Witam. Mój mąż jest nie do zniesienia przeszedł operację która się powiodła cżyli usunięto guza który pierwotnie był nie resekcyjny. Mimo to nic się nie zmieniło. Mam ochotę od niego odejść ale nie potrafię zostawić chorego człowieka. Ja zaczęłam męża traktować jak pacjenta. Bez żadnych emocji jest mi go szkoda tylko jak człowieka. Mężowi doszedł drugi worek nefrostomi. Był teraz w szpitalu bo dostała zakażenia proszę sobie wyobrazić ze nie chciał isc do szpitala wyzwal mnie poszłam pokryjemu do lekarza który wypisał skierowanie na transport. Dotarło do mnie w tym okresie kiedy go nie było jak zaniedbanłam swoje zdrowie i córki. Ja mam napady oczywiście nikt o nich nie wie. Zawsze tak jakoś zdarzają się poza domem. Miałam złamana nogę 6 tyg w gipsie tez zaniedbane rehabilitacji nie wybrałam bo mąż ważniejsze. Ale to się zmieni od dziś.
Beata12,
Trudno cokolwiek radzić, jest u Was na pewno trudna sytuacja i złe stosunki i to wszystko powinnaś przerabiać z dobrym psychologiem bo oboje ciągnięcie się na samo dno, mąż z choroby ale tutaj już niewiele da się zrobić Ty masz ataki padaczki, silną nerwicę ale z tym można walczyć, tylko Ty już sama nie dasz sobie chyba rady i potrzebujesz specjalisty, który by Ci wszystko wytłumaczył, pokierował, wskazał jakąś drogę.
Beata12 napisał/a:
Mam ochotę od niego odejść ale nie potrafię zostawić chorego człowieka.
Rozumiem Twój tok myślenia, tylko pamiętaj, że Ty i dziecko też jesteście bardzo, bardzo ważne i przed Wami jest jeszcze długie życie.
Beata12 napisał/a:
Ja zaczęłam męża traktować jak pacjenta.
Nawet ta opcja dla Waszego dobra (Twojego i córki) może być dobrym rozwiązaniem.
Trzymaj się dziewczyno i strasznie mi przykro, że przechodzisz taki trudny okres w swoim życiu, życzę Ci dużo sił
Nie jestem człowiekiem przed chorobą mojego męża. Już chyba nigdy nie będę, idę na ulicy i nie zauważam ludzi , chodzę zamyślona gdzieś myślami daleko nawet tak naprawdę nie wiem o czym myślę. Mój mąż ma zaburzenia psychiczne nawet nie zwracam uwagi na to co robi czym się zajmuje. Nie poświęca czasu rodzinie w ogóle nawet to już mnie nie boli tylko córki mi szkoda. Ja biorę udział tylko przy wymianie stomi i opatrunku do nefrostomi. Spędzam dużo czasu z córką czytamy książki, układamy puzzle, gramy gry jeździmy na spacery rowerem jest fajnie .
Beato, (Piękne imię, od razu przypomniała mi się "Beata z albatrosa" ) po raz kolejny przeczytałem Twój wątek.
Najpierw chciałem napisać coś innego. Później coś innego. Później się wylogowałem, że niby nie napiszę nic. To stwierdziłem, że coś napiszę
Chciałem napisać to o Twoim mężu, ale węzmę to na siebie. Przy moim 4 stadium czerniaka, nieźle się trzymam
Wracając do tematu, tak jak Marzena już pisała, ludzie chorzy różnie dziwnie się zachowują. Wydaje mi się, że to mąż powinien być może brać jakieś leki uspokajające.
Nie znam tematu opieki nad ciężko chorym bliskim z autopsji, ale już się do tego przygotowywałem. Moja mama po drugim ciężkim udarze leżała w szpitalu i orientowałem się jak wygląda taka opieka, gdyby przeżyła. Relacje osób którzy się opiekowali takimi przypadkami są straszne.
Nie będę opisywał, bo sama wiesz...
Cytat:
Nie jestem człowiekiem przed chorobą mojego męża. Już chyba nigdy nie będę, idę na ulicy i nie zauważam ludzi , chodzę zamyślona gdzieś myślami daleko nawet tak naprawdę nie wiem o czym myślę.
Trudno coś doradzać w takich sytuacjach, pewnie wiele się domyślam z Twoich krótkich postów ale na forum tego nie będę pisała bo nie będziemy wyciągać szczegółów Waszego życia.
Możesz być obojętna na męża, robić co musisz lub co chcesz, wyprowadzić się i zostawić męża z Jego rodziną niech spróbują tej trudnej drogi, może masz swój własny plan. Wybierz to co jest dla Ciebie i Twojego dziecka najlepsze bo przed Wami jest jeszcze życie i to Ty musisz zadbać o swoje i dziecka zdrowie i szczęście, nie patrz na ludzi, na innych, bo Ich w Waszych trudnych chwilach nie ma.
Beata12 napisał/a:
Nie jestem człowiekiem przed chorobą mojego męża. Już chyba nigdy nie będę,
Będziesz ale będziesz potrzebowała sporo czasu na to żeby wyjść na prostą, może przy pomocy psychologa będzie szybciej i łatwiej.
Dziękuje za odpowiedzi. To nie jest tak , żę całkiem jest obojętny mi mój mąż ale musiałam emocje odciąć aby nie zwariować . Nie wiem dlaczego straciłam nadzieję na wyleczenie mojego męża po tym co mówili mi lekarze tzn , że stan jest poważny serce słabe był warunkowo dopuszczony do operacji a mają jeszcze się odbyć dwie. Nie wierzę że jego serce wytrzyma chemie a co dopiero kolejne operacje. Są przeżuty do węzłów wycięty moczowód. Szukam aby ktoś mądry dał mi nadzieję że będzie dobrze. Uważam ,że tylko Bóg może wyleczyć mojego mężą tylko trudno mi uwierzyć że akurat NAs dotknie tak wielka łaska od Pana.Jego zachowanie? , no cóż. Dzisiaj znalazłam dla siebie określenie . Samotna W sieci tak trochę humorystycznie.
Szukam aby ktoś mądry dał mi nadzieję że będzie dobrze.
Beato ani ja, ani nikt inny z forum ani lekarze nie dadzą Ci nadziei, że mąż będzie zdrowy, że pożyje długo.
Jeśli jesteś wierząca to "powiem" wszystko w rękach Najwyższego, jeśli nie to, na ile siły pozwolą, na ile organizm wytrzyma i jak choroba będzie postępowała tyle czasu mąż będzie z Wami. Ty sobie wybierz wersję dla siebie.
Ja napiszę wprost nie powołując się na wiarę tylko na fakty i medycynę. Mąż ma bardzo zaawansowaną chorobę, za każdym razem jak piszesz, że mąż przeszedł operację, jeszcze Go czeka operacja, dostanie chemię to zastanawiam się na jakiego mąż trafił lekarza bo prawdę mówiąc mąż już powinien być leczony paliatywnie no ale Wasza historia to przykład, że medycyna nie matematyka i wiele jest możliwe.
Oczywiście jeśli lekarze widzą jeszcze jakąś nadzieję, chcą operować, podawać chemię to Ich decyzja bo Oni widzą pacjenta, Oni widza wyniki i postępują tak jak uważają za słuszne.
Nie wiem Beatko ile jeszcze jest dane Twojemu mężowi ale musisz mieć świadomość, że choroba u męża jest zaawansowana na pewno i różnie może być w każdej chwili.
Straciłam nadzieje całkiem mąż słaby większość dnia leży. Jest na chemi z lekiem Avastin a ja odchodzę od zmysłów. Zaczęłam nawet wyobrazac sobie jak to będzie kiedy..... i nie wyobrażam sobie. Wiem ze dla mojej córeczki będę musiała być silna mój Boże. Nie co za plan Bóg ma dla mnie ze tak mnie doświadcza. Panie ty się tym zajmij bo ja nie mam siły
Beatko, kiedy zmarł?
Bardzo Ci współczuję. Jesteś pod opieką jakiegoś psychologa? Nie wiem, czy mąż był pod opieką hospicjum, ale jeśli tak to może u nich można poprosić o pomoc psychologa.
Proszę, nie trać nadziei, będzie jeszcze dobrze!
Beata12,
Wszystko jest świeże, rany jeszcze mocno bolą, ten stan będzie jeszcze długo zapewne trwał. Wiedziałaś, że mąż jest bardzo chory, pisaliśmy Ci wielokrotnie, że leczenie meża nie przyniesie pozytywnych skutków, przykro to pisać ale na pewno w jakimś stopniu byłaś na to przygotowana. Teraz musisz się zebrać w jakiś sposób bo masz małe dziecko, Ono boi się tak jak i Ty, jest zapewne tym wszystkim przerażone i potrzebuje Cie bardziej niż kiedykolwiek. Pamiętaj, że takie małe dziecko straciło tatę, jak będzie Ciebie widziało w totalnej rozsypce to zacznie mieć lęki, że i mamę straci, myśl i o tym, nie możesz swoją postawą straszyć własnego dziecka, ono musi się czuć bezpiecznie, zwłaszcza teraz jak straciło jednego rodzica.
Korzystaj z psychiatry i psychologa, łykaj leki i po malutku przyjdzie taki moment, że poczujesz się trochę lepiej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum