Witam....
Cieszę się ze mam Was tu wszystkich...takie moje bratnie dusze.....moi bliscy choć na ulicy przeszlibyśmy pewnie obok siebie niezauważeni....
Od śmierci Tatusia minęło juz 12 dni. Chodzę na grób i jeszcze nie wierzę że to grób mojego Taty....serce strasznie boli. Mówią że czas leczy rany, mam nadzieję że to prawda.
Nie potrafię poradzić sobie z myślą o tym, że to ja zadzwoniłam do hospicjum z prośbą o pomoc. Od tamtej pory Tata zaczął dostawać morfinę. Na początku co 12 godzin w tabletkach. Tatuś słyszał jak Pani z hospicjum mówiła do brata że to morfina i nie chciał jej brać. To ja go namawiałam żeby jednak wziął, że to Mu pomoże. Potem dostawał juz morfinę w zastrzyku co 4 godziny. Ciągle po niej spał. Mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, że przyczyniłam się do przedwczesnej śmierci Taty....tak bardzo bronił się przed tą morfiną a ja że tak powiem Mu ją załatwiłam. Ta myśl prześladuje mnie ciągle. Dzis w nocy nawet przyśnił mi się Tata i mówił do mnie że wiedział o tym że podaję Mu morfinę..... chyba zwariuję.
Brat i mąż tłumaczą mi że gdyby nie ten lek Tata nie dałby rady z powodu ogromnego bólu. Kiedy mi to mówią rozumiem, ale juz za chwilę znów wracają myśli że to moja wina, że wszystko przebiegało tak szybko....
Mój kochany Tatuś....tak bardzo za Nim tęsknię....
Dziś są Jego imieniny.....Tato, po raz pierwszy bez Ciebie.....
Kocham Cię Tatusiu....