Czy wie ktoś, lub może czy ktoś stosował na ochronę przełyku coś innego niż siemię?
Słyszałam, że są jakieś inne dobrze pomagające produkty.
Billyb, wspominał w wątku Banialuki, że są jakieś mleczka, ale nazwy nie znam.
jusia mojej mamie lekarka kazała jeszcze poza siemieniem pić dużo kiślu,podobno tez działa osłonowo myślałam że może powie o jakimś mleczku czy tym podobne ale zleciła tylko siemie i kisiel więc nie wiem czy nie zna innych preparatów czy uważa za mniej skuteczne
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
Dziękuję Banialuka!
Słyszałam, że kisiel też dobrze działa i jak tata był w domku to gotowałam. Teraz kupiłam mu słodką chwilę .
Właśnie tata dzwonił i mówił, że dziś znowu zrobi sobie siemię i sprawdzi jak będzie się czuł. Może to był zbieg okoliczności, że wtedy tak go brzuch rozbolał.
Mówił też, że przy przełykaniu go boli i dostaje takiej jakby czkawki.
No cóż, jak się coś dowiem o innym produkcie działająco osłonowo to dam Ci znać, bo wiem, że też interesuje Cię to, a jak Ty się dowiesz, to daj mi znać .
Pozdrawiam!
Tatko jest na przepustce
Kaszel się zmniejszył, nawet dość znacznie.
Znowu zaczął pić siemię, bo przełyk mocno dokucza.
Ma takie leki: Amlzepin, Thiocodin, Tramal, Poltram, Hydroxyzina, Acard.
Dostaje na miejscu też jakieś kroplówki - najprawdopodobniej przeciwpadaczkowe (tak tacie lekarka powiedziała) i inne.
Poprawiła się troszkę spirometria i dostał skierowanie na rtg płuc.
Mnie na przełyk pomagał kisiel słodka chwila, ale jeszcze bardziej budyń Słodka Chwila, robiony nie na wodzie, lecz na mleku skondensowanym. Jakoś znosił na długo "tarcie". No i lody, ale nie owocowe (bo kwas).
Zjechałam z urlopiku na weekend, aby być z tatą w domciu.
Niby się bardzo dobrze czuje, ale na przepustkach wolę go mieć na oku .
Tata ostatnio miał robiony rtg płuc i lekarka powiedziała, że jest bardzo zadowolona z wyniku -nie wiem czy to znaczy, że guz zmniejszył się, czy też, że nie powiększył się?
A tak ogólnie to ani się nie obejrzeliśmy, a już jesteśmy na końcówce naświetlań - jeszcze tylko 7 razy i w następny wtorek koniec.
Nie mam pojęcia co dalej.
Czy jeszcze jakieś leczenie będzie włączone? Powtórna chemia?
Skoro się poprawiło to czy jest możliwe jakieś dalsze konkretne leczenie??
Patrząc na dobre samopoczucie taty, mam wrażenie, że będzie tak wiecznie, że to tylko była chwilowa choroba, że zniknie to i będzie ok....
Mam ogromny mętlik w głowie, nie wiem co sądzić na temat tej choroby - to, że nie jest uleczalna mówiono już mi tysiące razy, ale to równie dobrze może znaczyć, że minie bardzo dużo czasu aż się pogorszy - miesiące, lata?
Czy też naświetlania dały tylko krótką chwilową poprawę?
Przepraszam, że Was zamęczam i że tak się rozpisałam, ale już nic nie wiem.....
Nie lubię żyć w niepewności, zawsze mam wszystko zaplanowane i ułożone, a w tej chorobie tak się nie da!
Jusiu, cały sens tego leczenia polega na tym, żeby chorobę śmiertelną zamienić na przewlekłą. I to się udaje. Są tygodnie, a nawet całe miesiące, gdy jest naprawdę coraz lepiej - jakby już blisko zwykłego funkcjonowania. I potem: bum! - coś się wydarza, więc kolejna chemia, albo brachyterapia, albo co... Kolejny spadek formy. Powolne wygrzebywanie się - i bum!
Jednak na badania nad nowymi lekami idą olbrzymie pieniądze z odszkodowań firm tytoniowych (amerykańskie) i dotacje europejskich firm farmaceutycznych. Więc ciągle jest szansa...
Ale ze szczegółowym planowaniem leczenia możesz się pożegnać. Każdy pacjent jest przypadkiem skrajnie indywidualnym, bo i rak - to choroba indywidualnych, osobniczych komórek, które ześwirowały. Więc ja się już nauczyłam, że w tej chorobie wiadomo, że nic nie wiadomo. Przestałam wybiegać w przyszłość - mój horyzont zdarzeń sięga raptem tygodnia.
Są tygodnie, a nawet całe miesiące, gdy jest naprawdę coraz lepiej - jakby już blisko zwykłego funkcjonowania. I potem: bum! - coś się wydarza,
Zgadza się JaInko, już przekonałam się podczas taty choroby, że tak jest. Więc już boję się cieszyć z poprawy...
JaInka napisał/a:
Każdy pacjent jest przypadkiem skrajnie indywidualnym,
Tu także się zgadzam. Właściwie, to wiem o tym i też nie wybiegam zbytnio w przyszłość, ale jednocześnie chciałabym wiedzieć co dalej.
Nie potrafię opisać tego co czuję..
Jusia,
zastanawiałam się chwilę czy naprawdę chcesz wiedzieć. I mam nadzieję, że się nie pomyliłam, bo sądzę że tak, że chcesz.. I że tego potrzebujesz.
Pierwsza sprawa: nie można w żadnym wypadku porównywać choroby JaInki - płaskonabłonkowego raka płuca, nie będącego niskozróżnicowanym, do bardzo agresywnej postaci słabo zróżnicowanego histologicznie gruczolakoraka, posiadającego ponadto komponenty postaci mieszanej.
Rak płaskonabłonkowy jest typem raka płuca najwolniej się rozwijającym i najpóźniej dającym przerzuty odległe. Przerzutuje zresztą głównie drogą chłonną. Generalnie jest odmianą raka płuca najlepiej rokującą.
Gruczolakorak natomiast od razu rokuje gorzej, wyróżnia się bowiem tendencją do szybkiego rozsiewu drogą krwionośną (a nie limfatyczną). Tu mamy dodatkowo do czynienia z gruczolakorakiem niskozróżnicowanym, co sprawia, że przebieg choroby jest bardzo agresywny. Dowodów nie trzeba długo szukać - zaaplikowano kilka kursów chemioterapii, po czym - po krótkim upływie czasu - stwierdzono progresję. Typowe niestety dla tej postaci histologicznej ...
Radioterapia paliatywna dedykowana jest własnie polepszeniu samopoczucia pacjenta bez obciążania go uciążliwymi skutkami radykalnych naświetlań. Ma spowodować, by pacjent dobrze się czuł - i udało się, naświetlania spełniły swoją rolę.
Trzeba jednakże pamiętać o tym, że jest to leczenie miejscowe i nie jest w stanie zapobiec rozsiewowi. Zresztą - jeśli punktem wyjścia było zajęcie przez niskozróżnicowanego raka płuca węzłów chłonnych śródpiersia, można przyjąć że była to już właściwie postać rozsiana (stąd odstąpienie od radykalnej operacji).
Naświetlania zmienionych przerzutowo węzłów chłonnych dają niestety taki sobie skutek - stąd, jak sądzę, paliatywnie naświetlane są u Twojego taty okolice guza pierwotnego, gdzie pod wpływem rozrostu tkanki nowotworowej zapewne doszło np. do niedrożności oskrzela, zalegania wydzieliny, niedodmy części miąższu płucnego itp. Dzięki paliatywnej radioterapii nastąpiła częściowa regresja guza, wystarczająca jednak by znieść lub znacząco ograniczyć objawy kliniczne towarzyszące mocno zaawansowannemu naciekowi.
Może być to poprawa znaczna, jak najbardziej. Jednak jest jedynie czasowa.
W każdej chwili można spodziewać się objawów klinicznych związanych z zajęciem innego narządu, a z czasem powrotu dolegliwości ze strony klatki piersiowej.
To, że badania obrazowe nie wykazały dotąd obecności przerzutów odległych nie świadczy niestety, że ich nie ma - zresztą nigdy nie podsumowuje się wyniku ujemnego "brak przerzutów odległych" tylko "przerzutów odległych nie stwierdza się".
Oznacza to, że nie wykryto ognisk, które jest w stanie potwierdzić badanie obrazowe - a więc mogą być, lecz np. małe.
To, że tata obecnie dobrze się czuje nie oznacza więc, że choroba "stanęła" w miejscu - regresja jest jedynie miejscowa. Gdzieś tam jest w tej chwili progresja - nie wiemy tylko gdzie, bo nie powoduje jeszcze objawów kliniczych,
Jusia, nie ma co niestety liczyć na to, że niskozróżnicowany gruczolakorak płuca może stać się chorobą przewlekłą. Jeśli nastąpiła znacząca poprawa, to ma ona szanse utrzymać się może przez kilka tygodni, a może przez 2-3 miesiące. A może jedynie dni? Tego nie wiemy - bo nie wiemy gdzie nastąpił rozsiew i kiedy spowoduje objawy.
W każdym razie z ręką na sercu i bardzo ciepło Cię przytulając rekomendowałabym Ci traktowanie obecnego pozytywnego okresu jako być może ostatniego kiedy tatę widzisz w ten sposób.
Choroba będzie przebiegała coraz agresywniej, leczenie onkologiczne bowiem - szczególnie raka niskozróżnicowanego i heterogennego (postać mieszana) - sprawia, że część komórek raka obumiera, a część z nich ulega jedynie uszkodzeniu - te ostatnie zaś dzieląc się stworzą zmutowane potomstwo, słabo wrażliwe lub niewrażliwe już wcale na leczenie cytostatykami bądź na naświetlanie.
Kolejne bitwy będą więc już toczone w innym celu, np. by znieść ból, ułatwić oddychanie, zniwelować inne przykre objawy - jednak nie przywrócą już tacie formy, którą ma teraz.
W tej postaci histologicznej raka płuca trzeba się liczyć z krótkim i agresywnym przebiegiem choroby. Proponuję to traktować w ten właśnie sposób - szanse bowiem na to, że będzie inaczej są dosłownie nikłe.
Oczywiście tata nie musi znać tych realiów - powinien się cieszyć obecną 'normalnością' - i daj Boże, by mógł jak najdłużej.
Ty jednak chciałaś wiedzieć na co powinnaś być gotowa - ja Cię rozumiem, również bym chciała.
zastanawiałam się chwilę czy naprawdę chcesz wiedzieć. I mam nadzieję, że się nie pomyliłam, bo sądzę że tak, że chcesz.. I że tego potrzebujesz.
DumSpiro-Spero napisał/a:
Ty jednak chciałaś wiedzieć na co powinnaś być gotowa - ja Cię rozumiem, również bym chciała.
Tak DSS, chcę wiedzieć wszystko co możliwe na ten temat, nawet jeśli jest to tak boląca prawda.
W głębi siebie czuję, że takie dobre samopoczucie taty nie potrwa długo, ale moje drugie ja, łudzi się, że damy radę wygrać...
DumSpiro-Spero napisał/a:
paliatywnie naświetlane są u Twojego taty
No właśnie tak myślałam, że w takim stadium to są paliatywne naświetlania, ale lekarze mówią, że to radykalne, no i jest ich 30...
DumSpiro-Spero napisał/a:
Oczywiście tata nie musi znać tych realiów -
Oczywiście, że tacie nie mówię takich wiadomości, niech nie ma świadomości, że jest aż tak źle... chociaż ile on się domyśla to nie mam pojęcia, albo naprawdę nie wie, albo dobrze przede mną to ukrywa.
Dziś rozmawiałam z taty lekarką(onkolog radioterapeutką).Powiedziała ,że oczywiście o wyleczeniu nie ma mowy,teraz to jest walka o przedłużenie życia,a o ile sie uda tatę przeciągnąć na naszą stronę ,to nie wiadomo...
zakonotowałam więc sobie, że tata Twój ma być leczony paliatywnie.
Ponadto od leczenia radykalnego dyskwalifikują ogniska przerzutowe w prawym płucu (to jest bowiem IV stopień zaawansowania choroby). Standardy leczenia onkologicznego mówią również, że przy znacznie zmienionych przerzutowo węzłach chłonnych śródpiersia nie wdraża się radykalnego leczenia miejscowego (chirurgiczne / radioterapia) ze względu na fakt, że nie poprawia ono wyników leczenia i nie przedłuża pacjentowi życia. Obarcza go za to dużym ryzykiem powikłań.
Nie wiem jakie były okoliczności, w których zadecydowano o radykalnym naświetlaniu. Tylko... Ogniska przerzutowe również naświetlają?
O naświetlaniu radykalnym (które stosuje się do st.zaawansowania IIIB raka płuca) mówimy gdy łączna zastosowana dawka promieniowania jonizującego wynosi 60-70 Gy.
Zbyt mało jest danych by wypowiadać się jaką i dlaczego taką a nie inną terapię zastosowano.
Przytulam mocno i nawet nie wiesz jak mi smutno widząc jak się miotasz i boksujesz z myślami - tak bardzo chciałabym się mylić..
Jeśli chciałabyś rozmawiać z lekarzem i potrzebne byłoby Ci wsparcie (by wiedzieć o co go zapytać) daj znać. Jeśli w czymkolwiek mogę się przydać - chętnie pomogę.
Ściskam.
Dokładnie to we wtorek będę wiedzieć jaka była dawka i jakie miejsca naświetlano.
Teraz radioterapeutka jest na urlopie, ale we wtorek tata kończy i wypis będzie.
Pewnie poradnia onkologiczna nas czeka, więc jeśli mogę prosić o pomoc jakie sensowne, konkretne pytania mogę zadać lekarzowi to będę bardzo wdzięczna (o ile oczywiście, będę mieć możliwość rozmowy bez taty ...)
Jusia,
jeśli tak, to w zasadzie z wypisu dowiemy się wszystkiego.
Jeśli w wypisie nie byłoby takich informacji to warto by było zapytać:
Jakie dokładnie obszary zjęte chorobą naświetlano: okolice guza w płucu? śródpiersie ze zmianami węzłowymi? a zmiany w innym płacie płuca, które widać w TK (i mogą być meta)? Czyli CO DOKŁADNIE BYŁO NAŚWIETLANE.
Jaką dawkę łączną zastosowano na naświetlany obszar?
Czy było to naświetlanie z założenia radykalne czy paliatywne?
Jeśli uważano od początku, że naświetlania nie wyleczą taty, to dlaczego zastosowano radioterapię radykalną a nie paliatywną - jaki efekt miał być przez to osiągnięty?
Kiedy powinno się wykonać kontrolne badanie obrazowe, które w pełni odpowie, jaki efekt dały te naświetlania?
Polecam starą i sprawdzoną metodę - karteczkę z pytaniami i długopis w ręku Widząc taki 'sprzęt' w ręku pytającego zawsze padają dokładniejsze odpowiedzi, a Tobie się nic w stresie z takich pytań nie 'ulotni'. A zapisywać masz prawo - nie jesteś bowiem biegła w sprawach medyczych (też masz do tego prawo, bo nie jesteś lekarzem) i masz prawo sobie potem w spokoju pewne sprawy przeanalizować.
Ściskam.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum