nogi nie ważne Marysiu , dziękuję Ci kochana z całego mojego uradowanego serduszka
mam powód do radości bo mąż na razie dobrze a i nasz dziadek czuję się dobrze, nawet bardzo dobrze mimo tak zaawansowanego raka.
Jesteśmy po badaniach kontrolnych męża "wątróbki" a właściwie części, która mu pozostała. Na szczęście wszystko z nią dobrze, mała torbiel, od ostatniego wyniku lekko sobie urosła ale nie ma powodu do obaw.
To już ponad dwa lata od operacji, myślałam, że możemy spać już sobie w miarę spokojnie ale lekarz mnie uświadomił, że nie do końca, bo pioruństwo, które wyhodował mąż w swojej wątrobie lubi sobie powracać w te same miejsca więc obserwacja musi być systematyczna.
Z wątrobą odetchnęliśmy z ulgą a teraz w listopadzie czeka nas kontrola płuc z racji niespecyficznego guzka, który tam się ulokował. Tutaj się jakoś stresuję i czekam z niecierpliwością na badania bo mąż od dłuższego czasu męczy się z kaszlem, może nie jakiś uciążliwy, silny, bardziej pokaszliwanie ale jest i w dzień i w nocy, ciągle chodzi podziębiony, nazwijmy "niewyraźny" . Wiadomo, że od razu uruchamia się moja wyobraźnia i dopada stres, myślenie i biedny mój mąż jest przeze mnie cały czas bacznie obserwowany, nakazy, zakazy, ten stres to już będzie do końca przy każdym badaniu i każdym objawie, taki nasz los.
Z jednej strony mamy małe powody do radości z drugiej niestety strach i obawy.
A powiedz mi jak ta systematyczna kontrola pacjenta w waszym przypadku wygląda, napisz w szczegółach, jakie badania i w jakich terminach. Mnie guzy wznawiały się 4 razy i dopiero teraz wiem ile luk było w procedurach medycznych...
Po operacji co pół roku mąż miał usg i TK jamy brzusznej oraz wyniki wątrobowe z krwi. Był i jest pod kontrolą hepatologa i onkologa. Wyniki z krwi wątrobowe oraz usg zleca hepatolog, TK onkolog.
Do hepatologa mamy wizyty wyznaczana co pół roku ponieważ męża "gadzisko", które mu wycieli ma taką charakterystykę, że lubi się odnawiać w tym samym miejscu (czyli u męża wątroba jest wciąż narażona). Minęło dwa lata od operacji męża, hepatolog jest dalej systematycznie co pół roku, onkolog już raz w roku, chyba, że coś nas zaniepokoi to mamy się zgłosić. Miał mąż również zlecone przez onkologa usg węzłów chłonnych bo na jednej z wizyt coś onkologa zaniepokoiła ich wielkość, zresztą na każdym badaniu onkolog "maca" wszystkie węzły , jamę brzuszną. Od pewnego czasu onkolog zleca TK płuc, bo przy jednej z kontroli powiedziała, że sprawdzimy i jamę brzuszną i płuca i teraz ma zlecane TK j. brzusznej i płuc z racji niespecyficznego guzka w płucach.
Terminy podobne jak ja miałem, ale okres pół roku pozwala na wyhodowanie guza rzędu 3- 5 cm. Dlatego teraz z pozycji czasu najskuteczniejszą metodą u mnie było jak najczęstsze robienie markera/HCC - AFP/. Nie decydowała w tym przypadku wartość bezwzględna a jego dynamika. Stoi w miejscu w stosunku do startowego markera jest ok. dwa, trzy razy ruszył do góry niestety rak się "tli" jak przyrosty większe szybko badanie obrazowe i już coś jest.
Nie wiem czy rak twojego męża ma taki marker ?
Druga sprawa to ustalenie przyczyny powstania raka. Ja w swoim przypadku ustaliłem z prawdopodobieństwem rzędu 99%, że raka otrzymałem w prezencie od naszej medycyny.
Po prostu wszczepiono mi go w 1994 roku w szpitalu otrzymując krew/transfuzja/od dwóch dawców.Okazało się, że dopiero od stycznia 1995 roku zaczęto badać krew dawców na obecność raka.
Pewno zastanawiasz się a co to ma do wznowy raka po operacjach, a no ma i to dużo.
Otrzymując gotowe komórki rakowe/HCC/ można założyć że wznowa na wątrobie może nastąpić poza polem operacyjnym i to u mnie miało miejsce. Może też ujawnić się przerzut odległy. ale w moim przypadku już zbliżam się do okresy ponad 11 lat od diagnozy więcraczej go nie będzie.
Jeżeli powstanie raka miało klasyczny wymiar trzeba cofnać się 30 lat od zdiagnozowania i szukać tam zdarzenia kancerogennego i z niego można też czytać jak są szanse na wznowienie czy nie...
W pierwszych badaniach mąż chyba miał badany ten marker, muszę sprawdzić ale później na pewno już nie.
karol2012 napisał/a:
Po prostu wszczepiono mi go w 1994 roku w szpitalu otrzymując krew/transfuzja/od dwóch dawców.
Tu mnie zaskoczyłeś, bo nie mam zielonego pojęcia czy to jest możliwe. Ani o takich przypadkach nie słyszałam ani nie czytałam. Nic w tym temacie nie wiem, a coś naukowe mógłbyś podrzucić, że przetoczenie krwi/transfuzja od osób chorych na raka może przejść na biorcę. To, że przy przeszczepie np. wątroby jeśli dostalibyśmy z komórkami rakowymi to zachorujemy gdzieś czytałam ale od krwi, nie wiem???
karol2012 napisał/a:
trzeba cofnać się 30 lat od zdiagnozowania i szukać tam zdarzenia kancerogennego
U meża stwierdzono, że przyczyny mogą być.
1. stłuszczenie wątroby
2. Leki na cholesterol brane od wielu lat
3. Wysoki cholesterol, trójgicerydy
Inne przyczyny się nie doszukali.
Stłuszczenie jest dalej, leki dalej przyjmowane bo niestety cholesterol wciąż ponad normę.
karol2012,
Nie HCC, to było tylko podejrzenie po badaniach usg, TK. Po operacji i badaniach hist.pat. okazało się, że jest to jakaś rzadka odmiana naczyniaka. Mówiąc szczerze nie wnikałam dokładnie co i jak, jak to się fachowo nazywa bo ta diagnoza po prostu była dla mnie balsamem dla duszy, cudem, czy wielkim szczęściem. Jest zagrożenie wznowy i tego mamy pilnować.
Ty karol2012, jesteś ze swoim HCC rzeczywiście ewenementem medycznym, bo nam lekarze po podejrzeniach u męża HCC kazali żegnać się mężowi z życiem. Na szczęście Ich scenariusz się nie sprawdził ku zadowoleniu moim i męża.
Życzę Tobie na prawdę długich lat życia i udowodnienia, ze nawet tak paskudnego raka jakim jest HCC można ujarzmić na długie lata.
Trochę informacji co u moich choruszków.
Mąż po wszystkich badaniach w jamie brzusznej, wszystko w jak najlepszym porządku. Nawet gdybyśmy chcieli z mężem trochę nie myśleć o chorobie to raz, że ogromna blizna na brzuchu przypomina nam o przejściach a dwa to przy każdej kontroli brzucha, każdy lekarz nas uświadamia, żeby być czujnym, bo męża dziadostwo lubi się odnawiać w tym samym miejscu i tak nie sposób zapomnieć o chorowaniu.
W płucach u męża cały czas tak samo, niespecyficzny guzek do systematycznej obserwacji nie zmienia swoich wymiarów więc mam cichą nadzieję, że z tego guziołka nic się nie urodzi, trzeba mieć nadzieję, prawda?
Tak więc cieszymy się do następnych badań, ja dalej zołza broniąca mężowi oj wiele, wiele, trochę mnie słucha a trochę nie ale niech mu będzie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum