Leki dożylne powinna podawać pielęgniarka, która zna działanie i reakcje niepożądane leków. Czasami reakcja może być tak silna, że wymaga natychmiastowej reakcji.
A teraz słów kilka o pielęgnacji wkłucia - venflonu (z łac.vena to żyła).
Piszę o tym, ponieważ jest to ważne aby nie narażać bliskiej i kochanej Wam osoby, na dodatkowe cierpienie. Trzeba dmuchać na zimne - chory onkologicznie jest bardziej narażony na wszelkie infekcje ze względu na obniżoną odporność organizmu..
Venflon może pozostawać w żyle od 48 do 72 godzin, po tym czasie musi być wymieniony. Niekiedy, jednak wymagane jest wcześniejsze jego usunięcie ze względu na ryzyko powstania infekcji, stanu zapalnego żyły oraz zaczopowania światła wenflonu przez skrzep. Do zmiany wkłucia obliguje wystąpienie patologicznych objawów w obrębie miejsca wkłucia. W szczególności zalicza się do nich zaczerwienienie miejsca wkłucia i skóry wzdłuż przebiegu żyły, ból w okolicy wkłucia, nacieki w głębsze warstwy skóry, przemieszczenie venflonu, uszkodzenie kaniuli, jak również gorączka z nieznanych przyczyn.
Przy trudnościach z założeniem wenflonu i dobrym stanie wkłucia, wenflon może pozostać w żyle tak długo jak długo będzie drożny i nie rozwinie się stan zapalny. Wkłucie należy zawsze przepłukiwać solą fizjologiczną (0,9% NaCl) przed podaniem i po podaniu leku.
Pod venflon trzeba podłożyć czysty gazik i zabandażować aby zabezpieczyć przed zmianą pozycji kaniuli w żyle...
Przemywać okolicę wkłucia wodą utlenioną. Woda utleniona wchodzi w reakcję z krwią, ropą i tkankami martwiczymi. Wydzielający się tlen tworzy pianę i która oczyszcza mechanicznie skrzepy krwi wokół wenflonu.Działa także bakteriobójczo - bardzo słabo.
Przemywanie zawsze w kierunku od wkłucia a nieodwrotnie.
Opatrunek na veflonie powinien być zmieniony raz na dobę lub w razie zabrudzenia krwią.
Po podaniu leki przez pielęgniarkę "z ręki" czy w kroplówce sami możecie zadbać o resztę w oparciu o to co napisałam...
nawet z tą zmianą venflonu nie wyglada to tak różowo. Pielęgniarka przekonywał nas, że venflon musi być zmieniany co 2 tygodnie a częsciej tylko jeśli sie coś złego dzieje wokół wkłucia. "na szczęście" mamie zdarza sie go wyrwać mniej lub bardziej świadomie, wiec bywa zmieniany częściej. Czasem też najnormalniej w świecie sie "zatyka", wtedy też bywa, że zostaje zmieniony choć zwykle wina lezy po naszej stronie, bo widocznie nie był odpowiednio przepłukiwany i dlatego stał sie niedrożny.
ogólnie rzecz biorac ja osobiście dzięki wiedzy czerpanej głównie z forum oraz licznych stron o nowotworach, leczeniu, opiece paliatywnej, postępach choroby itd, mam sporo wątpliwości w kwestii postępowania lekarsko-pielęgniarskiego w mamy przypadku. Ale reszta rodziny ufa, że lekarz i pielęgniarka robią wszystko co najlepsze, więc staram sie zbyt mocno nie wtrącać ze swoimi "internetowymi mądrościami", ale ten opór wobec podawania w domu leków, które pomogłyby znosić cierpienie np w okresie zmiany plastra (który też został w trudach "zdobyty"), budzi moją wyjątkową wątpliwość. Tym bardziej, że z doświadczenia z babcia sprzed kilkunastu lat wiem, że podawanie morfiny w zastrzykach było możliwe w domu. Ale wtedy nie istniały hospicja ;-)
A mama jest pod opieką hospicjum siedleckiego.
Bardzo wam dziękuję za pomoc. Teraz wiem, że argument "nie wolno" jest dla nas nie do zaakceptowania, bo nie ma podstaw prawnych.
Joa7, dokładnie jest tak jak napisałaś. Dzisiaj pobiegałam wirtualnie po wielu hospicjach domowych i nigdzie nie spotkałam się aby wykwalifikowany personel medyczny nie mógł podawać leków dożylnie. To jakiś absurd.
Czy Izba odpowiedziała ?
witam, nei wiem czy to najwłasciwszy watek, ale ponieważ są tu liczne informacje o opiece paliatywnej, może pomozecie :-)
Moja tesciowa jest pod opieką hospicjum domowego. Chciałam zapytać czy prawdą jest, co ciągle powtarzają nam lekarz z pielęgniarką, że w warunkach domowych nie mogą podawać żadnych leków w iniekcjach? ani podskórnie ani dozylnie ani do kroplówki?
jedyne co sie udało tak podac to antybiotyk. o podawaniu morfiny np. mowy nie ma, mama tabletki pod jezyk nie weźmie, połknie z trudem albo nie (zalezy w jakim jest stanie), tabletka zacznie działac po 2 godzinach. Teraz jest bardzo pobudzona, agresywna i tez jedyne co nam mają do zaoferowania to przeneisienie do hospiucjum, bo tam będa mogli podawać leki.
czy rzeczywiście takie są przepisy?
nie ma mozliwości podania leków dożylnie/domięśniowo/podskórnie odchodzacemu pacjentowi, który cierpi w domu?
co za bzdura!!!! ja osobiście ( ja panikara) robiłąm Tacie najpierw zastrzyli w brzuch z clexane a potem morfinę z haloperidolem. Pielęgniarka z hospicjum powiedziała, że nie wyjdzie, dopóki nie będzie miała pewności co i jak robię. Dałam radę ( ja i Tatuś) , czyli można. Najważniejsze!!, zeby oni nie cierpieli, zeby nie bolało!!
[ Dodano: 2012-09-27, 23:50 ]
Pewnie, ze w pewnym momencie nie ma mowy o połykaniu tabletek. I co?mają cierpieć??!! trzeba dzialać inaczej!! ( przepraszam za moje poruszenie - ale nie rozumiem, skąd / kto Ci takich głupot nagadał). Ja byłam przeszkolona przez pielęgniarkę hospicjum w zakresie odłączania kropłówek ( podłączac też umiałąm, ale ona nie chciała,zebym sama to robiła), potem, gdy przyszła kolej na morfinę i inne , był założony motyek i ja nie śpiąc po nocach monitorowałam Tatkę i robiłam mu zastrzyki, żeby nie bolało.
a żeby było jasne - pochodzę z dużgo miasta, hospicjum rekomendowane, pielęgniarka wspaniała...
[ Komentarz dodany przez Moderatora: DumSpiro-Spero: 2012-09-28, 11:08 ] Część dyskusji odbiegającej od tematu wydzielono do » Działu Tymczasowego «
_________________ 17 sierpnia 2012, godz.12.20
Dziękuję za wszystko Tatuś. Do zobaczenia.
Nasza walka dobiegła końca kilka dni temu.
Kiedy Tato jeszcze był w miarę samodzielny, ale już było widać dramatyczne pogorszenie, namówiłam Mamę (miała sporo wątpliwości, Tata jeszcze więcej) na zapisanie się do hospicjum domowego (jakoś oczywiste było dla nas, że Tata będzie w domu tak długo jak się da - nienawidził szpitali). Mama zapisała się i chyba ani przez minutę nie żałowała tego kroku.
Ja też. Od razu, gdy tylko Tata znalazł się pod opieką hospicjum, poczułam sie spokojniejsza, bo wiedziałam, że Rodzice są "zaopiekowani".
Lekarka przychodziła regularnie, poświęcała tyle czasu, ile było trzeba, kilka razy też służyła mojej Mamie radą przez telefon. Pielęgniarka również przychodziła regularnie - zaangażowana, pełna ciepła, siedziała zawsze tyle czasu, ile było potrzeba. Z hospicjum wypożyczyliśmy mnóstwo sprzętu - chodzik, fotel-sedes (niestety Tato nie korzystał z niego), materac przeciwodleżynowy, koncentrator tlenu. Pielęgniarka przyszła go podłączyć po swoim dyżurze w szpitalu, o godzinie 23. Dzięki tym sprzętom i dzięki poświęceniu pielęgniarki, Tata mógł być w domu do samego końca.
Proponowano nam także pomoc psychologiczną.
Tego ostatniego dnia, kiedy Tata już był w stanie agonalnym, przyszła inna pielęgniarka (była akurat na dyżurze) - miała podłączyć kroplówkę, zapisaną dzień wcześniej przez lekarkę. Nie zrobiła jednak tego bezmyślnie. Zbadała Tatę, wyjaśniła nam, jaki jest stan i czym podłączenie kroplówki grozi, zadzwoniła do lekarki żeby się skonsultować. I nie podłączyła. Dzięki jej za to - prawdopodobnie nie przedłużyliśmy dzięki temu Taty cierpienia.
Moja Mama kilkukrotnie wyrażała ogromną wdzięczność, że udało nam się tak wspaniale trafić. Naprawdę uzyskaliśmy ogromne wsparcie i taką zwykłą "techniczną" pomoc.
Chciałabym powiedzieć wszystkim, którzy się wahają - nie bójcie się hospicjum domowego. Myślę, że przypadki niewłaściwego traktowania chorych i ich rodzin zdarzają się niezmiernie rzadko, a w znakomitej większości przypadków to nieoceniona pomoc, która w tych ostatnich tygodniach jest bardzo, ale to bardzo potrzebna.
_________________ Dziękuję za wszystko, Tatusiu [*]
My korzystaliśmy z domowego hospicjum tylko przez niecałe dwa tygodnie jednak też złego słowa nie powiem bo pielęgniarki same nawet kazały kupic nam zestaw do podlączenia kropłowki zeby w razie czego był w domu. Więc dziwni mnie, że jakies hospicjum odmówiło podawania kroplowek ! Przecież to własniei chodzi o to by ulzyć cierpiącemu choremu.
_________________ Izabela
Tato 9.02.1947 - 13.10.2012 ( 15 miesięcy walki z potworem )
Tato jestem z Ciebie dumna, że tak dzielnie znosiłeś chorobę.
Oczywiście zależy, jaki jest stan chorego.
W kilku miejscach czytałam (także tutaj) i potwierdziła to pielęgniarka, że w stanie agonalnym nawadnianie dożylne tylko utrudnia odejście, a już na pewno nic nie może pomóc.
Jednak jeśli chory jeszcze jest we względnie dobrym stanie - jest świadomy, oddaje normalnie mocz itp. to podawanie dożylnie/podskórnie leków (niekoniecznie kroplówki) nie tylko jest wskazane, ale chyba konieczne - by ulżyć w cierpieniu. Taka przecież jest rola hospicjum!
A zadaniem lekarza/pielęgniarki hospicyjnej jest ocenić stan pacjenta i doradzić rodzinie, jakie działania najlepiej podjąć, a jakich już nie warto.
Jestem ogromnie wdzięczna tej pielęgniarce, że powiedziała nam prawdę i zaniechała nawadniania Taty.
Nie wyobrażam sobie natomiast sytuacji, w której chora osoba skarży się np. na silny ból, a lekarz/pielęgniarka odmawia podania leków przeciwbólowych.
Oczywiście, że można to zrobić w warunkach domowych. My już mieliśmy kupione kroplówki i miały być podłączone w domu.
Pielęgniarka w tych ostatnich godzinach założyła Tacie tzw. motylek i podała podskórnie lek (chyba wysuszający śluzówki, tak zrozumiałam), który miał załagodzić charczenie przy oddychaniu. Pokazała też nam, jak w razie potrzeby podać kolejną dawkę. Nie padło nawet słowo o tym, że nie można tego wykonać w domu.
_________________ Dziękuję za wszystko, Tatusiu [*]
Czytam o tym dziewczyny co piszecie i złość we mnie wzbiera jak przypomnę sobie ostatnie dni mojego Tatusia.
Tata był ostatnie 3 dni zycia w hospicjum, oczywiście ciągle pod kroplówkami- w porządku nie pił, nie jadł. Ale kiedy przyjechaliśmy do Taty na 4 godziny przed Jego odejściem tata wyglądał przerażająco- wiedziałam,że Jego odejście to kwestia godzin mimo ,że nigdy wcześniej nie widziałam odchodzącej osoby, więc jestem pewna ,że personel hospicjum tym bardziej wiedział. No więc patrzę a Tato podłączony do kroplówki - ścisnęło mnie za serce, biedny Tatuś taki ledwo oddychający i jeszcze te kroplówki i grzebanie mu w tych rączkach Jego- więc pytam pielęgniarki - a ta kroplówka? a ona mi na to - WZMACNIAJĄCA! Mnie wmurowało- byłam już po lekturze forumowej nt kroplówek w stanie agonalnym- mało tam nie padłam. Pielęgniarka wyszła, a ja zaaferowałam się ostatnim namaszczeniem i wogóle byłam w takim stanie ,że szkoda gadać,ale wiecie ile już razy myślałam,żeby pójść do tego hospicjum i porozmawiać z nimi jak mogli? Jak można podawać kroplówkę wzmacniającą odchodzącej osobie- i tak dziękuję Bogu,że nie wywołała żadnych przykrych dolegliwości biednemu Tatusiowi.
Boże wszystko do mnie wraca jak o tym piszę :(((((
Madziulena
Trudno mi orzekać, w jakim stanie był Twój Tata, ale skoro mówisz, że było widać, że to stan agonalny , to chyba pracownicy hospicjum też mogli to rozpoznać.
U nas naprawdę już był stan krytyczny - Tata miał niewyczuwalny puls na obwodzie i nieoznaczalne ciśnienie. Zmarł 1,5 godziny po wizycie pielęgniarki.
_________________ Dziękuję za wszystko, Tatusiu [*]
Tata był juz w bardzo ciężkim stanie, nie chcę opisywać szczegółów bo to bardzo trudne, ale uwierz,że nie mam najmniejszych wątpliwości, że pracownicy hospicjum lepiej nawet niż my zdawali sobie sprawę ,że tatko odchodzi a mimo to podawali mu kroplówkę- znów ta złość do mnie wróciła
A my mielismy wrazenie, ze kobiety z hospicjum maja nam za zle, ze Mama ciagle zyje, od poczatku byly sceptycznie nastawione, i wogole, takie niemile:(. Jak czytam opinie innych nt. hospicjum to jak bym slyszal o innym swiecie....
Witam serdecznie i proszę o pomoc.
Moja mama dwa tygodnie temu wyszła ze szpitala z zaleceniem opieki paliatywnej w hospicjum domowym . Hospicjum domowe w Jastrzębiu to jakies nieporozumienie - lekarza nie ma a pielęgniarka przyjeżdza " jeśli coś sie dzieje ". Lekarz rodzinny przyjeżdza do mamy na razie raz w tygodniu i zadeklarował się ze jeśli będzie taka potrzeba będzie przyjeżdzał częściej . Złożyłyśmy wniosek na całodobową opiekę pielęgniarską ale czeka się podobno parę miesięcy .
Na dzień dzisiejszy zatrudniłyśmy emerytowaną pielęgniarkę która będzie przyjeżdzać do mamy . Na razie dwa razy w tygodniu a później pewnie cześciej . Cieszę się że w ogóle mama zgodziła się na nią bo niestety nic jej nie pasuje . Nie zgodziła się na łóżko specjalistyczne które mogłyśmy wypożyczyć , a takie łóżko pomogłoby jej w funkcjonowaniu . Ma problemy z oddychaniem w pozycji leżącej więc cały czas siedzi a ti znowu skutkuje obrzękami stóp i podudzi .
Na razie jej stan jest raz lepszy , raz gorszy ale jako tako większość czasu spędza w łózku . Chodzi jeszcze sama do toalety i myje sie z pomoca więc tyle dobrze.
Jej zachowanie jest strasznie męczące i irytujące - co chwile chce coś jeśc , i wszystko musi być tak jak chce ( rosół tłusty , zupa mlecna rozgotowana itd.itp.) .
Prosze mnie źle nie zrozumiec bo bardzo kocham moją mamę ale jej po prostu nie poznaję - często irytuje sie drobiazgami , jest wymagająca i wszystko musi miec już , zaraz,teraz .
Jesteśmy z siostra zmęczone . Na zmiane opiekujemy się nia - wymieniamy się co parę dni . Musimy u niej mieszkac bo boimy się zostawiac ją samą na noc a nawet na parę godzin .
Mama nie chce słyszeć o hospicjum zreszta nie wiem czy nie zżarło by mnie sumienie . Wiem że prowadzą je dobrzy , wykwalifikowani ludzie ale nie chcę robic niczego wbrew woli mamy i skoro dobrze się czuje w domu to postaramy się zrobić tak żeby była zadowolona . Tylko jak na razie to nas chyba przerasta . Ja jestem na immunosopresji ( dwa lata po przeszczepie ) i już dwa razy zdążyłam zaliczyć kuracje antybiotykową a wyniki po ostatniej wizycie w Katowicach nieznacznie się pogorszyły. Martwię sie podwójnie - o mame i o siebie .
Zastanawiamy się czy nie zadzwonić do kuzynki mamy która się deklarowała opieką nad mamą - nie wiemy tylko czy deklaracja była na tyle prawdziwa że zamieszkałaby z mamą i odciażyla nas .
Mama na razie bierze dexaven 4 mg i morfinę co 6 godz 2,5 mg . Problemem jest flegma która nie potrafi odkrztusić - strasznie ja to męczy i wręcz czasami zatyka . Ma przerażający kaszel , który uspokaja sie jak spi . A że ze spaniem jest problem takze męczy sie tym kaszlem okropnie .
Jak poradzic sobie z opieką nad chorym w domu , który nie chce z nami zamieszkać . Mieszkanie z mamą na dłuższa metę dezorganizuje nam życie . Wynajecie kogos do opieki zdaje egzamin w dzień a co z nocą?
Czy ktos z Was miał podobny problem i udalo mu się go rozwiązać ?
Pozdrawiam serdecznie
Witaj,
Jeżeli mama ma problem z oddychaniem spróbujcie wypożyczyć w hospicjum lub podobnej instytucji koncentrator tlenu. Możecie też mamie dać 2 poduszki żeby leżała wyżej. Jeśli chodzi o obrzęki stóp i podudzi to możecie mamie nogi układać wyżej np na kocu, chociaż na chwile i spróbować delikatnie pokrążyć stopami,pozginać stopy.
Co do pielęgniarki istnieją centra medyczne zajmujące się opieka długoterminową, pielęgniarka jest 4 razy w tygodniu na ok godzinę a co ważniejsze jest to usługa w ramach NFZ. Jeżeli dobrze zrozumiałam gdzie mieszkacie podsyłam link http://www.betamed.pl/kontakt#content
Pozdrawiam i życzę dużo siły
_________________ It just hits you. Out of nowhere.
And suddenly, the life you knew before is over.
Dziękuje za linka do strony . Są tam faktycznie namiary na instytucje o której nie słyszałam . Jutro tam zadzwonie . Co do spania na większej ilosci poduszek to niestety to nie zdaje egzaminu - próbowaliśmy ale i tak jest jej niewygodnie i koniec końców spi bokiem oparta na jednej ręce ( jest nieźle spuchnięta notabene) . O nogach wyżej też powtarzam co chwilę ale wpada w złość że tak jej niewygodnie a jak da nogi wyżej to sie dusi ( bo wtedy nie może bokiem ) . Problem jest w tym że jest strasznie uparta i i tak zrobi jak jej będzie pasowało . Będzie kupywała łózko z podnoszonym i regulowanym stelażem więc może to rozwiąże problem .
Mam pytanie co do morfiny - w jakie miejsca oprócz ramienia można podawać podskórnie . Straszliwie jest tam już posiniaczona - bierze heparyne więc stąd ta tendencja do ich tworzenia .
Nie wiem jak z nią porozmawiac o pielęgniarce i potrzebie jej stałych odwiedzin . Mama nie wie że jest żle ale to ja chodziłam do lekarzy i wiem wszystko o prognozach . Mama jest pewna że będzie coraz lepiej i bulwersuje sie na samą myśle o pielęgniarce a nawet wizycie lekarza rodzinnego .
Powiedziec nie powiedziec ? Nie chcę zgasic tej iskierki nadzieji którą mama widzi bardzo wyraźnie . A ja sie miotam co byłoby dla niej i dla nas najlepsze ?
Dziekuje za słowa otychy i pozdrawiam serdecznie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum