Wróciłam , muszę Wam o czymś napisać.
Nie wiem jak to odbierzecie ale poprostu muszę.
"Gdybałam " przez 4 dni. Co by było gdybym ......
Przed radioterapią moja siostra powiedziała abyśmy się nie zgodziły na tą terapię.
Że mama może szybciej umrzeć albo zostanie warzywkiem a moja siostra tego nie chciała.
Mój brat był za radioterapią , siostra mamy raz za a raz przeciw.
A ja tak samo raz za a raz przeciw w końcu ja sama zgodziłam się na ta radioterapie.
I winię się za to . Zostawiłam ą w szpitalu co prawda byłam u niej przed praca i po pracy z nia siedziałam, szłam do domu na noc.
Mama przez terapią była zadowolona , ale przed samym wyjazdem do szpitala bała się .
W szpitalu jak Lekarka powiedziała jej , że będzie miała lampy to bardzo się ucieszyła.
Powiedziała , że w końcu po leczeniu będzie mogła chodzić.
Nie szukam winnego , lecz wydaje mi się że z powodu tej nerki mama zmarła.
Nie z powodu raka. Gdybym zawiozła ja do szpitala na nefrostomię aby zrobili od nowa nie dostała by sepsy. Ale Lekarz mówił , że gdyby coś się działo ....gdyby miała goroczkę ale mama jej nie miała.
Gdyby...była opuchnieta ..była opuchnieta od sterydów i to bardzo. Trudno było zauważyć inną opuchliznę.
W szpitalu jak położyła się "normalnie" tzn w domu leżała na wersalce nie rozłożonej , nie chciała inaczej.Jak raz rozłożyłam to zrobiła mi wielka awanturę i kazała ją złożyć. Chyba gdzięś coś ją uciskało i nogi były z tego opuchniete.
Więc w szpitalu ta opuchlizna nóg zeszła jej w ciągu paru godzin. Więc nie martwiłam się , że to od nerek.
Kreatyninę miała bardzo dobrą , elektrolity tak samo..............więc skąd ta sepsa?
W nocy dostała gorączkę i napewno ją bolało. Jak przyszłam rano , badali dopiero mocz, nie miała już gorączki. Pojawiły się bakterie w moczu , dopiero po południu dostała antybiotyk i nagle bok zrobił się fioletowy. Jak przyszłam cięzko oddychała , poprosiłam o tlen .
Siostra chciała aby sprawdzili nerkę ale powiedzieli , że to nie humanitarne przewozić mame na usg.
Oni wiedzieli .........i nic nie powiedzieli , nie powiedzieli że mama umiera. Gdyby nie to forum nie wiedziałabym ale i tak chciałam potwierdzenia. Dlatego prosiłam Madzię o poradę.
Potem zadzwoniłam do koleżanki pielegniarki i ona to potwierdziła , powiedziała , że to agonia.
Madziu przepraszam ,że szukałam jeszcze jednego potwierdzenia , myślałam że to krwiak z nerki sie rozlał jak sugerował urolog.
Najbardziej mnie boli , że nie podawali mamie nic do picia. Jak przynieśli herbatę lub kompot to mówili mamie , że ma dużo pić ale żadna z pielegniarek nie podała jej tego picia . A mama nie była w stanie sama pić. Moja wina , że ją tam zostawiłam i nie pomogłam.
Powiedziałam mojej siostrze , że wolałabym aby mama dostała sepsy i zasnęła niż gdyby po radioterapii nie mogła rozpoznać żadnego z nas tzn z dzieci i wnuków. Musze uważać o czym myśle.
Jak ktoś pisał lub mówił ,że muszę być silna że będzie dobrze miałam ochote krzyczeć.
Takie słowa w obliczu mojej tragedii były puste i są puste dla mnie. Nie potrafię nikomu pomóc na tym forum. Tutaj ludzie sobie pomagają , wspierają a ja tego nie potrafię.
Pomimo tego wracam na forum i piszę . Zastanawiam się czy wszystko ze mną w porządku?
Jak mama zmarła i dotarłam do szpitala prosiłam ją o wybaczenie za mojej decyzje.
Rano jak jeszcze byłam u mamy , pojawił sie ksiądz. Rozmawiał ze mną , pytał czy mama chciałaby ostatnie namaszczenie. Ja powiedziałam , że miała już kilka razy to ostatnie namaszczenie.
Więc wyszedł , za chwile wrócił i powiedział , że jeszcze jeden raz nie zaszkodzi
Jak odchodził powiedział , że on nie wie jak ale Pan Bóg znajdzie wyjście z tej sytuacji , że pomoże.
Poszłam do pracy całkowicie spokojna , od stycznia nie czułam takiej ulgi. W pracy mówiłam dziewczyną że to niesamowite ale czuje wielka ulgę.
Wieczorem mama zmarła , zmarła w momencie jak ja dotarłam do domu. Ale byłam niespokojna i po rozmowie z siostra chciałam do niej wrócić. Prawie wychodziłam z domu , zamówiłam sobie taksówke jak zadzwonili ze szpitala.Mama zmarła.
A dzisiaj mama mi się przysniła . Siedziała obok mnie na krześle a ja leżałam w łózku.
Znów była piekna i młoda i sie usmiechała do mnie ale nic nie powiedziała.
Czuje ulgę , czuję strach że czuje ulgę . Boję się że jestem wyrodną córką , płakałam przez te 4 dni , miałam takie napady płaczu . A potem ulga , czy to normalne ?
Boje sie czuc spokojna. Brakuje mi mamy , razem mieszkałyśmy. Nie mam nikogo , jestem sama .
Mam rodzeństwo ale oni mają swoje rodziny.
Chociaż teraz wszyscy nagle chca abym do nich przyjechała. Żebym sie przeprowadziła a to wydaje mi się na tą chwile złym rozwiązaniem.Wole być sama i to wszystko sobie poukładać w głowie.
Chciałam Wam wszystkim podziękować , a naprawdę chciałabym aby nigdy nikt więcej nie musiał czytać tego forum szukając wsparcia , informacji , pomocy.
Cywilizacja sie rozwija , technologia idzie do przodu a my nadal nie potrafimy leczyć , nie tylko ludzi z nowotworami ale z innym chorobami także.