Echh nie wiem czy powinnam to pisać. Kasia miała światełko dodatkowe nadziei.
W Bydgoszczy był lekarz który podpowiedział:
Kasia miała postarac się o chemię w NFZ-cie aby zrefundowali, miała ona zmniejszyć raka na wątrobie- lekarz w Bydgoszczy wtedy mógł wypalić tego guza.
Pisze to ponieważ komuś informacja o "wypalaniu guza" może się przydać.
Wiele ludzi powinno zajżeć i wczytać się w to co pisała Kasia i jak pisała. Pełna nadziei, nigdy nie narzekała na swój los. Nawet kiedy byłam u Kasi w środę tydzień temu, biedna obolała, wychudzona, ale i tak wierząca. Kiedy rozmawiałam z nią we wtorek przez telefon mówiła z ogromnym wysiłkiem, przepraszała ze nie może za długo rozmawiać bo zasypiała w trakcie rozmowy. Umówiłyśmy sie wtedy ze jutro ja odwiedzę. w poniedziałek była w Bydgoszczy, we wtorek odpoczywała, we środę była w Poznaniu- więc w czwartek po męczącej podróży chciała odpocząć, dla tego miałam właśnie jutro ją odwiedzić...
Wsiadałam dzisiaj do samochodu z dzieckiem, mieliśmy ruszać od tesciów do mojej mamy.Jeszcze pomyślałam o tym ze moze jednak odwiedzić Kasię a Maćka u teściów na tę godzinkę zostawić- wtedy zadzwonił telefon
"Ania wiesz moze kiedy i gdzie jest pogrzeb bo nie mogę się dodzwonić..."
JAKI POGRZEB? Romek mąż Kasi próbował dodzwonić się do mnie na inny numer żeby powiedzieć mi o Kasi... Całą drogę do mamy prowadziłam za mgłą, za firaną łez... moje półtoraroczne dziecko mój synuś siedzący z tyłu w foteliku mówiło "Mamusia, nie płacze"... Dopiero od mamy zadzwoniłam do Romka
"powiedz ze to nie jakiś głupi żart..."
"nie Ania, ale Ty dbaj o siebie i dzieciątko" taki jest Romek, taki jak Kasia, mam dbać przedewszystkim o ciążę, zeby mi się nie stało nic...
Jak nie kochać takich ludzi?
Dlaczego właśnie ich taka krzywda spotyka?
Przepraszam ale nie wiedziałam gdzie wylac ten swój zal, nie mam już komu się wygadać- mamie nie mogę- ona sama z cholernym skorupiakiem walczy...A moja jedyna przyjaciółka właśnie odeszła :(