Siemka
Troszkę nie pisałem. Jestem dwa dni po przeszczepie, czuję się normalnie. Nie mam jakiś skutków ubocznych, nic mnie nie boli i w ogóle w buzi nic się nie dzieje, jedynie to taka obojętność do jedzenia. Nie mam bardzo ochoty, ale coś się zje żeby waga bardzo w dół nie szła, bo i tak szczupły jestem. Chętnie bym poszedł do domu, no ale muszę czekać aż komórki zaczną się produkować.
Rozmawiałem dziś z profesorem Sebastianem Giblem, od 2 dni przychodzi do mnie na wizytę, bardzo sympatyczny i miły człowiek, opowiedział mi na chłopski rozum na czym polega to wszystko. Wiem ze muszę czekać do 10 doby, wtedy zaczyna się coś dziać i pojawia się wzrost komórek itd .
Ogólnie samopoczucie spoko, jedynie co mnie boli to serce że muszę tu siedzieć jeszcze koło tygodnia, może dłużej czując się bardzo dobrze
, nie wiem kto mi to mówił i straszył ze czeka mnie dwa fatalne tygodnie.
3 dni chemii były dla mnie najgorsze, nie tyle trzy ale drugi i trzeci brak apetytu totalny, czasem wymioty, osłabienie, ból głowy, ale uwierzcie ze bywało gorzej, kolejne 3 dni to naświetlanie od razu pojawiły się bolące opuchnięte ślinianki i nie spałem do 4 nad ranem wstałem w uuuj słaby a o 10 kolejna radioterapia, ale jakoś poszło pojawił się lekki ból głowy i lekka gorączka 37 - 37.4° Następnego dnia wszystko przeszło, po 3 radio już nic się nie działo.
Kolejnego dnia przeszczep, jak już pisałem 3 worki po 100 ml, czułem jedynie posmak w ustach dziwny i drapanie w gardle.
Od tamtego czasu, czyli poniedziałku nic się nie dzieje, co rano pobudka bodajże po 5 pobieranie krwi, małe buteleczki jakieś kroplówki przeciwgrzybicze i przeciwwirusowe, ciśnienie, temperatura, sprawdzanie wagi rano i wieczorem Plus temperatura.. Potem znów 2h drzemki i o 8 znów mała kroplowka i jedna duża nawodnienie chyba i tak co dzień . W ciągu dnia nic nie dostaje . Często myje zeby po każdym posiłku to też ważne żeby nic się tam nie działo . Ogólnie podsumowujac bywało w uj gorzej jak lezalem na kardiologi czy później na ojomie tam było tragicznie dla mnie ten pobyt to jak sanatorium . Nie wiem ja tak to przechodzę nie wiem jak inni . Słyszę tylko od pielęgniarek i doktorów ze jestem mocny ze miałem potężne dawki leczenia . Może tak było ważne że czuję się dobrze oby tak dalej . Trochę się rozpisalem . Czekam na powrót do domu . Jak będzie coś się działo będę pisał . Dzięki , wam też podszedłem do tego z pewnym dystansem . Przecież nie dam się jakiemuś chloniakowi mam nadzieję ze to koniec walki z tym dziadostwem .:) Każdemu życzę tego nastawienia bo to dużo daje wg mnie to połowa sukcesu . Trzymajcie się