sylam - może rzeczywiście coś w tym jest...
że po prostu trudno pozwolić mi jej odejść (choć rozum dobrze wie, że powinnam)...
nie wiem ile jej czasu zostało...
już wcale nie odzyskuje przytomności - tylko ciągle bezwiednie macha rękami, nogami, che się podnosić...
unosi rękę i w połowie ruchu ta ręka opada bezwiednie - uderza się
to samo z nogami, zgina, nagle ta noga opada i taka pozginana leży
ledwo się ją podciągnie (a swoje waży) to już się wierci
wczoraj miała kroplówkę i trzeba była cały czas ją trzymać, bo chciała wyrwać wenflon - "na szczęście" słabo z koordynacją i nie potrafiła trafić, ale mogła zrobić to przypadkiem
i okrutnie swędzi ją nos - już ma aż cały otarty od tego że ciągle go sobie urwać próbuje
czuję się jak na bombie zegarowej - wiem że wkrótce to nastąpi....
i to oczekwianie i ten strach z tym związany..
jak z pracy wracałam dzisiaj to pod drzwiami nasłuchiwałam
i jeszcze jak sobie o stypie pomyślę...
nie mam najmniejszej ochoty tam iść, słuchać tych wszystkich ludzi..
wiki u nas też tak było - przerzuty na wątrobę i kości i nie wiadomo skąd
całą mamę przebadali
w końcu po laparaskopii wyszło że to świństwo jest w przewodzie żółciowym lub trzusktwkoym
niewidoczny
a siejący spustoszenie :(