Lekcja poglądowa w szkole podstawowej. Pani wychowawczyni pyta dzieci jakie znają nowości farmaceutyczne ostatnich miesiecy. Oczywiście Jasio jako pierwszy podnosi rączke i krzyczy :
- Ja, ja.
Pani pyta:
- Jasiu powiedz nam jakie znasz najnowsze lekarstwa
Jasio odpowiada:
- Viagrę proszę pani
Zaskoczona Pani, nie wiedząc co powiedzieć upewnia sie czy aby dobrze usłyszała. Jaś potwierdza. Pani pyta :
- A na co Jasiu Twoim zdaniem ta Viagra jest?
- Na sraczkę prosze Pani - odpowiada Jasio.
- Jak to Jasiu na sraczkę, jesteś pewien?
- Tak proszę Pani. Co wieczór moja mama mówi do taty: Zażyj Viagrę może ci to gówno stwardnieje.
Pewien szlachetny rycerz znalazł się na rozstaju dróg. Drogowskaz wskazywał, w prawo : bogactwo, sława, uznanie, w lewo: porąbanie. Już miał skręcić w prawo, ale powstrzymał konia i pomyślał: sławę mam, zamek, posiadłości, szacunek wszystko to mam... To może by tak w lewo (?) i tak zrobił, pojechał w lewo.
Po przejechaniu lasu wjechał na dużą polanę, przez którą płynęła rzeka, a nad nią pochylony siedmiogłowy smok pił wodę. Rycerz, korzystając z nieuwagi smoka, popędził i uciął jedną z głów smoka. Smok podnosząc pozostałe głowy, ze zdziwieniem w głosie : Porąbało cię !! wody się nie można napić !!
[ Dodano: 2012-11-15, 10:42 ]
Romeo i Julia. czyli jak kończą się związki romantyczne.
Romansidło i czarny kryminał w jednym. Zakończenie ponure i bez happy endu. Rzecz dzieje sie grubo przed wojną w Weronie. Romeo Monteki, nadziany koleś i dziedzic rodzinnej fortuny, dostaje fioła na punkcie Julii Kapuleti, panienki na wydaniu z rodziny o dochodach również powyżej średniej krajowej Obie familie żrą się niemiłosiernie i podkładają sobie świnie, gdzie tylko mogą. Układ jest niezręczny, bo młodzi mają się ku sobie, co okazują myślą, mową i częstymi uczynkami bez zabezpieczeń. Od westchnień zakochanej parki może zemdlić, ale takie były wtedy czasy. Nie bacząc na nienawiść między zgredami, Romeo i Julcia chajtają się potajemnie. Ślubu udzielił im ludzki księżulo: ojciec Laurenty, facio, który odegra jeszcze swoją rolę w dalszej części dramatu. Tymczasem podczas bójki pod jakąś knajpą w Weronie ginie kumpel Romea - Merkucjo, dostając parę razy kosą od kuzyna Julii - Tybalta. Romeo na wieść o tym, wkurza się maksymalnie i honorowo ukatrupia zabójcę. Staje za to przed sądem rejonowym, ale wyrok dostaje łagodny dzięki przebiegłemu papudze - wygnanie z Werony i musi opuścić niedopieszczoną Julkę. Stary Kapuleti wymyślił zaś sobie, że wyda ją za mąż za krewniaka księcia z Werony - Parysa. Dziewczyna dostaje świra, bo jest już przecież zamężna z Romkiem. I tu do gry wkracza proboszcz Laurenty. Daje Julce flaszeczkę samogonu własnej roboty, aby łyknęła go sobie przed ślubem z Parysem, to padnie bez czucia i będzie wyglądać jak nieżywa, ale tylko przez 40 godzin. Julcia czyni to - strzela sobie setę pod ogórka małosolnego i odwala lewego orła. Nieutulona w żalu rodzina składa ja do przytulnego rodzinnego grobowca na cmentarzu komunalnym. Niejasnym zbiegiem okoliczności o śmierci Julii dowiaduje się Romeo, do którego nie zdążył dotrzeć goniec od Laurentego z wiadomością, że to wszystko lipa i że może sobie zabrać schłodzoną, ale żywą małżonkę z katafalku. Chłopak szaleje z rozpaczy i mimo wyroku wygnania wraca do miasta. Wpada na cmentarz i dostaje się do grobowca Kapuletich, gdzie znajduje Julię bez życia. Rozum mu się miesza, wyciąga borygo i truje się ze skutkiem śmiertelnym. Za niedługo budzi się Julia, widzi sztywnego już Romea, więc niewiele myśląc, wykonuje zręczne harakiri sztyletem i pada rzewnym trupem na zwłoki małżonka. W takich pozycjach znajdują ich starzy, którzy dopiero teraz godzą się i wchodzą w spółkę cywilną.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Richelieu: 2012-11-15, 13:03 ] Zupełnie jakbym czytał współczesne wypracowanie szkolne streszczające obowiązkowo przeczytaną lekturę ...
[ Dodano: 2012-11-16, 10:04 ]
Kilka powodów dlaczego lepiej być mężczyzną :
* Na pięciodniowy urlop wystarczy ci jedna walizka.
* Twoja bielizna w opakowaniu po 3 sztuki kosztuje 18 zł
* Trzy pary butów to więcej niż dość.
* Mechanicy samochodowi mówią ci cała prawdę.
* Nie masz cellulitis bo to brzydko wygląda.
* Możesz publicznie jeść banana.
* Nie musisz się golić poniżej głowy.
* Możesz napisać swoje imię, sikając na śnieg.
Balladyna czyli na jagody
W przydrożnej chatce, na skraju lasu mieszkała biedna rencistka . Matka dwóch panien, które nie wiedząc czemu, były jeszcze dziewicami. Czuwała nad tym, prawdopodobnie, niejaka Goplana właścicielka pobliskiego jeziora. Osoba wpływowa, mająca niezwykłe zdolności przewidywania i zarządzania nie tylko biznesem.
Pewnego pięknego poranka w pobliżu ich podleśnej siedziby uszkodził sobie wóz niejaki Kirkor, biznesmen. Trzeba by wiedzieć,że drogi wtedy były niewiele lepsze niż dzisiaj. Taki ówczesny Dyzma, co to chciał świat naprawić.
Ogrom zawodowej i społecznej pracy codziennie odwalał. Stan kawalerski dawno mu się znudził, a tu dwie laski nie ruszane jeszcze co i wtedy normą nie było. Skoro nadarzyła się okazja, postanowił jedną z córek gościnnej rencistki zabrać ze sobą, a potem nawet się ożenić. Ale którą ? jedna ładna... druga też nie brzydka, Balladyna ma czym oddychać i na czym usiąść, Alinie też niczego nie brakuje. Już popołudnie, koło w pobliskim warsztacie naprawione, czas by jechać do pracy bo choć mocno spóźniony to parę spraw do załatwienia jeszcze miał.
Rozwiązanie problemu wyboru trafia się... niby samo ale wiadomo że Goplana swoje 5 gr. wrzuci.
Otóż matka, wspomniana rencistka, rozczyniła ciasto na placek z jagodami. Otwierając lodówkę po potrzebne do tego jagody ze zdziwieniem stwierdza ,że wszystkie spleśniały (Goplany robota) Gościu się śpieszy, ciasto rośnie, co robić?Wysłała więc pośpiesznie córki do lasu po jagody, uzgadniając z gościem , że która pierwsza wróci z jagodami tą Kirkor zabierze ze sobą.
Alina trochę gapowata była i przechodząc przez jezdnię w miejscu niedozwolonym przejechana została przez Tira, którego kierowca zauroczony wdziękami dziewczyny nie pomyślał, że ona wejdzie przed samochód, a nie do, jak chciał. Widząc to Balladyna nie musiała się specjalnie trudzić z tymi jagodami. Wróciła do domu z garścią jagód i przekazała niecałą prawdę o siostrze, a to, że tamta wsiadła do niemieckiego Tira i odjechali w nieznanym kierunku.
Jak zastało ustalone tak zrobili, ze ślubem włącznie.
Za niedługo potem Kirkor, już mąż Balladyny, niejasnym zbiegiem okoliczności, truje się śmiertelnie zupą borowikową.
Balladyna zostaje sama. Nie radzi sobie ze wszystkimi problemami biznesu, kontrolami PIP, ZUS, CBA , UKS i szlag ją trafia.
Do dzisiaj, przy leśnych traktach , o różnych porach dnia i nocy, odkrywając swoje wdzięki, pojawia się widmo nieszczęsnej Aliny, często w formie wieloosobowej, czekającej na swojego Kirkora .
Joanna Banas: - Dlaczego pasazer waszego tramwaju nie moze przesiasc sie z wagonu do wagonu?
Janusz Rajces, rzecznik wroclawskiego MPK:
- Moze, tylko musi skasowac drugi bilet.
- Jak to? Przeciez nadal jedzie tym samym tramwajem i ma bilet.
- Regulamin przewozowy mówi wyraznie: bilet jest wazny w tym wagonie, w którym zostal skasowany.
- Przepis przepisem, ale staram sie zrozumiec jego sens. Tak naprawde, dlaczego nie moge zmienic wagonu?
- Przebiec na czerwonym tez pani moze, tyle ze ryzykuje pani wypadkiem albo mandatem. A tutaj ryzykuje pani, ze zlapie ja kontroler.
- Ale przechodzenie na czerwonym jest niezgodne z prawem,a przesiadanie sie z wagonu do wagonu nie.
- Jakby sie ludzie tak przesiadali, to kontrolerom byloby trudno pracowac.
- Czyli wygoda kontrolerów ma byc argumentem?
- Argumentem jest przepis. A poza tym, jesli kupuje pani bilet na pociag, to, chociaz do Gdanska jedzie i 15.30, i o 18.15,to pani ma bilet tylko na ten o 15.30.
- Przepraszam, ale tylko jesli to miejscówka, a u nas jakos w tramwajach ich nie ma.
- A po co w ogóle sie przesiadac?
- Przeciez sa sytuacje, kiedy trzeba sie przesiasc, na przyklad, gdy w naszym wagonie jada pijani, agresywni ludzie.
- O tak, uciec jest najprosciej, a przeciez trzeba zainterweniowac.
- Szczególnie, gdy sie jedzie na przyklad z malym dzieckiem?
- Nie ma powodu, by zmieniac wagon. Mozna, podejsc do motorniczego, a on juz wie, co robic.
- Ale przeciez w drugim wagonie nie ma motorniczego...
- No wlasnie, on przestrzega przepisu. Nie ma go w drugim wagonie, bo nie moze przejsc, gdyz tez musialby skasowac bilet.
- To jak interweniowac, jesli jest sie w drugim wagonie,w ktorym nie ma motorniczego?
- Przejsc do pierwszego i skasowac bilet...
- Skasowac bilet?!
- Oczywiscie. Przepis jest wyrazny.
- Czy motorniczy przejdzie do drugiego wagonu i interweniuje?
- Jesli skasuje mu Pani bilet, to tak.
- Ja mam kasowac bilet za motorniczego?!
- Oczywiscie, przeciez mówilem Pani, ze motorniczy nie przechodzi, bo musialby kasowac bilet. Jesli chce Pani interwencji, to musi Pani miec dodatkowy bilet dla motorniczego, a najlepiej dwa, zeby mogl wrocic do pierwszego wagonu.
- A po co bedzie jeszcze przechodzil?
- Jak to po co? Ktos musi kierowac tramwajem!
- To nie moze po prostu przejsc jak czlowiek?!
- Prosze Pani, przeciez przepis wyraznie mówi, ze bez skasowania dodatkowego biletu nie mozna przechodzic...
Poza tym motorniczy to nie jakis czlowiek, a motorniczy. To zasadnicza róznica!
- Wie Pan, to ja wole zostac w tym pierwszym wagonie i nie interweniowac...
- No widzi Pani, od razu mowilem: po co przechodzic i robic zamieszanie...
no ...
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
A ja zacytuję dowcip, który przesłała mi Cleo.....nie pogniewasz się?
Siedzi se syneczek przi kałuży i pije ta woda.
Na to przichodzi tako stareczka we plyjdzie i pado mu:
- Synek, nie pij tyj wody, bo to je sam maras, puć sam ino do mie, dom ci szolka tyju...
- Proszę, co pani mówiła?
- A nic, nic, pij, pij goroliku, pij..
_________________ Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry.
Zostałem sam. Żona wyjechała na tydzień. Całkiem przyjemna odmiana.
Myślę, że razem z psem miło spędzimy te dni.
PONIEDZIAŁEK
DOKŁADNIE zaplanowałem rozkład zajęć. Wiem, o której będę wstawał, ile czasu poświęcę na poranną toaletę i śniadanie. Policzyłem, ile zajmie mi zmywanie, sprzątanie, wyprowadzanie psa, zakupy i gotowanie.
Jestem miło zaskoczony, że mimo wszystko zostaje mi mnóstwo wolnego czasu. Nie wiem, dlaczego prowadzenie domu jest dla kobiet takim problemem, skoro można tak szybko się z tym uporać. Wystarczy odpowiednio zorganizować sobie pracę.
Na kolację zafundowałem sobie i psu po steku. Żeby stworzyć miły nastrój, ładnie nakryłem do stołu. Ustawiłem wazon z różami i zapaliłem świecę.
Pies na przystawkę dostał pasztet z kaczki, potem główne danie udekorowane warzywami, a na deser ciasteczka. Ja popijam wino i palę dobre cygaro.
Dawno nie czułem się tak dobrze.
WTOREK
MUSZĘ jeszcze raz przemyśleć rozkład dnia. Zdaje się, że wymaga kilku drobnych poprawek.
Wyjaśniłem psu, że nie codziennie jest święto, dlatego nie może się spodziewać, że zawsze będzie jadł przystawki i inne dania z trzech różnych misek, które ja muszę myć.
Przy śniadaniu zauważyłem, że picie soku ze świeżych pomarańczy ma jedną zasadniczą wadę. Za każdym razem trzeba potem myć wyciskarkę. Jak rozwiązać ten problem? Trzeba przygotować sok na dwa dni - wtedy wyciskarkę myje się dwa razy rzadziej.
Odkrycie dnia: parówki można odgrzewać w zupie. W ten sposób ma się jeden garnek mniej do zmywania.
Na pewno nie będę codziennie biegał z odkurzaczem tak jak chciała żona. Raz na dwa dni to aż nadto. Muszę tylko pamiętać, żeby zdejmować buty, a psu wycierać łapy. Poza tym czuję się świetnie.
SRODA
MAM wrażenie, że prowadzenie domu zajmuje jednak więcej czasu, niż przypuszczałem. Będę musiał zrewidować swoją strategię.
I tak: przyniosłem z baru kilka gotowych dań - w ten sposób nie stracę w kuchni aż tyle czasu. Przygotowanie posiłku nigdy nie powinno trwać dłużej niż jedzenie.
Kolejny problem to słanie łóżka. Najpierw trzeba się z niego wygrzebać, potem wywietrzyć sypialnię, a na końcu jeszcze równo ułożyć pościel - zawracanie głowy. Nie uważam, żeby codzienne słanie łóżka było konieczne, zwłaszcza, że i tak wieczorem człowiek musi się do niego położyć. W sumie wydaje się, że jest to czynność zupełnie pozbawiona sensu.
Zrezygnowałem też z przygotowywania osobnych posiłków dla psa i kupiłem gotowe jedzenie w puszkach. Pies trochę się krzywił, ale cóż... Skoro ja mogę się obyć bez domowych obiadków, on też nie powinien grymasić.
CZWARTEK
KONIEC z wyciskaniem soku z pomarańczy! To nie do wiary, że z tym niewinnie wyglądającym owocem jest aż tyle zachodu. Kupię sobie gotowy sok w butelkach.
Odkrycie dnia: udało mi się przespać noc i wysunąć się z łóżka prawie nie naruszając pościeli. Rano musiałem tylko wygładzić narzutę. Oczywiście jest to kwestia wprawy i w czasie snu nie można się za często przewracać z boku na bok. Trochę bolą mnie plecy, ale gorący prysznic powinien pomóc.
Zrezygnowałem z codziennego golenia, bo to zwykła strata czasu. Zyskałem przez to cenne minuty, których moja żona nigdy nie traci, bo nie ma zarostu.
Kolejne odkrycie: nie ma sensu za każdym razem jeść z czystego talerza. Ciągłe zmywanie zaczyna mi działać na nerwy.
Pies też może jeść z jednej miski... w końcu to tylko zwierzę.
UWAGA: doszedłem do wniosku, że odkurzać trzeba najwyżej raz w tygodniu. Parówki na obiad i na kolację.
PIĄTEK
KONIEC z sokiem pomarańczowym! Za dużo dźwigania.
Odkryłem następującą rzecz: rano parówki smakują całkiem nieźle, po południu gorzej, a wieczorem w ogóle. Poza tym, jeśli żywić się nimi dłużej niż przez dwa dni z rzędu, mogą wywoływać lekkie mdłości.
Pies dostał suchą karmę. Jest równie pożywna, a miska nie jest popaćkana.
Z kolei ja zacząłem jeść zupę prosto z garnka. Smakuje tak samo, a nie trzeba brudzić talerza ani chochli. Teraz już nie czuję się tak, jakbym był automatyczną zmywarką do naczyń.
Przestałem wycierać podłogę w kuchni. Ta czynność irytowała mnie tak samo jak słanie łóżka.
UWAGA: Żegnajcie puszki!!! Nie będę brudził sobie otwieracza.
SOBOTA
Po co wieczorem zdejmować ubranie, skoro rano znów trzeba je włożyć? Zamiast marnować czas, lepiej trochę dłużej poleżeć. Przy okazji można zrezygnować z kołdry i odpadnie kłopot z jej porannym układaniem.
Pies nakruszył na podłogę. Zbeształem go. Powiedziałem, że nie jestem jego służącym.
Dziwne - nagle zdałem sobie sprawę, że moja żona też tak czasem do mnie mówi.
Powinienem dziś się ogolić, ale jakoś nie mam ochoty. Nerwy mam napięte jak postronki.
Na śniadanie zjem tylko to, co nie wymaga rozpakowywania, otwierania, krojenia, smarowania, gotowania ani mieszania. Wszystkie te czynności doprowadzają mnie do rozpaczy.
Plan na dziś: obiad zjem prosto z torebki, nachylony nad zlewem. Żadnych talerzy, sztućców, obrusów i innych głupot.
Trochę bolą mnie dziąsła. Pewnie jem za mało owoców, ale nie chce mi się ich taszczyć ze sklepu. Może to początek szkorbutu?
Po południu zadzwoniła żona i spytała, czy umyłem okna i zrobiłem pranie. Wybuchnąłem histerycznym śmiechem. Powiedziałem jej, że nie mam czasu na takie rzeczy.
Jest pewien problem z wanną. Odpływ zatkał się makaronem. Ale niespecjalnie się martwię. I tak przestałem się kąpać.
UWAGA: jem teraz razem z psem, prosto z lodówki. Musimy się spieszyć, żeby zbyt długo nie trzymać jej otwartej.
N I E D Z I E L A
OGLĄDALIŚMY z psem telewizję z łóżka. Na ekranie różni ludzie zajadali przeróżne smakołyki, a my tylko z zazdrością przełykaliśmy ślinkę. Obaj jesteśmy osłabieni i drażliwi. Rano zjedliśmy coś z psiej miski, ale żadnemu z nas to nie smakowało.
Naprawdę powinienem się umyć, ogolić, uczesać, zrobić psu jeść, wyjść z nim na spacer, pozmywać, posprzątać, pójść po zakupy, ale po prostu nie mogę wykrzesać z siebie dość sił.
Mam problemy z utrzymaniem równowagi, zaczyna szwankować wzrok.
Pies zupełnie przestał merdać ogonem.
Pchani resztką instynktu samozachowawczego, wyczołgujemy się z łóżka i idziemy do restauracji, gdzie przez ponad godzinę jemy różne pyszności. Korzystamy z wielu talerzy, bo przecież nie musimy ich myć.
Później lądujemy w hotelu. Pokój jest wysprzątany, czysty i przytulny. Wreszcie znalazłem sposób na zmorę tych okropnych domowych obowiązków.
Ciekawe, czy kiedykolwiek przyszło to do głowy mojej żonie?
W wieku 10 lat Mario Campalia został sierotą. Błąkał się po Palermo od rana do nocy, aż któregoś dnia został przyjęty do pracy w porcie rybackim w magazynie jako pomocnik. Któregoś dnia szef magazynu kazał mu policzyć wszystkie skrzynie z rybami , zgodnie z asortymentem , zapisać i przynieść wykaz do kantorka. Szefie... ale ja nie umiem pisać, odpowiada z nieukrywanym żalem Mario. Jak to ! nawet pisać nie umiesz!!, a wynoś się stąd... i znów Mario znalazł się na ulicy. Niedługo potem nadarzyła się okazja i dostał się do ładowni statku płynącego do Ameryki. Tam sierotą zaopiekowała się "rodzina" Mając 25 lat był już sławnym mafioso, miał hotel kila kasyn i własną "rodzinę"
Któregoś dnia poszedł z narzeczoną kupić jej zaręczynowy pierścionek. Jubiler wystawił na ladę najdroższą biżuterię. Cynthia wybrała taki za 55 tyś $ Mario kładzie na ladę walizkę i zaczyna odliczać kwotę. Jubiler z zaskoczeniem i konsternacją : Panie ! po co pan nosi z sobą taka kwotę... przecież wystarczy wypisać czek... Panie ! odpowiada Mario, gdybym ja umiał pisać byłbym teraz pewnie magazynierem w Palermo!
Prezydent Jelcyn był kiedyś zaproszony na przyjęcie do Królowej W. Brytanii.
Mistrz ceremonii powitał wszystkich gości, wzniósł w imieniu Królowej toast na cześć wszystkich zaproszonych, wyróżniając przy tym gościa szczególnego. Prezydentowi Jelcynowi pozostało zrobić tak samo. Wstał dostojnie jak nakazywała etykieta, powitał gości i Królową, tłumacz skrzętnie tłumaczył każde jego słowo.Gestykulując niezręcznie Jelcynowi wychlapało się na obrus czerwone wino, zaklął pod nosem:
" Job twoja mat... " Tłumacz zamilkł, po chwili Królowa z niepokojem spojrzało na tłumacza, ten ratując sytuację dokończył: " Prezydent Rosji poszerzył toast o zdrowie Królowej Matki...
Nie czytam żadnych instrukcji. Wciskam guziki, aż zadziała.
Nie potrzebuje alkoholu, żeby narobić sobie obciachu. I bez alkoholu daję radę.
Nie jestem rozkapryszona, tylko "emocjonalnie elastyczna"!
Nie mam żadnych dziwactw! To sa "special effects"!
Przebaczyć i zapomnieć? Ani nie jestem Jezusem, ani nie mam Alzheimera!
To nie jest żaden tłuszcz! To "erotyczna powierzchnia użytkowa"!
Gdy Bóg stworzył mężczyznę, obiecał, że idealnego faceta będzie można spotkać na każdym rogu....a potem uczynił ziemię okrągłą.
Tak tak...my kobiety jesteśmy bowiem jedyne w swoim rodzaju...
Pyta młody tasiemiec ojca:
- Tato, czemu my właściwie tu siedzimy? Tam na zewnątrz jest słońce, świeże powietrze i zielona trawka. A my tutaj po ciemku, w tym smrodzie i gów....e? Czemu?
Na to ojciec się zadumał i rzekł:
- Bo tu synku jest nasza ojczyzna...
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Richelieu: 2012-11-20, 20:47 ]
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum