Skoro Mama pije, miksujcie jedzenie, podawajcie Nutridrinki (najlepiej te proteinowe), róbcie zupy kremy.
Najważniejsze teraz jest zapewnienie Mamie komfortu życia, bez bólu i innych dolegliwości. Zapiszcie się do np. hospicjum domowego, jeśli takie u Was w mieście działa.
Nogi należy masować, żeby zmniejszyć opuchliznę
_________________ Omnia tempus habent
Mamcia 03.07.1955 - 14.12.2015
markowski,
W obecnym stanie Mama "nie uniesie" chemioterapii. To bardzo obciążające leczenie. Po prostu ją zabije
Daj spokój z tym szpitalem... Szpital nie jest od wzmacniania, naprawdę. Jeśli nie wzmocni jej dieta i ruch (w zakresie, w jakim może się ruszać oczywiście) to żadne kroplówki, leki nie pomogą.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Rozmawiałem z lekarka od chemioterapii powiedziała ze uważają ze to poszło od jajnika i a nie od macicy będzie trzymała termin jeśli mamie się polepszy. Ponadto mama nie ma zapalenia płuc zbadał ja lekarz rodzinny. Czy haloperidol to jest lek przeciwwymiotny? mama wymiotuje czy ten lek jej pomoże? Jest coraz słabsza. Z hospicjum dopiero w przyszłym tygodniu ma być wizyta.
Moja mama z wypisu ze szpitala miała ustalona dawkę morfiny 5mg. co 4h i miała robiona codziennie lewatywę. Po wypisie miała dobieraną dawke tak że wzrosła ona 12. mg co 4 h i nie miała robionych lewatyw. Czy takie zwiększenie dawki może mieć wpływ na drożność układu pokarmowego?
[ Komentarz dodany przez Moderatora: marzena66: 2016-07-27, 18:35 ] Nie zakładaj proszę nowego tematu, tylko wszystko co dot. choroby mamy umieszczaj w swoim wątku.
markowski,
Bezpośrednio na drożność - nie, ale stosowanie morfiny nieuchronnie łączy się z zaparciem stolca, a im większa dawka, tym większe zaparcie.
Mama powinna się załatwiać minimum 2x w tyg.
Lewatywa nie jest dobrym rozwiązaniem. O zaparciach i ich leczeniu pisaliśmy już wielokrotnie, skorzystaj z naszej wyszukiwarki.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Tak tylko ja już Mamie nie pomogę. Chciałem tylko skonsultować czy złe prowadzenie mamy przez lekarza się do tego przyczyniło. Po wyjściu ze szpitala zalecił on zwiększenie morfiny z 5 do 12ml co 4h, odstawienie kroplówek które miała przepisane na wypisie ze szpitala gdzie była nawadniana, zwiększenie halopelidoru. Po tym wszystkim Mama czuła się coraz gorzej. Po dwóch dniach tej terapii zmniejszył morfine z 12 do 10 a wstawił Ketamine 1 ml co 4 godziny. Wtedy mama zaczęła wymiotować. Twierdził że nie ma to związku z Ketamina że Ketamina nie powoduje wymiotów. Dodał haloperidolu a że to nie pomagało to wstawił sondę żołądkowa. Mama z dnia na dzień traciła siły po 2 tygodniach jego terapii umarła. Dlatego chciałem się dowiedzieć czy takie prowadzenie było prawidłowe.
markowski,
Bardzo mi przykro z powodu śmierci Twojej Mamy
Niestety przebieg choroby nowotworowej z reguły jest taki sam: bardzo długo stan zupełnie stabilny, pomimo znacznego zaawansowania nowotworu, a potem bardzo szybkie pogorszenie i zgon. Dlatego uważam, że stwierdzenie, że Mama umarła
markowski napisał/a:
2 tygodniach jego terapii
może być niesprawiedliwym oskarżeniem lekarza.
markowski napisał/a:
chciałem się dowiedzieć czy takie prowadzenie było prawidłowe.
Zwiększanie dawek morfiny i rezygnacja z nawadniania kroplówkami jest standardowym i dobrym postępowaniem, mającym na celu zmniejszenie cierpień chorego. Natomiast nikt z nas, kto nie widział, nie badał Pacjentki nie stwierdzi z całą odpowiedzialnością prawidłowości lub nieprawidłowości zaleconego leczenia.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Rozumie ale jeżeli w wypisie ze szpitala były zalecone kroplówki i leki przeciwwymiotne i jak by się coś działo to Mama mogła w każdej chwili wrócić do szpitala.
Natomiast lekarz który przeją Mamę w domu odrzucił te zalecenia juz w pierwszy dzień. To bez jedzenia i kroplówek było pewne, że Mama nie ma szans przeżyć w domu na samych środkach przeciwbólowych.
Stan po wyjściu ze szpitala Mama chodziła z tydzień do ubikacji tylko przeszkadzały jej te opuchnięte nogi. Po wymiotach była coraz słabsza. Nie wołała, że ja boli, że nie może wytrzymać.
Witam. Trudno uwierzyć ale przez przypadek trafiłam na Wasze forum,poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Dołączam się w tym miejscu ponieważ jak widzę mój brat opisuje tu chorobę też mojej mamy- tak jak mówiłam weszłam tu przypadkowo i nie wiedziałam że zasięgał u Państwa opinii.
Niestety śmierć mamy spowodowała, że to ja jestem przez niego obwiniona za jej odejście, w związku z tym, że zaufałam lekarzowi - zresztą jedynemu który chciał się podjąć opieki nad mamą- nie był to lekarz onkolog- co cały czas podkreślał, lecz lekarz od leczenia bólu. Jeśli chodzi o chemioterapię to ordynator oddziału powiedziała mi, że najważniejsze jest przed terapią aby opanować ból i by mama miała siłę, żeby sie jej podjąć. Ja wiem, że chemioterapia to nie lek ale trucizna która przy okazji może zabic tez raka- ale nie tylko. Skupilismy sie na leczeniu bólu. Najpierw tak jak brat pisał mama brała leki doustnie, ale z jedzeniem było cały czas kiepsko. Pojawiły sie też wymioty, jeszcze zanim trafiła do szpitala na tak zwale wzmocnienie. Nie ukrywam, że po pierwszych kroplówkach stan był wyśmienity, ale po paru godzinach znowu wystąpiy wymioty, nie była w stanie pić nawet wody bo pojawiały sie wymioty brunatne, przypominajace fusy. Nogi spuchły i pojawiły się przeciekanie płynu przez skórę. Po tygodniu lewatyw w końcu nastapiło wypróznienie co bardzo mnie ucieszyło, bo myslalam że to zastój w jelitach powoduje wymioty. Mama dostawała już w szpitalu morfinę ale co 6 godzin, niestety na kolejne dawki mama czekała ze strasznym bólem. W szpitalu pojawiły sie też majaczenia. Nasz lekarz powiedział że po prawidłowym ustaleniu dawkowania morfiny- co 4 godziny, i po powrocie do domu te objawy ustąpią. Niestety po powrocie do domu okazało się, że podawanie morfiny nie działa, po jej podaniu mama mówiła, że boli ją 8 na 10. Dowiedziałam się od lekarza że może morfina nie działa, że to bóle neuropatyczne, więc by mama pomimo nieustępujacego bólu jednak go nie czuła to wprowadzilismy ketaminę. Wymioty były cały czas. Nutridrinki czy herbatę mama natychmiast zwracla. lekarz zdecydował sie załozyć sondę. przy jej zakładaniu widziałam jak chyba z litr tej czarnej mazi sie wylewa. Mój brat uważa, że podawanie przeze mnie ketaminy spowodowało to że mama nie mogla siepoczuć na tyle dobrze by przystapić do chemioterapii. Nie miałam sumienia, żeby sie na chemioterapię zgodzić, bałam sie że mama tam umrze zamiast w swoim domu z nami. Mama przez prawie 2 tygodnie nie jadła i miała podłączona kroplówkę z glukową podskórnie, chociaż w szpitalu jak poprosiłam o podskórne zawadnianie to powiedziano mi że nie ma takiej metody. Pisze to równiez dlatego, że jesli czytają to lekarze prowadzący hospicjum to niech wiedzą że członkowie rodziny muszą też być przez nich przygotowywani na najgorsze. Ja zamiast siedzieć przy łółku mamy musiałam brata przekonywać że nie chce jej zabić, a pielęgniarka z hospicjum która nie zgadzała sie z zastosowanym leczeniem powiediała mi ze to przeze mnie mama umrze, że przeze mnie nie chce do niej przyjść inny lekarz. Nie potrafie się z tym pogodzić. Tracąc mamę straciliśmy całą rodzinę
Klaudia11,
Nie do mnie należy osądzanie a tym bardziej wtrącanie się w problemy rodzinne więc napisze krótko. Mama już odeszła, oboje robiliście to co Wam serca podpowiadały i oboje robiliście to co potrafiliście, to co wydawało się Wam najlepsze dla mamy i dla Jej dobra, nie jesteście lekarzami więc macie prawo wielu rzeczy nie wiedzieć, wielu nie umieć ale nikt z Was nawet na pewno mamie nie chciał zaszkodzić.
Mamy już nie ma, nic i nikt nie wróci Jej życia, Wy tutaj zostaliście, brat i Ty i powinniście się wzajemnie wspierać bo teraz bardzo potrzebujecie siebie. Wzajemne oskarżanie nic nie zmieni, czas zakopać wojenny topór i kochać się, wspierać, Kochajmy ludzi bo tak szybko odchodzą.
Absolutnie nie chodziło mi aby Pani postawiła się bo którejś ze stron i nie oczekiwałam wtracania się w problemy rodzinne. Ja nie toczę walki z bratem. Straszna jest tylko ta niepewność czy zrobiło się dobrze, czy zrobiło się wszystko- takie uczucia się pojawiają gdy się jest oskarżanym. Przepraszam, poczułam po prostu potrzebę napisania, wylania tego z siebie, zrobiłam to po raz pierwszy od dwóch lat,od śmierci mamy. A teraz widząc starania mojego brata, że szukałł tutaj ratunku dla mamy, chciał poznać wszelkie możliwości bardziej go rozumiem, robił to tylko w inny sposób. Pozdrawiam serdecznie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum