Może poprzypinaj/poprzyczepiaj jej do fotelika różne zabaweczki, grzechotki, maskotki. Nowe, żeby ją zaciekawiły i się nimi zajęła, zamiast faktem samego przypinania pasami?
Miesięczne dziecko moze zająć się jż takimi zabawkami? przyznam ze nie pomyślałam o tym
Nadzieja,
Dla niemowlakow najlepsze sa zabawki w b. kontrastowych kolorach - czarnym/bialym/czerwonym - te widza najlepiej i te sa najbardziej dla nich stymulujace.
Tu przyklad:
http://www.geniusbabies.com/blacwhitredt.html
Dla miesięcznego polecam balony - różnokolorowe, jak napisała Zosia - w kontrastowych kolorach. Będzie się gapić.
A koło łóżeczka (jeśli przy ścianie stoi) - przyklejenie na ścianie jakiegoś kolorowego, dużego plakatu; jak się obudzi to będzie się w niego wpatrywać zamiast od razu się drzeć
A zabawki, to za jakiś miesiąc
Co do zapinania w foteliku - darła się moja cała trójka, tak samo. Wychodziłam z domu zawsze spocona jak mysz i wykończona (pomimo, że jeszcze dobrze nie wyszłam).
To niestety trzeba przeczekać. Takie maluchy nie cierpią wszystkiego co je krępuje i w momencie gdy zaczynają czaić, że coś je właśnie ubezwłasnowalnia - buntują się drąc się w niebogłosy.
Nie pocieszę specjalnie, bo aż dostaję dreszczy jak wspominam tamten okres
No, na szczescie nie wszystkie sie dra przy zapinaniu uprzezy. Panna J. byla niezadowolona tylko za pierwszym razem. Na jej usprawiedliwienie musze zaznaczyc, ze miala wtedy jeden dzien !
Ech, bo Wy w tej Australii to w ogóle tacy cudownie słoneczni jesteście
Widocznie dotyczy to również noworodków
My - ludzie Północy - mamy całkiem zwyczajne dzieci
- powyją, pomarudzą, pobuntują się; ale ja sobie to tłumaczę tak, że ta ciemna strona mocy oznacza charakterną walkę o 'własne ja'
Północ! Trzeba walczyć o przetrwanie od samego początku!
Maciek to chyba faktycznie jakiś szczególny był.
Nie darł się bez powaznego powodu, był spokojny- tylko jadł i spał. Kiedy wsadziło się go do fotelika to był najszczęśliwszym dzieckiem świata
Zosia- dziękuję
DSS- masz już takie doswiadczenie ze może podrzucę Ci to moje najmłodsze ?
Ech, bo Wy w tej Australii to w ogóle tacy cudownie słoneczni jesteście
Widocznie dotyczy to również noworodków
My - ludzie Północy - mamy całkiem zwyczajne dzieci
- powyją, pomarudzą, pobuntują się; ale ja sobie to tłumaczę tak, że ta ciemna strona mocy oznacza charakterną walkę o 'własne ja'
Północ! Trzeba walczyć o przetrwanie od samego początku!
Wiesz DSS, cos w tym jednak jest - nie wiem czy to klimatu mariaz z angielska flegma daje takie efekty? Chyba nie, w koncu populacja tutejsza to mix przedstawicieli prawie wszystkich krajow swiata.
Ogolnie rzecz biorac ludzie tutaj sa laid back czyli na luzie. Rodzice, nawet z kilkorgiem drobnych dzieci - zrelaksowani. Znam sporo rodzin z 3, 4, 5 dzieci. Sa zen. Matka z trojgiem drobnych, takich przy nodze, na basenie panny J. a potem dodatkowo z noworodkiem na reku - zen. Matka z 3 malych, jezdzacych konno dzieci na obozie Pony Club miala do obrobienia rowniez niemowlaka - zen. Rodzina, ktora ma w tej chwili w domu wlasna 14-latke oraz 4 dzieci adoptowanych - najmlodszy, 6 miesieczny chlopczyk, przyrodni braciszek 2 dzieczynek, trafil do nich 2 tygodnie temu - zen. Poznana onegdaj dama w wieku okolo 40 lat (i po operacji guza mozgu) ma 13- letnia adoptowana corke oraz trzech chlopcow (9, 5 i 4 lata) w foster care czyli funkcjonuje jako rodzina zastepcza, dlugoterminowa - zen.
Wiec nie dziwota, ze i dzieci sa zrelaksowane. Zarowno te w zlobku, jak i te w przedszkolu czy w w szkole ( a zaczynaja szkole majac < 5 lat). Moze maja w genach zapisane, ze w tym kraju nie beda musialy sie w doroslym zyciu uzerac ze wszystkimi o wszystko?
usciski
zosia
Jest taki polski komik kabaretowy Bogdan Smoleń, który w swoim czasie był na występach gościnnych w Australii, i miał monolog mniej więcej taki, cytuję z pamięci.
"No więc jak Ziutek powiedział, że musi sobie kupić kanapę, to ja do niego że chcę z nim jechać, żeby zobaczyć jak się walczy w Australii o kanapę. Przyjechaliśmy do sklepu, w sklepie ani żywej duszy, stoi sto róźnych kanap, przyleciała obsługa:
- Ten model, czy może inny?
- Może być ten.
- Obicie takie, czy w innym kolorze?
- Może być w innym.
- Do domu odwieźć?
- Odwieźć.
Ziutek zaraz kartą plastikową zapłacił, a ja patrzę, i czuję niedosyt:
- żadnej walki, żadnego zwycięstwa!"
Kabaret jak kabaret i monolog jak monolog, ale jest w tym pewne racjonalne jądro.
Otóż my tu w zasadzie nie stykamy się prawie nigdy z klasyczną dla Polski sytuacją, że najpierw się stwarza problem, a potem w pocie czola się z nim walczy.
Poza tym, bardzo oszczędza stresu, jak z góry wiadomo, że nikt nie będzie z nami stroił fochów, wyzłośliwiał się, droczył, pokazywał co to nie on, no i w żadnym razie nie wyjedzie na nas z mordą.
Po drugiej stronie globusa jesteśmy obywatelami i podatnikami państwa, które jest pragmatyczne aż do bólu. Mało jest rzeczy jakich nie możemy zalatwić przzez telefon lub internet, w najgorszym razie poprzez list z własnoręcznym podpisem. Od dobrych 15 lat nie byłem osobiście w żadnym urzędzie, i nie wybieram się. I nic się od tego nie wali. Australia ma trzy razy mniej urzędników na głowę ludności niż Polska i trzykrotnie wyższy dochod narodowy na głowę.
Parę przykladow:
- U nas nie ma odpowiednika ZUS, bo nikomu nigdy nie przyszło do głowy wsadzić pomiędzy pracownika a jego fundusz emerytalny (naturalnie prywatny - innych nie ma) państwowego molocha, który bedzie potrącał podatnikowi z jego składek emerytalnych pieniądze, żeby z tego sobie placić pensje i budować biura o pałacowym standardzie. Składki na fundusz emerytalny zbiera fundusz emerytalny; składki na obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne zbiera urząd podatkowy, przy okazji zbierania zwykłych podatków.
- Kiedy pisano u nas ustawę o obowiązkowym ubezpieczeniu zdrowotnym Medicare (daleki krewny NFZ), to nikomu nie przyszło do głowy, że w ogóle może istnieć inny model takiego ubezpieczenia niż ten, w którym pieniądże są przypisane do pacjenta, a nie do szpitala albo do lekarza. Pacjent się leczy gdzie chce i płaci za usługę. Medicare mu potem (a obecnie coraz częściej od razu, elektronicznie) część tych pieniędzy oddaje. Część, bo prawie zawsze jest współplatność (z pewnymi wyjątkami, jak np patologia, za którą oddają 100%), Chyba że kto stary, chory albo bezrobotny, albo zarabia w okolicach minimum socjalnego - wtedy ma to wszystko darmo albo za symboiliczne $5. Każdemu tutejszemu pacjentowi się fakt takiej współpłatności tak naturalny wydaje, jak fakt, że słońce wschodzi i zachodzi.
- Nigdy nikomu nie przyszło do głowy, żeby kazać komukolwiek pokazywać dowód rejestracyjny samochodu. Dowód rejestracyjny jest potrzebny tylko jak się samochód komuś sprzedaje. Pisze się wtedy na odwrocie, komu się sprzedało i za ile, przedziera się dowód na pół, sprzedający zatrzymuje połowę i kupujący dostaje połowę. Sprzedający wysyla swoją połówkę pocztą do urzędu, urząd nanosi poprawkę w komputerach. Jak kupujący pójdzie zarejestrować samochod, to oddaje swoją połówkę, płaci opłatę skarbową i na miejscu dostaje nowy dowód rejestracyjny nas swoje nazwisko. Wozić tego nigdzie ze sobą nie trzeba, bo w każdym policyjnym radiowozie jest komputer gdzie można natychmiast sprawdzić co jest na kogo zarejestrowane. A jak ktoś będzie próbował jeździć samochodem z wygaslą rejestracją, a co za tym idzie bez OC, które jest wliczone, to grzywna za to jest taka, że splacać ją będzie na raty.
- Nie ma dowodów osobistych i meldunków i nigdy nie było.
- O paszport występuje się na dowolnej poczcie, gdzie sprawdzają zgodność gęby ze zdjęciem oraz danych osobowych na formularzu ze starym paszportem albo metryką, albo prawem jazdy. Nowy paszport przychodzi za tydzień przesyłką poleconą. Nikomu nie wadzi, że te wszystkie sprawdzenia na poczcie robi ta sama pracownica pocztowa, która tam robi wszystko inne, sprawnie i z uśmiechem.
I długo bym tak jeszcze mógł....
Aha, zapomniałem - słońce świeci tu przez ponad 300 dni w roku. Jak w ciągu pozostałych 65 czasami pada, to wszyscy są uśmiechnięci jeszcze szerzej niż zwykle, i cieszą się jak cholera, bo kontynent jest ogolnie suchy, a jak deszcz popada, to wręcz eksploduje zielenią, życiem, ptakami, zwierzakami, kwiatami.
Pozdrawiam.
_________________ KANGUR 2007 (Australia) ur.1954*zero objawow*PSA 6,0*cT2aNxMx Gl.7(3+4)*RRP+PLND 1/11/2007*wia�zki nerwowe oszczedzone*hist-pat pT2aN0Mx Gl. 7(3+4)*PSA nieoznaczalne od 6 tygodni po operacji
już się odzywam.
Rozmarzyłam się czytając o takim sielskim życiu,ale myślę sobie też ,że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.
Czy to Australia,czy Polska to problemy są.Tu inne,tam inne,ale są.
Aczkolwiek z chęcią bym troszkę poleniuchowała w krainie kangurów
Mój ojciec, który od 30 lat mieszka w Niemczech powiedział mi kiedyś: "Tam jest ojczyzna człowieka, gdzie może spokojnie żyć i płacą mu godnie za jego ciężką pracę".
Pewnie ma rację.
Ale ja - nie wiedzieć czemu - wolę te nasze, kręte... Możecie mnie teraz wyśmiać za sentymentalizm
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum