czasami mi się wydaje, że Oni są jak króliki doświadczalne...aplikuje się coś i czeka co będzie dalej... (wiem,że przemawia przeze mnie żal.....) nada się albo nie.... i wtedy jest to jednoznaczne z odebraniem choremu jakiejkolwiek nadziei... i to mnie przeraża...to patrzenie na najbliższego Człowieka... który nie ma już żadnej nadziei....
Krysiu, serdecznie polecam -> tę lekturę <- . Mam nadzieję, że pomoże Ci troszkę zrozumieć decyzję o zaniechaniu leczenia onkologicznego.
Odnośnie opisywanych przez Ciebie objawów, które zbiegły się z pierwszym cyklem chemioterapii - wytłumaczyć je może następująca lektura: Zespół Schwartza-Barttera
SIADH to zespół paranowotworowy powstający u części pacjentów z rakiem płuca. Pojawia się on u nich wyłącznie na tle choroby nowotworowej (nie jest efektem leczenia onkologicznego). Prawdopodobnie wystąpienie objawów związanych z SIADH zbiegło się w czasie z rozpoczęciem chemioterapii przypadkowo, co mogło być nieco mylące; początkowo mogło sugerować (szczególnie rodzinie chorego) powikłania po leczeniu onkologicznym.
Krysia napisał/a:
podejrzewam,że doktor zapisała Go na to naświetlanie tylko po to,żeby Go nie załamywać...
Również tak podejrzewam.
Krysia napisał/a:
Kreatynina o i le pamiętam ok 150.... i za dużo potasu, krew 9,6
Krysia napisał/a:
Tato zauważył,że spuchły mu stopy
Krysia napisał/a:
Tato coraz bardziej żółty... nawet białka oczu....
Krysia napisał/a:
ale jeszcze tli sie gdzies nadzieja... nikt nie ma serca Mu jej odebrać....parszywie sie z tym czuję...
Krysiu, czasu zostało niewiele... Być może w jakiś sposób pomocna będzie lektura tego postu:
DSS bardzo dziękuję za lekturę bardzo mi pomogła choć trochę zrozumieć pewne sprawy...
W czwartek przyszła pani doktor z hospicjum.. Tato się zgodził aby przychodziła... Zbadała, zrobiła wywiad....Tato oczywiście nie chciał sie przyznać do połowy dolegliwości, tak jakby się obawiał.... musiałam ukradkiem niektóre rzeczy "naprostować".... Pani doktor załatwiła z hospicjum kondensator...Tato się dwa razy dziennie dotlenia...
Pobrano krew na poziom bilirubiny i FA(nie wiem co to)...Przyjdzie znowu we wtorek.
Dzisiaj dzień Dziadka... byliśmy z wizytą. Mama mówiła,że Tato cały dzień przysypiał jak nie w łóżku to na fotelu.... Coraz ciszej mówi ... z coraz większym trudem..... Mama coraz bardziej przerażona... a my razem z Nią.....
Tato dostaje kroplówkę,żeby trochę się wzmocnił. Glukoza, wit.C i cocarbo.... Fakt, jest trochę lepszy ale fizycznie bardzo słaby..ma problem podnieść się z fotela czy wstać z łóżka... no i twardo żyje myślą,że 10.02. rozpocznie naświetlania..... Onkolog trzy tygodnie temu stwierdziła,że w takim stanie nie nadaje się żeby Go naświetlać..termin mimo to wyznaczyła.. prosiła także żeby opiekę nad Nim przejęło hospicjum... zrozumiałam,że to lekarz z hospicjum ma podjąć decyzję, czy po tych trzech tygodniach będzie się nadawał na to naświetlanie..teraz doszła jeszcze żółtaczka... doktor z hospicjum nie bardzo wie, czy z tak wysoką bilirubiną (162) można się poddać takiej kuracji i prosiła,żebym się skontaktowała z onkologia i się tego dowiedziała..... no i błędne koło.... nie wiem już co robić.....
Czy żółtaczka jest przeciwskazaniem do naświetlań?
Niestety, Tato nie będzie miał naświetlań.... jego stan bardzo się pogorszył.... kroplówki pomogły tylko na chwilę.... i tez ich więcej nie dostanie... zaczyna się zbierać woda w płucach.... Jest tak słaby,że nie ma już sił dojść do łazienki... korzysta z przenośnej ubikacji.... z każdym dniem jest coraz gorzej.... mówi cos bez sensu.. przypominają Mu się jakieś stare epizody o których my juz dawno zapomnieliśmy... nie chce jeść..... jeszcze przedwczoraj rozmawiał prawie całkiem normalnie z panią doktor.... bardzo zeszczuplał, tylko brzuch zrobił Mu się jakby większy :(. Gdzieś na forum wyczytałam,że można ściągać wodę? Ale nie pamiętam, czy to były płuca czy opłucna.....
Krysiu Trzymajcie się dzielnie.
Jestem z Wami.
przeglądam Twój wątek i niekiedy czuję się tak samo jak Ty... ale pamiętaj nic nie jest pewne w trudnych sytuacjach, niekiedy trzeba spróbować czegoś nowego... bo a nóż zadziała i da dobre efekty.
Ostatnia rzecz to rezygnacja, dlatego warto wierzyć i mieć nadzieję.
Pozdrawiam Ciebie i Tatusia, trzymam za niego kciuki tak jak za siebie samego.
Można wykonać punkcję jamy opłucnowej lub otrzewnej w celu ich odbarczenia, jednak są dwa warunki:
1. wysięk w jamie opłucnowej lub otrzewnej powoduje uciążliwe objawy kliniczne;
2. chory nie znajduje się w stanie agonii (lekarz nie przewiduje zgonu w najbliższych dniach/godzinach).
Krysia, bardzo mi przykro. Pogorszenie musiało przyjść ale zawsze jest "za wcześnie", bo jak mozna się przygotować na takie cierpienie. Prawda?
Naświetleń nie ma co żałować, bo tak naprawdę to one bardzo obciażają organizm. A kozyści przynoszą tylko osobom w naprawdę dobrym stanie.
Niestety przyszedł taki czas, że musicie zorganizować Tacie jak najlepszą opiekę ale głównie hospicyjną no i Waszą oczywiście.
Dużo dużo siły Wam zyczę i jak najdłużej zdrówka dla Taty.
Ściskam,
Ewelina
Witaj Krysiu
od początku czytam Twoje wiadomości i wiedz, że takich osób jak ja na pewno na forum jest dużo więcej. Wiedz też, że myślę o Tobie i Twojej rodzinie bardzo ciepło mając nadzieję, że dzięki temu w jakiś sposób będziecie mniej w tych bardzo trudnych chwilach cierpieć.
Zdecydowałam się do Ciebie napisać ponieważ bardzo niedawno zmarła moja Mama więc wiem co możesz teraz czuć.
Chcę Ci powiedzieć, że teraz stale wracam pamięcią do ostatnich chwil spędzonych z Mamą, ostatnich słów jakie do mnie powiedziała. Wracam do nich bo są dla mnie bardzo ważne i jak je wspominam troszeczkę mniej tęsknię (bo wtedy jestem przy Mamie). Wiem, że czas u Was bardzo szybko teraz biegnie ale postaraj się być z Tatą w każdej możliwej sekundzie. Uściśnij jego dłoń i powiedz że go bardzo, bardzo kochasz (nawet w myślach jeśli boisz się powiedzieć to głośno. czasem nie trzeba nawet nic mówić)
Bardzo, bardzo mocno Was ściskam, szczególnie Tatusia
i proszę Pana Boga żeby było Wam lżej i żeby Tatuś Twój nie cierpiał.
(a wiem, że moja Mama na pewno jest w niebie i Was pilnuje )
Witaj Liz, mój Tato już nie cierpi.... zmarł w domu w niedzielę rano.... od wtorku przestał praktycznie wstawać z łózka....musieliśmy Go przytrzymywać,żeby usiadł na przenośnej ubikacji..... a potem od czwartku był już w pampersach...znowu dorwała Go demencja...gadał jakies dziwne rzeczy. albo patrzył w jeden punkt.... większość czasu przesypiał, nie chciał nic jeść, miał problemy z połykaniem. Ale chyba nie cierpiał..zażywał majamil z tramalem i to w zupełności wystarczało...... Dwa dni przed śmiercią był tak słaby a jednocześnie odkrywał kołdrę i chciał wyjść z łóżka, że musi do ubikacji..... bardzo niewyraźnie mówił i złościł się,że Go nie rozumiemy. Jeżeli tak miało być, to cieszę się że nie cierpiał, ze może pod koniec nie do końca był wszystkiego świadomy ( a może był?). Mama cały czas przy Nim była. Trwało to chyba minuty.... my już nie zdążyliśmy.....
Bardzo, bardzo wszystkim dziękuję za słowa otuchy... i za to że Was poznałam...... że mogłam, się wygadać... Trzeba żyć dalej...... Biedna moja Mama....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum