Bardzo mi przykro..tym bardziej, że nas rak również pokonał...W czwartek 14.08.2014 Mama odeszła po niespełna 3 latach walki. Tym ciężej dla mnie bo jednak mimo wszystko nieoczekiwanie podczas zakładania peg doszło do jakichś komplikacji podobno Mama zaczęła się dusić i musieli Ją intubować i wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej. Podobno ponieważ ataki duszności miewała często, do czego jako rodzina byliśmy przyzwyczajeni a jednak żadna intubacja ani usypiane nie było potrzebne. Zabieg dla bezpieczeństwa miał być przeprowadzany przy znieczuleniu miejscowym i w pozycji pół siedzącej, z bezpieczeństwa wyszły nici bo Mame i tak uśpili i to już na zawsze...
Wybudzenie miało nastąpić następnego dnia ale niestety Mama trwała w tym stanie tydzień, okropny tydzień podczas którego ja chciałam wierzyć w cud ale lekarze mi to skutecznie utrudniali, najprawdopodobniej musieli wiedzieć coś czego ja nie wiedziałam - już po samym zabiegu ich zachowane było dziwne, bardzo nerwowe.
Z nieszczęsnego pega po zabiegu płynęła stara, ciemna krew - prawdopodobnie z guza, ale nie wiadomo czy stało się to samoistnie czy został on naruszony np podczas intubacji. Jedno jest pewne do końca życia będe zastanawiała się co by było gdyby tego zabiegu nie było, obwiniam się o to że namawiałam do niego Mame, myślę ile czasu mogłybyśmy jeszcze wspólnie spędzić, czuję że ktoś ten czas nam skrócił. Co najgorsze przed zabiegiem nawet nie pożegnałam się z Mamą jedyne co powiedziałam to do zobaczenia...Mam nadzieję, że ból z czasem będzie się zmniejszał bo jest przerażający, jakby ktoś dosłownie wyrywał cząstke serca