Panie Jezu, codziennie ludzie umierają:
w szpitalach, domach, giną w wypadkach na ulicy,
w katastrofach.
Są wśród nich ludzie starzy i młodzi,
dobrzy i źli.
Śmierć ich zabiera.
Nie pamiętaj tego, co było w ich życiu złe,
a doceń to, co uczynili dobrego.
Spraw, aby czym prędzej spotkali się z Tobą w Niebie
modlili się tam za nas i czuwali nad nami.
A my, co płaczemy po ich śmierci,
byśmy przestali odczuwać ból i pustkę ogromną po ich stracie.
My mamy przecież zachowane fotografie naszych bliskich
i zostały ich dobre uczynki.
Modlimy się za nich i świecimy znicze na ich grobach.
Panie Jezu, daj wieczny odpoczynek naszym zmarłym
i zachowaj w nas dobrą pamięć o nich.
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
14 czerwiec...wydaje się jakby to było wczoraj bo ból i rozpacz wciąż te z taką samą mocą targają mym sercem.Za kilka godzin a dokładnie o 12,57 minie miesiąc od tej strasznej chwili, gdy odszedł mój mąż..a ja wciąż roztrząsam od nowa to co się stało..i rozmyślam, co zrobiłam nie tak, czego nie dopatrzyłam, dlaczego tak się stało??? czy tak musiało być!!!!!
I dlaczego lekarze w ŚCO nie rozumieli co się do nich mówiło..a ja powtarzałam - to co powiedziała pani prof. z COI , oraz to, co wyczytałam w Waszych odpowiedziach do mnie - jak mantrę, że rak gruczołowy nie jest podatny na chemię, i że nie ma widocznego pogorszenia w płucach i w tym przypadku należało się wstrzymać i nie podawać Alimty......bo podczas tej chemioterapii i po niej u męża wystąpiły WSZYSTKIE książkowe skutki uboczne opisywane dla tego typu chemioterapii..
A druga sprawa, to obie chemioterapie zostały po prostu odbębnione.. w obu nie było zlecenia na kontrolne badania po 2 czy też 3 wlewie...
I kogo za to winić??? w tej chwili winię samą siebie..ale za co??? za to, że nie dopilnowałam lekarzy??? Przed ostatnią chemioterapią namawiałam męża aby nie wyraził na nią zgody, prosiłam też lekarza zlecającego, by osunął termin jej podawania o 2 - 3 miesiące, by jeszcze raz można było zrobić rezonans i tomograf, ale mąż bał się, że jeśli odmówi to nie będą go już chcieli dalej leczyć...
I tak jak przewidział..już nie leczą, lecz z zupełnie innego powodu...
[ Dodano: 2012-07-14, 08:22 ]
Powiedz mi proszę,
- jak tam jest,
no wiesz,
tam gdzie jesteś teraz.
Czy tak jak mówią, wszystko masz
i nic tam nie boli i nie doskwiera?
Powiedz mi proszę,
jak tam jest,
czy są tam łąki wiecznie kwitnące?
Czy tak jak mówią,
nikt nie płacze
i zawsze tam dla Was świeci słońce?
Powiedz mi proszę,
jak tam jest,
no wiesz,
- tam gdzie jesteś teraz.
Bo w końcu przecież każdy z nas
prędzej, czy później się tam wybiera.
[ Dodano: 2012-07-14, 08:24 ]
Nakłoń, Panie, ucho ku prośbom pokornie przeze mnie zanoszonych do Twego miłosierdzia
i umieść w krainie pokoju i światłości duszę mojego męża,
której kazałeś odejść z tego świata, oraz włącz ją do społeczności Twoich Świętych.
Spraw, proszę Cię, Panie, aby ta modlitwa wyjednała zbawienie duszy Twojego sługi Janusza.
Proszę Cię, Panie, uwolnij od więzów grzechu duszę Twojego sługi Janusza, aby wskrzeszony żył w chwale zmartwychwstania wśród Twoich świętych i wybranych.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Tereso,
KOchana Nasza, Ty się nie wiń za nic! Ty przecież robiłaś wszystko co możliwe, a nawet więcej!!!! Biegałaś po lekarzach, dzwoniłaś, chodziłas na wizyty, szukałaś wszędzie pomocy...
Byłaś niezwyklym wsparciem dla swojego Męża! niezwykle waleczną i hardą, szukającą wszędzie pomocy Żoną...To nie Twoja wina Teresko, nie twoja....
Strasznie ten czas leci. To juz miesiąc.
Niech Twoj Mąż odpoczywa w pokoju...
asereT jak bardzo Cię rozumię Moja mamusia jeszcze żyje ale mam tak samo, nie moge spac, jeść bo bije się z myślami dlaczego nie zadziałałam wcześniej, dlaczego nie udałam się do innego ośrodka Jak się okazuje stent powinien być zakłądany w listopadzie ubiegłego roku a nikt nam o niczym nie powiedział, nikt nie uprzedził co będzie dalej, nawet nie chciała nam dać skierowania na TK szyi A teraz? - teraz każdy rozkłada ręce że za późno , a przecież byliśmy pod opieką onkologa do diabła.
Przepraszam za swoje żale w Twoim wątku ale wiem że to uczucie będzie mną targać już chyba do końca życia że tak zaniedbałam i nie szukałam pomocy gdzie indziej.
Bardzo mi przykro i współczuję
Życzę dużo siły
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
To już dziś minął miesiąc jak towarzyszyłam Januszowi w jego ostatniej drodze na tej ziemi... jak pożegnałam męża...a mnie się wydaje że jeszcze nie minął tydzień.. żyję - nie, nie żyję, tylko wegetuję rozmyślając i roztrząsając ostanie miesiące.... każdą minutę,godzinę, każdy dzień i każdą noc... i mam coraz więcej wątpliwości, coraz więcej rozgoryczenia i oskarżeń... Oskarżam między innymi i siebie, że nie dopilnowałam, że nie obroniłam...
A dziś nadszedł dzień ( jest taki przesąd lub prawda, że kwiaty, wiązanki i wieńce z grobu sprząta się dopiero po miesiącu) uporządkowania grobu... więc posprzątałam zwiędłe kwiaty, pożółkłą uschniętą jedlinę, wyrzuciłam szkło po wypalonych zniczach i lampionach....a w sercu miałam krwawiącą ranę... i dalej me serce krwawi...
W pustym mieszkaniu słyszę tylko echo swoich kroków... brzęczącą w uszach nieznośną ciszę... i czuję ogromną pustkę wokół siebie i w środku we mnie....
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
jutro mija 5 miesięcy od śmierci taty.. czy jest lepiej? niestety nie... czasem w wirze pracy człowiek się zapomni, czasem nawet się uśmiecha.. i znów nadchodzi chwila gdy łzy płyną jak oszalałe, i głuchy krzyk się z człowieka wydobywa.. i czuję się tak jakby odszedł przed momentem, znów mam przed oczyma tą okrutną noc, znów słyszę każde słowo, jęk...
Teresko słusznie napisałaś, że są dni, których nie powinno być.
Nie napiszę Ci, że będzie lepiej, bo niestety tak nie będzie.
Tęsknota będzie z każdym mijającym dnie rosła, aż do bólu....
Ja też siebie obwiniam o wszystko, że nie dopilnowałam, że nie naciskałam......
Chociaż wiemy , że ta paskudna choroba i tak by wygrała, ale przecież może udałoby się jeszcze trochę czasu ukraść losowi.....
Ech okropny los zostawił Nas same....
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
a ta samotność jest strasznie bolesna... nie ma do kogo otworzyć ust, by zwierzyć się jak minął dzień...
a jak mija dzień za dniem..ciągle tak samo.. w uszach dzwoni cisza... coś tam gdzieś zachrobotało..a ja nadstawiam ucha... i biegnę, czy to aby........... nie, to nie mąż..męża już nie ma w naszym mieszkaniu... jest tylko w mym sercu.... w myślach i snach... ale to i tak boli.... i skąd się bierze tyle łez ???? myślę że już nie ma ich..ani kropelki..a jednak wciąż ciekną ciurkiem po mej twarzy.... No ale przecież organizm nasz składa się w przeważającej części z wody... Niedługo utonę chyba w swych łzach...
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
asereT, byłaś dla mnie wzorem "walczącej żony".
Jest masa osób, których bliscy chorują, a oni zapytani o rodzaj nowotworu mówią - no, złośliwy. Nie my tu jestesmy od leczenia. Nie mamy wiedzy medycznej i doświadczenia wystarczającego do "dyskutowania z lekarzami". Ale mimo wszystko Ty byłaś lekarzem swojego męża. Pilnowałaś, obserwowałaś, biegałaś za lekarzami, załatwiałaś. Tylko Ty wiesz jak ciężka to czasem była walka.
Co więcej mogłaś zrobić? Co może zrobić matka, która traci dziecko? Żona która traci męża? NIC. Walczyłaś o swojego męża ale Jego los był już przesądzony. Jesteś wierząca to wiesz, że z planami Boga nie mogłaś wygrać.
Twój mąż teraz jest spokojny, szczęśliwy. Swoją miłością "wymodliłaś" mu niebo. Patrzy na Ciebie i czeka. Jeszcze się spotkacie. Ale na razie musisz strarać się pozbierać i nauczyć żyć na nowo. Sama. Dla siebie, dla innych. Możesz być pomocą dla wielu ludzi, choćby Tu na forum.
Tak bardzo mi przykro, że los bywa tak okrutny.
Ja jeszcze nie do końca ogarniam sytuację i jeszcze nie rozumiem jak to się stało...ale mam pytanie.. czy mąż nie powinien być przewieziony na Oddz. kardiologiczny, który znajduje się niedaleko otolaryngologii (przejście tzw. rękawem to tylko kilka metrów dalej..) a nie zbieranie się raz na dobę konsylium kardiologów gdy wskaźnik troponiny
T hs był ogromnie wysoki i zwiększał się stale?? ...122,,8 ng/l.... 152,3 ng/l... 171,4 ng/l i w takim stanie wypisali ze szpitala i przywieźli mi do domu, wlokąc go jak worek kartofli za nogi i ręce??? czy nie była potrzebna pomoc kardiologiczna już po pierwszym stwierdzeniu tak wysokiej obecności troponiny... a co za tym idzie do martwicy mięśnia sercowego...
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Droga Tereniu, już nic nie zmieni "gdybanie"......mój Mąż już nie żyje 11 miesięcy, ja też mam do dziś takie myśli, a gdyby............
Stracił przytomność na dwa tygodnie przed śmiercią , wezwałam pogotowie ok. 17.00 - stwierdzili , że takim osobom nie udzielają pomocy, lekarz spojrzał w kartę szpitalną, ok. 22.00 ponownie wzywałam pogotowie, nieprzytomny dostał ataku padaczki, cały siny, fioletowy,przyjechali szybko, ale, ten sam zespół karetki, w drzwiach mi powiedzieli , że już mi mówili że nie udzielają pomocy osobom z tak zaawansowaną chorobą nowotworową, a ja powinnam się leczyć psychicznie. Tak, było to okrutne stwierdzenie, ale teraz wiem że mają takie wytyczne, bo nie ma sensu przedłużać życia o minuty, godziny, kiedy pacjent jest nieprzytomny i nie rokuje na jakąkolwiek poprawę.
Nie płacz, podobno jak płaczesz ciągle, to Mąż to widzi i też jest Jemu ciężko, zapal lampkę, połóż kwiatki i pomódl się za duszę.
Serdecznie pozdrawiam
_________________ Teresa
Mąż odszedł 19.09.2011 DRP
Stracił przytomność na dwa tygodnie przed śmiercią , wezwałam pogotowie ok. 17.00 - stwierdzili , że takim osobom nie udzielają pomocy, lekarz spojrzał w kartę szpitalną, ok. 22.00 ponownie wzywałam pogotowie, nieprzytomny dostał ataku padaczki, cały siny, fioletowy,przyjechali szybko, ale, ten sam zespół karetki, w drzwiach mi powiedzieli , że już mi mówili że nie udzielają pomocy osobom z tak zaawansowaną chorobą nowotworową, a ja powinnam się leczyć psychicznie. Tak, było to okrutne stwierdzenie, ale teraz wiem że mają takie wytyczne, bo nie ma sensu przedłużać życia o minuty, godziny, kiedy pacjent jest nieprzytomny i nie rokuje na jakąkolwiek poprawę.
No właśnie, dlatego ja też dąże do wyjaśnienia z jakiego powodu zmarła moja mamusia ponieważ ratowano ją do samego końca, do samego końca miała podawane antybiotyki, dzień przed śmiercią miała włączony betalok na serce, codziennie robioną morfologie,więc w jakim celu skoro nie ratuje się osób w takim stanie,a moja mama była w zasadzie nieprzytomna od wtorku, obudziła sie tylko pare razy na chwile a oni cały czas ją próbowali ratować. Wyciągnęłam już część dokumentacji ale będę jeszcze wyciągać z drugiego szpitala i muszę ustalić co się stało bo nie daje mi to spokoju, bo to nie była śmierć z powodu nowotworu tylko nikt nie chciał mi powiedzieć z jakiego powodu, a ja widziałam ze coś jest nie tak.
Tereso przepraszam ze w Twoim wątku pisze o naszym przypadku ale też cały czas nie daje mi to spokoju bo obawiam się że w naszym przypadku to ewidentna wina lekarza z laryngologii który nie chciał podac antybiotyku ale narazie jestem na etapie zbierania dokumentacji.
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum