U Nas o dziwo ciut lepiej. Partner zaczął lepiej ruszać rękami i głową w każdą stronę, no i przede wszystkim zaczał jeść - i nawet nie chodzi o to, że coś skubnie. On je np. cały obiad z dwóch dań. Jestem w szoku, bo do tej pory - odmawiał jedzenia.
Myśli są nadal splątane i rzeczywistość miesza się jakby ze snem - ale pewnie nie ma co się dziwić skoro dostaje morfinę.
Pozdr Was ciepło i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Tak, dostaje deksametazon i przez to jest strasznie nerwowy. Zmiany nastroju są bardzo widoczne. Potrafi się wściekać a za chwilę płakać i tak w kółko.
Po sterydach tez tak miałam, (nerwy pod skórą) płacz nie wiadomo z czego, ale i apetyt większy.
Jak ma apetyt to niech je, nabierze sił, a będą Mu potrzebne. Pozdrawiam i życzę zdrowia i dużo cierpliwości.
Moja druga połowa coraz słabsza. Serce krwawi jak na Niego patrzę.
Oprócz niedowładu nóg, ręce też już odmawiają posłuszeństwa. Partner sporo schudł przez te ponad 1,5 miesiąca - myślę, że co najmniej 20 kg.
Jeszcze mnie poznaje, rozmawia. Dziś zauważyłam jak trzęsie Mu się broda tak jakby było Mu zimno. Powiedział, że to taki głód narkotyczny. I rzeczywiście gdy dostał zastrzyk z morfiny - przeszło.
Czuję się taka bezsilna i bezradna.
Każdy nieznany dzwoniący do mnie telefon doprowadza mnie do szybszego bicia serca - bo myślę już o najgorszym.
Gdy patrzyłam na moją mamę jak w ciągu kilku dni zmieniła się z silnej kobiety w małe dziecko nie kontrolujące swojego zachowania też serce mi pękało, też czułam się bezradna i bezsilna Tak już jest z nami ludźmi w takiej sytuacji...przychodzą myśli "a może mogłam coś więcej zrobić ".Gdy o 5:30 rano zadzwonił telefon, dokładnie 5 godzin później jak widziałam moją mamę ostatni raz, wiedziałam z czym dzwoni, wiedziałam, że zadzwoni nad ranem i czułam się jak bym na niego czekała,nie dlatego, że chciałam aby mama odeszła a dlatego że w nocy jak odchodziłam od jej łóżka wiedziałam że nastąpi to dzisiaj...za chwilę. Odeszłam bo bliscy czasami nie chcą odejść przy ukochanych, chcą zachować ich daleko od spotkania że śmiercią. Tak też zrobilam po rozmowie z pielegniarką hospicjum, one wiedzą, poszłam do domu. Na pewno będziesz wiedziała że to już czas, poznasz tą chwilę, nie musisz denerwować się każdym dzwonkiem. Teraz pomyśl o sobie, będziesz potrzebowała dużo siły, odpoczywaj. Staraj się nie denerwować i tak wiesz że kiedyś to nastąpi, że niedługo. Trzymaj się, jesteśmy tu z Tobą.
_________________ Walka trwa, nawet jak się skończy będzie trwała tylko, że w pojedynkę.
Edka1977, dzięki za dobre słowa. To bardzo budujące, że ktoś jednak o mnie myśli i pamięta. W życiu tak naprawdę zostałam z tym wszystkim sama.
Takie sytuacje bardzo szybko weryfikują "prawdziwych przyjaciół" - niestety nikt nie został.
Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale ja czasami się czuję jakbym była trędowata.
Ludzie niestety jak choroby są nieprzewidywalni. Z moich obserwacji wygląda to tak: kiedy się rozwiedziesz uciekają od ciebie wszystkie koleżanki bo boją się że zabierzesz im męża, podobnie jest z owdowieniem,kiedy zaczynasz chorować wszyscy boją się, że się zdążą, kiedy zaczyna ktoś z twoich bliskich chorować uciekają bo boją się że poprosisz ich o pomoc Niestety tak bywa z niektórymi "przyjaciółmi". W mojej chorobie a walczę z czerniakiem przyjaciółka przy mnie została, mój mąż traktuje sprawę jak gdyby nigdy nic się nie stało co trochę mi z tego powodu przykro, teściowa w ogóle nie zwraca uwagi na to myśląc że choroba jak migrena zaraz minie a za to ona jest najbardziej chora i na wszystko. Przy mamie mojej pozostały tylko siostry i to też na telefon, jedyna tylko przyjechała do Polski pomóc mi opiekować się mamą kiedy leżała w szpitalu i też najbardziej to wszystko przeżyła. Więc jak widzisz ludzie są różni ich strach wynika z niewiedzy. Głowa do góry, nawet kiedy pozostałaś sama i tak dasz radę. Jeśli mogę coś jeszcze doradzić a jest to sprawa delikatna, w moim przypadku bardzo pomogła mi modlitwa po cichu, w sercu, do Boga.Nigdy nie byłam specjalnie biegająca do kościoła ale wpadłam tam też zapalić świeczkę ostatnimi czasy. Było mi wtedy lżej, jak sam na sam z prawdziwym przyjacielem.
[ Dodano: 2019-01-19, 22:22 ]
Poprawka. Miało być zarażą.....a nie zdążą )
_________________ Walka trwa, nawet jak się skończy będzie trwała tylko, że w pojedynkę.
kaska.k80, przez to przeszła częściowo moja mama:( u niej Dzięki Bogu Bóg nie pozwolił by tak długo cierpiała, bo to jest najgorsze :(
Trzymajcie się, a przede wszystkim Ty sie trzymaj !
Do sił Ci życzę
Edka1977, masz całkowitą rację z tymi "przyjaciółmi" czy nawet rodziną. Jeszcze Ci którzy zostawią nas w spokoju - to pół biedy, są jeszcze gorsi - Ci, którzy tylko "doradzać" i mądrzyć się potrafią.
Moja druga połowa jest w szpitalu już ponad 7 tygodni. I tak naprawdę przez cały ten czas już nie chodzi. Miał naświetlania głowy przez dwa tygodnie na samym początku i tak się zastanawiam, czy w ogóle jest tego jakiś efekt.
Dziś wpadłam na pomysł by masować te prawie już nieruchliwe ręce. Prawa jest w gorszym stanie taka podkurczona a dłoń zwinięta w ślimaczek. O dziwo to trochę pomogło. Wyprostował ręce i palce. Stałam tak nad Nim trzy godziny i na zmianę masowałam raz jedną raz drugą rękę.
Zastanawiam się tylko czemu np. nikt nie "rehabilituje" tych rąk. Przecież gdyby ręce były bardziej sprawne to mógłby się chociaż sam napić ….. a tak to wymaga non stop opieki, bo mięśnie już zanikają.
Kasiu, widzisz, takie to wszystko beznadziejne :( Masaże dużo dają. Mama siedziała tak z tatą i cały czas masowała ręce. Robiła mu takie maleńkie kanapeczki i prawie do śmierci udawało się mu samemu zjeść.
Podziwiam Cię herosko, trzymaj się.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum