Powiedzcie mi co sądzicie o metodach niekonwencjonalnych ja osobiście jestem ich przeciwniczką nie wierzę aby był jakiś cudowny lek na raka jedynie co wierzę to leki wspomagające przy chemii. Czy też jestem w błędzie? Doradźcie mi są jakieś leki wspomagające? Moja teściowa wymyśliła jakieś Mongołki które leczą roślinami raka , dla mnie jakaś masakra. Powiedzcie coś na temat specyfików, suplementów jakie macie zdanie?
Witam. Jestem zmęczona, bieganiem, myśleniem co jeszcze mogę zrobić, córka marudzi jest nerwowa , przeżywa wszystko. Czasami myślę ,że zwariuje biorę afobam bo nie daję rady. Mieszkam na wsi nie mam prawa jazdy. Wszędzie jeżdżę rowerem co dodatkowo mnie męczy , na chemię z mężem jadą jego rodzice lub brat, ja niestety mam rower i autobusy. Córkę mam teraz chorą i jest w domu pomaga mi koleżanka ,czasami mnie podwiezie gdzieś. Nie wiem skąd mam czerpać siły ,dobrze ,że moja mama przyjeżdża do mnie czasami teraz jest od tyg mam w tedy z kim córkę zostawić. Duża dla mnie pomoc. Piszę bo muszę się wygadać , nie mam z kim porozmawiać , po prostu się wygadać.
Choroba w rodzinie zawsze nas podłamuje, zabiera siły psychiczne i fizyczne, często zapadamy po takich przeżyciach na nerwicę, depresję, często wspomagamy się lekami psychotropowymi. Nie ma na to rozwiązania, trzeba to po prostu przejść/przeżyć. Jak jest wsparcie to już dużo, masz mamę, która od czasu do czasu Ci pomoże, masz córkę, która nie może żyć tylko chorobą bo może również nabawić się lęków. Tak jak pisałam wyżej rób to co musisz, resztę zostaw, zrobisz kiedyś tam, świat się od tego nie zawali.
Znajdź sobie jakąś chwilę dla siebie i rób wtedy to co lubisz lub nie rób nic, niech to będzie chwila dla Ciebie na odreagowanie stresów.
Nie chcę Cię Beatko jeszcze dobijać ale na razie Twój mąż jest chodzący, samodzielny ale wielu z nas przeszło ten etap choroby, gdzie już nie mogła nigdzie wyjść, gdzie nie można było osoby chorej zostawić samej, gdzie trzeba było przy tej osobie chorej robić wszystko, myć, karmić, przebierać, poić i nierzadko płakać po kątach słuchając jak ta nasza chora, bliska osoba cierpi.
Nie wiem jak będzie u Was, jak będzie u męża postępowała choroba ale i taki scenariusz może się u Ciebie wydarzyć więc siły musisz zbierać.
Teraz to walczę aby miał siły na chemię, aby chemia zabiła guza a nie męża. Mąż jest dość trudnym człowiekiem walczymy. Mąż cały czas leży nie aktywizuje się nawet do zaparzenia sobie ziół. Liczę że dojdzie do drugiej operacji przyjmie znowu chemię i będzie wszystko dobrze.
Beata12,
Każdy z nas życzy Wam jak najlepiej ale u męża choroba jest zaawansowana i musicie liczyć się ze wszystkim, jak będzie to dopiero czas pokaże.
Mój mąż jest słaby, chemia przerwana ,mam wrażenie jak tak na niego patrzę ,że nie wytrzyma chemii ,że przegra. Mąż się poddał jest nerwowy umykam jemu ,schodzę z drogi. Mam pytanie czy mogę jechać do lekarza prowadzącego ,na konsultację bez męża?
[ Dodano: 2016-11-19, 21:40 ]
Moje myśli krążą wokół męża , jego choroby. Zaczynam nawet jego nienawidzić za jego agresywne zachowanie nad którym uważam mógłby zapanować , wszystko go denerwuje, córka nasza, stomia, wszystko nawet że światło zapale. Nie daje się dotknąć ,nie rozmawia zemną. Nasze kontakty to tylko proszę zjedz coś, zmierz ciśnienie, tu są leki ,zmiana stomii. Żadnych innych rozmów nie ma. Kiedy usiądę koło nie męża , każe mi wyjść bo próbuje zasnąć albo ,że go mdli . Jest mi przykro ale ochraniam córkę. Nie narzucam się, wychodzę pilnuję tylko aby zjadł, wziął leki i kontroluje czy nie pogarsza się stan. Wolny czas spędzam z Naszą córką, która cierpi bo chce iść do taty a tata ją odpycha, a jak już pozwoli do siebie córce przyjść to córka jest prze szczęśliwa. Widzę ,że brakuje jej taty mimo, że jest obok. Brakuje jej zabaw wspólnych , wygłupów. Mąż sobie nie zrobi herbaty, jeść wszystko mu zanoszę do łóżka dla mnie coś jest nie tak. Leży ,mówi że tylko wtedy dobrze się czuje. Męża boli cały brzuch a nie bolał. W czwartek jedziemy do lekarza ,który męża operował na kontrol . Zobaczymy co powie.
Beata12,
Mąż ma IV stopień zaawansowania choroby, czyli najwyższy, nacieki raka, przerzuty w tym wątroba, męża stan jest na prawdę bardzo poważny i tak jak pisałam w wątku merytorycznym słabe są szanse na dłuższe życie męża. Bardzo przepraszam, że piszę to wprost ale musisz mieć świadomość powagi sytuacji. W męża stanie dziś może być dobrze, samopoczucie męża dobre a kolejnego dnia mąż będzie cierpiał z bólu i nie ruszy się z łózka nawet do toalety. Jeżeli chemia będzie przerwana i tak jest paliatywna to choroba może bardzo szybko ruszyć. Właśnie dlatego, żeby ulżyć mężowi w cierpieniu a może i skorzystać z psychologa potrzebne Wam jest na już hospicjum.
Może psycholog z hospicjum porozmawiałby z mężem, z Tobą żeby opanować tą całą domową sytuację, wskazał kierunek jak dotrzeć do męża a jednocześnie oswoił by męża z chorobą, z Jego stanem.
Mąż zapewne widzi co się z Nim dzieje, wie że stan jest poważny i jak może się to skończyć i może zachowanie Jego jest takie a nie inne, nie może się pogodzić z sytuacją, która Go spotkała i stąd agresja, zniechęcenie, do tego dochodzą dolegliwości, bóle, osłabienie i zachowuje się w ten sposób. Trudno mi to oceniać, bo nie znam męża sprzed choroby, czy był podobny, czy też choroba Go tak bardzo zmieniła. Nie wiem jakie masz stosunki z bratem męża, jeśli poprawne to może On jest w stanie od męża wyciągnąć dlaczego jest taki do Was i przekaże Ci co męża "gryzie", że jest w stosunku do Ciebie i córki taki niedostępny.
Beatko ja Ci po prostu życzę dużo dużo sił, pokładów niekończących się..
ja przeżyłam chorobę nie z poziomu żony a dziecka..
moja mama też miała chwile kryzysu..ja prosiłam by jeszcze trochę wytrzymała, czasem trzeba zagryzc zeby .. bo za jakiś czas przyjdzie czas, ze czlowiek nawet do tych ciezkich dni zatęskni..
jednak nam zdrowym-ciężko wyobrazić sobie co tak naprawdę się czuje...
przytulam Cię bardzo mocno, chciałabym Ci jakoś tę moc przekazać byś jeszcze troszkę dała radę...
_________________ Bo umrzeć, to za mały powód by przestać kochać..
Bezradność ,która mnie ogarnia jest nie wytrzymania. Mąż jest na oddz. jutro idę zrobić awanturę bo go olewają. Jestem samotna w całej w tej walce, ledwo trzymam się ale siły daje mi afobam i córka. Ona jest moim motorem, ale zdarza się że idę na ulicy i nie wiem co robię i dokąd idę. Mam odlot takie oderwanie od rzeczywistości....
Dziękuje . Potrzebuje teraz tych sił, nie sądziłam ,że walka z nowotworem u bliskiej osoby jest taka trudna . Zastanawiam się co myśli,czuje mój mąż , pytam ale nic nie mówi oprócz tego ,że to już koniec . A zwłaszcza teraz jak mimo chemii okazało się ,że na wątrobie zrobił się drugi guz.
Beata12,
Każdy z nas opiekując się bliską osobą z tak ciężką chorobą jest wykończony i fizycznie i psychicznie. Rozumiemy Cię tutaj wszyscy, możemy tylko wspierać, dodawać wirtualnie sił, dopingować żebyś się trzymała, wiemy przez co przechodzisz.
Załatw hospicjum, zrób to dla męża i swojego dobra, poczujesz lekką ulgę, uwierz nam i zaufaj, nie broń się przed tym, bo robisz to ze szkodą dla męża. Nikt tak nie zabezpieczy męża przed dolegliwościami jak właśnie HD. Byłaś z mężem w szpitalu, przekonałaś się jakie jest podejście do pacjenta onkologicznego a HD nie da mężowi na pewno cierpieć. Nie zmusimy Cię do tej decyzji, Wasz wybór.
Beatko mimo, że nie masz sił, czujesz się wypompowana psychicznie i fizycznie to i tak jak potrzeba to te siły w nas wstępują i dajemy radę, dajemy bo musimy i chcemy.
Mieliśmy z mężem dzisiaj rozmowę o tym ,że koniec się zbliża miałam wrażenie ,że się z nim żegnam. Mamy plany na jutro ,że go ogolę, wykąpie, pozwoli obciąć paznokcie sobie. Płakaliśmy oboje dziękowaliśmy sobie za wszystko i przepraszaliśmy. Będziemy w miarę możliwości bólowych żyć dniem dzisiejszym spędzać czas razem .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum