Szanowni Forumowicze! Odkąd dołączyłem do społeczności ludzi, których bliscy chorują na nowotwór (w środę u mojego Teścia rozpoznano niedrobnokomórkowy, płaskonabłonkowy nowotwór płuca) przeglądam to forum i nie znalazłem dotąd tematu, który chciałem poruszyć. Postaram się krótko streścić moja historię i wyrazić prośbę.
Zatem jak pisałem mój teść ma nowotwór i dodatkowo POChP i z powodu kiepskich wyników spirometrii, mimo braku przerzutów, najprawdopodobniej wyklucza to usunięcie guza (na dzień dzisiejszy i tylko jedną opinię lekarza). Zdaję sobie sprawę (po lekturze kilku publikacji jak również niniejszego forum), że teścia czeka ciężka walka. Sęk w tym, że z teściem są teraz Żona oraz Teściowa a ja niestety jestem za oceanem w pracy, której pochopne opuszczenie miałoby istotny wpływ na naszą przyszłość. Poza tym ja jestem marnym statystykiem a nie lekarzem, czy cudotwórcą więc samą swoją obecnością teścia nie uleczę. Codzienne długie rozmowy przez internet pomagają, ale z pewnością nie wystarczą. Jestem zaś człowiekiem, który niecierpi bezsilności proszę więc Was serdecznie o wsparcie w następującej sprawie.
Chciałbym abyśmy na tym forum utworzyli temat, w którym możemy wpisywać nasze "małe szczęścia" aby podzielić się nimi z innymi i podnieść ich na duchu. Jest tu wiele tematów, w których ludzie psychicznie załamani otrzymuja od Was wspaniałą pomoc. Ja jednak chciałbym otworzyć miejsce, w którym dzielimy sie najdrobniejszymi sukcesami. Wiem, że przeżywacie dobre chwile głównie z bliskimi ale jestem przekonany, że takie podzielenie się swoją małą radością tutaj spotęguje szczęście wynikające z małego zwycięstwa oraz spowoduje "puszczenie w obieg" bezcennego dobra. Myślę, że dla mojego Teścia jak również dla Was będzie to miejsce gdzie zajrzeć możecie w chwilach zwątpienia.
Bardzo proszę o Waszą pomoc - myślę, że może to być przydatny, choć nieporadny, dar serca ode mnie dla Teścia i innych zmagających się z tą chorobą. Dzielmy się szczęściem, gdyż nie nam jest decydować ile czasu mamy, ale możemy zdecydować jak go wykorzystamy. Choc wydaje mi się, że jestem w pełni zdrowy, to mój czas może nadejść choćby jutro i chciałbym wtedy wiedzieć, że potrafiłem zrobić coś dobrego dla drugiego człowieka.
Załączam tyle ciepła i otuchy ile potrafię!
dzielimy sie najdrobniejszymi sukcesami. Wiem, że przeżywacie dobre chwile głównie z bliskimi ale jestem przekonany, że takie podzielenie się swoją małą radością tutaj spotęguje szczęście wynikające z małego zwycięstwa oraz spowoduje "puszczenie w obieg" bezcennego dobra
majkelek każdy w swoim założonym tematycznym wątku pisze o chorobie, o ciężkiej walce i o każdym szczególe dającym choć promyk, czy cień nadziei, Wszyscy opisujemy w nim każdą chwilę, każdy odruch poprawy i cieszymy się prawie jak dzieci, że jest lepiej, a to "lepiej" być może jest tylko w naszym odczuciu, i to "lepiej" widzą tylko nasze - rodziny, najbliższych - oczy...a inne , postronne osoby włączając w to lekarzy nic takiego nie widzą.... lecz milczą.. milczą, bo nie chcą zabierać nam nadziei...
A cały okres od postawienia pierwszej diagnozy... to ciąg wzniesień i upadków... radości z drobnej lecz dla nas "wielkiej" poprawy zdrowia, do smutku, rozterki i przede wszystkim bezsilności...bezsilności, która przygina nas do ziemi.
Jednak my próbujemy nie poddawać się, wstawać z "kolan" i stawiać czoło temu przebrzydłemu skorupiakowi... i pokonywać piętrzące się trudności dnia codziennego..
a na dodatek użerać się jeszcze ze źle funkcjonującym systemem ochrony zdrowia..( trudności z "uchwyceniem" prowadzącego lekarza, częstsze wizyty u tegoż lekarza lub choćby tego, by lekarz mógł poświęcić dla danego pacjenta więcej czasu... Mnie na przykład właśnie tego brakuje... bo lekarza prowadzącego widziałam w ubiegłym roku - w listopadzie - była wizyta, na ktróej rozpisał chemię...a następna 28 grudnia, gdy mąż przebywał na Oddz. Chemioterapii, by przyjąć pierwszą dawkę chemii II rzutu. A teraz przy każdym następnym wlewie jesteśmy u coraz to innego lekarza, od którego słyszymy że to nie on jest lewkarzem prowadzącym i nie może nic zmienić, ani udzielić fachowej informacji..
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Wiem asereT, że każdy temat na tym forum to wspaniała historia zmagań ludzi ze złem, które niespodziewanie przychodzi i stara się odebrać wszelką nadzieję. Rozumiem więc, że cel tego forum jest zgodny z jego nazwą - czli dawanie nadziei. Ja nie proszę nikogo aby opowiadał o fajerwerkach i nagłych cudownych ozdrowieniach. Chcę stworzyć miejsce, gdzie dzielić możemy się małymi radościami. Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę, że czas każdego z nas (zdrowego czy chorego) kiedyś dobiegnie końca i jedyne co możemy na to poradzić to przeżyć czas jaki nam został w taki sposób by być szczęśliwym. Bardzo współczuję Ci w związku z problemami z lekarzami, ja również leżałem swojego czasu długo w szpitalach i wiem o co chodzi. Niestety lekarze też ludzie, robią dobre i złe rzeczy. Nie Ty jednak o tym decydujesz i nie masz na to wpływu. Moim celem w stworzeniu tego wątku było to, by właśnie skupić się na tym co możemy zrobić. Możemy spowodować, że nasi bliscy chorzy poczują się psychicznie lepiej, możemy walczyć o jeszcze jedną chwilę prawdziwego szczęścia dla nich, o jeszcze jeden uśmiech. To na codzień robimy, ale zapominamy może czasem o tym w natłoku innych, większych trundności. Mnie chodzi o te małe codzienne radości, dla przykładu:
Mój Teść leżał na oddziale z drugim chorym, u którego też rozpoznano nowotwór (w dość zaawansowanym stadium). Jednego dnia zaplanował On, że dla swojego wnuka przygotuje zaraz po wyjściu ze szpitala (przed chemią) skrzynie, w której schowa spisane wszystkie sprośne piosenki i żarty i napisze do wnuka list aby ten odkopał skrzynię w dniu swoich 18 urodzin.
Mnie o takie "radostki" chodziło a nie o dowody na wielkie cuda jakich dokonać może współczesna medycyna w połączeniu z wiarą. Przecież żeby się nie poddać to na codzień trzeba żyć czymś więcej niż tylko chorobą.
Wyjaśniam więc, że chodzi mi o "puszczenie w obieg" małych, codziennych radości aby w swej podróży się one pomnożyły. Zresztą to nie ja pierwszy wpadłem na pomysł rozsiewania małego dobra czego dowód zamieszczam w załączniku. To piękny tekst, który dostałem od przyjaciela na kilka tygodni przed rozpoznaniem choroby Teścia.
Ponawiam zatem prośbę, abyście przyłączyli się do pomnożenia swoich małych szczęść.
Majkelku, mnie Twój pomysł się podoba. Jestem osobą chorą. I też jest tak jak pisze AsereT, w tej kwestii, że tu każdy opisuje swoje historie w swoich wątkach. Ale z drugiej strony może nie jest zły pomysł, 'zebrać' w jednym jak to nazwałeś 'małe szczęścia'. Choć wg mnie te tzw. 'małe szczęścia' to jednak znaczniejsza część życia i tzw. szczęścia.
Tu jest mój wątek niemerytoryczny: http://www.forum-onkologi...42fcd66b#103750
A może i coś napiszę w założonym przez Ciebie wątku. A teraz zajmuje się dziś zrobionymi przez siebie zdjęciami, i to jest moje 'małe szczęście'. 'Uwiecznianie', zatrzymywanie obrazów, które mnie się spodobały i pokazanie ich innym jest dla mnie frajdą. Co prawda dopiero się uczę, także ich 'jakość' nie zawsze jest świetna. Jednak tworzenie tych albumów sprawia mnie dużą radość.
http://www.panoramio.com/user/6695655
Pozdrawiam Cię serdecznie
[ Dodano: 2012-02-18, 21:39 ]
Tak na marginesie, lubię czytać Marqueza. Ta baśniowość przeplatana z realizmem.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Justyno, bardzo się cieszę, że tu zajarzałaś i załączyłaś link do swojej galerii (piękne zdjęcia, cudny śnieg, a u mnie niestety ciągle 'jesieniowiosna' i śniegu nie będzie). Mnie właśnie o coś takiego chodziło. Co do kwestii małych czy dużych szczęść, to nazwałem ten wątek w ten sposób by nikogo nie urazić i nie silić się na zapowiedzi wielkich wybuchów miłości i optymizmu, raczej pomyślałem sobie, że możemy robić tak jak to 'śpiewa' Wojciech Młynarski:
Skromniutko ot, na własną miarkę
Majstrujmy coś, chociażby (...)
Jeśli chcesz znać moje prywatne zdanie, to tak - uważam, że małe szczęścia są integralną częścią naszego życia, bo życie jest jak puzzle tyle, że nie wiemy jaki obrazek mamy z nich złożyć. Otwierając ten wątek miałem nadzieję, że trafie na właśnie takie osoby jak Ty, które czują potrzebę dzielenia się. Na tym forum jest poukrywanych wiele wzruszających historii jak również wiele 'małych szczęść', ale nie każdy ma swój wątek i nie każdy tu spędza tyle samo czasu. Pomyślałem, że może to być okazja dla każdego do podzielenia się dobrym słowem - małym, skromnym, ale może dla innych stanowiącym wielkie wsparcie. Myślę, że istnienie jednego takiego 'zbiorczego' wątku ma o tyle sens, że wszyscy przeżywamy takie małe szczęścia i chcemy się nim podzielić ale czasem po chwili dochodzimy do wniosku, że to głupie (albo co gorsza, że wstyd) i zarzucamy ten pomysł (ja na przykład tak mam). Wtedy dobro jakie nas spotkało nie przynosi żadnych owoców.
Zdaję sobie sprawę, że walka z nowotrowem jest długa i wyczerpująca psychicznie i z tego właśnie powodu należy pamiętać o tym co dobrego nas spotka każdego dnia. Anton Czechow napisał kiedyś: Byle idiota pokona kryzys, to co nas wykańcza, to codzienna harówka. W tym więc sęk, że gdyby terapia miała trwać kilka dni, to nie powodowałaby tak wielu chwil zwątpienia, a zwątpienie i bezsilność są najgorsze! Ja proponuję taki sposób walki z nimi, proszę przyłączcie się.
P.S. Justyno zatem bardzo serdecznie zapraszam Cię do dzielenia się swoimi radościami tutaj. Jeśli potrzebujesz szczególnego zaproszenia to oczywiście coś się postaram wymyślić
Majkelek.......cudowny pomysł! Trochę za mało w naszym życiu optymizmu, jakoś dziwnie potrafimy genialnie rozdzierać szaty, łkać i mieć za złe a w drugą stronę jakby gorzej.
Brawo !
Moje małe szczęście, to na przykład piątkowy wypad z córką i zięciem. Oboje mają poczucie humoru - córka nawet na własny temat, ma to po mamusi i w sumie dzień spędzony w ich towarzystwie jest dniem bardzo szczęśliwym.
Justysiu, zdjęcia cudne!
_________________ Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry.
Jak to mówią (chyba w filozofii Wschodu), że „Podróż się liczy, a nie jej cel. Bo to w podróży mija nam czas. Cel jest na końcu i trwa chwilkę.” Oczywiście trzeba mieć jakieś cele, coś planować, ale po drodze do celu należy być uważnym, elastycznym, podostrzegać, słuchać (innych), śledzić (różne wydarzenia, ruchy), podążać, potrafić się dostosować, jeśli można być aktywnym, zmieniać to co można zmienić, być otwartym na aktywność, no i takie.
W pogoni za wielkimi rzeczami nie tracić z oczu tych małych.
To tak ogólnie
Teraz jestem u Mamy. Z Mamą mamy swoje 'małe' przyjemności. Wczoraj, w sobotę byłyśmy na ryneczek. Gdy tylko jestem u Mamy co sobotę robimy szwędanie się po ryneczku. Jest to mała miejscowość, to oprócz 'zakupów' (bądź nie robieniu 'zakupów') jest to miejsce, gdzie można spotkać (wielu) znajomych i pogawędzić. Krótko, o pogodzie, o tym i o tamtym, ogólnie o d... Maryni. Po prostu lubię to.
Zoju, fajnie, że tu się odezwałaś.
majkelek napisał/a:
P.S. Justyno zatem bardzo serdecznie zapraszam Cię do dzielenia się swoimi radościami tutaj. Jeśli potrzebujesz szczególnego zaproszenia to oczywiście coś się postaram wymyślić
Specjalnych zaproszeń nie potrzebuję
Majkelek, fajnie, że założyłeś taki wątek. Oczekujmy z nadzieją, że się rozwinie.
[ Dodano: 2012-02-19, 12:58 ]
Oczywiście robienie zdjęć sprawia mnie wielką frajdę.
Co dzień wychodzę na dwór, na spacer.
Taka mała dygresja, po tygodniach leżenia w szpitalu, zamknięciu w izolatkach, 'grzechem' dla mnie byłoby nie wyjście na powietrze, gdy mogę. Niezależnie od pogody. Pamiętam wyjście z izolatki, ze szpitala na dwór, poczucie wiaterku na swojej twarzy, głębokie oddychanie 'świeżym' powietrzem - bezcenne. Dlatego teraz gdy pozwala mnie stan zdrowia wychodzę na powietrze. Jest to coś bezcennego, poczuć zmysłami świeże powietrze na zewnątrz.
I wracając do robienia zdjęć. Co dzień wychodzę, obserwuję i może coś fajnego uda mnie się zauważyć, robię zdjęcia, wiele zdjęć. Aby jak najlepiej uchwycić to co mnie zachwycił. Nie zawsze efekt na zdjęciu jest takim jaki bym chciała. Chyba żaden aparat nie jest tak doskonałym 'urządzeniem' jak ludzkie oko. Nie zawsze udaje oddać się tę urodę, którą się obserwuje na żywo.
Ale gdy uda się w dużym stopniu oddać to co widzimy, jest ogromną radością. I możemy do tego wracać.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Witaj Majkelek!
Też jestem osobą chorującą i powiem szczerze,że mam coś co ogromnie każe mi żyć. Oprócz rodziny oczywiście bo ta będzie zawsze najważniejsza moją miłością są papugi. Jestem papuziarą od dawna. Mam w domu dwie papugi żako. To przekochane ptaszory,moja pasja,moje życie. Nawet nie macie pojęcia jakie to uczucie gdy każdego ranka wchodząc do pokoju gdzie są ptaki słyszę słodkie : cześć kochanie,co powiesz?. Opieka nad ptakami, zwłaszcza ich obserwacja daje mi tyle radości,ale zauważam też że coraz trudniej mi zebrać siły żeby zająć się moimi pupilkami. I tak jak Justynka kocha fotografię tak ja kocham te ptaki. Mogłabym je obserwować godzinami, słuchać jak tworzą nowe słowa,jak nieporadnie jak małe dziecko najpierw gaworzą aby potem powiedzieć całe zdanie. To jest właśnie moje "małe szczęście".
Dla mojego taty największym szczęściem jest każdy dzień z najmłodszą wnuczką. Mają ze sobą niesamowitą więź. Gdy tata leży, 1,5-roczna Amelka podchodzi, głaszcze Go, przytula się, chce dzielić się piciem:) Wyciąga tatę do zabaw, spacerów.
Moje małe szczęścia? kolejny dzień życia taty. Od diagnozy stawiałam sobie takie daty graniczne, do których chciałam dotrzeć. Urodziny Amelki, urodziny taty, wspólne święta, urodziny mojego syna. Teraz kolejna data, święta wielkanocne. I tak trwamy, lepiej lub gorzej, ale trwamy.
Ja, podobnie jak Tekla stawiam daty graniczne - to co napisała jest mi tez bardzo bliskie... od kiedy wiem już, że szans na wyleczenie nie mamy (przerzuty do OUN) jeszcze bardziej o tym myślę...
Dopiero gdy dopadnie ta choroba, człowiek zaczyna dostrzegać i czerpiać radośc z małych rzeczy - z takiej teoretycznie nudnej codzienności... z tego, że Tata mimo przerzutów do mózgu prowadził sam auto i pojechał z mamą po ulubiona kiełbaskę, że naprawiał żelazko (co oznacza, że czuje się dobrze), nawet, że marudzi troszkę - bo wiem, ż ejak marudzi to " jest w formie"...
Gdy siedzi wystraszony i potulny to wiem, że samopoczucie kiepskie...
Daty graniczne - wyprawienie mu wspaniałych 70 urodzin, potem doczekanie do Bożego Narodzenia. Teraz kolejna data graniczna - święta wielkanocne no i doczekanie narodzin upragnionego Wnuka na przełomie maja i czerwca...
Cieszę się, gdy Tata ma apetyt i sam domaga się kolejnej "skibki" chleba, gdy ma ochotę na deserek, na ukochany niezdrowy boczek, czy dodatkowa kawkę. Cieszę się, gdy wywolam uśmiech na jego twarzy dzieki nowej plytce cvd z filmami o zwierzątkach (ulubione). Kupiłabym wszystko byle Tatko częściej byl radosny, bo niestety ta choroba wywołuje smutek na Jego twarzy. Na naszych zresztą też, ale staramy się by tego nie widział...
Każda minuta, godzina, dzień spędzona z Tatą to ogromna RADOŚĆ i WIELKIE SZCZĘŚCIE.
To i ja podzielę się moim małym szczęściem.
Dzien przed wigilją musiałam wyprowadzić się z mojego "rodzinnego" domu po 48 latach mieszkania w nim.Ale właśnie teraz spełniam moje marzenie o moim mieszkanku.Urzadzam je tak jak całe zycie marzyłam.Kupiłam śliczne meble,dywany,lampy,zasłonki i wiele fajnych rzeczy.Wiem ze mogę w nim długo nie pomieszkać ale cieszę się bo zostanie coś po mnie.I fajnie usłyszeć od męża-ty to masz gust,ja bym tak nie umiał.Robię to dla siebie,ale też dla córki i męża.
Pozdrawiam
_________________ Wszystkie bitwy naszego życia czegoś nas uczą, nawet te, które przegraliśmy.
— Paulo Coelho
Zoju, Justyno, Gabi, Teklo, Katarzynko i Berto dziś Wy mi sprawiłyście wielką radość tym, że odpsałyście. Nie miałem raczej widoków na optymistyczne podsumowanie dnia, gdyż ja strasznie nie lubię latać samolotem i mieszkac "po hotelach" a najbliższy tydzień właśnie tak spędzę - wyjechałem ze swojego, i tak tymczasowego miejsca zamieszkania, a strasznie nie lubię takich ciągłych zmian. Moje dzisiejsze szczęście jest więc nieodłącznie związane z Wami i rozmowami przez internet z rodziną (ale o tym na końcu).
Zoju, mówisz, że narzekamy i łkamy, zgodzę się, ale pamiętaj, że każdy ma chwile zwątpienia i właśnie wtedy przydaje się taki "pozytywny kopniak" i właśnie to jest nasz cel, bo jak będzie ktoś z nas miał kiepski dzień i chęć na narzekanie to zagląda tu i widzi jakimi pięknymi rzeczami inni się cieszyli i cieszą na codzień i chęć na narzekanie odchodzi. Co do poczucia humoru to serdecznie gratuluję, gdyż jak to Andzrej Zawada w jednym ze swoich ostatnich wywiadów powiedział: W życiu trzeba się trzymać z dala od prostaków i ludzi bez poczucia humoru!
Justyno, jeszcze raz ogromne dziękuję za to, że tu się zjawiłaś! Ja też wiele razy chodziłem z Rodzicami na rynek nieopodal miejsca gdzie mieszkałem jako dzieciak i pamiętam te stragany, na których starsi ludzie sprzedawali różne bibeloty i pamiątki, było w tym coś niesamowitego, gdyż z prawie każdą rzeczą wiązała się tam jakaś historia. Co do robienia przez Ciebie zdjęć, to ja znawcą nie jestem ale uważam, że wychodzą wprost ślicznie. Widać na nich pasję, myśl i głębię. Na pewno nie widać wszystkiego co wtedy Ty przeżywałaś i czułaś. Jest jednak jeszcze wiele form wyrazu i tak samo jak chwytasz chwilę poprzez robienie zdjęcia, tak i Twój opis wyjścia na świeże powietrze pozwala wyobrazić sobie ten wiatr, słońce i Twoją radość z tego. Tak na marginesie to potrafię Cię zrozumieć, bo przez kilka tygodni musiałem kiedyś jeździć na wózku, a ruchliwy ze mnie gość.
Gabi, to wspaniale mieć koło siebię takie szczęścia, dziel się ich wyczynami jak najczęściej. Zwierzęta bowiem nie analizują całej sytuacji, nie zastanawiają się co wypada a co nie i co powinny zrobić. One czują się szczęśliwe z tego, że z nimi jesteś i chcą się z Tobą tym podzielić. To jest dokładnie to co ja chciałbym żebyśmy robili na tym wątku!
Teklu, nie inaczej dochodzimy do wielkich celów jak tylko małymi krokami, zawsze po kolei, zawsze krok po kroku, tak od wieków zbudowany jest świat. Amelka (bardzo ładne imię) robi to co i ja miałem na myśli przychodząc tu. Dzieli się każdą chwilą szczęścia nie myśląc o tym co będzie później, dzieli się tu i teraz wszystkim co ma. Z tego właśnie powodu dzieci są szczęśliwe, gdyż skupiają się na dostrzeganiu dobra, które jest i odwzajemnianiu go, a nie na oczekiwaniu wielkich znaków i fajerwerków. To dzieci pomagają nam dostrzec to, co jest w życiu ważne. Brawa dla Amelki!
Katarzynko, filmy o zwierzętach pomagają Twojemu Tacie zapomnieć o złych myślach i sądzę, że kiedy jest smutny, to właśnie Go te złe myśli nękają, a nie dzieje się tak gdy ma cel (jedzie po przysmaki, czy naprawia żelazko). Trzeba złe myśli odrzucić, bo skoro nie możemy w danej chwili nic merytorycznie poradzić to jaki jest sens by się tym zadręczać? Nie cofniemy czasu ale możemy lepiej przeżyć każdą kolejną "datę graniczną". Nie napisałaś co to za deserek ani z czym ten boczek?! (no ślinka cieknie!)
Berto, to świetna sprawa, bo cegiełka po cegiełce budujesz coś wielkiego, co masz zamiar zostawic dla tych, których kochasz. To wielkie dzieło bo (co zauważa Twój Mąż) poza sferą materialą jest też "poutykane w kątach" Twojego domu poczucie piękna i ciepło, które zawsze będzie towarzyszyć domownikom. Proszę podziel się etapami aranżacji własnego gniazdka!
Ja też się dzielę tym, że rozmawiałem wczoraj z Teściem przez internet i opowiadał mi jak to próbowali usilnie namówić (wraz z kolegą z pokoju) pielęgniarki na wspólną imprezę u Nich na sali, tylko Oni mieli udostępnic lokal a "dziewczyny" miały zająć się resztą - no niestety odmówiły
Słuchajcie, rozpoczęliśmy wspaniałą drogę i proszę kontynuujmy ją, piszmy jak najwięcej i jak najczęściej (choćby bardzo krótko) o dobrych rzeczach jakie nas spotykają. Zobaczcie ile to już dobrych emocji wywołało! Dziękuję!
Ja też się dzielę tym, że rozmawiałem wczoraj z Teściem przez internet i opowiadał mi jak to próbowali usilnie namówić (wraz z kolegą z pokoju) pielęgniarki na wspólną imprezę u Nich na sali, tylko Oni mieli udostępnic lokal a "dziewczyny" miały zająć się resztą - no niestety odmówiły
haha przypomina mi sie jak ucieklam ze szpitala :D :D na jedna noc - nikt sie nawet nie kapnal :P a ja poszlam do pubu ze znajomymi :P ale ja to troche zwariowana jestem
W ogole ja w tym szpitalu Paniom robilam fitness na korytarzu :P uczylam krokow tanca a nocami tak sie smialysmy , ze pielegniarki nas musialy uspokajac uwielbiam jak ludzie sie smieja no Kocham usmiechy i dobry humor
A to chyba tajemnica nie jest , ze moim szczesciem jest taniec
Jutro chyba specjalnie bede udwala, ze mi nie wychodzi, by nas sliczny instruktor troche mi pomogl to i owo rozprostowac i podtrzymac
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum