Jakieś takie małe rzeczy, które chciałam pozostawić po sobie (no tak powiedzmy).
Przed ostatnimi Świętami Bożego Narodzenia robiłam kusudamy (origami, bombki z papieru, o czy już wspominałam). Dałam moim znajomym, bliskim i tym mniej bliskim, którzy są szczególnie obecni w moim życiu, w moim chorowaniu. Robiłam je chyba z miesiąc, ponieważ tych znajomych trochę mam (jak się okazało przy tej okazji, to miłe 'olśnienie' ). Robiłam je jak 'szalona', aby zdążyć. Ale robienie ich sprawiało mnie wielką frajdę.
Takie małe cóś ode mnie. Oczywiście, wiem, że te kusudamy wieczności nie przetrwają, ale jednak były miłym prezentem ode mnie, takim malutkim dziękuję.
[ Dodano: 2012-02-20, 21:09 ]
iwka3219 napisał/a:
aa Romek , ale Ty fajny chlopak jestes
To prawda
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Takie małe cóś ode mnie. Oczywiście, wiem, że te kusudamy wieczności nie przetrwają, ale jednak były miłym prezentem ode mnie, takim malutkim dziękuję.
I mi tez skapnal taki sliczny kusudam :d - niebiesko - zielony - CUDO :D :D :D
Nasza Justynka ma cudowne raczki i nie tylko :D
Stoi Justys na honorowym miejscu :D I strasznie mi sie podoba :D
Witaj Majkelku.
Mój syn wylądował dziś po powrocie z Alabamy i może przez kilka dni będzie w kraju zanim znów gdzieś nie będzie musiał lecieć...
Jestem chory podobnie jak Twój Teść, identyczne rozpoznanie dotyczące prawego płuca i okolic.
Jeśli chcesz pomóc Swojemu Teściowi... zaproś Go tutaj do nas, na forum, niech osobiście spotka i pozna fantastycznych Forumowiczów.
Opowiadanie o tym forum nie odda nigdy tego stanu, nastroju który tu panuje, osobiste uczestnictwo w rozmowach w dyskusjach spowoduje że będzie to dla Niego i pomoc i przyjemność.
Tu będzie wśród takich ludzi którzy doskonale zrozumieją Jego obawy, niepokoje, jeśli dodamy do tego kompetentną merytoryczną i pełną zrozumienia i empatii pomoc Moderatorów i Administracji Forum... Będzie czuł się tu u siebie i myślę że niejednokrotnie pobyt na tym forum będzie dla Twojego Teścia powodem do "małego szczęścia".
Gwarantuję, bo mówię z własnego doświadczenia.
Trafiłem tu dzięki jednej z forumowiczek, i praktycznie każdą chwilę gdy tylko mam taką możliwość spędzam na tym forum.
Obecnie mam kiepskie dni, jestem w trakcie radioterapii, ale dzięki Przyjaciołom z forum poprawiam przynajmniej sobie humor gdy brakuje zwyczajnie fizycznych sił,
Myślę, że swój sukces w znoszeniu uciążliwości radioterapii zawdzięczam właśnie temu forum...
Pozdrawiam Ciebie i oczywiście Teścia
[ Dodano: 2012-02-20, 21:46 ]
Majkelku, takich dziewczyn jak Justyna, Iwona i wiele innych osób nie spotkasz nigdzie indziej, dzięki Nim chce się naprawdę żyć.
Dla mojej Mamci, taką małą-dużą radością były moje Kaczątka - Magdalena lat 15 i Maciuś lat 7. W końcu to tak naprawdę ukochana Babcia ich wychowała, bo mieszkaliśmy przez większą część Ich życia z moimi rodzicami. Mama żyła Ich życiem...a z czasem my Jej...Każda data graniczna przeżyta z Mamusią była moją radością...
Moja córcia... radość mojego życia...ósmy cud świata...nie dlatego, że jest taka wspaniała, cudowna, urodziwa /choć dla mnie jest pięęęęęękna:)/, ale dlatego, że w ogóle się urodziła...Pierwszą ciążę poroniłam. W 7-mym dniu ciąży Dusinej zaczęły się problemy- krwotoki, krwotoki, krwotoki...I tak do końca ciąży. Kilogramy leków, zastrzyków, niemal ciągły pobyt w szpitalu. Nie chcieliśmy znać płci, bo jakie to miało znaczenie... I pojawiła się...Najpiękniejsza na świecie. Idealna. I nie miało znaczenia to, że urodziła się dystroficzna, skóra schodziła Jej płatami...Była i jest dla mnie idealna Bo jest. Wymodlona przez moją Mamusię, moich bliskich i przeze mnie. Po pierwszym krwotoku nikt nie dawał Jej szans przeżycia, a jednak się pojawiła...To moja ogromna radość
Kiedy Mama zachorowała, niemal równocześnie u mojego Maciejki zdiagnozowano ADHD /wersja hard/. Każdy dzień bez uwagi, pozytywna relacja pani z lekcji, odrobione lekcje bez dużego marudzenia, rysunki bez namawiania, najmniejsze postępy w chorobie, tulenie się/mnie przez mojego synka, miłe słowa...to ogromne radości...to balsam dla duszy
I mąż ten sam od niemal 18-tu lat...Może nie idealny...ale mój...kochający, oddany ponad wszystko rodzinie... Wspaniały egzemplarz
Dla chętnych w załączniku znaleziona relacja z pojawienia się synka...
...nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury...
Mama 08.01.2012r [*]
Tato 13.08.2013r [*]
Witajcie, kochani.
Chciałabym Ci Majkelek, podziękować za Twój temat, za powiew optymizmu, za trochę radości na tym przesmutnym forum, gdzie tyle bólu i cierpienia, za to, że chcesz tu z nami być, że zmuszasz nas do tego byśmy znajdowali te nasze małe radości i o nich opowiadali, może nieśmiało, może nieporadnie, bo wszyscy tu zostaliśmy okrutnie przez życie doświadczeni i bardzo często zapominamy o tym jak to jest tak zwyczajnie czymś się cieszyć.
Co mnie cieszy? Moimi małymi - wielkimi radościami są książki i "wyprawy" na rynek a właściwie targ owocowo - warzywny. Książki kocham, w ogóle słowo pisane, a ta moja miłość od zawsze była obiektem dobrodusznych żartów ze strony rodziny i przyjaciół, z tego mianowicie powodu, że każdą nową książkę głaszczę, wącham (tak, tak, nie śmiejcie się) a każda jest inna, każda niepowtarzalna, każda ma swój osobliwy zapach i fakturę. Jestem zresztą bibliotekarką z wykształcenia i chociaż w zyciu zawodowym zajmuję się czymś zupełnie innym to książki są moją miłością.
Na ryneczek chodzę każdego wolnego dnia, od wiosny do jesieni, mam tam znajomą panią, od której kupuję pyszne, wiejskie jajeczka, pana, który zawsze ma dla mnie piękne jabłka, u innego kupuję zieleninę, u pewnego staruszeczka polne kwiatki. Z każdym pogawędzę, nawdycham się przecudnych zapachów, nacieszę kolorami, kształtami...
Moją Mamę też cieszyły takie drobne, prozaiczne rzeczy, kochała każdy kwiatek, zachwycała się każdym kamykiem, każdą chmurką i promieniem słońca. Trzy tygodnie przed śmiercią zabraliśmy Ją karetką na rezonans do miasta oddalonego od naszej miejscowości o 70 km, wtedy już nie chodziła, nie wstawała samodzielnie z łóżka, od ponad miesiąca nie była poza domem. Powiedziała mi potem: "Wiesz córeczko, kiedy tak sobie leżałam w tej karetce, patrzyłam przez szyby w drzwiach na drzewa, widziałam niebo i słońce, byłam taka szczęśliwa..." Nie ma już mojej Mamy ale pamiętam o tym, co Jej sprawiało przyjemność i cieszę się, że podobne miałyśmy radości. Ona teraz patrzy na świat moimi oczami a ja czekam, aż zobaczę pierwsze przebiśniegi i powiem: "Popatrz Mamo, jakie piękne, tylko popatrz!"
Kurka wodna! Jak milo Was tu wszystkich słyszeć! Radocha na całego, więc odpowiadam w kolejności która niestety akurat mnie pasuje.
Romanie, przejrzałes mnie okrutnie i musze się przyznać, że taki mam plan (tzn. nie jest to celem tego wątku ale plan jest), żeby zaprosić tu Teścia jak będzie mial pierwszą chwile słabości - pewnie po chemii, która się zbliża wielkimi krokami. Bardzo się cieszę, że tu trafiłes i zgadzam się ze wszystkim co napisałeś a propos tego forum i przebywających tu forumowiczek! Nie wiem tylko i bezwzględnie nie zamierzam dociekać czemu z jakiego dokładnie powodu chce Ci się dzięki wymienionym przez Ciebie dziewczynom żyć, ale rozumiem, że to One są Twoimi MAŁYMI SZCZĘŚCIAMI
Justyno dobrze, że napisałaś, co to ten kusudam bo bym musiał po wikipedie lecieć. Podziwiam Cie bardzo, ze włożyłaś w prezenty tyle pracy, jestem pewien, że każdy z przyjaciół poczuł się doceniony. Pal licho ile fizycznie te ozdoby przetrwają, liczy się myśl i uczucie jakie towarzyszyło obdarowanym przez Ciebie, to pozostanie na zawsze. Widzisz miłośc przyciąga miłość a dobro, dobro - zobacz ile tu osób za Tobą przyszło
Felame, mówi się, że nie docemiany w pełni tego, czego choć raz w życiu nie baliśmy się starcić. Jestem zatem pewien, że tak wyczekane dzieciątko jest i będzie zawsze kochane, nie tylko przez Ciebie. Gratuluję Ci i podziwiam za odwage podczas ciąży. Prawdą jest też to, że w trudnych sytuacjach często łatwiej nam docenić dobro i piękno, które wokół nas. A Twój Mąż musi byc bardzo udany akoro przez to wszystko, co Cie spotkało z Toba przeszedł.
Evito, ja do niczego nikogo nie zmuszam, a raczej skromnie (nawet bardzo) cos zasugerowałem a i tak jak myślałem potraficie to co zasugerowałem zrobić znacznie lepiej ode mnie. Ludzie w trudnym położeniu często potrafią docenić znacznie więcej i są znacznie bardziej wrażliwi na piękno niż Ci którzy żyją jak w amerykańskim filmie wyczekując wciąż wielkiego finału gdzie grać będą główną rolę. Bardzo mnie ujął Twój opis zamiłowania do książek i radości z nich. To prawda jest w tym coś niesamowitego, co pozwala nam się udać w zupełnie inny świat. Z drugiej strony piszesz o bliskim i osobistym kontakcie z drugim czlowiekiem kiedy wybierasz się na ryneczek. To pokazuje na jak wielu płaszczyznach można doświadczac takich małych szczęść w życiu, trzeba tylko chcieć. Do Twojego opisu historii Mamy nic nie dodam i nawet się nie będę starał komentować, bo to poprostu sedno sprawy i wielka tajemnica życia, obym i ja ją kiedyś tak dobrze zrozumiał.
Iwko, muszę Ci powiedzieć, że tego to się nie spodziewałem, jestem niezmiernie mile zaskoczony. Wspaniała historia związana z Twoim pobytem w szpitalu. Natomiast co do tańca to jestem niezmiernie ciekaw czego tajniki teraz zgłębiasz na zajęciach? Nie spodziewałem się tego, że ktoś może miec takie podejście do chorowania jak ja. Nie chciałem tego pisać i bardzo rzadko o tym mówię ( w zasadzie wcale) ale w ostatniej klasie podstawowki (Boże kiedy to było) poważnie chorowałem i bardzo długo leżałem w szpitalu w Wa-wie (a mieszkałem w Łodzi) i w zasadzie miałem bardzo mało kontaktu z rodziną. Leżałem na oddziale dziecięcym, gdzie dzieci niejednokrotnie były hospitalizowane od urodzenia i więcej czasu spędzały w szpitalu niż w domu. Szczerze mówiąc to myślałem, ze mnie dyscyplinarnie usuną z tego szpitala, bo łamałem wszelkie reguły, ale tylko po to, by dawać uśmiech i radość innym. Pamiętam, że w tym szpitalu dzieci mówiły do pielęgniarek 'ciociu', no i po pewnym czasie do mnie zaczeły mówić 'wujku'. Przez myśl przelatuje mi teraz tyle sytuacji, które można streścić mówiąc - takiej radości, takiego szczęścia i takiej wdzięczności juz nigdy później w życiu nie widziałem. To była bardzo trudna, ale bardzo piękna szkoła życia.
A no i tutaj też link do zdjęć z Columbus
Bardzo Wam dziękuję za dzisiejsze wipsy, są bezcenne, jak wszystkie poprzednie i każdy następny!
majkelek, Jak ja Cie dobrze rozumiem Ogolnie ja i szpital to sa zawsze wesole historie . Kocham zartowac i sie smiac ! I nie przepuszcze zadnej okazji do tego. Moze kiedys Wam poopowiadam, co ja w tych szpitalach potrafilam wymyslec..
Ale przyznam sie Wam, najmilsza chwila bylo, gdy przyszedl czas wypisu a wspollokatorki z sali sie tak poplakaly i prosily bym jeszcze zostala.Wymyslaly, bym powiedziala, ze mi jeszcze leczenie nie pomoglo, bym jeszcze chociaz tydzien polezala z nimi. Uslyszec od takich ludzi cytuje: Pani Iwonko, jak tylko Pani do nas przyszla, wniosla Pani tyle radosci i slonca do tej sali..
To sa najpiekniesze slowa, kotre wynagradzaja kazde cierpienie i smutek ..
Ahh i ja sie poplakalam i zostalam do wieczora i odwiedzalam ile tylko moglam.
ja mam taki charakter, dosc optymistyczy i wesoly - po wujku i dziadku
Sluchaj kojarzysz taki film Patch Adams ? Z Robin Williamsem ? On tam gra takiego lekarza,co leczy smiechem . To jest moj ukochany film i tak staram sie postepowac. Jak Tata byl chory , tez jak najwiecej staralam sie Tate rozsmieszac i jego towarzyszy z sali rowniez, a to jakas anegotka, a to dowcip lub jakas zabawana historia . Zawsze cos sie da wymyslec
Mysle, ze z usmiechem duzo latwiej znosi sie ciezkie chwile:)
A co do tanca - ja to tak kocham, ze wcale mi nie przeszkadza to, ze mam strasznie poobijane nogi, odciski na stopach itp. Ostatnio dal nam taki wycisk, ze nie moglam stanac na stopach - schodzila mi skora.. ale i tak to kocham :D
Co terenuje ?Latino ale glowie technike Jazzowa - ja nawet z zapaleniem pluc poszlam tanczyc ( zebralam opierpaier jakich malo , ale musialam )
Jak to fajnie, ze pomyslales o takim watku.. a tytul watka przypomina mi pewna piosenke.. tu macie linka :
Iwko (Iwono, Iwonko - no nie wiem jak powinienem pisać?), no to proszę Cie uprzejmie masz tu dużo miejca, żeby poopowiadać co ciekawego wymyślałaś podczas pobytu w szpitalach. Czekam z zainteresowaniem, miejsca na forum chyba wystarczy? Ja też miałem taką sytuację raz w szpitalu, że przyszedł chłopak poważnie chory i załamany, a wtedy starszy ode mnie i na początku się do nikogo nie odzywal, co było dalej tez kiedys pewnie napiszę ale dosyc wspomnieć, że jak wychodził ze szpitala to sie popłakał ze wzruszenia, bezcenne.
Co do charakteru, po dziadku to winszuję, ale po wujku czegoś tu nie rozumiem.
Tak kojarzę Patcha Adamsa, moim zdaniem najlepsza rola Robina Williamsa. Co tu dużo mówić, jak ktoś nie był w potrzebie to nie zrozumie a jak był to nie trzeba tłumaczyć. Ja się od dzieci żyjących na oddziałach szpitalnych nauczyłem co jest ważne w życiu, ale jestem głupi i czasem zapominam
Piosenkę oczywiście kojarzę ale to nie ona była impulsem do stworzenia wątku, niemniej jednak wiele w niej prawdy. Rozumiem też Twój zapał do tańca ja też kiedys zebrałem opierpapier za to, że poszedłem biegać na nartach jak było -30 stopni i nie mogłem sobie opaski od głowy później odkleić A co do odcisków to niestety nic Ci nie poradzę bo sam mam od dwoch lat, ale nie zwracam uwagi, idzie przywyknąć. No może tylko tyle poradzę, że powiem, że starsznie Cię z tym tańcem podziwiam, bo ze mnie to tancerz jak z koziej du** trąba!
Coś jednak dziś malo osób się podzieliło swoimi radościami, no to ja napisze dwie. Po pierwsze byłem dziś w fajnej greckiej knajpie z koleżanką na 'nibyostatki'. Ogólnie to w USA jedzenie jest bardziej do du** niz do buzi, ale to było super. Jedliśmy dolmades w pysznym sosie cytrynowo ziołowym i gemistę w tradycyjnym sosiku pomidorowym. Wszystko było wręcz pyszne. Restauracja urządzona w fajnym stylu więc było przyjemnie. Czemu o tym piszę, no bo gotowanie to jedna z moich wielkich miłości i teraz tesknię za czasami jak piekłem dla swojej przyszłej żony torty na specjalne okazje - zdjęcia jednego Żona ma do dziś, bo był zrobiony między innymi z 11 czekolad. Uwielbiam gotowac i eksperymentowac w kuchni, ale gotowanie dla siebie to straszna lipa więc ostatnio rzadko to robię. Co do drugiego szczęścia to chciałem zakomunikowac, że odganiam zimę i wabię do nas wiosne
http://www.panoramio.com/user/6711354
Jak wychodzilem robić te zdjęcia to wiało i lało ale pomyślałem ide, no i masz - przestało.
Iwonko, bardzo Ci dziękuję, że tu wpadasz, jesteś zawsze mile widziana, zresztą jak wszyscy inni. Krok po kroku, zdanie po zdaniu będziemy sobie wszyscy nawzajem przypominać jak piekne i wartościowe jest nasze życie.
Bardzo serdecznie wszystkich witam i mowie: Piękne Dzień Dobry!
Dzień dobry
Skoro kaczki też zostały zaangażowane do wywoływania wiosny, to powinna wkrótce zawitać .
Czyli zaczynam być już niezła gromadka do wywoływania wiosny, to powinnam nam ulec i jak najszybciej przyjść .
Witam serdecznie
Wiosna nadciąga bez żadnych dyskusji, przed chwilą widziałem klucz chyba łabędzi wysoko na niebie, nie są to co prawda jaskółki czy kaczki, ale...
Kolejna radosna wieść: rozmieniłem dziś dwie cyfry i zostało mi tylko 9 zabiegów na "solarium", jak na razie widocznych efektów dotychczasowego opalania nie widać, ale i tak czuję że jestem na wznoszącej fali
Nie jest źle, nie ma co psuć sprawy huraoptymizmem
[ Dodano: 2012-02-22, 12:54 ]
evita2 napisał/a:
za powiew optymizmu, za trochę radości na tym przesmutnym forum, gdzie tyle bólu i cierpienia, z
Jestem na tym forum dla optymizmu i wiary w ludzi...
Wtedy gdy nie radzę sobie ze swoim strachem, bólem przychodzę tu gdzie inni bezinteresownie i z pełnym zaangażowaniem i miłością dowodzą każdym swoim słowem, że bez względu na ogrom cierpienia... warto żyć, warto kochać i cieszyć się życiem.
Jeżeli płaczę, tu mnie pocieszą...
Jeżeli cierpię, tu będą cierpieć razem ze mną...
Jeżeli wątpię, tu mnie podniosą na duchu...
Masz rację Evito, jest tu mnóstwo bólu i cierpienia,
ale jest też uśmiech, radość i niekiedy nowo odkryta wiara w nas, w ludzi
Evito podobnie jak Ty zawsze kochałem książki, uwielbiam czytać...
tu czytam prawdziwe życie,
napisane może bez planu, bez sensu, bez obliczania efektów, bez racjonowania napięcia... może nie jest to jakieś osiągnięcie artystyczne...ale bez względu na to jak długo będę jeszcze żył będę wdzięczny za chwile spędzone na tym forum.
Uświadomiłam sobie - po przeczytaniu książki - jaką jestem szczęściarą. Przypomniało mi się moje dzieciństwo i ten obłęd, który wtedy panował. Kiedy miałam 7 lat, byłam w 1-szej klasie, zmarł Bierut. Nam tłukli do głów,jaką to straszną stratę naród poniósł. Spędzili nas na aulę i jak miały wyć syreny, mieliśmy stać na baczność i rozpaczać - no kurdeeee, żywcem Korea. Mnie niestety pognało na siusiu i jak podciągałam matki, zaczęła wyć syrena! Nawet sobie nie wyobrażacie co przeżywałam....czy stanąć na baczność i rozpaczać, czy majtki pociągnąć! No i czy to nie jest szczęście, że żyję w kraju bez takich idiotyzmów?
I mam szczęście, że doczekałam czasów, kiedy można się komunikować przez internet z całym światem......
I mam szczęście, że wokół tylu fajnych ludzi na forum, jakby nie patrzeć, w kupie raźniej!
Majkelek.......kocham Twojego teścia i mocno się dziwię, że personel z zaproszenia nie skorzystał...ja na pewno nie odmówiłabym
_________________ Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry.
Dopiero dzisiaj zajrzałam do tego wątku.
Moje małe radości - to roślinki, które hoduję w domu. Szczególnie kocham moje orchidee, które odwdzięczają się miłością, zwłaszcze jedna kwitnie z małą przerwą już ponad półtora roku. Niestety jestem guła i nie umiem zamieścić zdjęć.
W czasie choroby kwiaty sporo ucierpiały, zwłaszcza paprotka, ale teraz mam nadzieję na jej remont
Chłop w ramach Walentego, nabył mi w drodze kupna kolejną orchideę o dziwnym kolorze - łososiowo-różowym, ale za to jaka wypasiona
Małgosiu_43, też uwielbiam roślinki, kwiatki. Niestety moje hektary to tylko parapet. I niestety już dziki gaj zaczyna na nim być, co mnie niestety nie powstrzymuje od kupowania dalej roślinek doniczkowych .
A w pewnym momencie taka doniczkoterapia bardzo pomogła mi powrócić do równowagi
Moja Mama uwielbia storczyki.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum