Czasami ten rak w tle paraliżuje i przeraża chociaż człowiek się tak mocno stara. Sama jestem zdrowa, więc teoretycznie takie myślenice powinny mieć osoby chore u mnie w domu - Mama i Dziadek, ale łapię się czasem na tym jak bardzo się boję. Niby mówię sobie, że psychicznie sobie to wszystko ogarnęłam i przepracowałam ale mam dni, że uznaję - nic dalej nie rozumiem i na nic nie jestem gotowa. I ten strach czasem nie daje spać bo myślę:
że będzie nawrót, że sobie nie poradzę, że nie będę umiała zorganizować im opieki, że po prostu nie wytrzymam. Że zostanę sama i kto wtedy będzie dla mnie oparciem? Marzę, żeby wrócił ten czas sprzed choroby i żeby ona się nigdy nie wydarzyła. Dzielę trochę swoje życie na PRZED i Po.
A szare dni? Toczą się tak szybko, nawet nie wiem kiedy mi uciekł ten rok leczenia mojej Mamci... Czasem człowiek tak chciałby się wyłączyć na moment z życia