Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę
Witajcie
Nazywam się Kasia,mam 23 lata.
Cztery lata temu u mojej mamy zdiagnozowano nowotwór sutka, została poddana mastektomii wraz z wycięciem węzłów chłonnych a następnie chemioterapii.
2 miesiące temu.. po wydawałoby się wygranej walce, nastąpiła wznowa - przerzut do wątroby, zajęte oba płaty, liczne ogniska - rak jak to określiła nasza onkolog jest "usiany" w całej wątrobie.
Nie mając obycia w tym typie nowotworu pierwszą myślą był przeszczep, operacja - po prostu wyleczenie, pokonanie bydlaka po raz drugi.
Na drugi dzień wzięłam się do kupy i obdzwoniłam najlepszych onkologów w kraju - udało mi się już nazajutrz zmienić dotychczasową "super" onkolog na inną - najlepszą w naszym województwie, tego samego dnia umówiłam też wizyty u 9 innych onkologów w Polsce.
Po pierwszej wizycie nowej p. Onkolog zawalił mi się cały świat pod nogami.
Usłyszałam, że to nie wyleczalne, że istnieje jedynie leczenie paliatywne.. chemioterapią i eksperymentalne, najgorsze co usłyszałam to rokowania... .
Załamałam się, ale jedynie na parę godzin, powiedziałam sobie - nie! to absurd!
Wszystko jest normalnie, było normalnie - to po prostu absurd!
Nie można z tym się pogodzić i zrobię wszystko co się da, ale nie w myśl "aby przedłużyć mamie te zasrane parę miesięcy - czyli tzw. "życie" - chyba moment.. nie życie, ale by po prostu żyła!!
Do badania eksperymentalnego mama nie zakwalifikowała się - ASPAT.
Na początku 200.
Podano 1 malutką chemię, przy dużej jak to powiedziała dx nastąpił by zgon.., dodała też, że niewielu onkologów odważyło by się na leczenie przy takich wynikach biochemii.
Za tydzień miała być kolejna, ale Aspat po chemii poszedł do 300, przeczekano tydzień - padł, podano kolejną chemię już 50% czerwonej z cytostatykami, tydzień później wyniki podskoczyły do 350, następnie 450 - znów syrimarol i heparegen - spadł do 400 (alat bez chemii w normie)
Onkolog zdecydowała więc w ten piątek podreperować jeszcze wątrobę i nie bawić się w małą chemię a za tydzień zacząć z grubej rury atakować normalną czerwoną w pełnej dawce co 3 tyg., bo jest tendencja spadkowa biochemii.
Streszczam tu jedynie jak się da ten okres 2 m-cy, wiem, że dosyć chaotycznie, ale nie piszę tu do laików więc nie będę wdawała się w szczegóły.
Cały czas jeżdżę, konsultuję się, szukam wszystkiego, przeprowadziłam się do mamy, wzięłam urlopy dziekańskie (studiuję na 2 kierunkach), rzuciłam pracę.
Tydzień temu - pojawiła się nadzieja - w końcu po całonocnych poszukiwaniach w sieci - natrafiłam na Termoablację i Termoresekcję wątroby - nowotworów przerzutowych, mnogich i rozsianych, wysłałam natychmiast papiery do Bydgoszczy, Gdańska i Poznania.
Za tydzień jadę do Bydgoszczy starać się osobiście o zakwalifikowanie mamy - mój wujek któremu dano wyrok wymusił na własne ryzyko operację raka prostaty, która wiadomo była bez znaczenia.. dlatego idę w ślad za tym i zrobię wszystko co w mojej mocy.
Mama poza tym jest na diecie - czyli wiadomo - to co dobre dla wątroby, oczywiście onkolodzy mówią, że już nic jej nie zaszkodzi i jedzenie nie rozwinie raka, a jedynie może spowodować ból, ale mama czuje się po prostu lepiej dbając o to, oczywiście jej nie odchudzam, posiłki są rozmaite i gdy ma tylko ochotę "dożywi" się słodkościami raz na jakiś czas po trochu
Mamusi nic nie boli - na szczęście, jest normalnie.. z pozoru tak jak zawsze, jest słaba po wlewach, ale jest w ogóle kobietą ze stali - dlatego wierzę.
Nastawienie? - wiadomo.. różnie, ale od tego jestem tu by miała uśmiech na twarzy i walczyła.
Dlaczego tu napisałam?
Czytając takie same tragedie, jest mi łatwiej, ale przede wszystkim szukam wciąż wszystkiego co należałoby zrobić, niestety.. nic nowego nie znalazłam, ale może akurat mój wątek pomoże komuś innemu kto czyta to forum i szuka czegokolwiek na temat wtórnego raka wątroby - bo wiadomo jest o tym znikomie w sieci.
Chcę informować o tym co robią lekarze, później wspomnę o innych rozwiązaniach o które się staram, ale nie w tym wątku.
My zmierzamy teraz do światełka jakim są zabiegi termoablacji i termoresekcji wątroby w nowotworach nawet wtórnych.
Mam 23 lata - nie wyobrażam sobie stracić mamy, nie dopuszczam takiej myśli, nie mówiąc już o opiece hospicjum, staram się działać i robić co się da przede wszystkim a nie załamywać się, nie poprzestawać na jednym lekarzu, domagać się swoich praw.
Wiem, że nie wyleczymy tego, choć to co piszę może stwarzać inne wrażenie, ale czy to powód by ograniczyć się do tego co proponuje jedna jednostka? By pogodzić się z tym?
Nocami płaczę.. ale gdy wstaję rano i patrzę w jej piękne czekoladowe oczy, człowieka który jest dla mnie najważniejszy na świecie, widzę w nich życie i najukochańszą osobę - nie dopuszczam tego do siebie.
TK- nie wykazało innych przerzutów (ODPUKAĆ)
Wszystkie sugestie przyjmę z otwartymi rękoma..
od 2 miesięcy nowotwór wątroby nie jest mi obcy, przestudiowałam go od A do Ź, ale mam nadzieję, że nawiążę kontakt z tymi którzy zmagają się z tym samym..
kai, naprawdę bardzo Ci współczuję całej sytuacji... Jestem w tym samym wieku, co Ty, i nie wyobrażam sobie przechodzenia przez coś takiego. Trzymam kciuki za mamę!
Nie wiem, czy akurat w Waszym przypadku to pomoże, ale dużo ostatnio słychać o chińskim szpitalu, w którym (za odpowiednią cenę) można wykonać różne zabiegi, których mało kto lub nikt się w PL nie podejmuje. Spójrz tutaj - http://www.opgivet.dk/3-92-om-opgivetdk.html
Bynajmniej nie jest to jakieś szarlataństwo czy medycyna niekonwencjonalna, normalny, profesjonalny szpital z prawdziwymi lekarzami :) kilkoro Polaków już tam było, więc zawsze możesz spróbować się z nimi skontaktować i zapytać, czy taka sytuacja jak u Twojej mamy jest podstawą do konsultacji.
absenteeism, ,dziękuję Ci bardzo, właśnie na to liczyłam pisząc tu,nie słyszałam o tym szpitalu, jest to na pewno jakaś nadzieja bo dostępne są różne metody- a tu w Polsce mówią z góry "to i tak nic nie da", co do operacji - jestem w pełni świadoma ,że przeszczep czy normalne resekcje wątroby tutaj nic nie dadzą a przeciwnie przyśpieszają w tym przypadku rozwój nowotworu, więc o tyle mam zdrowy rozsądek by o to się nie starać, ale nie wiadomo co będzie z termoablacją.
Oczywiście mam teraz dylemat -przerwać leczenie tu i próbować tam, na pewno przez najbliższy miesiąc rozważę tą drogę ,przede wszystkim wszystko zależy tu od Mamy, ale już w poniedziałek wyślę tam wstępnie papiery bo nie odrzucam żadnych możliwości poza medycyną niekonwencjonalną bo takich ofert już mam na pęczki.
Ja też nie wyobrażam sobie jeszcze tego..nie mogę uwierzyć ,że to się dzieje, z dnia na dzień nas też to dotknęło,dziękuję bardzo -każde trzymane kciuki dodatkowa pomoc i energia od innych- wierzę w to bo im więcej osób je trzyma tym lepsze są tego rezultaty:)
Cześć,
bardzo mi przykro z powodu Twojej mamy. Jestem też pełen podziwu i, co tu ukrywać, zrozumienia dla Twoich działań. To, co piszesz, by jakkolwiek móc Ci pomóc, jest i niepokojąco jednoznaczne (złe rokowania, wskazania lekarzy na leczenie paliatywne) i chaotyczne (nie podajesz rozpoznania, wyników itd.).
Jak pewnie wiesz - zmiany w wątrobie, czy to pierwotne, czy pochodzące z ognisk przerzutowych, rokują źle. Jednak, by móc cokolwiek powiedzieć, trzeba znać bazę, czyli wstępne rozpoznanie. Spróbuj tutaj je wpisać. Na naszym Forum piszą lekarza, osoby mające naprawdę poważną wiedzę. Na pewno nie zostaniesz z tym wszystkim sama.
Na pewno dobrym pomysłem jest to, co robiłaś i robisz, czyli poszukiwanie nowych opinii i konsultacji. Nie chcę oceniać Twojego stanu emocjonalnego ani tego, co robisz. Mogę tylko powiedzieć, że pewnie robiłbym to samo. Poszukując, dzwoniąc, wysyłając nie robisz mamie krzywdy. W pewnym momencie będziesz się musiała zdecydować i którąś z opinii uznać za wiążącą.
Ale najpierw przedstaw rozpoznanie, ostatnie badania obrazowe i wyniki krwi. No i napisz, skąd jesteś. Spróbujemy Ci pomóc.
Kasia, jestem z Toba. Widzę że mamy dość podobną sytuację...
Pisałam już na moim wątku - jesli możesz to przeslij na maila różne diety... (aga.s1984@gmail.com).
Powiedz proszę skąd jesteś?
Trzymaj się dziewczyno, ja w zeszłym roku straciłam mamę w ciągu 5 dni, nie miałam szansy tak o nią zawalczyć :((( Trzymam kciuki za remisję, cuda się zdarzają nawet w medycynie.
Łukaszu-dziękuję Ci bardzo,oczywiście zamieszczam wszystkie dotychczasowe badania i przebieg leczenia.
Dodaję pierw 3 najważniejsze badania obrazujące pierwotny nowotwór z przed 4 lat.Przepraszam, ale nie mam w tej chwili innego sprzętu do zdjęć więc mogą być nie wyraźne.Badania krwi ostatnie-morfologia raz cała w normie raz skacze, ale zazwyczaj utrzymuje się dobrze,krew jest robiona co tydzień.Jestem z woj. Warmińsko-Mazurskiego..leczenie odbywa się w Olsztynie.Całą rodzinę mamy w Gdańsku i Płocku więc tam też nie będzie problemu z leczeniem. Proszę bardzo:
Jeśli zdjęcia są bardzo nieczytelne mogę jutro pożyczyć coś lepszego i je zamienić.Tak jak widać są pewne "odchylenia" w RTG,badaniu echokardiograficznym i scyntygrafii(tutaj akurat powodem jest nie wyrwany ząb..którego boją się teraz ruszać by nie doszło do infekcji przy podawanej chemii) Onkolog powiedziała,że wszystko jest ok?
Poza tym od ostatniej wizyty w piątek męczy mnie to co powiedziała dr -zadałam pytanie kiedy będzie następna tomografia by zobaczyć czy rak nie naciekł już dalej-odpowiedziała, że dopiero po zakończonym leczeniu-czyli może to być za wiele m-cy,bo jeśli nawet się przerzucił to bez znaczenia bo leczenie jest jedno. Nie rozumiem tego- jeśli przerzucił się np. na miejsce operacyjne tak jak np. pierś -można póki będzie to wczesne stadium operować,tak samo z kośćmi -radioterapia- czy powinnam nalegać na TK teraz?
Następna sprawa to chemia,którą dopiero w ten piątek podadzą mamie w pełnej dawce.Przy pierwszej wizycie przy wyniku ASPAT 200 ,onkolog powiedziała, że pełna dawka jest nie możliwa do podania bo nastąpił by od razu zgon,teraz ASPAT waha się od 350-450,przez ten tydzień na pewno nie spadł więcej niż 50-dopiero w tym tygodniu nastąpił tak wysoki spadek z 450 do 400,wcześniej spadał po 10-15 tygodniowo bez chemii,więc wątpię by spadł więcej niż 50,nawet jeśli będzie to 100 to ASPAT dalej będzie wynosił 300 ,zaś dr chce i tak podać pełną dawkę czerwonej - to teraz nie grozi to zgonem,gdy groziło przy 200!?!? ? Błagam powiedzcie mi co tu się dzieje..
Najbliższą następną konsultację w innym województwie będę miała dopiero za 2 tyg. ,teraz jestem w stałym kontakcie jedynie z lekarzem rodzinnym.Czekamy na odpowiedź w sprawie termoablacji,gdy odezwą się będziemy uderzać do Bydgoszczy na stałe konsultacje bądź przejęcie leczenia.
Mama dziś strasznie się osłabiła,pomimo tego ,że nie dostała chemii od 1,5 tyg.Boję się wizyty w piątek i pełnej dawki chemii.
Dziękuję z góry za jakąkolwiek opinię!
kerika- wiedząc, że inni tak jak Ty nie mają już szansy by cokolwiek zrobić..stracili już kogoś,nie mieli nawet czasu na nic..dziękuję za to ,że mam tą szansę..jest beznadziejnie ,ale najważniejsze ,że "jest" w ogóle..Dziękuję bardzo-dawno nikt nie powiedział ,że trzyma kciuki za całkowitą remisję i cud,tylko za to ,żeby jakoś to było..Uśmiechnęłam się szeroko dzięki temu!Poza tym co tu mówić..podziwiam Cię..,że żyjesz dalej i jesteś na pewno niezwykle silną osobą..mi pomaga fakt ,że jeśli chcą mi odebrać mamę to na pewno w nagrodę dla niej by nie męczyć się na tym mechanicznym świecie,dużo czytam o OOBE,podróżach poza ciało,Roberta Monroe,wiem ,ze tam jest wspaniale i to gdy słyszę o najgorszym pozwala mi się nie załamać.Walcz o babcię,jest mi strasznie przykro widząc przez co musisz przechodzić w życiu..dlatego dla mnie takie osoby są wyjątkowe.
Co do termoablacji, to obawiam się, że tak zaawansowane zmiany nie pozwolą na zakwalifikowanie mamy do tego zabiegu:
Cytat:
Przezskórna laserowa termoablacja (LITT) pod kontrolą rezonansu magnetycznego w leczeniu guzów wątroby. Opublikowane: 2006-02-09 w radiolog.pl
(...)
W ciągu ostatniej dekady nastąpił szybki rozwój technik termoablacji. Obecnie dostępnych jest kilka technik – laserowa termoablacja pod kontrolą rezonansu magnetycznego (laser induced thermotherapy – LITT), radiotermoablacja, ablacja z użyciem wiązki ultradźwięków czy mikrofal oraz krioterapia. Kliniczny sukces technik termoblacji zależy od optymalnego monitorowania w czasie rzeczywistym zmian cieplnych w leczonej tkance i dokładnej oceny efektów leczenia. Obrazowanie MR w czasie rzeczywistym podczas wykonywania ablacji techniką LITT spełnia te wymagania.
Termoablacja laserowa jest techniką minimalnie inwazyjną; zniszczenie guza w narządach litych następuje w wyniku koagulacji. Ponieważ fotony posiadają zdolność penetracji tkanki na znacznej głębokości, zaś dzięki włóknom optycznym transmisja promieniowania jest względnie bezproblemowa technika LITT wykorzystuje laser bliskiej podczerwieni (near infrared NIR).
Autorzy opisują zastosowanie laserowej termoablacji pod kontrolą rezonansu magnetycznego w leczeniu złośliwych guzów wątroby. Ponieważ większość guzów wątroby jest okrągła stworzono specjalne systemy umożliwiające sferyczną indukcję martwicy tkanki. Do leczenia kwalifikowano pacjentów ze złośliwymi guzami wątroby o następujących cechach: przerzuty do wątroby o średnicy nie większej niż 5 cm, ilość ognisk mniejsza niż 5, pierwotne ognisko guza poddano wcześniej całkowitej resekcji, zmian musiała być uwidoczniona przy pomocy technik obrazowych. Kryterium wykluczenia stanowiła obecność rozsiewu nowotworowego poza wątrobą i zaburzenia krzepnięcia.
Zarówno otwarte jak i zamknięte systemu rezonansu magnetycznego okazały się przydatne w monitorowaniu położenia i naprowadzaniu włókien optycznych. Wykazano, iż u pacjentów z guzami przerzutowymi wątroby, przezskórna laserowa termoablacja pod kontrolą rezonansu magnetycznego pozwala na osiągnięcie kontroli lokalnego rozrostu guza w 98,7% przypadków po 3 miesiącach od zabiegu i 97,3% przypadków po 6 miesiącach. Średni wskaźnik przeżycia dla 1259 pacjentów z 3340 przerzutami leczonych ogółem podczas 14694 seansów termoterapii laserowej wynosił 4,4 lat (mediana wynosił 3 lata). Nie stwierdzono statystycznie istotnych różnic w zakresie wskaźników przeżycia u pacjentów z przerzutami raka jelita grubego i innych nowotworów.
Wskaźnik klinicznie istotnych działań ubocznych i powikłań leczenia wynosił 2,2%. Zdaniem autorów u pacjentów z przerzutami wątrobowymi raka jelita grubego lub raka sutka zastosowanie przezskórnej laserowej termoablacji pod kontrolą rezonansu magnetycznego jest uzasadnione i skuteczne o ile przestrzega się kryteriów kwalifikacji do leczenia (średnica zmiany poniżej 5 cm, ilość zmian poniżej 5).
Opracowano na podstawie: MR-guided laser induced thermotherapy (LITT) of liver tumours: experimental and clinical data. Vogl TJ, Starub R, Zangos S, Mack MG, Eichler K. Int J Hyperthermia, 2004, 20, 713-724.
Autor: Lidia Głodzik-Sobańska, MD, PhD Research Scientist, NYU- Center for Brain Health, 550 - First Avenue - MHL 400, New York, NY 10016-6402
Opublikowany: 2006-02-09
"Czerwona chemia" to jak rozumiem doksorubicyna (w skojarzeniu z czym ma być podana?).
Tu trochę wybranych danych, które podaje producent:
Cytat:
Doksorubicyna doxorubicin
antileucaemicum, cytostaticum
L01DB
(...)
Dawkowanie: I.v., najlepiej przez centralny cewnik żylny, w przypadkach miejscowego leczenia nowotworów - w postaci wlewu i.a., dopęcherzowo w raku pęcherza moczowego. Istnieje wiele schematów podawania. Dorośli. I.v. W monoterapii 60-75 mg/m2 pc. raz na 3 tyg. Odstępy pomiędzy cyklami leczenia mogą być wydłużone, jeśli w okresie 21 dni liczba leukocytów nie powróciła do wartości prawidłowych. Dawkę 60 mg/m2 pc. podaną jednorazowo lub w kilku wstrzyknięciach w okresie 2-3 dni zaleca się chorym z upośledzeniem czynności hematopoetycznej, spowodowanym wiekiem, poprzednim leczeniem lub też nowotworowym uszkodzeniem szpiku kostnego. Alternatywną metodą jest podawanie dawki 20 mg/m2 pc. w odstępach tygodniowych, co ma zmniejszać częstość występowania zastoinowej niewydolności serca. W leczeniu skojarzonym 30-60 mg/m2 pc. co 3-4 tyg. U chorych z niewydolnością wątroby zaleca się zmniejszenie dawki o 50%, jeśli stężenie bilirubiny w surowicy wynosi 1,2-3 mg/100 ml, a BSP - 9-15%. Jeśli stężenie bilirubiny wynosi 3,1-5 mg/100 ml i wynik próby BSP jest większy, zaleca się podawanie 25% dawki. Nie stosować, jeśli stężenie bilirubiny jest >5 mg/100 ml. Nieznaczne upośledzenie czynności nerek nie wymaga ograniczenia dawek. Jeśli stężenie kreatyniny wynosi 1,2-2 mg/100 ml, dawkę należy zmniejszyć o 50%. Zmiany w morfologii krwi wymagają modyfikacji dawki:
liczba leukocytów/µl
liczba płytek/µl
dawka
>5000
>150 000
100%
>4000
>100 000
75%
>3000
>75 000
50%
>2000
>50 000
25%
Jeżeli liczba leukocytów zmniejszy się <2000/µl, a liczba płytek <50 000/µl należy rozważyć zaprzestanie podawania doksorubicyny. Całkowita dawka kumulacyjna doksorubicyny podanej i.v. wynosi 550 mg/m2 pc. U chorych po radioterapii klatki piersiowej lub leczeniu innymi lekami kardiotoksycznymi oraz u dzieci zaleca się ograniczenie całkowitej dawki kumulacyjnej do ok. 400 mg/m2 pc. Również u chorych w podeszłym wieku (po 65. rż.) zaleca się zmniejszenie dawki leku. W przypadku stanu zapalnego jamy ustnej lub błon śluzowych, leczenie można kontynuować dopiero po zagojeniu się zmian, a dawkę należy zmniejszyć o ok. 50%
Na koniec taka uwaga: doksorubicyna jest przede wszystkim wysoce kardiotoksyczna. AspAT, w przeciwieństwie do AlAT występuje w dużych stężeniach nie tylko w wątrobie, ale i w komórkach mięśniowych i jego nagły wzrost (względem braku przyrostu AlAT) może oznaczać uszkodzenie mięśnia sercowego (tak dzieje się np. w zawale serca).
Różnicować - pomiędzy uszkodzeniem wątroby a tkanki mięśniowej - pomaga m.in. izoenzym LDH5, którego podwyższenie będzie wskazywało jednak na silne uszkodzenie wątroby.
Osobiście uważam, że przy takich wynikach (jakie zostały powyżej wklejone) podanie pełnej, należnej dawki doksorubicyny jest absurdem i sądzę, że jutro - zanim dojdzie do wlewu - mama zostanie dokładnie przebadana.
Oczywiście w sytuacji gdy chemioterapia jest jedynym dającym szansę na przedłużenie mamie życia leczeniem - nie należy z miejsca z niego rezygnować, jednak leczenie onkologiczne jest bardzo trudną sztuką: trzeba leczyć tak by pomóc a nie zaszkodzić lub wręcz zabić (dlatego w tym wypadku w sprawie termoresekcji przyjdzie najprawdopodobniej decyzja odmowna).
I jeszcze chciałam się upewnić: mama, jak rozumiem, przez te 4 lata była leczona tamoksyfenem?
Ancillo, nie świadomie nawet napisałam w Twoim wątku.
No właśnie..wypadało by zakończyć jakoś ten jakże krótki "wątek":(
Wznowę po 4 latach wykryto 15.01.2010 r. , 9.05.2010 mój najdroższy Aniołeczek,przykładna,silna,zawsze samodzielna uśmiechnięta i złota mama,prawdziwy cybordżek podczas walki. Odeszła. Po 3,5 m-c.
Jak mówili lekarze niesamowita kobieta z wielką klasą,godnością i pokorą znosiła chorobę,zawsze skromna. Przez te 3 miesiące z wyrokiem na karcie życia mówiła "Ja to mam dobrze,inni to dopiero mają gorzej.." (patrząc ,że ktoś np. złamał w dodatku rękę..)
Mamusia... odeszła niespodziewanie ;( W kwietniu 2 krotnie nie dostała już chemii z uwagi na złe wyniki biochemii,ast,alt,bilirubina,alp. Czuła się świetnie! Poza brakiem sił fizycznych,bezsennością, aniołeczek mój był ciągle rozpromieniony i tryskał energią.
Mamusia brała doxorubicynę i jeszcze coś czego już teraz nie jestem w stanie sobie przypomnieć,miało to umożliwić dalszą chemię.
8.05.2010 mamusia raptownie opadła z sił, 2 wspólne wizyty w łazience pokazały krew wydobywającą się wraz z kałem.. natychmiast zadzwoniłam po pomoc. Już godzinę później u mamusi pojawił się okropny ból,w szpitalu zrobiono gastroskopię,krzyczała z bólu przez 2 h od przyjęcia do szpitala !:( Zadzwoniłam do naszej kochanej pani onkolog,która nastawiła mnie, że wątroba po prostu się już rozpada...ale trzeba być dobrej myśli. Nic tego nie zapowiadało:( Okazało się,że w wyniku skutków ubocznych doxorubicyny powstał wrzód na żołądku ... którego nastrzyknięto i miało być wszystko dobrze..Wieczorkiem mamusia dostała morfinę,tramal, ucałowałam ją,żartowała jeszcze,była wymęczona całym popołudniem, ale szczęśliwa nawet powiedziala na dobranoc.."jestem w szpitalu więc będzie już chyba dobrze?:) " Wróciłam do domu spokojna..widziałam uśmiechniętą mamę,w końcu odsypiającą długie tygodnie bezsenności..rano o 7 byłam już przy niej. Spała. Czekałam na całą rodzinę,która miała przyjechać. Trzymałam ją całyczas za rączkę nie chcąc budzić,całowałam,płakałam ze szczęścia ,że tak twardo śpi. Przez ten czas może z 3 razy wyszłam na kawę,papierosa.. O 6 rano mówiła lekarce,że czuje się wspaniale z wielkim uśmiechem na ustach..
Ok godziny 10.30 śpiąc wzięła 3 głębsze wdechy..otworzyła oczka,popłynęła jej łza..oddychała jeszcze 30 minut....
Przytulałam ją,krzyczałam,patrzyła na mnie bez słowa...oddychając..podobno wtedy jej już nie było..za co wyzwałam lekarza bo myślałam, że kpi....całowałam jeszcze następne 2 godziny..
Mijają 2 miesiące - a ja wciąż nie wierzę i nie widzę tego co się stało,mimo tego ,że odeszła trzymając mnie za rękę,nie dostrzegam granicy pomiędzy życiem a śmiercią.. nie dochodzi to do mnie,kocham ją nad życie w którym jestem teraz sama i nie potrafię zrozumieć tego,że w ciągu 3 miesięcy życie zabralo mi zdrową,pełną sił,pracującą,czekającą jeszcze na całe życie moje i brata,na wnuki,na nasze śluby, naszą najkochańszą mamę.
Przepraszam za tak długą wiadomość..ktora dla mnie i tak jest niesamowicie krótka bo słów,pytań,stwierdzen,myśli, mam jeszcze wiele..wciąż tyle samo i wciąż jestem na tym forum czytając..ciesząc się z nadziei,wciąż mam nadzieję...
Dla mnie ta historia nie ma końca,trwa dalej.. czasem uświadamiam sobie ,że chyba już nie..ale wtedy jest za ciężko by zostawić tą myśl na stałe. Brat mojej mamusi,przyjechał do szpitala z całą rodziną zaraz po tym..zastał mnie i mamę której już nie było - sam ma wyrok,taki sam jak mama, to on trzyma mnie jeszcze w nadziei.
aga.s życzę Wam tego w co wierzyłam i dalej wierzę ja..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum