Witam.
Kolejny dzień przyniósł: tętno 70, ciśnienie 90/60, saturacja 98 (momentami 100). Wysięki ogromne z opuchniętych rąk. Na nogach pojawiły się wybroczyny (takie jak na klatce piersiowej, twarzy) - czyli mamy problem z płytkami bo są poniżej normy (mimo przetaczania krwi nie podnoszą się). Kiepsko też jesteśmy z albuminą. Tacie sinieją palce, często ,,klipsik'' nie wychwytuje czynności i jest przenoszony na płatek ucha. Drenaż opłucnej dalej utrzymany (przetoka płucna nie ulega poprawie).
Dziś opowiadałam tacie o wszystkim i niczym, zmarszczył brwi jak powiedziałam, że na obiad zrobię jajecznicę

Tata ogromnie lubił gotować, więc chyba był zdegustowany moją ,,obiadową potrawą''. Głaskałam po głowie, poczesałam, wsmarowałam na nowo balsam na te chude nóżki, poczytałam gazetę, opowiadałam co w domu, włączyłam radio... Pragnę wierzyć, że część z tego dociera (mimo ciągłych wlewów rozmaitych leków sedacyjnych).
Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie, za to, że jesteście, służycie wiedzą i doświadczeniem, mądrą radą i zdroworozsądkowym podejściem. To forum i Wy staliście się pewnego rodzaju oazą na chwilę wyciszenia, uspokojenia...