nasturcja,
sama nie wiem czy przetrwam, no mam nadzieję bo synek ma dwa latka i fajny z niego chłopiec i chciałbym Go wychować,ale czas nastał prawdziwie fatalny.
Wiem naiwna byłam, ale zawsze myślałam,że jak już człowieka coś złego spotka to jest to gwarantem ,że więcej nic złego zdarzyć się nie może.... o moja naiwności!!!!
pozdrawiam
Yhy.O Święta Naiwności Twoja i moja! Ale przetrwamy, obie i wielu z nas tutaj...
A taki brzdąc to super sprawa, fajnie, że masz malucha, to potężny kopniak, by być.
Złe pójdzie i będzie lepiej.
A kysz, a kysz !
_________________ Ten, który walczy z potworami powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas.
Fryderyk Nietzche
Czytam wątek od samego poczatku i utożsamiam się z nim. Otóż mam tatę z rakiem płuc i od tego momentu.. bolała mnie nerka i bałam się iść na USG że to rak albo przerzut, poszłam i nerki zdrowe,kiedyś wyczułam pod szyją zgrubienie, bałam się raka a to był pryszcz:( Boli mnie kość biodrowa to już mam czarne mysli,widze że nie jestem z tym sama..
Moja Mama zmarła na raka jajnika osiem lat temu - pod koniec stycznia dostała diagnozę, w połowie marca już nie żyła. To, co zobaczyłam, co stało się z Jej organizmem na przestrzeni kilkudziesięciu dni, śni mi się do dzisiaj.
Od tamtej pory trwa mój olbrzymi lęk przed nowotworami - "przechodziłam" już raka piersi, ziarnicę, jajnik (kiedy wykryto kilka lat temu torbiel, która potem samoczynnie się wchłonęła), etc., etc. Każdorazowo byłam przekonana, że to koniec, widziałam siebie wychudzoną, bez włosów... no i finalnie wyobrażenie pogrzebu i płaczącą nad trumną Babcię.
Próbowałam się jakoś ogarnąć, z uwagi na Babcię zwłaszcza - to starsza osoba, która przeszła i przechodzi bardzo wiele przez moje lęki, często obiecywałam sobie, że przestanę już Ją męczyć, że wszystko przyjmę godnie i "na klatę", ale paniczny strach każdorazowo jest silniejszy. Przed każdym badaniem profilaktycznym przeżywam horror, w poczekalni zachowuję się nieracjonalnie, o gabinecie nie wspominając... po pozytywnym wyniku krótkotrwała euforia, potem mija parę miesięcy i powtórka z rozrywki.
Kilka lat temu poszłam do psychologa, po dwóch wizytach przerwałam... hm.. leczenie (?) Teorie pani psycholog zupełnie mnie nie przekonały, to samo mogłabym sobie "wyguglać" wpisując w wyszukiwarkę "nerwica" czy "hipochondria". Dowiedziałam się właściwie tyle, że wymyślam fikcyjne problemy, bo mnie prawdziwe życie przerasta. O ile, jak sądzę, potrafię z pokorą przyjąć niewygodny komentarz odnośnie mojej osoby, ten naprawdę nie wydał mi się trafny.
Jakiś czas temu pisałam tu na forum o moich mocno średnich wynikach morfologii i lęku przed białaczką - miałam ponowić badanie krwi z początkiem października, nie poszłam dotąd, bo się boję. Jutro za to pójdę na CA125 - od dwóch dni pobolewa mnie podbrzusze i jestem przekonana, że tym razem się nie wywinę. Próbowałam nawet szukać krzepiacych artykułów o wyleczalności nowotworów we wczesnym stadium, pocieszałam się, że do wieku okołomenopauzalnego u mnie jeszcze dość daleko (to odnośnie szczytu zachorowań na raka jajnika), ale na Dum Spiro... przeczytałam historię parę lat tylko starszej ode mnie kobiety, która zmaga się z rakiem jajnika, odkrytym na podstawie zwiewnych objawów przy rutynowej kontroli (mam nadzieję, że nie przekłamałam) i panika sięgnęła mi zenitu.
Czasem już naprawdę nie mam sił, 27 lat na karku, a - cytując poprzedników- jak wrak człowieka.
Jeśli to fobia, to jedna z najpaskudniejszych, bo nie ma możliwości odizolowania się od źródła lęku.
Szanowni Forumowicze,
Jako że jestem tu nowy, serdecznie Wszystkich witam i gorąco pozdrawiam. Przepraszam, jeżeli piszę w złym temacie lub nawet na złym forum. Mam jednak duży problem, z którym nie mogę poradzić sobie od około dwóch miesięcy. Problem mój wynika z bólu w klatce piersiowej. Mniej więcej od początku listopada zacząłem odczuwać ból w okolicach mostka (po jego lewej stronie), na wysokości sutków. Jako palaczowi oraz (chyba) paranoikowi od razu skojarzyło mi się z rakiem. Im więcej o tym myślałem oraz dotykałem te okolice, tym bardziej bolało. Jest to taki tępy ból, niezbyt mocny. Nie zwiększa się przy głębokim oddychaniu. Oczywiście czytanie o objawach raka było na porządku dziennym. Pocieszające było niewystępowanie innych objawów.
Tak czy inaczej, pod koniec listopada, będąc na wyjeździe poza domem nie dałem psychicznie rady tego dusić. Pojechałem na oddział ratunkowy na badania. Wykonano mi EKG oraz RTG klatki. Stwierdzono, że wnęka lewa nieco powiększona - węzłowa? Dano antybiotyk z diagnozą zapalenia węzłów chłonnych. Oczywiście to doprowadziło mnie do obłędu. Czytając w internecie o objawach i konsekwencjach, postawiłem sobie sam diagnozę. Położyłem się do łóżka i miałem pewność, że już z niego nie wstanę. Zaczęły występować inne objawy raka, nie spałem, nie jadłem. W zasadzie nie robiłem nic. Aby się upewnić w swoich przekonaniach poszedłem na konsultacje do onkologa. Na podstawie dostarczonego przeze mnie RTG nic się nie dało powiedzieć - Doktor zaprosił mnie na oddział. Wykonane miałem ponownie RTG KP oraz USG jamy brzusznej. USG nic nie wykazało. RTG - też OK - lewa wnęka nieco powiększona - naczyniowa. Doktor powiedział, że jedno z naczyń idzie jakoś inaczej i obraz RTG jest jakby w przekroju. Lekarz nie zalecił żadnych innych badań - odesłał mnie do domu stwierdzając brak objawów choroby nowotworowej. Było to na początku grudnia. Do dziś nie mogę się uspokoić. Sprawdzam, czytam, myślę. W klatce bóle miewam cały czas (jeżeli myślę o chorobie). Skutecznie odebrało mi to chęć do wszystkiego. Nie cieszy mnie praca. Ani dom i rodzinka. Ani perspektywa urlopu. Nic.
Przepraszając za długi opis chciałbym zapytać, czy ktoś z Was był/jest w podobnej sytuacji. Co najlepiej robić. Chyba nie uwierzyłem w diagnozę onkologa. Mam 31 lat i strasznie mi ciężko pozbierać się do kupy.
Łączę pozdrowienia,
Rafał.
Zgłosic się do psychologa lub psychiatry, mogą to też byc nerwobóle i wtedy do neurologa .
Jeżeli przebadał cię onkolog i wykluczył chorobę onkologiczną to nie rozumiem co tutaj robisz.
Rafał_81, raki tak nie bolą. A jak już bolą to onkolog nie może tego przegapic, to jest niemożliwe.
Myslenie o chorobie czyli stres wywoluje te bole? To przestaj sie straszyc i idz do dobrego lekarza prowadzacego aby pogadac czy potrzebna dalsza diagnostyka. A moze cos na uspokojenie oraz zajecie sie czyms interesujacym? A najwazniejsze to rzucic palenie!!!!
a ja myślałam,że tylko ja tak mama normalnie odchodzę od zmysłów!
mój mąż ma chłoniaka,jest już prawie końcówka leczenia, jest dobrze, jeszcze czekamy na wyniki PET.A teraz myślę,ze kolej na mnie.Ja mam raka,też w przerzutami.Albo jajnika, albo coś od nogi.Boli mnie stopa, coś tam wyczuwam, niektórzy mówią,ze to pewnie jakieś ostogi,Nieraz jak siedzę,złapie mnie taki ból w śródstopiu,ze az zasyczę.A do lekarza,boję się iść, bo jak by się okazalo,ze mam raka,to nie miałabym siły do walki-jestem słaba psychicznie nawet boje się morfologi.Boję się dowiedziec prawdy
Mój mąż jest na dobrej drodze-ale połowa sukcesu to pozytywne myślenie!
Pacjenci boją się nowotworów. Dlatego tak źle wygląda u nas profilaktyka antynowotworowa poddawanie się badaniom wykrywającym raka czy badaniom kontrolnym po przebytej chorobie.
1. Jedna z przyczyn niechęci to straszenie śmiercią.
2. Do badań profilaktycznych i wsłuchiwania się w swoje ciało nie zachęca ulotka zaczynająca się od słów:;Codziennie o chorobie nowotworowej dowiaduje się 300 Polaków, codziennie umiera 200 lub Co czwarty Polak zachoruje na raka, a co piąty na niego umrze.
3. W podobnym, ponurym tonie sformułowane były zaproszenia kobiet na bezpłatną cytologię. Zaproszono 6 mln kobiet, skorzystało tylko pół miliona. Doktor Janusz Meder twierdzi, że nie można się zniechęcać. W Holandii nieufność kobiet, wynikająca z przekonania lepiej nie wiedzieć, trwała osiem lat. U nas trzeba jeszcze na to poczekać.
4. Kolejne zaproszenia na cytologię będą w Polsce formułowane w znacznie radośniejszym tonie. Polacy są przeświadczeni, że rak to wyrok mówi dr Janusz Meder.
Jeśli uda się zwalczyć to myślenie, zachęcić kobiety do badań, to być może osiągniemy stan Finlandii, gdzie dzięki upowszechnieniu cytologii śmiertelność z powodu raka szyjki macicy zmniejszyła się aż o 80%. Jak daleka jest przed nami droga, niech świadczy fakt, że zebrani w Poznaniu onkolodzy już w 1953 r. ogłosili kres raka szyjki macicy. Uznano wtedy, że jeśli cytologia jest tak tania i tak prosta, za 50 lat ten nowotwór będzie niezwykle rzadki. Tymczasem jest zupełnie inaczej… Oczywiście, nie można powiedzieć, że postęp medycyny jest mały.
Mamy często nawet do czynienia z propagandą sukcesu, czyli hurraoptymistycznymi informacjami o lekach na całe zło. Najczęściej jednak nie wspomina się o tym, że eksperymenty prowadzone są na myszach, a po kilku miesiącach o cudownym wynalazku już się nie mówi.
Niewątpliwie największym realnym sukcesem medycyny jest uczynienie z raka choroby przewlekłej. Jednak by lekarz mógł ją opanować tak jak cukrzycę czy nadciśnienie, musimy dać mu szansę. I znowu wracamy do zasadniczej sprawy: potrzeby wsłuchiwania się w swoje ciało. Lepiej być hipochondrykiem niż zbyt późno zdiagnozowanym przypadkiem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum