Byłem tam pięć lat temu w sierpniu. Wyspy tak zasrane i zaśmiecone, że nie ma gdzie rozbić namiotu. W końcu rozpaliliśmy ognisko przy jachcie i na nim spaliśmy. Niestety, za dużo ludzi, za wiele łódek. To samo na Mazurach: trzy lata temu żeglowałem na Mamrach. W czasie dobrej pogody naliczyliśmy ponad dwieście żagli. Już się wyleczyłem.
Wolę morza. Jak mnie najdzie znowu ochota na polskie jezioro, to chyba tylko Wdzydze, bo mam tam sporo znajomych. No i Warszawiaków prawie jak na receptę.... ;-D
Najmilej wspominam włóczęgi przez Włochy z żoną. Wracaliśmy z rejsu z Neapolu. Wziąłem wana z wymontowanymi wszystkimi tylnymi siedzeniami i przyciemnianymi szybami. Z tyłiu prowizoryczne łóżko. Bez nawigacji, z kiepską mapą. Spanie w samochodzie. Noclegi na parkingach dla tirów, tam też mycie i kąpiele. Wokół przepyszny środek października. Odbiliśmy z autostrady daleko za Rzymem.
Toskańska jesień po bezdrożach. Bez konkretnego celu, co dzień nowy plan po prostu palcem po mapie. Po wsiach i miasteczkach studenci już konserwowali nikomu nieznane kościoły założone jeszcze przez longobardzkich książąt. Wszystko zamknięte, co pachnie turystyką. Niewiarygodne uczucie, kiedy jakiś kościelny, zorientowawszy się, że jesteśmy turystami otworzył nam wielki, pusty kościół w kształcie rotundy i zostawił nas po prostu samych, mówiąc, byśmy zatrzasnęli drzwi, jak będziemy mieli dosyć. Pod rotundą druga wielka podziema kopuła, w środku jakiś pochowany papież w kryształowej trumnie. Cisza, "że słychać ruch myśli"
Wszyscy jeżdżą tam i marzą, by coś takiego przeżyć, mało komu się to udaje.
Jeszcze w Locarno żegnała nas gorąca włoska jesień. St. Gotharda przejechaliśmy górą. Tam przywitała nas prawdziwa jesień. Deszcz i zimno do samego domu...
Innym razem wracaliśmy w pięcioro z Sycylii samochodem. Za Neapolem skręciliśmy na Monte Cassino, bo ktoś tam jeszcze nie był. Na górę zajechaliśmy wieczorem po zmroku. Kompletna pustka, ani żywej duszy. Do cmentarza biegnie cyprysowa aleja, nad nami księżyc w pełni. Zwiedziliśmy cmentarz w kompletnej ciszy. Przed półjnocą ruszyliśmy w dalszą drogę.
Innym razem wdrapaliśmy się wieczorem na Wezuwiusz. Bramki już zamknięte, więc trzeba było przez płot. Na szczycie, wokół krateru niewiarygodna panorama. Neapolitańska zatoka, daleko w morzu światła Ischii i Capri, pod nami morze świateł. Trzymilionowe mrowisko Neapolu.
Te włóczęgi spowodowały, że poznaliśmy prawdziwe Włochy. To kraj o wielu twarzach. Nie tylko ładnych i miłych. Trzeba poruszać się z boku głównego nurtu, by poznać jego najpiękniejsze strony. W końcu postanowiliśmy tam zamieszkać. Rozpoczęliśmy systematyczną naukę języka i obserwację rynku nieruchomości. Przygotowaliśmy kasę. Trzeba było tylko podjąć trudną decyzję: gdzie? To wielki i różnorodny kraj. Wszędzie inni ludzie, niezliczone tradycje.
Potem przyszedł rak. I koniec planów na dłuższe wakacje. Ale Włochy pozostały najbardziej ulubionym celem. Miesiąc temu byliśmy w okolicych Brescii i Verony.
A my tzn.ja,mężuś,dzieciaczki i znajomi za tydzień na dwa tygodnie jedziemy nad jeziorko na wędkowanie .
Jest to stary "ośrodek"wędkarski,niedaleko Poznania.Warunki polowe,ale wszędzie tylko lasy,łąki,żadnych sklepów,tłumów,pieski wybiegają się po wszystkie czasy....czysty wypoczynek.
Będziemy wracać na weekendy,aby być z tatą w domu jak będzie na przepustce.
Nad Joziorakiem nigdy nie byłam, wybieram się już w poniedziałek nad Butyń Wielki (okolice Wałcza), potem zum Gdańsk
Mazury wspominam miło, ale zawsze odpływaliśmy od zgiełku na północ - przez Mamry, Święcajty na Stręgiel, a potem kajakami po Sapinie (rezerwat i strefa ciszy). Mało tam się ludzi zapuszczało wtedy, bo zakaz używania silników obowiązywał już na kanale, a pagajować nie każdy chce Żaglem cumowaliśmy na wysepce i jakież było zdzwienie rano jak cielak wylizał nam rano grilla do czysta - po drugiej stronie było płytko i krówki przełaziły na nasza bezludną wyspę.
Wiem,był juz wątek "wakacje"ale z dopiskiem 2009. może ten zostawimy bez określenia roku i pory roku żeby nie zaśmiecać forum.
to juz moje drugie wakacje z onkologią. poprzednie były straszne - pół czerwca w szpitalu, lipiec" lizanie ran" sierpień czekanie na radioterapię. Teraz też nie mogę sobie pozwolić na dłuższe wyjazdy ale weckend w Międzyzdrojach to może być co tydzień. Właśnie dziś wyjeżdżam. Kupiłam parasol plażowy żeby mnie słonko za dużo nie widziało. Nie lubie sie opalać a niedawne problemy z "rybką" są dobrą wymówką.
Wiem że nie wszyscy mogą sobie pozwolić na wypoczynek w tym roku wiec ich przepraszam za drażliwy temat ale zachęcam do łykania świeżego powietrza choćby na zacienionym balkonie czy przy otwartym oknie, nawet w łóżku.
Moje zwykle bardzo zimne biuro teraz jest najprzyjemniejszym miejscem w okolicy.
[ Komentarz dodany przez: Richelieu: 2010-07-02, 17:28 ] Jogi, bardzo słuszna uwaga, zgodnie z Twoją sugestią oba wątki scaliłem do jednego, zatytułowanego przez Ciebie ogólnie.
Ja wprawdzie już w tym roku "po", ale wszystkim życzę miłych i udanych realizacji wakacyjnych planów.
_________________ Antoine de Saint-Exupéry
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać
Już drugi rok bez wyjazdu. Wspominam z sentymentem, ale bez żalu, 14 kolejnych sezonów żeglarskich. Przez miesiąc, sześć tygodnie pływaliśmy po Adriatyku. Najpierw dojeżdżaliśmy do Chorwacji (Jugosławii - a potem jak wojna "puszczała" wzdłuż wybrzeża), wodowaliśmy się i plum...
Pływaliśmy najpierw na 4,9 m. "Skrzacie", później 5,5 m. Micropolo. Debiutowaliśmy z dzieckiem, właściwie nic o morzu nie wiedząc, Siła Wyższa i cudowni Chorwaci ratowali nam życie raz za razem.
Oboje z mężem mamy hopla na punkcie wolności, niezależności, pewnego dystansu do świata i siebie. Coroczne wyprawy były ładowaniem akumulatorów na cały rok, a w międzyczasie prace przy łajbie przenosiły nas wyobraźnią do tamtych cudownych okolic.
Na początku wyprawy te stały się naszym małżeńskim kompromisem: on wolał Mazury, ja góry. Na Mazurach (jeszcze takich tłumów nie było) zasypiałam od niskiego ciśnienia, komary mnie żarły, woda wydawała mi się brudna, widoków porządnych brak, a ścieżki zasrane. W Chorwacji jest mnóstwo wysepek, gdzie w dalszym ciągu można uprawiać żeglugę szuwarowo-bagienną (od wyspy do wyspy), dużo możliwości spacerowo-wycieczkowych (góry), mnóstwo zwiedzania, ludzie świetni, podobni trochę do górali, do społeczeństw żyjących w trudnych warunkach.
Z czasem coraz większe tłumy - ale też był sposób - wyjeżdżania na wrzesień.
Teraz widzę, jak mąż już się nerwowo kręci,łódka wywieziona do Nieporętu (ze może na jeden dzień) - a ja czuję, jak mi się kurczy horyzont. Żyję inwentarzem domowym i przydomowym (od kotki własnej, kotki i psy dochodzące, przez wiewiórkę, do szpaków, które dokarmiamy czereśniami - tzn. same sobie wyjadają, nam nic nie zostawiając). Analizuję osobę Dąbrowskiej na podstawie jej listów, dużo oglądam telewizyjnych programów publicystycznych - mam wrażenie, że ze mną rozmawiają. Trochę zaprzyjaźnionych telefonów, rzadziej spotkania...
Cyz to smutne? Chyba nie, ja w każdym razie tak nie czuję...
Inka ja do rzeki mam kilkaset metrów w linii prostej w tym roku chyba jednak nie popłynę.Przepłynę się ale gościnnie 2 dni i tyle.Też nie żałuję też jestem żeglarzem szuwarowo-bagiennym żeglugi poprzecznej ale nic to.Wychodzę z psami na spacer po wodzie przynajmniej peeling stóp mam zapewniony a dalej czas pokaże
_________________ carcinoma planoepitheliale spinocellulare keratodes G2.Nie samym rakiem człowiek żyje...Dla walczących życie ma smak,którego reszta nie pozna.Cytat prawie dosłowny.
Ja mam nadzieje, że uda mi się wyjechać choć na tydzień nad morze i może przy odrobinie szczęścia na kilka dni w góry. Ostatnio wypoczynek jakoś się nie udawał a czuję, że muszę się oderwać od wszystkiego bo ten rok jest dla mnie masakra.
Tylko trzeba poszukać jakiejś niedrogiej stancji w górach, może u jakiegoś górola
_________________ carcinoma planoepitheliale spinocellulare keratodes G2.Nie samym rakiem człowiek żyje...Dla walczących życie ma smak,którego reszta nie pozna.Cytat prawie dosłowny.
a ja wakacje najprawdopodobniej spędzę w domu z wypadami sobotnio-niedzielnymi.
Mam zamiar pojechać do Zamościa ,może też w Góry Stołowe.
Mam też stare auto, a to pozwala mi brać udział w różnych imprezach(rajdach) starych samochodów.
I najważniejsze.Mieszkam ok 1 km od stadionu ,na którym odbywają się Lekkoatletyczne Mistrzostwa Polski Seniorów.A jaka to jest okolica to możecie zobaczyć na TVP Sport.
Ta stacja przeprowadza bezpośrednoą transmisję z tej imprezy.
Końcem lipca wybieram się na pare dni do Mrągowa wiadomo piosenka cantry.
Początek sierpnia Tydzień Kultury Beskidzkiej.Wszystkie miejscowości tj Wisła,Żywiec i Szczyrk oddalone o około 30 km.Przy okazji zapraszam i polecam.Na tą imprezę naprawdę warto przyjechać.Są zespoły folklorystyczne z całego świata.
W górach nie sposób się nudzić ani w lecie ani w zimie.
No i po wakacjach.
Pozdrawiam i zapraszam w te okolice.
A to jeszcze link do działającego od 1 lipca czeskiego radia.Może ktoś lubi taką muzykę
to można posłuchać.
w Góry Stołowe zapraszam. Piekna sprawa. Tylko najpierw trzeba pokonać schody w górę ...ale widok gwarantowane. Cudownie. A jak już bedziesz w Górach Stołowych to zapraszam do Kłodzka. Mamy piękną twierdze, fajny rynek, i zabytkowy kościół.
Witam
Mam też stare auto, a to pozwala mi brać udział w różnych imprezach(rajdach) starych samochodów.
Miałem plany aby pojechać we wrzesniu na rajd starych komunistycznych samochodów z metą w Stambule.Mam Ładę 2103.Ale niestety,może następnym razem.Pozostała działka.Tyż dobrze.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum