Z jakim bólem czyta się takie historie....
Współczuję :(
My też wiemy (chory ojciec), co to znaczy "rak nerki" - chociaż co przed nami to tylko jeden Bóg wie....
Aż się boję myśleć
Dziś mija dwa tygodnie od śmierci mojego ojca. Wczoraj przyjechała do nas pielęgniarka z poradni leczenia bólu, która przyjeżdżała do nas. Daliśmy jej mnóstwo leków (masę morfiny, wiele opakowań najróżniejszych leków przeciwbólowych bazujących na opium itd.), za które - z racji tego, że wszystko było prawie w 100% refundowane - zapłaciliśmy przysłowiowe grosze. Wspominaliśmy sobie jeszcze wszystko to, czego staliśmy się świadkami...
Nikomu nie życzę tego, co myśmy przeżyli. Nikomu nie życzę zachorowania na raka. Jest to przeokropna choroba, która dotyka pośrednio każdego z domowników, czy tego chce, czy nie chce. Mój ojciec mieszkał u nas niecałe dwa miesiące, ale znam przypadki, że to, co my przeżyliśmy, trwało miesiącami. Z mojej strony pełen szacunek dla tych, którzy opiekowali się swoimi chorymi domownikami.
Bardzo to smutne, a najbardziej "dołuje" chyba fakt, że niemal każda historia chorej osoby kończy się w ten sam sposób i nic nie można na to poradzić....
Pozdrawiam ciepło i życzę spokoju....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum