Tata błyskawicznie dochodzi do siebie, wczoraj poszedł sam na zakupy do hipermarketu (niecałe dwa tygodnie po operacji).
Dziś był u lekarza - ten powiedział mu, że ma bardzo silny organizm wynik histpat - guz (niewątpliwie przerzut) usunięty niedoszczętnie, ale lekarz powiedział, że na to się w zasadzie nie patrzy, bo "w mózgu się nie pogrzebie" Co to znaczy? Czy usunięcie doszczętne jest tak trudne, że niedoszczętne traktuje się jako wynik zadowalający?
Plan jest taki, że prawdopodobnie naświetlanie loży pooperacyjnej, równocześnie chemia w tabletkach, żeby przyhamować rozwój tego, co w płucach i jak tylko będzie można - operacje płuc.
Masakra.
A mój Tata to wszystko znosi z humorem...
Ach, dziękuję za pamięć i przepraszam, że nie piszę. Cóż, małe dziecko w domu
U nas spokojna codzienność - jak bardzo codzienność się docenia, gdy śmierć chodzi dookoła!...
Tata czuje się zaskakująco dobrze, włosy na głowie odrosły, zasłaniają ślad po operacji. Tata przygotowuje się do radioterapii, wyniki krwi ma niezłe. Naświetlania będą trwały 2 tygodnie codziennie (poza weekendami), zaczną się bodajże w przyszłym tygodniu. Kiedy się skończą - będą decyzje co dalej - czy od razu operacje płuc, czy najpierw kilka cykli chemii, potem operacja jednego płuca, potem znów chemia i operacja drugiego płuca (najpewniej właśnie taki schemat). Marker nowotworowy rośnie powoli, więc jest nadzieja, że przerzuty w płucach też powoli rosną.
Jesteśmy wszyscy dobrej myśli, a ja ciągle mam w głowie przypadek nieodżałowanego pana Kolbergera, który z nowotworem zmagał się 18 lat! Mój Tata od pierwszej diagnozy żyje już 3,5 roku i czuje się zaskakująco dobrze, choć choroba atakuje wciąż i wciąż na nowo. A ja trzymam się myśli, że może i przed nim jeszcze choć kilka, a może i kilkanaście lat. W końcu cuda się zdarzają - czemu by nie miały zdarzyć się nam?
Peti
Jak miło że pytasz
Tata zaczął naświetlania wczoraj.
Czuje się nadzwyczaj dobrze, jest optymistycznie nastawiony.
Wszyscy trzymamy kciuki za niego.
Mam nadzieję, że u Was też do przodu. Jeśli gdzieś indziej o tym pisałaś, to przepraszam, ale mam ostatnio taki młyn, że ledwie mam czas zajrzeć na forum.
Pozdrawiam ciepło!
Dawno nie pisałam.
Tatuś jest po zakończonej serii naświetlań głowy - niestety wyszły mu włosy i bardzo to przeżył, bo do tej pory praktycznie nie było widać po nim choroby. Ale wygląda na to, że pomalutku zaczynają odrastać.
Od tygodnia bierze też chemię w tabletkach na zahamowanie rozwoju przerzutów w płucach, dopóki nie można zrobić operacji. Niestety kiepsko ją znosi, jest bardzo słaby. Dzisiaj do mnie przyjechał z drugiego końca miasta - sam to zaproponował - i widać było, że trochę go podróż autobusem zmęczyła. Skarżył się też, że łatwo się męczy, nie ma siły na tyle aktywności co wcześniej i wygląda na to, że rzeczywiście ma to związek z chemią, bo już czuł się całkiem dobrze, a trzy dni po rozpoczęciu tej terapii zaczął się czuć znacznie słabiej... Cóż, takie to przykre efekty uboczne... Najważniejsze, aby chemia działała, aby spowalniała rozwój dziadostwa w płucach.
Tata walczy o swoje życie i zdrowie ze wszystkich sił, ale widać, jak takie przykre skutki leczenia negatywnie wpływają na jego psychikę...
Bardzo mi go żal i znów powróciły mroczne myśli i obawy...
Ile jeszcze mamy czasu?... Nie chcę zadawać sobie tego pytania, tylko cieszyć się tym, co jest, ale czasem samo mnie nachodzi...
kretka83,
niestety taki urok chemii,zabija skorupiaka,ale tez powoduje spustoszenie w zdrowych tkankach
gorsza dyspozycja wpływa na psychikę i tak powstaje zaklęty krąg
trzeba to przetrzymać,innego wyjścia nie ma,tylko tak można walczyć z tym dziadostwem
moc uścisków
Dziękuję bardzo.
Spodziewałam się, że Tata będzie lepiej znosił tę chemię w tabletkach, bo dożylną znosił świetnie... No ale widocznie tak musi być...
Myślę o nim codziennie, codziennie z wdzięcznością, że już tyle czasu ugraliśmy, a jednocześnie z obawą, że zostało go coraz mniej... Mimo najszczerszych chęci, spod nadziei przebija lęk...
kretka83,
wszyscy mamy takie myśli
ile?nikt tego nie wie
musimy wyrywać każdy dzień,ale warto walczyć,
dzięki temu gnojkowi uczymy się cieszyć z każdej chwili,z kazdego uśmiechu i drobiazgu
to jedyna zasługa tego dziadostwa
trzymajcie się cieplutko
Spodziewałam się, że Tata będzie lepiej znosił tę chemię w tabletkach, bo dożylną znosił świetnie
Każda następna dawka chemii czy to dożylnej, czy doustnej to dalsze zabijanie komórek. Poprostu na początku radioterapii organizm jest silny i radzi sobie lepiej.
Dobrze, że tatuś sie nie poddaje.
pozdrawiam
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
Kretka83 pozdrawiam Cię i trzymamkciuki. Przeczytałam Twój wątek i podziwiam jak wielka potrafi byc miłość córki do Ojca. A jak Twój synek się chowa? Duuuzo siły Wam zyczę
Dziękuję za ciepłe słowa
Byliśmy dziś u Rodziców z okazji 30 rocznicy ślubu. Wprawdzie byliśmy tylko my z Synkiem i Taty siostra, bo Tata nie za bardzo miał siłę coś większego organizować, ale było bardzo sympatycznie i nawet wesoło Tata trzyma się dzielnie, znów troszkę lepiej wyglądał.
Synek chowa się wspaniale, dzisiaj skończył 3 miesiące (kiedy to zleciało?! ) Jest zdrowy, śliczny i nie ma z nim większych kłopotów
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum