Rak jelita grubego z przerzutami do jamy otrzewnej i wątroby
Cześć.
Już kilka miesięcy temu znalazłam to forum ,ale dopiero teraz odwazyłam się podzielić z Wami moją udręką. Niestety nie mam nikogo na tyle bliskiego, żeby mu się wyspowiadac ,ani porozmawiać o wszystkich watpliwościach..
Mam 27 lat ,mieszkam w Wielkiej Brytanii i mamy wspaniałą osmiolatkę w domu.
Choroba dotyczy mojego męża. Ma 28 lat.
Wszystko zaczęło się w październiku ubiegłego roku. Z dnia na dzień czuł się coraz gorzej ,miał problemy z wypróżnieniem i jedzeniem. Z tygodnia na tydzieeń było coraz gorzej. W grudniu czuł się na tyle kiepsko ,ze przestał zupełnie pracować. Miał problemy z chodzeniem ,wzdęty brzuch i straszne bóle. W końcu dał namówić się na ostry dyżur. Po kilkugodzinnym pobycie w szpitalu stwierdzili u męża problemy gastryczne i kazali wykupić Buscopan. Niestety to nie pomogło ,bóle się nasilały .Kolejnym razem w szpitalu dali mu omeprazole 20mg dwa x dziennie.Po tym miał zgłosić się na skan po 6 tygodniach. Ten lek też nie pomógł i znów wizyta w szpitalu. Kolejny skan i dalej żadnej diagnozy..
W styczniu stan pogorszył się na tyle ,że mąż nie był w stanie już chodzić z bólu. W końcu przyjęli go do szpitala na bardziej wnikliwe badania ,zrobiki TK klatki piersiowej i jamy brzusznej.
Odchodzac od zmysów czekałam aż mąż się odezwie. Dopiero na drugi dzień dowiedziałam się , że był operowany 7h. Zrobili mu laparotomię przy której zrobiono resekcję jelita (nie wiem naa jakim odcinku). Zrobili tez illostomię. Chirurg przeprowadzający operacje pokazał zdjecia otrzewnej na którym było mnóstwo małych guzków. Powiedział ,że nie może niczego konkretnego zasugerować. Wskazał wtedy na polipowatość, chorobę Leśniewskiego -Crohna, nowotwór, lub gruźlice jelita.
Czekaliśmy na wynik histo . W tym czasie mąz dochodził do siebie w szpitalu .Przez 5 dni był na epiduralu, kolejne dni na morfinie.
Dalej wyszło ,że miał wodobrzusze w otrzewnej i miednicy mniejszej, gruźlice jelita i wrzodzejące jelito. Wtedy lekarz już mnie przygotował na najgorsze ,oczywiście miałam kategoryczny zakaz informowania męża ze względów terapeutycznych. Mąż wtedy nie był jeszcze świadomy co się z Nim działo i na co choruje.
W momencie kiedy się dowiedziałam ,myślałam że sama umrę z rozpaczy. Przecież jest młody , mamy dziecko ,dopiero co zaczęło się jakoś układać. Przez te kilka dni przeszłam ogromne załamanie nerwowe ,dziecko oddałam pod opiekę znajomym ,bo nie byłam w stanie funkcjonować.
Wracając do stanu męża.. Diagnoza jaką postawiono - Matestatic poorly differentiated adenocarcinoma with extensive liver deposits and peritoneal disease
Gruczolakorak bez pierwotnego ogniska z przerzutami do otrzewnej i wątroby.
Niestety nie dysponuje wnikliwymi wynikami ,ponieważ tutejsi lekarze dają tylko ogólny opis stanu pacjenta.
Wiem ze wątroba nie jest powiększona ,nerki ok , tak samo płuca. Nic mi nie wiadomo o przerzutach innym niż wymienione. Nie znamy stopnia zaawansowania klinicznego ,ale podejrzewam że to IV stadium. Na watrobie jest mały przerzut ,gorzej z otrzewną ,węzły chłonne czyste.
Mąz dostaje chemię EOX. Obecnie zaczął 4 cykl. Czuje się nie najgorzej. Powraca do wagi sprzed kilku miesięcy (schódł 16 kg) Na wlewy jeździ co 21 dni ,resztę leków przyjmuje w domu.
Markery po 3 cyklu:
CA 19-9 negative, CEA positive, CDX2 negative, CK20 negative, CK7 negative ,Tumour marker CEA negative, AFP 1, squamous cell carcinoma Ag 70, CA 1538, CEA 19-9 23, CA 125 33
Wiem że teraz sa wyższe szczególnie CA, choć onkolog uspokajał ,że jest w normie. Poprzednim razem wynik był mniejszy niż 50 .
Wiem ,ze diagnoza nie jest rokująca ,jednak oboje z mężem nie chcieliśmy wiedzieć ile czasu zostało. Po trochu ze strachu i też dlatego ,że nie chcemy odliczać dni. Chcemy żyć normalnie i nie wyznaczać sobie czasu jaki mu został. Pozostaję przy nadzieji ,że jakoś się to wszystko ułoży. Ostatnio jestem trochę w rozsypce ,a małzonek choć to On jest chory wydaje się byc w lepszej kondycji psychicznej i fizycznej. Ze mnie niedługo zostanie wrak . On tyje ,a ja chudnę..
Nie szukam pocieszenia czy rozgrzeszenia. Szukam osób ,na których mogłabym zrzucić trochę ten ciężar z serca W zasadzie nie maam z kim podyskutować. Lekarz powiedział mi że jedyne co mogą zrobić to przedłuzyć życie maksymalnie i zmniejszyc ból .Hospicjum domowe i leczenie paaliatywne. Bardzo pragnę ,żeby dozył I Komunii Świętej córki i 10 rocznicy ślubu.
Chciałabym dysponować tymi wszystkimi wynikami ,zebyście mogli mi cos podpowiedziec .
O czym świadczą te skaczące wyniki markerów? Czy to znaczy ,że terapia już nie pomaga jak na poczatku ?
Jesli coś w opisie poprzekręcałam, z góry przepraszam .Nie znam żargonu lekarskiego .
Pozdrawiam serdecznie .
rzeczywiscie, nie mamy wlasciwie zadnych dokladniejszych danych, ale:
nie chce ci odbierac nadziei, ale jest bardzo zle: choroba jest rozsiana i to najwyzsze stadium choroby: IV. Nie ma w tej chwili szans na wyleczenie i to mnie osobiscie (jako ex-pacjenta onkologicznego) dotyka.
To wlasciwie tyle, co mozna powiedziec na podstawie tego, co napisalas. Aby odpowiedziec ci bardziej szczegolowo, potrzebne bylyby szczegoly.
Absolutnie nie powinnas sobie niczego zarzucac, kazdy moze byc chory. W tej chwili najwazniejsze jest to, aby nie bolalo. Jest to mozliwe!
Witaj Kalina. Ja jedynie co mogę napisać to tyle żebyś nie myślała o tym "ile" czasu zostało, ale "jak" możecie go spędzić. Ostatnio dużo czytałam o podobnych przypadkach, bo też szukałam jakiegoś pocieszenia, pomocy dla siebie. I to co udało mi się ustalić to to, ze nie ma reguł w tej chorobie. I ze to wcale nie jest tak, że raz dwa i człowieka nie ma. Bywa tak - owszem - ale bywa też tak, że tego czasu dostajemy więcej niż przewidzieli lekarze. I tego należy się trzymać.
Jesteśmy też na etapie leczenia - w sumie zakończone leczenie EOX (8 cykli) i też nie jest łatwo myśleć o tym co będzie dalej. Dlatego ja zatrzymałam się na codzienności. Nie planuję i nie myślę o tym co będzie za rok. Korzystam z tego co jest teraz.
I jeszcze muszę napisać, że u mnie też tak było ze M. lepiej przez to przechodził niż ja. Ale ponieważ wiem, ze muszę być wsparciem a nie być wspieraną, to jakoś udało mi się wziąć w garść. Pomogła mi "Chustka" (blog i książka).
Życzę aby wasze życie mimo choroby było całkiem "normalne" i aby dane wam było jak najlepiej z niego korzystać.
Pozdrawiam!
Witaj kalina25,
przykre, ze w takich okolicznosciach musze Cie witac, ale zycie pisze rozne scenariusze, takie niestety tez...
nie napisalas nic o tym, czy macie jakiegos lekarza prowadzacego' onkologa? Czy po prostu umawiacie sie na wizyty do szpitala I ten lekarz ktory ma akuray dyzur zajmuje sie mezem? Pytam o to, bo czasem lepiej jest skonsultowac sie z kilkoma lekarzami I spytac jak widza dalsze leczenie? Wiem, ze w anglii wszystkie dane pacjenta sa w komputerze, wiec nie trzeba ich dodatkowo kserowac, nosic, pamietac, ale pacjent tez ma prawo miec kopie takich dokumentow, wiec jesli poprosisz lekarza o kopie dokumentow, na pewno Ci ja wydadza. Mieszkalam w anglii I tam chorowalam na kregoslup, wyniki badan potrzebowalam do Polski, poprosilam lekarza o kopie I od razu otrzymalam, takze spytaj o to, warto, zebys miala te wyniki, chocby po to, zeby tu zamiescic. Moze ktos Ci cos jeszcze na tej podtsawie zasugeruje, pomoze. Poki co zycze Ci, zebuy wszystko jakos sie dobrze ukladalo. Zrob wszystko, zeby maz przedde wszystkim nie cierpial, spedzajcie razem czas. Jesli masz jakies pytania, albo chcesz po prostu pogadac, napisz do mnie na priv. Chetnie wyslucham I przytule pozdrawiam Cie goraco. Alice
_________________ Tatko 01.12.1952r - 06.02.2013 r. (*)
Na zawsze w moim sercu...
Jeśli chodzi o dołki ,to po załamaniu nerwowym które mineło takowych nie miewałam.Wręcz przeciwnie ! Miałam nastawienie bojowe,dbałam o mężusia i byłam twarda jak cholera.
Ostatnio coś mi się znów odmieniło ,może dla tego ,ze mąz zaczął podejmować rozmowy na ten temat.Wcześniej nie chciał w ogóle o tym słyszec i milczał.Teraz nadszedł etap kiedy mówi o chorobie i ewentualnym odejściu i to mnie przeraża.
Mąż jest silny i nie w głowie poddawanie się naprawdę,ale czasem palnie coś typu "Chcę jak najwięcej czasu z Tobą spędzać ,bo przeciez nie wiem ile pożyję " i wtedy uczucie jakbym dostała po gębie.
Jestem człowiekiem takiej natury ,że nie trudno rozstroić mnie całkowicie kilkoma słowami ,jesli dopiero co się pozbierałam.
Wiem że to jest zupełnie normalne ,każdy z Nas ma przecież gorsze i lepsze dni .Dodatkowo mnie dobił wynik markerów ,bo po dwóch cyklach bardzo zmalały ,a teraz idzie to w drugą stronę.
Co do wydawania wyników ,to niestety nie dali Nam. Dostaliśmy listownie kilka kopii opisu ogólnego stanu zdrowia i co miesiąc po kazdym cyklu list z wynikami markerów.
Mąż jest pod opieką najlepszego(chyba) lekarza z Hammersmith hospital, bynajmniej tak go zachwalały pielęgniarki. Leczy Gary Weston Center .Poczytałam o Nim troszkę i faktycznie ma duze zasługi w tej dziedzinie.To mnie bardzo podnosi na duchu
Wiem że choroba jest w IV stadium i nie mamy sznas na wyleczenie ,dlatego m ma paliatywną opiekę .Nie zaszkodzić chemią ,a ulżyć w bólu i wydłużyć życie
Na dzień dzisiejszy nie ma tych okropnych bóli pleców. Strasza z tym sprawa. Po nocach nie spaliśmy. On bo go bolało ,ja bo do 4-tej rano go masowałam. Budził mnie krzykiem i tak naprawdę tylko czuwałam. Ile tubek maści przeciwbólowych poszło w ruch nie policzę ,tak samo z plastrami rozgrzewającymi. Miesięcznie ok 40-50 sztuk .Plecy oblepione od góry do dołu .Długo brał tramadol ,który i tak nie bardzo pomagał. Jak na razie ten etap mamy za soba .Żyje z nadzieją ,że to nie wróci .
Pisałam do tej Naszej rocznicy ślubu 10-tej ,a ona za 7 lat ! Tak więcj widzicie że nie jestem taki leszczyk, ze tylko o najgorszym myslę
Miłego dnia
[ Dodano: 2013-06-05, 12:59 ] nail_32
Chciałam dodać ,że też czytam bloga chustki Szukałam czegoś ,co pomoże zrozumieć mi położenie i tok myślenia od drugiej strony. Bo tak jest ,że ja nie wiem co czuje mąż ,jak to jest mieć tą chorobę ,a On nie jest w mojej sytuacji .
Szukałam czegoś ,co pomoże zrozumieć mi położenie i tok myślenia od drugiej strony.
Zrozumienie innego człowieka jest trudne.
Kiedyś znalazłam takie powiedzenie, że zrozumieć drugiego człowieka to jak powąchać kolor nr 9.
Ale jeśli chcemy choć trochę zbliżyć się do zrozumienia drugiego człowieka, to jedyną metodą jest otwarte i odważne słuchanie tego co ma do powiedzenia. A jest to zdecydowanie trudne i przy tym porzucić swoje wyobrażenia, nie przekładać tego jak my byśmy się mogli czuć w takiej sytuacji.
Kalina25 napisał/a:
czasem palnie coś typu "Chcę jak najwięcej czasu z Tobą spędzać ,bo przeciez nie wiem ile pożyję "
Nie wiem czy to jest palniecie.
Zresztą jeśli uważnie czytałaś bloga Chustki, to Joanna też to podkreślała. Właściwie z każdego jej wpisu to się wyłaniało. Chciała jak najwięcej przebywać ze swoimi najbliższymi.
To życie teraźniejszością, bo wtedy z życia korzysta się najwięcej. I wiele osób po doświadczeniach onkologicznych, nawet jeśli są długo w remisji całkowitej i uznani za wyleczonych też to podkreśla.
Pozdrawiam cieplutko
PS. na forum w dziale psychoonkologii jest kilka tematów o tym jak rozmawiać z chorym
Może będą Ci choć trochę pomocne, choć w żadnym nie ma złotego przepisu.
http://www.forum-onkologi...6766.htm#158226
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Z tym panieciem nie tak dosłownie.Zdanie sama wyrwałam z kontekstu Rzecz rozchodziła się o mój wyjazd na krótki czas do Polski ,bo sama do najzdrowszych nie należę
O wspólne chwile bardziej ja zabiegam.Mąz mimo że ma rentę przyznaną ,to stara się oderwac od tego i pomaga bratu w firmie.Jak się dobrze czuje to nie ma go cały dzień,jak sprzed choroby ,a ja mam trochę wrażenie ze Nam ten czas ucieka.
Męza ogólnie cięzko jest rozgryźc ,bo do wylewnych nigdy nie należał.Wiem ,że nie jestem w stanie postawić się w jego położeniu ,ale chciałabym choć troche spojrzeć jego oczami na sprawy.
On jest takim człowiekiem ,że się nie skarży ,nie użala i wszystko zachowuje dla siebie.Uparta z Niego sztuka.Stąd trochę chęć przybliżenia sprawy od drugiej strony.
Jak coś juz powie ,to wali z grubej rury.Nie bawi się w ładne dobieranie słów, nie mysli ,że może mnie jakoś urazić ,a i ja się stałam wrażliwsza.
Wcześniej przełaczał kanał w tv jak gdzies wspomnieli o raku ,a teraz bez ogródek mówi 'poczekaj z tym az umrę ' , 'po mojej śmierci ' albo że trzeba zrobic to ,czy tamto bo w sumie nie wiadomo jak to będzie.Choć twierdzi że tak szybko się go nie pozbęde i wie przecież że umrze ,ale teraz ma ważniejsze sprawy na głwie )
[ Dodano: 2013-06-05, 14:03 ]
Jestem w trakcie czytania bloga.Już wyniosłam parę cennych wskazówek.
Nie chce żeby mnie teraz odebrano jako panikarę Nasze zycie wygląda prawie jak przedtem.Kłócimy się tyle samo ,z tym ,ze rozumiemy się lepiej i kochamy jeszcze mocniej
Z tad tez powód podjęcia decyzji ,dlaczego nie chcielismy wiedziec jakie sa szanse ,czy ile czasu zostało.
Nie chcemy się na zapas zamartwiać ,mąz by sobie nie życzył
A czy jest normalne ,ze osoby z jego rodziny ,trochę zawiedzione były tym faktem ,a nawet pogniewane ? Była sytuacja ,że jedna wprost nalegała żeby jej powiedziec jak to jest.
Nawet usłuszałam złotą poradę ,ze powinnam starać się o mieszkanie pod państwa ,bo co zrobię jak mąż umrze.
Trochę mnie to zszokowało.
Pozdrawiam.
Dziękuję za podpowiedz do wątku.Na pewno skorzystam .
Mam nadzieję ,że to nie jest problem ,że nie dowiaduje się jedynie o wyniki itp ,tylko piszę ogólnie.Tak po troszku ,to jak wizyta u psychologa
Kalina25, mąż ma świadomość uciekającego czasu. Wielu ludzi (jak nie każdy) chce się czuć potrzebnym. Nikt nie chce zniknąć z tego świata bez śladu. Nie odejść w poczuciu, że tu był po nic. Po sobie zostawiamy geny lub/i memy (czyli pamięć). Najchętniej chcemy zostawić tę pamięć dobrą. I to często nas determinuje.
[ Dodano: 2013-06-05, 14:15 ]
To jeszcze może w imieniu Kaliny (mam nadzieję, że się za to na mnie nie obrazi) poproszę moderatorów o założenie dla Niej wątku niemerytorycznego.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Kolejny raz dziękuję z Linka.
Przeczytałam artykuł z trzeciego .
Przeczytałam cos bardzo ważnego i prawdziwego 'Przychodzi taki czas, że już niczego się nie udaje, nie ucieka przed prawdą, ale reszta nie jest gotowa na takie spotkanie z prawdą o życiu, chorobie i umieraniu.'
Chyba My jesteśmy właśnie na tym etapie.Kiedy emocje już opadły ,maż postanowił otwarcie mówić o chorobie ,już nie ucieka i nie ucina tematu.
Człowiek się zaczyna godzić ze stanem rzeczy i wie ,że niewiele może zrobić ,prócz tego zeby wziąć się w garść i żyć dla siebie i dla bliskich .
Nie ukrywam ,że te zdanie we mnie nie uderzyło z reszta jak wiele innych .
Czy ja właściwie reaguje na słowa męza
Wczoraj się rozkleiłam kiedy powiedział to co wcześniej napisałam 'poczekaj z tym aż umrę'
Może powinnam to obrócić w żart ,albo puścić drugim uchem ?
Prosiłam go żeby tak nie mówił do mnie ,bo mi smutno ,a poza tym ma kategoryczny zakaz umierania ,bo mi obiecał conajmniej 15 lat wspólnego życia .
Czy ja mam prawo płakać , być smutna ? Czy dalej musze i udawać że jest ok ?
Mąż wie kiedy jest coś nie tak ,wystarczy że spokjrzy i zaraz dziure w brzuchu wierci.
Wiem że najlepiej jest być sobą ,tylko kwestia w sytuacj kiedy On otwarcie mówi UMRĘ a ja mam łzy w oczach .
Może po prostu dziś go zapytam ? Czego by chciał i jakiego zachowania oczekuje ,ale czy prawde mi powie..
Pozostaje też kwestia rozmowy z córką.Cięzka sprawa ,bo też jest wrażliwcem.
Z jednej strony niby panna ,ma 8 lat ,a z drugiej to jeszcze małe dziecko.choroby taty i staralismy się nakreślić jej jak to może wyglądać.Był moment ,że nie chciała jechać do szpitala ,a mąz bardzo nalegał żeby go odwiedziła.Był już wtedy przed wypisem .Czekaliśmy az wydobrzeje ,aż go odłączą ior rurek i wężyków.
Pamiętam jak spojrzał na Nią ,tak w milczeniu ze łzami w oczach ,jaką miał radość z jej obecności
Oczywiście co rusz rozmawiam ,tylko nie mówilam że to rak jest.
Córa jest sprytna i madra i podejrzewamy że wie ,że się domysla ,bo czasem cos powie tak jakby miała świadomość.
Balismy się podjąć rozmowy ,bo jest taka ,że bardzo tego raka się bała odkąd pamiętam.
Mojej mamie mówiła 'Nie pal ,bo umrzesz 'albo ' będziesz miała takie coś na gardle jak na opakowaniu od papierosów' .
Rodzina męża uważa ,że powinnismy jej powiedzieć .
Czy nie wystarczy ze po prostu wie ,że tata może kiedyś umrzeć ,czy sam fakt choroby nie jest wystarczający ?
Oprócz diagnozy nic nie ukrywamy,a Ona nie docieka.Nie wiem co jest bardziej odpowiedzialne lub właściwe.Nie chciałabym jej dodatkowo obarczać ... Pokażdej takiej rozmowie powtrzam 'Mówię Ci to wszystko ,bo chce żebys wiedziała co jest grane,żebys nie czuła się oszukanai była świadoma '
a z drugiej strony zatajam pewne fakty
Wg mnie masz prawo do swoich emocji. Raczej nie ucinać, i mówić żeby przestał gadać głupoty, nie puszczać mimo uszu, to chyba najgorsze wyjścia. Natomiast można w 'inteligentny' żart obrócić.
Kalina25 napisał/a:
poza tym ma kategoryczny zakaz umierania ,bo mi obiecał conajmniej 15 lat wspólnego życia .
- a to było 'fajne' z niby przymrużeniem oka
+ powiedzenie, że jest i smutno jest 'właściwe'.
Myślę, że takie 'szczerości' mogą bardziej Was przybliżyć, pozwolić zrozumieć itp. niż udawanie.
Trudno tych łez w oczach nie mieć.
Może opiszę scenę z filmu (może jakoś pomoże).
Dwóch mężczyzn rozmawia. Jeden wyszedł z odwyku (i jest w depresji), drugi jest jego przyjacielem i poważnie oraz szczerze rozmawiają. Ten przyjaciel stara się jak może, jak człowiek który nie ma doświadczenia w takich przypadkach, ale po swojemu się stara. Oczywiście (jak ktoś kto nie ma treningu) różnie mu to wychodzi (co jest zrozumiałe), ale niektóre zachowania i powiedzenia denerwują tego, który z tego odwyku wyszedł i jest w depresji. Nie potrafi znieść jakiejś tkliwości, czy jakoś kryjącej się litości, czasami takich 'banalnych' stwierdzeń, których pełno czy to w jakiś 'poradnikach' czy w mediach itp. (czyli samo życie, bo rzadko kto ma przećwiczone 'skuteczne współczucie')
Wtedy ten "depresyjny' go 'obrugał', żeby tak się nie zachowywał.
Przyjaciel słucha odważnie, nie komentuje, nie osądza. Stara się jak potrafi.
Ten 'depresyjny' cały czas krąży wokół samobójstwa i w pewnym momencie wprost mówi o tym samobójstwie.
I wtedy przyjaciel pyta" 'czy teraz mam się zachować obojętnie?'
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Dziękuję Pani Lidio.
We mnie jest wogóle masa takich różnych emocji i przemysleń na kazdy możliwy temat
Mam duzo lektóry do przeczytania ,może znajdę jakies podpowiedzi jak mam dzialać.
Wiem ,ze nie jestem i nie będę w stanie pogodzić się z odejściem męża.Żal mi lat ,które spędziliśmy razem i tych lat ,które mogłyby byc przed Nami.
Zawsze wyobrazałam sobie Nas jako staruszków trzymające się za ręcę ,albo jak jedno drugiemu pomaga.Tutaj w Anglii jest dużo takich osób i od kiedy pamiętam wzruszało mnie to i mówiłam męzowi ,że i my bedziemy kiedyś tak razem dreptać pod rękę.
Wczoraj jechałam metrem i jechało takie starsze małżeństwo.Kobieta podciągnęla trochę spódnicę i pokazała gdzie ją boli noga ,a mąż ją objął ramieniem i dał całusa w policzek.
Tego mi żal będzie ..
A ja wcale nie chce innego męża ,bo mojego bym nie zamieniła za nic w swiecie i nie chce z innym pod rekę chodzić tylko z tym moim co mu slubowałam
Kalina25 to bardzo trudny temat. Nie umiem powiedzieć czy to rozstawanie byłoby łatwiejsze po trzech, siedmiu, dziesięciu latach?
Umiem tylko określić co czuję ja...teraz po trzydziestu dwóch latach razem
Czuję wielki ból...i myśli rozbiegane...
Ale wiem, że jest to wielkie cierpienie dla wszystkich i tych co odchodzą i tych co zostają
_________________ Lidia
Nauczmy się kochać ludzi....bo tak szybko odchodzą.
Chyba nie ma reguły kiedy się bardziej cierpi i mnożenie przez ilośc spędzonych lat .Bardziej to więź emocjonalna ,przywiązanie ,wtedy kiedy kochamy całym sobą i nie wyobrażamy sobie życia osobno ,albo że bliski odejdzie czy zachoruje.
Na razie to same spekulacjie z mojej strony ,jakby to mogło wyglądać,ale chyba dopiero po najgorszym miałabym prawo się wypowiedzieć.K
rążą w mojej głowie te wszystkie mysli - wiadomo ,ale ostatkiem woli staram się utrzymać w pionie.
Jak Pana Boga kocham moje wyobrażenie o Naszym zyciu było własnie takie jak napisałam wyżej.Że będziemy ze soba x lat ,będziemy się wspierać i głaskać po głowach
A tu nagle taki cios i to niedowierzanie ,że to Nas akurat spotkało.To trochę tak jak z chorobą i smiecią JP II .Nie docierało do mnie jak to możliwe ? Papież zachorował ,a później umarł.Przecież On był nieśmiertelny .
Pani Lidio strasznie strasznie mi przykro.32 lata to szmat czasu ..
Moi teściowie w tym roku obchodzą 34 rocznicę ślubu.
U mojego męża ,to chyba rodzinne to raczysko.Teściowa była profilaktycznie na kolonoskopii ,bo lekarz kazał przebadać rodzinę i znaleźli polipy.Na szczęśćie od razu jej usunęli.Też się nie na żarty wystraszyła.Nie dość że syn ,to Ona .Długo Nam nie mówiła ,żeby mężowi zmartwień nie dokładać .Dopiero jak teść zapytał czy wiemy to się przyznała
Wiem ze brat ,a wujek męża też żyje z workiem stomijnym ,więc coś w tym musi być..
Ja Nam zyczę ,żebysmy kiedyś były uśmiechnięte ,żeby były same dobre dni.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum