszystko. Mam żal do siebie o kilka rzeczy, i o to że nie spędzałem z nim tyle czasu ile mogłem, zawsze mogło być go trochę więcej.
Odechciewa się człowiekowi wszystkiego. Jedyne co mnie pociesza to fakt że nie cierpi, ciągle to powtarzam mamie żeby ją pocieszyć choć trochę. Tylko co z tego skoro wspomnień się nie cofnie.
Mam żal do siebie o kilka rzeczy, i o to że nie spędzałem z nim tyle czasu ile mogłem, zawsze mogło być go trochę więcej.
Co byśmy nie robili to zawsze jak coś się wydarzy, zwłaszcza nieszczęśliwego to mamy mnóstwo wyrzutów sumienia, jakiś żal, że może powinniśmy inaczej coś zrobić, zaplanować, wykonać. Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.
Nie wiń się za nic, bo tylko robisz sobie krzywdę, czasu się nie cofnie, nie naprawi błędów, które się kiedyś popełniło, można tylko teraz, w przyszłości starać się nie popełniać tych samych błędów. Choroba, śmierć zmieniają nas bardzo i zapewne Wasza historia pokazała Ci co w życiu jest ważne.
Byłeś z bratem do końca, pożegnałeś Go, czuł Twoją obecność, byłeś w bardzo ważnym momencie dla Was obu.
To już oklepany cytat " Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą" ale myślę, że w życiu codziennym jest bardzo istotny.
Trzymaj się, jeszcze wiele dni ciężkich przed Wami ale przyjdzie kiedyś czas, że będziesz się uśmiechał do wspomnień.
Mam wrażenie że na razie i tak, nie dociera do mnie to wszystko
Bo nie dociera, ja tez tak mialem, nie moglem uwierzyc ze go juz nie zobacze, ze kapselka razem nie zrobimy. Ja to zrozumialem jakies pol roku po smierci gdy zaczelo przybywac obowiazkow, gdy musialem o pomoc poprosic kolege bo wielu czynnosci nie da sie samemu...
anonim123 napisał/a:
Mam żal do siebie o kilka rzeczy
Nie miej zalu, w tej chorobie naprawde nie wiele da sie zrobic, stan byl bardzo zaawansowany i rok czasu to naprawde duzo, u nas stadium bylo podobne i potrwalo jak w podpisie.
anonim123 napisał/a:
to że nie spędzałem z nim tyle czasu ile mogłem, zawsze mogło być go trochę więcej
Tu sam sobie odpowiedziales natomiast w jak mogles przewidziec ze bedzie wam tylko tyle czasu dane. Zapewne jakbys wiedzial ze brat umrze w wieku 37 lat wiecej czas bys z nim spedzal, jak i my wszyscy.
Tu zycie niestety pisze swoj scenariusz...
anonim123 napisał/a:
Jedyne co mnie pociesza to fakt że nie cierpi
To bardzo wazne ze odchodzil w spokoju i przy bliskich, teraz macie swojego aniola stroza, ktory zapewne wiele wam pomoze.
anonim123 napisał/a:
Tylko co z tego skoro wspomnień się nie cofnie
Nie chodzi aby cofnac, wspominajcie fajnie spedzony czas, mlode czasy jak razem brojiliscie. Pamietaj on na zawsze bedzie z Toba, kazdy z nas osob ktore stracilo bliskich ma kawalek miejsca gdzie sa wlasnie wspomnienia po zmarlym bliskim.
Tu nie chodzi aby zapomniec o jego istnieniu, bo to sie nigdy nie stanie, chodzi o to aby poukladac sobie w glowie ze go nie zobaczymy ale zapewne wiele razy poczujesz jego obecnosc, wyciagniesz nauke z brata, skoro starszy to pewnie wiele Ciebie nauczyl...
U nas minelo 14 miesiecy, czy jest lzej, nie jest brakuje kompana do browarka, brakuje dwoch dodatkowych rak przy pracy w domu jak i na podworku, brakuje i bedzie brakowalo...
Trzymaj sie i opiekuj sie rodzicami, nie zostawcie tez bratowej ona teraz zapewne potrzebuje waszego wsparcia.
Jezeli sobie nie radzisz skorzystaj z pomocy psychologa...
Wiem przez co idziesz i jakie mysli chodza po twojej glowie, wiem ze masz pretensje do calego swiata, wiem ze zadajesz sobie pytanie dlaczego on a nie ten pijak co trzy razy dziennie trzejzwieje i nie z niego zadnego pozytku... wiem ale to minie, czas leczy rany.
Pozdrawiam Serdecznie
_________________ NDRP, Tesc walczyl 4 miesiace i 1 dzien. Na zawsze w naszych sercach.
dlaczego on a nie ten pijak co trzy razy dziennie trzejzwieje i nie z niego zadnego pozytku...
Życzę Ci Anonimie abyś nie zadawał takich pytań - ten pijak też jest czyimś synem, bratem i nie zawsze był "pijakiem".
Doskonale rozumiem Twój smutek i żal, bo sama pożegnałam trzech braci w kwiecie wieku, a moja mama synów. Nigdy nie pomyślałam dlaczego oni, a nie ktoś inny - od mamy też takiej skargi nie słyszałam.
Teraz gdy sama jestem chora też nie pytam "dlaczego ja"? Nikomu nie życzę, aby się znalazł w mojej sytuacji- nawet temu wrednemu sąsiadowi zza ściany, który trzy razy dziennie trzeźwieje
Życzę Ci wielu sił w oswojeniu rozpaczy i smutku po stracie brata, abyś mógł być wsparciem dla mamy i jego rodziny.
_________________ Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum