Dusiołek, ,Twoja mama zmarła dopiero ponad miesiąc temu.To zbyt mały czas by poradzić sobie z żałobą.
Rozumiem Cię doskonale-w styczniu będzie 4 rocznica śmierci mojej mamci,miała 52 lata.Zasnęła zwyczajnie wieczorem...
Też nie mogłam z tym się pogodzić i zawsze we mnie będzie taki bunt.
Też było dla mnie dziwne,że życie toczy się dalej,że inni ludzie żyją jakby nigdy nic.
Do dziś bardzo tęsknie i zawsze będę.
Dusiołek napisał/a:
Nie miałyśmy szansy na walkę, nawet na pogodzenie się z losem.
Wierz mi,że nigdy nie ma czasu na pogodzenie się z losem.
Mój tata o chorobie dowiedział się w marcu-jest z Nim coraz gorzej,ale nigdy się nie pogodzę z tym,że przegrywamy.
Jedynie co mogę zrobić dla Ciebie,to Cię wspierać w tym trudnym czasie..
Dusiołek, rzeczywiście u Was to wszystko potoczyło się bardzo szybko, ale, obojętnie, jak długo trwa walka, zawsze stajemy w obliczu ostatecznego niepogodzeni. Wiem,jak jest Ci ciężko, jak gorzkie są łzy. I wiem, jak bardzo jest Ci źle teraz,gdy wokół Ciebie ludzie , jakby nigdy nic, gadają o karpiach, choinkach i kolejkach w supermarkecie, a Tobie serce pęka z bólu.
Przytulam Cię mocno
Poczytałam dziś ten wątek... Wydawało mi się już, że czas trochę podleczył rany po stracie Taty, ale chyba tak nie jest. Staram się nie chodzić na cmentarz , chyba, że wydarzy się coś szczególnego, co mnie tam kieruje. Cały czas zastanawiam się czy aby napewno zrobiłam wszystko by jemu pomóc. Do ostatniej chwili z nim byłam, gdy już odchodził we czworo (jego dzieci) trzymaliśmy go za ręce i mówiliśmy, że Piotruś (zmarły wnuk) wyciąga do niego rączki na powitanie. Tylko czy to Jemu pomogło???
Joasiu, wszystko, co w danej chwili mogłaś. Dałaś tak dużo miłości, ciepła - to chyba najważniejsze. Ojciec też Was kochał i musiał bardzo się cieszyć z Waszej miłości wokół siebie.
Nie szukaj niedoróbek. Raczej staraj się zapamiętać wszystko dobre, żeby nie uleciało.
I pamiętaj - jestem prawie zawsze w domu. Jakbyś chciała pogadać...
Dziękuje za ciepłe słowa i wsparcie, ale wierzcie mi...to nie pomaga. Przepraszam Was bardzo, ale ja naprawdę nie jestem w stanie tego ogarnąć. Nie rozumiem, jak to się stało.MAMCIA scala całą naszą rodzinę, a teraz pozostała ogromna pustka i kompletna nicość...Nie umiem się pozbierać.
Powiem z własnego doświadczenia, że to jest bardzo trudne doświadczenie.
Na pewno po stracie bliskich nam Osób nie jest już tak, jak było przedtem, i już tak nie będzie.
Czas, ale ten dłuższy, na pewno nie taki liczony w tygodniach czy miesiącach, może powoduje pewne zmiany, pozwala patrzeć łagodniej, mniej boleśnie na tę stratę. I życie staje się na nowy sposób poukładane, choć już inaczej. Jednak ból będzie i pozostanie.
Trudno mi powiedzieć tutaj cokolwiek choćby trochę mądrego, trudno cokolwiek radzić ...
Życzyć jedynie mogę wytrwałości, otuchy i umiejętności odnajdowania tego, co może być pocieszeniem. Dobrych wspomnień ... tego co było piękne ...
Wierzę w to, że nikt z nas nie otrzymuje w naszym życiu brzemienia ponad swoje siły do dźwigania.
Pozdrawiam najserdeczniej.
wiem, źe na wszystko potrzeba czasu a te święta mają szczególny urok. Takie rodzinne, a u nas właśnie odeszły dwie osoby, które wręcz kipiały miłością, w słowie i gestach. Kiedy chłopaki odchodzili najtrudniejsze sprawy chciałam brać na barki. Chciałam być dzielna, teraz gdy coś we mnie pękło mazgaję sie jak dzieciak. Drugi raz nie dałabym rady i to mnie wkurza najbardziej, plus pytania czy w taty chorobie nic mi nie umknęło
Joasiu, to prawda nadchodzi bardzo trudny okres, kiedy trzeba być z rodziną i cieszyć się, że jesteśmy a serce bólem wypełnione. Byłaś z Tatą do końca, Twój Tatuś nie mógł wyobrazić sobie piękniejszego odejścia - byliście z nim Wszyscy, pomogliście przejść na drugą stronę. Joasiu rozstaliście się tylko na chwilę, pojmując tak śmierć - łatwiej żyć. Po tamtej stronie też jest rodzina, która na na niego czekała - nie jest sam. WY tutaj pozostaliście po to, żeby mówić młodszym jakiego mieli wspaniałego Dziadka a TY OJCA - bądź z tego dumna.
Pozdrawiam ciepło,
B.
Śmierć bliskiej osoby jest traumatycznym przeżyciem, z którego człowiek długo nie może się pozbierać. Ale czas zrobi swoje i będziemy wspominać najbliższych z łezką w oku ale już nie będzie to wywoływać jakiś skrajnych emocji.
Przyszło mi jeszcze jedno na myśl. Że te święta będą bogatsze o wspólne cierpienie, wspólne przeżywanie. Joasiu, nie jesteś sama. Dusiołku - to samo. Może potrzeba aż takiej traumy, żeby się naprawdę połączyć?
Ja sama czuję z Wami teraz o wiele większą bliskość, niż na początku, naprawdę, mam fizyczną ochotę Was przytulić.
u Mnie już 7 miesiąc będzie w Wigilię i powiem Wam że kładę się spać widze chorego tatę, albo jak leży już martwy. Pobyt jego w szpitalu, smutne oczy...Przebudzę się w nocy to samo. Nie widzę go radosnego pełnego życia, może z czasem przyjdzie inny "widok" wspomnienia. Na razie ich nie ma nad czym bardzo ubolewam Pamiętam za to doskonale ostatnie święta Wigilię z nim, co robił jak był ubrany .Już wtedy coś się działo mało zjadł, wymiotował, ale kto mógł wiedzieć....
Dziękuję Wam wszystkim. Jainko ja też tak czuję i chciałabym się do Ciebie przytulić. Czuję to tulenie mimo braku kontaktu fizycznego (w tym cała magia przede wszystkim Ciebie, ale tez i tego forum). Wieczorem rozmawiałam z moim synem, który wysłuchał naprzytulał, pograł na gitarze, powspominał dziadka. Trochę popłakaliśmy, trochę się pośmialiśmy i jest mi lżej. Więc w święta powtórzymy.
Wszystkim, którzy zadają sobie pytanie o treści niniejszego wątku "jak żyć dalej gdy ukochany zasnął na wieki ? ", proponuję przeczytajcie blog młodej dziewczyny, która przez ok. rok pisze do swego zmarłego na raka taty.
Poniżej cytat:
Cytat:
12 listopada 2009
Brak tytułu
I minął rok. A ja nie czuje nic. Czuje bezuczuciową pustkę. I nie umiem wytłumaczyć dlaczego...
Rok, a ja nadal żyje. I gdy jakiś czas temu myślałam o przyszłości, wydawała mi się nieosiągalna i trudna. Kilka miesięcy wolałabym nie pamiętać i wyjąc je z mojego życiorysu. Ale reszta... reszta była prawie normalna. Zawsze odczuwamy brak pewnej osoby, ale mimo wszystko życie się toczy. Czasami boli jak najgorsza choroba, czasami wydaje się być cudowne i wspaniałe. I myślę, że życie jest czymś, co muszę przeżyć jak najlepiej!
Czas, którego nienawidzę, jest najlepszym lekarstwem. Lekarstwem, które nigdy mnie nie uleczy do końca. Pozostanie blizn. I kiedyś nauczę się z nią żyć, nauczę się o tym wszystkim rozmawiać, nie tylko pisać.
I chyba nie skończę pisac. Dalej będę opowiadałą Ci o moim życiu. Naszym życiu. I wiem, że za kilka lat przeczyta to Mikołaj. Będę musiała mu wiele rozjaśnic, ale będzie miał po Tobie fajną pamiątke.
A ja, ja spróbuje byc jak najlepszą siostrą, jak najlepszą córką i jak najlepszą przyjaciółką. Życie toczy się dalej. Idziemy do przodu. Nauczę się wbijac gwoździe, naucze się wzorów na fizykę, znajde żarówki w piwnicy i postaram się przeżyc kolejny rok, nie żałując niczego.
Poznałam wiele rzeczy, w niektórych momentach bywało ciężko. Ale ciesze się z tego, że miałam najwspanialszego ojca na świecie. Mam cudowną mamę i rozpieszczonego brata. Mam też wspomnienia, które nigdy nie zgasną.
Życie będzie piękne.
Kocham.
Córka (16:26)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum