Piętnowanie przypadków postępowania niezgodnych ze sztuka lekarską jest oczywiście niezbędne.
Natomiast uogólnianie sądów wydanych na podstawie takich przypadków na wszystkich lekarzy i całą służbę zdrowia w Polsce poskutkuje tylko większą ilością pacjentów zbierających kasę "na Chiny".
A ja uważam że w każdym środowisku znajdzie się tzw. "czarna owca" która "psuje" zdanie i reputacje pozostałych. Zarówno wśród lekarzy jak i wśród innych zawodów prawników, polityków i policjantów (biorąc pod uwagę tych ostatnich komu "drogówka" nie kojarzy się z "łapówkami" a nie każdy policjant "bierze"). Także musimy brać pod uwagę i tego typu "skrzywienie" społeczne.
_________________ [*] śpij spokojnie kochana moja (27.09.2015)
No tak, ale na podstawie takich przypadków nie można wydawać opinii na temat całego środowiska...
i w tym całe sedno
ja zgłaszałam się z bólami brzucha do lekarzy od 4 klasy podstawówki, bagatelizowali mówili że symuluję, nawet wyników na krew nie dali
a minęło może z 10 lat i sie okazało o guzach że największy ma 14cm
można powiedzieć dużo o lekarzach ale nie wkładam wszystkich do jednego worka
Powinien być jakis bardziej przejrzysty system karania takich delikwentów za błędy( nie musi to byc odrazu więzienie, np kara finansowa na rzecz osoby poszkodowanej, rodziny). Na dzien dzisiejszy mozna sobie pojsc z pozwem cywilnym do sądu.
Lekarz wydajacy decyzje o terapii powienien skonsultowac się . z inną biegła osobą w temacie i trzymac sie swiatowych wytycznych .Jesli nie ma pojęcia o nich ,to jak moze szafowac ludzkim zyciem.
Głupi Pit czy vat 7 zanim biuro rach wysle się do US to sprawdza zawsze inna osoba( bo kazdy boi sie kar,które są dotkliwe). Moze powinien byc w słuzbie zdrowia taki "US" , który wyrywkowo lub na prośbe pacjenta skontroluje, wyda NIEZALEŻNĄ opinie(zgodną z miedzynarodowymi wytycznym)i i nałozy karę za ewentualny błąd.
Wg mnie dopóki będzie tak jak jest, to opinia o przypadkach nierzetelności w tej grupie zawodowej , bedzie szkodzic wszystkim( także pacjentom , którzy nie będa chcieli się w ogóle leczyć, bo usłyszeli co nieco o niektórych)
A ja niestety zgadzam sie z vioomem i gaba - i mowie to z wlasnego doswiadczenia i obserwacji.
Ja nie choruje onkologicznie, ale moje choroby sa tez leczone na slepo,na zasadzie- a noz widelec sie uda - nie wspomne juz o diagnostyce, ktora sama musialam wywalczyc. I to nie jest przypadek jednego lekarza, ale wielu.. Oczywiscie, jest grono lekarzy , ktorzy chca i sie staraja. Oczywiscie powinnismy mowic o tych dobrych i zlych... Uwazam, ze gdyby pacjent mial odpowiednia opieke nie szukalby innych rozwiazan.. A lekarze dzialaja zbyt schematycznie.. I smialo moge podac przyklady w leczeniu mojej Mamy, mojego Taty ( rodzice chorzy onkologicznie ) czy mnie - gdzie sposob dzialania lekarzy i traktowania pacjenta byl niedopuszczalny (( wiec nie dziwie sie,ze jest taka pogon za szukaniem innych rozwiazan, skoro bezradny pacjent jest spychany i odeslany z kwitkiem, a nie kazdy ma charakter by dopiac swego ? Bo przeciez on nie jest lekarzem i nie musi sie znac , prawda ? I ufa, idac do lekrza, ze otrzyma najlepsza pomoc z mozliwych )
Oczywiscie trafilismy w koncu na swietnych lekarzy , tylko szkoda, ze ta droga jest czasami tak nieprzyjemna.
Ok. blad w duzej mierze lezy tez po stronie finansowania sluzby zdrowia, ale nie ukrywajmy, wielu lekarz rowniez nie dotrzymuje przysiegi Hipokratesa ( w PL - Przyrzeczenia Lekarskiego ) , gdzie zobowiazuja sie stale poszerzać swą wiedzę lekarską.
Co do jezyka angielskiego - niestety tu nasza sluzba zdrowia bardzo kuleje. Pracuje w korporacji, gdzie wiekszosc moich podpiecznych to osoby anglojezyczne. Za kazdym razem ( nawet jesli chodzi o stomatologa ) ja musze uczestniczyc w badaniach w postaci tlumacza, a jezli nawet nie musze , czesto dostaje telefony, czy moglabym pomoc w zrozumieniu naszego goscia z Indii czy Japonii. Jest to zarazem krepujace dla mnie jak i dla naszych gosci ( w koncu maja prawo do prywatnosci, prawda ? a w tym wypadku prawa do prywatnosci sa pozbawieni ) Skoro zyjemy w spoleczenstwie rozwijajacym sie, migrujacym to moim zdaniem znajomosc chociazby j. angielskiego ( nie tylko by przeczytac doniesienia ze swiata medycznego , ale rowniez prawidlowo komunikowac sie z pacjentem ) jest warunkiem koniecznym !
Dla mnie wniosek jest jeden, czesc lekarzy to naprawde wybitni specjalisci,ale niestety praca wielu rowniez pozostawia wiele do zyczenia .. Jezeli ja w pracy popelnie blad, licze sie z tym , ze beda wyciagniete konsekwencje wobec mnie. I nie ma zmiluj sie, a od mojej pracy nie zalezy zycie czy zdrowie ludzkie. A tego raczej nie obserwuje sie w przypadku bledow w sztuce lekarskiej( w tym w diagnostyce)
I sadze, ze vioom ani gaba nie ferwuja wyrokow na calym srodowisku, ale zauwazja, gdzie sa bledy i co jest jeszcze do zrobienia.
I sadze, ze vioom ani gaba nie ferwuja wyrokow na calym srodowisku, ale zauwazja, gdzie sa bledy i co jest jeszcze do zrobienia.
vioom napisał/a:
Wiesz ile polskich ośrodków onkologicznych za przeproszeniem przez durnotę i niekompetencję skazuje chorych na nowotwory jądra na dłuższe i cięższe leczenie (Łódzki Kopernik!), podnosi ryzyko wznowy przez zaniechanie operacji po chemioterapii (Szczecin, Łódzki Kopernik, Poznań!), stosuje złe programy chemioterapii modyfikując je niezgodnie z zasadami , w końcu skazuje chorych na śmierć przez złe rozpoznania (Szczecin, gdzie nasieniak z podniesionym AFP był leczony jak nasieniak!!!).
I to tylko te przykłady, które pamiętam do tej pory...
gaba napisał/a:
Ale pomijając kwalifikacje ja zwyczajnie mam duże wątpliwości czy w wyborze "strategii" liczy się dobro chorego, czy opłacalnośc tej lub innej kuracji dla szpitala. Na konkretne pytania dlaczego tak a nie inaczej otrzymuję bardzo pokrętne odpowiedzi i lektura na tym forum też dostarcza wielu przykładów że często chodzi o zysk szpitala a nie chorego. Nie poprawimy tego, ale pisząc o tym uczulamy chorych i mam nadzieję że chociaż niektórzy z nich potrafią wymóc optymalne leczenie.
Szanowni Forumowicze (i Forumowiczki) chciałem Was bardzo przeprosić za to, że zabrałem głos w tej dyskusji, widzę, że było to zupełnie niepotrzebne. Niezależnie od tego czy dobrze, czy źle odbieracie moje argumenty, głosu już na ten temat zabierać nie zamierzam, gdyż nie chcę nikogo urazić. Wydaje mi się, że dyskusja na temat niekonwencjonalnego leczenia nowotworów przerodziła się w coś zupełnie innego i ja dołożyłem do tego rękę, przepraszam. Robię to także z powodu ogromnej łatwości z jaką w obecnych czasach można - zupełnie niechcący - sprawić komuś przykrośc pisząc coś w internecie. Ogromnie chwalę to forum, obecne tu osoby i Administrację, za unikanie tego typu zachowań - to chyba ewenement na skale światową.
Chciałbym tylko Wam i sobie, tak mocno jak tylko potrafię, życzyć, żebśmy spotkali takich lekarzy, którzy nam (i naszym bliskim) będą pomocą, wsparciem i doprowadzą do szczęśliwego finału walki z chorobami.
Chciałbym tylko Wam i sobie, tak mocno jak tylko potrafię, życzyć, żebśmy spotkali takich lekarzy, którzy nam (i naszym bliskim) będą pomocą, wsparciem i doprowadzą do szczęśliwego finału walki z chorobami.
Jak najbardziej się pod tym podpisuję
_________________ [*] śpij spokojnie kochana moja (27.09.2015)
Dla mnie wniosek jest jeden, czesc lekarzy to naprawde wybitni specjalisci,ale niestety praca wielu rowniez pozostawia wiele do zyczenia .. Jezeli ja w pracy popelnie blad, licze sie z tym , ze beda wyciagniete konsekwencje wobec mnie. I nie ma zmiluj sie, a od mojej pracy nie zalezy zycie czy zdrowie ludzkie. A tego raczej nie obserwuje sie w przypadku bledow w sztuce lekarskiej( w tym w diagnostyce)
Dokładnie tak samo myślę !
[ Dodano: 2012-03-03, 00:06 ]
Bardzo interesująca dyskusja rozwinęła się w tym wątku.
Ja uważam, że powinniśmy "rzeczy nazywać po imieniu" i głośno mówić o tych "czarnych owcach" , które przez Swoją niewystarczającą wiedzę, chaos popełniają wiele błędów narażając życie pacjenta i nie ponoszą za to żadnych konsekwencji.
Może troszkę odskoczę od dyskusji ale chciałabym to napisać...
Mój dziadek, ogólnie zdrowy człowiek, bardzo sprawny fizycznie (80letni,praca na gospodarstwie) jakiś czas miał dokuczliwe bóle oczywiście udał się do lekarza. Lekarz bez zbadania, bez osłuchania, bez skierowania na dodatkowe badania stwierdził "a co ja tu Panu pomogę, to starość" Czy tak podchodzi się do człowieka, któremu dokucza niewiadomy ból ?
I tak traktują tu ludzi.
Mój tata, chory onkologicznie pewnego razu kiedy miał bardzo wzdęty brzuch, nie mógł oddać moczu. zabrałam tatę do rodzinnego, o dziwo lekarka zbadała , osłuchała ale nic nie stwierdziła następnego dnia tata wyglądał strasznie natychmiast pomogłam tacie zejść do auta i kierunek Poznań tam po TYM SAMYM badaniu lekarze od razu stwierdzili co prawdopodobnie się dzieje, natychmiast założono tacie cewnik, po czym bardzo mu ulżyło.
No i jak jeden lekarz mógł zauważyć problem a inny nie widział problemu Jak jeden mógł pomóc pacjentowi a inny nie ? To było niby takie łatwe do zdiagnozowania ?
Kolejna Pani doktor Nowak z oddziału onkologicznego na Szamarzewskiego w Poznaniu, ma straszny chaos w dokumentacji, często się "gubiła" w tym Swoim nieporządku. Na zgłaszany przez tatę problem odpowiadała "zaraz do Pana przyjdę" ...i na tym się kończyło ...zaraz przyjdę i nie przyszła, po czym kończyła Swój czas pracy zostawiając pacjenta sam na sam z problemem Trzeba było prosić się innych lekarzy o pomoc. Na szczęście byli inni, którzy nieco lepiej reagowali na prośbę o pomoc a niżeli
doktorka do której tato był pacjentem.
A o szpitalu w Międzychodzie (wewnętrzny) w woj Wlkp to już nie wspomnę. Zainwestowano pieniądze w remont szpitala a powinni zainwestować w lekarzy , w zmianę lekarzy, pielęgniarek , które o nowościach z plotkarskich gazet wiedzą więcej niż o Swoich pacjentach. Pielęgniarki na zgłaszany problem nie mogły oderwać oczu od gazet, niejednokrotnie musiałam upominać się np. "przepraszam Panie ale chyba już czas aby tata miał podane leki ", siedząc przy kawce patrzały na mnie z miną jakbym im przerwała coś ważnego i gdzie tu jest pacjent ?
Do dziś mam żal do siebie, że tata Swój ostatni tydzień życia musiał spędzić w tak strasznym miejscu ale cały czas miałam nadzieję, że może pomogą... cały czas ufałam, no bo jak tu nie ufać lekarzom. Fakt faktem ratunku już nie było dla taty ale czy tak się podchodzi do pacjentów, totalna :"olewka"
Pielęgniarki często odpowiadały mi "ale proszę nie zapominać, że mamy też innych pacjentów" więc specjalnie przeszłam się po oddziale na którym jest może ok 20 pokoi i tylko 3 pokoje były zajęte , reszta pokoi pusta i one pijąc kawę mają czelność mówić, że mają też innych pacjentów to jak one dają sobie radę kiedy cały oddział jest zapełniony
Na koniec dodam, że zadowolona byłam z opieki jaką tata uzyskał na Lutyckiej w Poznaniu. Tam natychmiast tatę przyjęli, diagnozowali, wszystko szybko, sprawnie, pełna kultura. Lekarze na bieżąco sprawdzali jak się tata czuje, co chwila ktoś przychodził jak nie pielęgniarka to lekarz. Człowiek nie musiał o nic pytać, za nikim biegać ponieważ oni sami podchodzili co chwile do pacjenta, dawali tak wyczerpujące podpowiedzi i wskazówki co mamy dalej zrobić. Było widać, że są to "prawdziwi" lekarze ze zrozumieniem, sercem , uczuciami i CHĘCIĄ POMOCY !!!
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Vicacora – cudowne ziółko, "koci pazur", czepota puszysta albo Uncaria tomentosa to liana rosnąca w regionie Amazonii i Andów. Stosowana w medycynie ludowej tego obszaru od stuleci miała być "panaceum" na rozmaite choroby, także nowotworowe.
Założenia teoretyczne (bardzo ogólnikowe) działania vilcacory opisane na stronie firmy sprzedającej ten preparat obiecują:
• wzmacnia układ odpornościowy organizmu
• działa przeciwwirusowo, przeciwzapalnie i przeciwgrzybiczo
• łagodzi skutki uboczne radioterapii i chemioterapii
• wykazuje silne właściwości antyoksydacyjne
• działa wspomagająco m.in. w astmie, dolegliwościach układu pokarmowego i schorzeniach stawów
• wskazana w profilaktyce chorób cywilizacyjnych
• hamuje procesy destrukcyjne związane ze starzeniem się organizmu
Za wszystkie te działania mają być odpowiedzialne zawarte w roślinie pentacykliczne alkaloidy oksoindolowe (czyli konkretnie co? Bo tej pory nie wyodrębiono konkretnej substancji chemicznej odpowiedzialnej za te efekty). Vilcacora miała leczyć raka i AIDS. No i co? Bo cud jest pilnie potrzebny –wg statystyk co czwarty Polak umrze z powodu choroby nowotworowej. Więc skoro jest tak dobrze ("mamy cudowny lek"), dlaczego jest tak źle?
Mimo obecności vilcacory na rynku od conajmniej kilkunastu lat – preparat nie uzyskał rejestracji jako lek przeciwnowotworowy, bo firma do tej pory nie przedstawiła rzetelnych badań klinicznych. Dotychczas nie udowodniono, aby ziele wykazywało skuteczność jaką obiecuje ulotka, nie oszacowano też ewentualnego profilu toksyczności.
Według informacji z Instytutu Leków rejestarcja leku trwa maksymalnie 210 dni, dlaczego więc mimo upływu kilkunastu lat nie udało się udowodnić skuteczności działania vilcacory?
Niemniej jednak niektóre preparaty sprzedawane na polskim rynku jako suplementy diety zawierają w swoim składzie vilcacorę (herbaty ziołowe Herbapolu lub Bio-Active).
Cała działalność firmy to nieźle działający biznes sprzdający nadzieję, zbudowaną na autorytecie sędziwego Salezjanina – misjonarza – ojca E. Szeligi: gazeta firmowa, relacje cudownie uzdrowionych itp. Na szczęście zachwyt vilcacorą w ostatnich latach osłabł, ale tuż po roku 1999 był na tyle silny, że odwiódł wielu chorych od konwencjonalnej terapii. Agresywna reklama pozwoliła uwierzyć niektórym pacjentom, że mogą leczyć się vilcacorą zamiast operacji czy chemioterapii. Zazwyczaj wracali w objęcia onkologii po kilku miesiącach, kiedy choroba poczyniła siedmiomilowe kroki naprzód..
Dla mnie osobiście, jedną z na wstępie dyskredytujących kwestii dotyczących vilcacory jest sprzedaż internetowa, czy jak kto woli korespondencyjna. Ktoś kto nie widział chorego na oczy decyduje ile paczuszek ziela należy mu "zaordynować". Takie działania są nie tylko wbrew standartom postępowania w leczeniu jakiejkolwiek choroby, ale całkowicie wbrew zdrowemu rozsądkowi, jak zwykle wykorzystują rozpacz i desperację chorego człowieka.
To zaledwie kilka badań z okresu ostatnich 2 lat, które nie wiele wnoszą do aktualnego stanu wiedzy o vilcacorze. Grupy pacjentów niewielkie (np. 40 osób), albo badania na myszach czy też specjalnie hodowanych w laboratorium liniach komórek różnych raków (jelita grubego, piersi, mięsaka Ewinga)– to za mało. Od podejrzenia, że jakiś związek chemiczny zawarty w roślinie rzeczywiście wpływa na wzrost i rozwój raka do wyprodukowania bezpiecznego dla ludzi leku, którego skuteczność i bezpieczeństwo potwierdzają prawidłowo zaplanowane badania (randomizowane, podwójnie zaślepione) upływają "lata świetlne".
Raz jeszcze chciałabym mocno podkreślić, że o wprowadzaniu na rynek leków substancji „X“ decyduje nie „wiara“ czy mocne przekonanie, że coś działa, tylko prowadzone przez wiele lat badania wychodzące od modelu teoretycznego przez testy na zwierzętach i sztucznych liniach komórkowych po testy w fazie klinicznej – czyli badania na wyselekcjonowanej grupie pacjentów. Ważna jest też liczba chorych biorących udział w badaniu, bo jesli grupa jest zbyt mała to na podstawie takich wyników szaleństwem byłoby wyciąganie wniosków dla całej populacji chorych. Reasumując: jeśli chorujesz na raka pomocy szukaj u specjalisty onkologa, odpuść sobie internetowe czary-mary, które głównie zdrenują twój portfel."
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
A ja za Anelią opowiem na swoim przykładzie jak spędziłam kilka ładnych godzin na SORze w Stargardzie Szcz. Po moim powrocie z Warszawy po operacji czułam się na tyle źle,że opisałam problem na forum. Była to 8 doba po operacji, dziewczyny a w szczególności nasze dwie Madzie podpowiedziały żeby jechać czym prędzej do szpitala. Tak też zrobiłam. No i po odsiedzeniu swojego zostałam odesłana do domu, z zapisem w wypisie że nic złego się nie dzieje. CRP wtedy wynosiło 123 a DDimery 5800. Na drugi dzień byłam już cieniem człowieka i z samego rana pojechałam na SOR tym razem do Szczecina na Unii Lubelskiej. Tam od razu zlecono TK i stwierdzono rozejście zespolenia oraz dwa ropnie w jamie brzusznej. CRP wzrosło do ponad 300 i DDimery do ponad 8000 w ciągu kilku godzin. Czy rzeczywiście poprzedniego dnia nic mi nie było? Wystarczyło zlecić badania obrazowe, a nie trzymać pacjenta przez kilka godzin na krześle ( bo miejsca leżącego na SOR nie było aktualnie). Mam ogromny żal do tego szpitala, zastanawiałam się nawet nad zaskarżeniem za błąd w sztuce. Tylko czy to by coś zmieniło w mojej sytuacji?
Są " lekarze" i są lekarze z prawdziwego zdarzenia. Ostatnio też miałam nieprzyjemność trafić na młodą lekarkę, która ma w nosie pacjenta. Są to mam nadzieję skrajne wypadki, ale nie powinny mieć w ogóle miejsca.
"CUDU NIE BYŁO - VILCACORA
Vicacora – cudowne ziółko, "koci pazur", czepota puszysta albo Uncaria tomentosa to liana rosnąca w regionie Amazonii i Andów. Stosowana w medycynie ludowej tego obszaru od stuleci miała być "panaceum" na rozmaite choroby, także nowotworowe.
Założenia teoretyczne (bardzo ogólnikowe) działania vilcacory opisane na stronie firmy sprzedającej ten preparat obiecują:
• wzmacnia układ odpornościowy organizmu
• działa przeciwwirusowo, przeciwzapalnie i przeciwgrzybiczo
• łagodzi skutki uboczne radioterapii i chemioterapii
• wykazuje silne właściwości antyoksydacyjne
• działa wspomagająco m.in. w astmie, dolegliwościach układu pokarmowego i schorzeniach stawów
• wskazana w profilaktyce chorób cywilizacyjnych
• hamuje procesy destrukcyjne związane ze starzeniem się organizmu
Za wszystkie te działania mają być odpowiedzialne zawarte w roślinie pentacykliczne alkaloidy oksoindolowe (czyli konkretnie co? Bo tej pory nie wyodrębiono konkretnej substancji chemicznej odpowiedzialnej za te efekty). Vilcacora miała leczyć raka i AIDS. No i co? Bo cud jest pilnie potrzebny –wg statystyk co czwarty Polak umrze z powodu choroby nowotworowej. Więc skoro jest tak dobrze ("mamy cudowny lek"), dlaczego jest tak źle?
Mimo obecności vilcacory na rynku od conajmniej kilkunastu lat – preparat nie uzyskał rejestracji jako lek przeciwnowotworowy, bo firma do tej pory nie przedstawiła rzetelnych badań klinicznych. Dotychczas nie udowodniono, aby ziele wykazywało skuteczność jaką obiecuje ulotka, nie oszacowano też ewentualnego profilu toksyczności.
[...]
A oto dane z bazy PUBMED:
Justynko, czy czytałaś zacytowane w tej ulotce opracowania?
Bo wydźwięk tej ulotki jest jednoznaczny, że Vilcacora nie działa (tak odczyta to osoba, która chce się dowiedzieć czegoś o Vilcacorze, a nie zna angielskiego i nie potrafi wyciągnąć wniosków z przedstawionych badań), a cytowane badania pokazują wprost coś przeciwnego!
Pierwsze z nich mówi o tym, że nie wykazano poprawy u pacjentów LECZONYCH PALIATYWNIE!
Pozostałe mówią o ZMNIEJSZENIU GUZÓW!
Cytat:
Raz jeszcze chciałabym mocno podkreślić, że o wprowadzaniu na rynek leków substancji „X“ decyduje nie „wiara“ czy mocne przekonanie, że coś działa, tylko prowadzone przez wiele lat badania wychodzące od modelu teoretycznego przez testy na zwierzętach i sztucznych liniach komórkowych po testy w fazie klinicznej – czyli badania na wyselekcjonowanej grupie pacjentów.
Wprowadzenie leku na rynek a jego działanie to dwie różne sprawy!
A ktoś w tej ulotce sam sobie zaprzecza, tj. najpierw podaje różne linki do różnych badań i testów, np. na myszach i liniach komórkowych (proszę zwrócić uwagę, że na wybranych), a potem stwierdza, że aby lek został zarejestrowany, to musi przejść takie właśnie badania (a potem na ludziach oczywiście). To od czegoś się to wszystko zaczyna!
Cytat:
Ważna jest też liczba chorych biorących udział w badaniu, bo jesli grupa jest zbyt mała to na podstawie takich wyników szaleństwem byłoby wyciąganie wniosków dla całej populacji chorych.
Niektóre leki cytostatyczne zostały dopuszczone do leczenia właśnie po badaniach na małej liczbie chorych!
To leki sieroce, czyli stosowane w rzadkich przypadkach nowotworów - zbyt mała liczba chorych do przeprowadzenia badań na dużej liczbie pacjentów. Mimo to leki zostały zarejestrowane.
W tym wszystkim muszę coś podkreślić.
Ja i niektórzy przeciwni metodom "alternatywnym" mówimy tutaj o dwóch różnych sprawach.
Przeciwnicy głównie podnoszą argument z obawy, że chorzy mogą odstąpić od leczenia konwencjonalnego, wierząc, że coś innego im pomoże. Dodatkowo, podaje się, że te inne metody wyciągają pieniądze od zdesperowanych ludzi.
A ja mówię o tym, że jeśli nie ma już innego leczenia niż konwencjonalne, jeżeli medycyna nie może nic zaproponować oprócz terapii zmniejszających ból, jeśli nowotwór jest chemiooporny, to dlaczego nie spróbować zrobić cokolwiek innego? A dlaczego komuś nie przyjdzie do głowy, że ludzie są w stanie wydać wszelkie pieniądze, żeby ratować swojego bliskiego? Czy robią przez to coś złego? Jeśli jednak bliska osoba umrze, czy to oznacza, że ktoś ich oszukał? Najczęściej z "alternatywnych" metod korzystają osoby, które są już "nad gromem", po przerzutach, w bardzo złym stanie, z leczeniem paliatywnym, po chemioterapiach, radioterapiach, z uszkodzeniami różnych organów dzięki konwencjonalnym terapiom, szczególnie uszkodzeniem wątroby, nerek, układu pokarmowego.
Dlatego bzdurą jest porównywanie wyników takich terapii do wyników leczenia chemioterapią, która aplikowana jest odpowiednio we wczesnym etapie choroby.
W większości metod należy odpowiednio czytać. Nikt tam nie daje gwarancji wyleczenia, tak samo jak chemioterapia i radioterapia ich nie daje. Większość z tych metod opiera się na SAMODZIELNYM LECZENIU PRZEZ ORGANIZM, a wspomniane metody i środki mają wspomóc ten organizm do walki, poprzez dostarczenie odpowiednich składników.
To samo mamy wypisane przy Vilcacorze. Nikt nie mówi o WYLECZENIU, nie jest napisane, że to lek na raka, bo nie o to chodzi. Chodzi o wspomaganie organizmu.
A chyba nikt nie zaprzeczy, że codziennie organizm KAŻDEGO CZŁOWIEKA walczy z komórkami nowotworowymi.
Sami lekarze mówią o tym, że następuje jakiś mechanizm, który pozwala tym komórkom wystąpić w takiej ilości, że organizm nie daje rady. Może to upośledzenie układu odpornościowego.
Może przynajmniej przy niektórych nowotworach trzeba iść w tym kierunku, tzn. w umocnieniu układu odpornościowego, który sam może zwalczać komórki nowotworowe. I to może zrobić wspomniana Vilcacora i wiele innych preparatów, jak np. Immunocal - wzmocnienie, zastymulowanie układu odpornościowego.
W Niemczech stosują terapię, w której namnażane są odpowiednie komórki pacjenta i wszczepiane, aby zwalczyły komórki nowotworowe.
to dlaczego nie spróbować zrobić cokolwiek innego?
Owszem mozna, zabezpieczyc chorego przed bolem i z nim BYC !
Viola napisał/a:
A dlaczego komuś nie przyjdzie do głowy, że ludzie są w stanie wydać wszelkie pieniądze, żeby ratować swojego bliskiego?
Chyba wlasnie na tej swiadomosci zeruja naciagacze od tych czarow marow!
Viola napisał/a:
Może przynajmniej przy niektórych nowotworach trzeba iść w tym kierunku, tzn. w umocnieniu układu odpornościowego,
Juz medycya idzie w tym kierunku oferujac immunoterapie nowotworow, wystarczy poczytac !
Viola napisał/a:
Jeśli jednak bliska osoba umrze, czy to oznacza, że ktoś ich oszukał?
Sprawy trzeba nazywac po imieniu ! To sa oszusci , zerujacy wlasnie jak napislas - na ludziach, kotrzy sa w stanie wydac wszystkie pieniadze , by ratowac chorego !
I ja Ci jeszcze raz powtorze, znam z doswiadczenia dzialanie tych specyfikow- ja mam duzo chorob autoimmunologicznych , czyli wtedy kiedy zazywalam to szamanstwo powinnam czuc sie lepiej a moj organiz powinien miec wiekszac odpornosc tak ?
wiec mowie ONE NIE POMAGAJA ! Podaj mi 1 UDOKUMENTOWANY przypadek wyleczenia czegos tymi srodkami..
MI sie zaraz przypomina historia, z listu od klientki naszej firmy ( ew. z Mojego Greckiego Wesela ) ze nasz produkt pomogl jej wyleczyc atopowe zapalenie skory ( uwaga mowa o AJAXIE , w filmie by to WINDEX wg. starego Gerka dziala na wszystko ) hm.. moze ja mam w domu zapasy cudownego leku i o tym nie wiem ... ?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum