Tak czy siak lekarz powinien męża zobaczyć i to najlepiej onkolog.Pomoc jest potrzebna chociażby w przerwaniu bólu.Także doradzam jak najszybszą wizytę.Nawet przyszpitalny SOR mógłby ocenić co to może być i dorażnie objawowo dopomóc.Pozdrawiam
_________________ Asia
„Miarą miłości jest miłość bez miary”
Męża powinien zobaczyć chirurg najlepiej ten który operował. Jeśli to nie możliwe to ze skierowaniem od lekarza rodzinnego można zgłosić się do poradni chirurgicznej.
Jak dobrze zrozumiałam jesteście z Warszawy? Jak tak to w szpitalu na Grenadierów jest poradnia chirurgiczna i na stronie www twierdzą że przyjmują wszystkich w dniu zgłoszenia. http://www.grochowski.com...iaPrzyszpitalna
Sor tu nic nie pomoże.Pozdrawiam
[ Dodano: 2014-12-06, 17:50 ]
Przepraszam, jesteście z Pruszkowa. - nie doczytałam. W Pruszkowie widzę 2 poradnie chirurgiczne (na stronie NFZ).
1 PORADNIA CHIRURGII OGÓLNEJ ul.ARMII KRAJOWEJ 2/4, 05-800 Pruszków
Telefon: 022 758-60-54
2. Szpital Kolejowy Im. Dr Med. Włodzimierza Roeflera W Pruszkowie
Poradnia Chirurgii Ogólnej
Najlepiej to zadzwoń na oddział chirurgii tam gdzie Mąż był operowany, powiedz, że jest weekend oraz jak to dokładnie wygląda i chirurg Ci powinien powiedzieć co i jak. Być może każe przyjechać lub może zaleci telefonicznie jakieś maści/żele np. UniGel. Nie czekać do poniedziałku.
To on ma jeszcze nie zdjęte szwy? Czy może myślisz o bliźnie? Nie napisałaś czy to dzieje się na całej długości szwu czy w ograniczonym do kilku cm miejscu. Jeżeli ograniczone to nie ma pożaru, jeżeli nie będzie się powiększać to można jakiś czas czekać.
Jeżeli na całej długości to trzeba do chirurga, teoretycznie chirurg odpowiada za pacjenta do 30 dni, ale jak to zobaczy to się wypowie. Ja bym nigdzie nie dzwoniła (przez telefon spławią), trzeba pójść na oddział tam gdzie był operowany (tak ok 12.30 bo wcześniej to są na bloku), powiedzieć że szew się paprze i czy dr mógłby spojrzeć.
Druga opcja to w przychodni są gabinety pielęgniarskie w których akurat pracują naprawdę kompetentne pielęgniarki, do nich można dostać się z marszu, trzeba wejść, pokazać szew i się zapytać.
Jak chory chory chodzący to chyba tylko problem w tym "że nie chce". Z tym problemem myślę że sobie poradzisz. Jeżeli nie ma gorączki, wycieku ropy, lub bardzo intensywnego zaczerwienienia miejscowo (z wyczuwalnym ciepłem) to poniedziałek jest Ok.
Waga w porządku?
[ Dodano: 2014-12-06, 19:13 ]
Miałam na myśli przychodnię przy COI
Dziękuje Wam za wypowiedzi i rady. Nie dał się zaciągnąć wcześniej do lekarza ale dzisiaj ma wyznaczoną wizytę u onkologa w centrum także będzie rozmawiał o tym z onkologiem. Jak onkolog nie poradzi to ma iść na oddział.
Gaba, szwy ma już ściągnięte dawno. Wszystko jest zasklepione i żadnych strupów. Zaczerwienienie i spuchnięcie ograniczone jest do jakichś 6-7 cm w okolicy żebra. Ma to już od 4 dni-5 dni. I niestety jest to jakby ciepłe. Tzn. wyczuwam to ciepło, takie zaognienie. Ale na zewnątrz nic nie wycieka, jest czysto. Tylko opuchlizna, zaczerwienienie i to ciepło. Jakby nie było mam nadzieję że dzisiaj mu tam pomogą. Jeszcze raz dziękuje za porady.
Witajcie, nie pisałam wcześniej, bo musiało ze mnie „wyparować”.
Mąż miał umówioną wizytę w centrum onkologii w poniedziałek o 7:30 rano. Był punktualnie…….do lekarza wszedł dopiero o 12:00. Wizyta- szybko, szybko. Decyzja o pooperacyjnych 3 kursach chemii, opinia lekarska ( mężowi kończy się okres zasiłkowy, trzeba składać papiery do ZUS). Pokazał tą zmianę na szwie. Lekarz popatrzył. I mówi, że może odgniecenie, może zapalenie? Dał skierowanie na pobranie krwi, bo zapalenie wyjdzie w wynikach. Po pobraniu krwi, a było już po 13:00 znów wezwał go do gabinetu i mówi, żeby pojechał do domu, że wyniki będą za 3 godz. Dał nr tel. do siebie i kazał po 15:00 dzwonić i się dowiedzieć. Telefonu nikt nie odebrał ani tego samego dnia, ani dnia następnego. Mąż się załamał takim podejściem i machnął na wszystko ręką. Jest zrezygnowany.
Odebrał również wyniki RTG. Wyżej pisałam o zapaleniu płuc. Chce je tu przytoczyć, żebyście powiedzieli mi czy wszystko już ok.
Pierwsze RTG robione 19.11
RTG KLATKI PIERSIOWEJ PA+PRAWY BOK.
„Klatka piersiowa- zaburzenia upowietrznienia w zakresie dolnych partii płuc obustronnie w postaci obszarów subsegmentalnej niedodmy. W płacie dolnym płuca lewego zmiany najmocniej wyrażone i zapewne mają charakter niedodmowo-zapalny z towarzysząca niewielką ilością płynu w bocznych partiach zatoki przeponowo-żebrowej. W stosunku do badania poprzedniego niektóre partie niedodmowe są bardziej skonsolidowane niż w badaniu 04.11. Obraz do dalszej kontroli radiologicznej w trakcie leczenia.”
Nadmienie, że ze strony centrum onkologii nie było żadnego leczenia jeżeli chodzi o płuca. Nie przepisano mężowi żadnej recepty, żadnych zaleceń. Mąż poszedł do lekarza pierwszego kontaktu i mówił, ze ma zapalenie płuc ( o wynikach dowiedzieliśmy się przez tel. Na szczęście lekarz chirurg kierujący odebrał tel. i poinformował męża o tych wynikach.) Lekarz pierwszego kontaktu przepisał mu antybiotyk. Brał 5 dni. Natomiast przez telefon lekarz z centrum kazał się stawić na kolejne RTG za tydzień.
I wynik drugiego badania.
26.11
„Klatka piersiowa-w porównaniu z badaniami poprzednimi dalsza regresja zmian w płucach z pojawieniem się prawdopodobnie zwłóknień pozapalnych. Zrosty opłucnowe u podstawy lewego płuca bez cech płynu.”
Czy to znaczy że już jest ok? Że już nie jest konieczne żadne leczenie?
Mąż jest załamany takim traktowaniem. Niby nic, ale dla niego urasta to do dużego problemu. Taka jest nasza służba zdrowia ale on to bierze do siebie.
W ogóle to wydaje mi się, że wskazana by była wizyta u psychiatry, ale nie mam takiego wpływu na męża żeby go zmusić do tej wizyty. Pisze w osobnym temacie, że mąż zrobił się bardzo szorstki i czasami chamski….ale to już w innym dziale tego forum. Często się kłócimy, albo nie odzywamy do siebie. Krzyczy że ma wszystko gdzieś i chce umrzeć. Wczoraj mąż napił się alkoholu. Było po nim widać. Oczywiście zaprzeczył, ze nie, że jemu nie wolno pić w takim stanie. Ale ja wiem lepiej. Syn też widział, że tata nie swój. I tutaj tez mam pytanie. Przecież po resekcji żołądka nie można pić alkoholu? Jakie mogą być skutki picia? Do czego to może doprowadzić? Boje się, że jeżeli jego stan psychiczny będzie dalej się pogarszał, to będzie to robił częściej co wtedy?
Musisz mu przetłumaczyć (może naprawdę być trudno) że wszyscy (ale to naprawdę wszyscy) chorzy na raka chodzą prywatnie na dodatkowe konsultacje i robią sobie prywatnie dodatkowe badania. Może się zdecyduje. Lekarze też potrafią być mili i troskliwi,(zwłaszcza w prywatnym gabinecie) potrafią lepiej od Ciebie trafić do męża. Taka wizyta jest potrzebna, bo najwyraźniej mu brakuje takiego klarownego przedstawienia obecnej sytuacji, powiedzenia co dalej i jak teraz żyć. Ten chirurg zrobił co trzeba, dał skierowanie na badania, napisał wniosek, a że nie dopieszczał? - brak czasu, dlatego pacjenci chodzą na prywatne wizyty. Chyba pisałaś że macie jakieś dobre ubezpieczenie, może pójdzie do gastrologa w ramach tego ubezpieczenia, on mu objaśni podstawowe rzeczy. Faceci już tacy są, żona może mówić długo, a liczy się co powiedział doktor. Odpuść na razie psychiatrę, niech najpierw pozna i przetrawi swoją prawdziwą sytuację.
Po wyniki do COI to trzeba pojechać, przez telefon trudno upolować lekarza a nikt inny nie może ich przekazać telefonicznie. Co innego jak pacjent jest osobiście - wtedy nawet sekretarka powie bo wszystko jest wpisane do systemu.
W COI panuje przekonanie że oni leczą tylko raka, wszystkie inne sprawy (nawet komplikacje po leczeniu) należy załatwiać gdzie indziej. Chorzy muszą to zaakceptować - bo nie mają innego wyjścia. Doradź mężowi żeby przyjął zasadę że do COI to tylko w sprawach onkologicznych, resztę niech załatwia u swojego lekarza który jak pisałaś daje skierowania na badania i pewnie do specjalistów też da. Np ta zmiana na szwie mogła być oceniona i ewentualnie leczona przez każdego chirurga w przychodni (może byłby grzeczniejszy).
W tym opisie rentgena nie ma nic poza stwierdzeniem że się poprawia. Te zmiany pooperacyjne cofają się powoli ale na szczęście tak po ok roku to już będzie opis że wszystko się cofnęło.
Witaj...
Powiem szczerze....ze powinnas poprosic psychologa w szpitalu aby porozmawiam z mezem...
U nas tez mielismy zalamanie jak tato juz sie szykowal do pogrzebu,wciaz mowil ze sie boi,ze nie chce jeszcze umierac....
Ale jakies 6 miesiecy temu na jednej z wizyt na chemi,mama poprosila psychologa aby poszedl do taty i z nim porozmawial ..I powiem Ci ze byl to bardzo mily czlowiek i tato z nim rozmawial ponad godzine....Wyszedl zadowolony i inaczej patrzal na swoja chorobe..Pan psycholog wyslal tatcie na maila super program audio uczacy relaksacji etc....
I tato bardzo czesto go sobie slucha...I powiem Ci ze po tamtej wizycie wszystko sie zmienilo i tato zaczal pozytywnie myslec i walczyc....Poprostu wyjasnilismy mu ze to choroba przewlekla i trzeba z nia zyc...jak najlepiej sie potrafi....
Ja trzymam za was kciuki....i najwazniejsza jest wiara....i pozytywne myslenie....
Trzymajcie sie..
Witajcie,
Długo mnie tu nie było….jakoś nie miałam serca do pisania i dzielenia się naszymi sprawami. Dzisiaj chciałabym się spytać o powikłania pooperacyjne. Napotkaliśmy z mężem kolejne schody i sprawa ciągnie się od połowy grudnia zeszłego roku.
Pisałam w poprzednich postach…”szwy ma już ściągnięte dawno. Wszystko jest zasklepione i żadnych strupów. Zaczerwienienie i spuchnięcie ograniczone jest do jakichś 6-7 cm w okolicy żebra. Ma to już od 4 dni-5 dni. I niestety jest to jakby ciepłe. Tzn. wyczuwam to ciepło, takie zaognienie. Ale na zewnątrz nic nie wycieka, jest czysto. Tylko opuchlizna, zaczerwienienie i to ciepło.
Otóż walczymy dalej z tym problemem. W tym miejscu zaczęła zbierać się ropa. Robiły się takie jakby bąble, które pękały i wylewała się właśnie ropa. W instytucie tylko to mężowi „ macali”, naciskali i 0 leczenia. Trafiliśmy do szpitala rejonowego, gdzie mężowi oczyścili to ( mąż już to miał czyszczone 3 razy od początku problemu) pobrano materiał do przebadania. Wyszło że to candida albicans, czyli jakieś drożdżaki. Przepisano mu flumycon, 1 opakowanie. I tak to się ciągnie do dzisiaj. Problem jest dalej. Tak cyklicznie….po pęknięciu bąbla wycieka ropa, później się wysusza i później zaczyna się zbierać. Jak walka z wiatrakami. Ale do czego zmierzam. Za każdym razem podczas wizyt w instytucie( przy okazji chemioterapii) mąż mówi i pokazuje to wszystko lekarzowi. Jeden mówi „że misterem na plaży to już nie zostanie” i ze może zrobimy USG tego miejsca …..i nic się nie dzieje. Nie robią nic, nie podejmują żadnego leczenia. W tym miejscu zrobił się już mężowi taki dół i powstają jakieś narośle, jakby „dzikie mięso”.
Postanowiłam udać się z mężem prywatnie do chirurga…ten załamał ręce. Powiedział, że na poziomie ambulatoryjnym, czyli poza wyczyszczeniem tego nie jest w stanie pomóc mężowi. Że to trzeba wyczyścić i wyciąć już operacyjnie, że wdała się już martwica tkanek…..
I co teraz? Mąż w przyszłym tygodniu idzie na ostatni kurs chemii do instytutu. Czy ma zrobić tam jakąś awanturę? Napisać skargę? Rozmawiać jeszcze raz z chirurgiem, który już to zaniedbał i zlekceważył? Iść do ordynatora? Doradźcie proszę co mamy robić. Jak wymóc leczenie?
A może ktoś miał tez takie powikłania? Jak wyglądało leczenie?
Co prawda nie piszę w innych wątkach tylko w raku pierwotnym watroby, ale ja walczyłem z zakażeniem pooperacyjnym jakimś szczepem salmonelli ,po mojej 4 operacji
ponad rok. Miałem najpierw jedną dziurę w brzuchu, pózniej dwie, jak jedna się zamknęła to druga się otwierała i tak wookoło. Jako że byłem w trakcie chemoterapii w programie lekowym to co miesiąc musiałem przed wizytą pozamykać te dziury bo nie dali by mi chemii. Opracowałem więc swoją metodę ich szybkiego zaleczania na wizytę.
Ale po powrocie z miej nie ciagnełem tego dalej bo to nic nie daje takie zatkanie. Napęcznieje, zaczerwieni się, ból i jwszcze większa dziura, wiec sam igłą od strzykawki to dziurawiłem. Uciażliwe to i pracochłonne bo sam dwa razy dziennie zmieniałem opatrunki, higiena konieczna. Raz w miesiącu jechałem do przychodni chirurgicznej na wizytę. Chirurg mówił "nieźle to wygląda" nic lub za moją sugestią zmienialiśmy maść bo wyczytałem, że stosowanie jednego rodzaju masci jest w moim przypadku jes niewskazane.
Wylało się tej bryji /krwiste,ropa,płyn/ chyba ze wiaderko z tych /przetok jak mądrze mówił chirurg/ dziur a nawet jedna była lekko czynna to na 5 operacji ominęli ja skalpelem aby nie zababrać ponownie.
Stosowałem octenilin do zatykania dziur na wizytę, sudocrem/ cudowna maść jak mówiły pielęgniarki w klinice/ jak rana piekła lub się zaczerwieniła smarowanie boki dziury, maście od chirurga 3 rodzaje ostatnia irxolmono to na samą dziurę oraz skinsept pur do zezynfekcji...
A teraz zasada najważniejsza lecz się sam bo inaczej w raku nie przeżyjesz....
Takie sprawy się zdarzają i to stosunkowo często. Moim zdaniem są dwa wyjścia i niestety oba nie są 100% pewne. Trzeba zrobić tzw chirurgiczne zaopatrzenie rany. Można to zrobić na onkologii ale równie dobrze w każdym innym szpitalu (no może nie w każdym raczej tam gdzie dobra chirurgia). Mąż nie musi robić awantury, ale dobrze byłoby mieć zalecenia na piśmie (lub opinię) od tego chirurga z zewnątrz (można pójść i wyciągnąć dokumentację z tej wizyty). Trzeba zdawać sobie sprawę że każda operacja to jednak jakieś ryzyko, a w tym wypadku nie wiadomo czy da pozytywny rezultat. Nie można się dziwić chirurgowi że nie pali się do tego. To co mąż powinien zrobić to przekonać chirurga że zdaje sobie sprawę z ryzyka, wie że może się nie udać ale mimo wszystko chce spróbować leczenia chirurgicznego. Jeżeli będzie się upierać to zrobią to, ale jak pisałam nie ma 100% gwarancji że to pomoże. Nie wiem jak bardzo to jest dolegliwe, ale ja bym poczekała przynajmniej 2-3 miesiące po zakończeniu chemii. Chemioterapia obniża zawartość leukocytów a one są odpowiedzialne za odporność. Może jednak organizm sobie z tym poradzi. Sprawdź na wypisach z chemii jakie mąż ma WBC
Dzięki za odp.
Sprawdzę to WBC, ale nawet jeżeli odporność wzrośnie, jak mąż zakończy chemie, to wydaje mi się że grzybicy w takim stanie sam organizm nie zwalczy....
Candida albicans to jeden z tych szczepów które nie są patogenami same w sobie. Nosimy w sobie i na skórze mnóstwo różnych bakterii, grzybów i nawet pasożytów i żyjemy z tym wszystkim w synbiozie, nie mamy żadnych objawów. Osłabienie organizmu (ale nie tylko, są jeszcze inne nie do końca poznane przyczyny) powoduje że te niegroźne organizmy zaczynają wywoływać proces chorobowy. Przykładem takiego procesu jest stopa cukrzycowa: pęcherz, drobne otarcie, skaleczenie (czyli to co u zdrowego człowieka przechodzi samo) u chorego na cukrzycę daje początek ranom które się nie goją i często mimo najlepszej opieki dochodzi do amputacji. Musisz zrozumieć że zagojenie rany to jest proces który może przeprowadzić tylko organizm, lekarz tego nie zrobi. Lekarz może tylko usuwać czynniki przeszkadzające, ale to organizm musi goić. W tym wypadku nie było jaklegoś zakażenia zewnętrznego chorobotwórczą bakterią, candida jest wszędzie i zwykle nie wywołuje żadnych objawów. Mąz wkrótce skończy chemię, będzie mógł sobie pozwolić na różne ziółka czy suplementy i ja bym od tego zaczęła, bo leki przeciwgrzybicze doustne to obciążenie dla wątroby słabej po chemii. A w ogóle to jak mawiają Niemcy: langsam, langsam aber gut.
Witam Was wszystkich,
Dawno nie pisałam na tym forum i nie zaglądałam tutaj, bo człowiek czasem chce zapomnieć o tej chorobie ( jak jest względny spokój). Nie przedstawiam się i nie pisze całej historii, bo poprzedni mój nick to Agniemich. Ale nie mogłam się na niego zalogować, bo coś miałam pokręcone z mailem i hasłem, więc teraz Agulka77
Mamy z mężem za sobą względny rok spokoju, gdzie było raz lepiej, raz gorzej z samopoczuciem męża. Oczywiście cały czas badania kontrolne itp. I właśnie teraz potrzebuje Waszej pomocy. Do wizyty w instytucie jeszcze sporo czasu a ostatni wynik badania nie daje mi spokoju….
Wspomnę tylko że mąż ponad rok temu miał całkowitą resekcje żołądka i wycięto mu również okoliczne węzły chłonne. W grudniu zeszłego roku robiona była tomografia klatki piersiowej, gdzie lekarze mieli wątpliwości i kazali powtórzyć badanie. Wynik wiele się nie różni. A ja mam w głowie mnóstwo myśli. Pomóżcie mi proszę w interpretacji tych wyników.
Badanie TK z podaniem środka kontrastowego.
„Stan po operacji raka połączenia przełykowo żołądkowego (2014)
W porównaniu do badania poprzedniego z 12/2015 zmiana ogniskowa położona okołoaortalnie na lewo od niej na wysokości rozworu przełykowego przepony mierzy 24x14 mm ( poprzednio rozmiar zbliżony 24x13 mm). Obraz węzłów chłonnych śródpiersia i wnęk jak poprzednio, w osi krótkiej <10 mm. Okolica zespolenia i przełyk niezmienione. W miąższy płucnym bez ognisk podejrzanych mts. Nie stwierdzam płynu w jamie opłucnej. Cechy destrukcji kostnej żebra VII w części przedniej łuku żebrowego-obraz stabilny w porównaniu do badania poprzedniego.”
I w takiej niepewności żyjemy od grudnia. Tak jak napisane, wynik wiele się nie różni od poprzedniego. Była jedna wizyta na onkologii, gdzie kazano powtórzyć TK i nic mężowi nie powiedziano. Dodam jeszcze że były robione też badania CA-19,9 wynik 15,83 U/ml
Proszę mi powiedzieć czy ta zmiana ogniskowa może być nawrotem? Stanem zapalnym?
Nie mogę przestać myśleć, ze znów wszystko zacznie się od nowa…….
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum