Witam Ponownie. Z moją mamą sprawa jest coraz bardziej klarowna, chociaż i tak odczuwam pewien niepokój i gromadzą się niewiadome.
W tamtym tygodniu zadzwoniłem do pani doktór onkolog która monitoruje ponowne badanie wycinka histo....... mojej mamy. W sumie to ona miała do mnie dzwonić jak te wyniki będą gotowe ale nie wytrzymałem i ja przedzwoniłem - w rozmowie powiedziała mi, że "wyników póki co nie ma ale ona nie sądzi, żeby odbiegały one znacząco od tych pierwotnych wyników, a tak w ogóle to patolodzy mówili, że przydałyby się do badania szkiełka"
Nie wiem co to są te szkiełka ale pomyślałem, ze to pewnie jakiś ważny materiał badawczy i natychmiast powiedziałem, że "nie ma problemu mogę je dowieść". Pani doktór zgodziła się i już następnego dnia pobrałem te "szkiełka" z pierwszego zakładu patologii i zawiozłem Pani doktór z którą rozmawiałem.
A w ogóle to w czasie tej rozmowy telefonicznej zaryzykowałem opieprz i powiedziałem jej w delikatnej formie, że z tego co się orientuję to "chemię" podaje się do 6 tygodni po operacji a u mojej mamy jest już ponad 8 tygodni. Odpowiedziała mi bardzo spokojnie i z wyrozumiałością, że ten termin czasami się wydłuża - nawet do 3 miesięcy.
Wracając do meritum - zawiozłem jej te szkiełka, a Ona zobowiązała się natychmiast przesłać je patologom do których ponownie zadzwoniła i bezwzględnie o nie proszą. Była bardzo miła - powiedziała (za co jestem jej wdzięczny), że zarezerwowała dla mojej mamy łóżko na oddziale onkologicznym na 30 kwietnia - tak na wszelki wypadek bo są pewne terminy oczekiwań, jednak ona i tak bardziej sądzi, że chemia nie będzie potrzebna. W tym tygodniu ma Ona przedzwonić do mnie w sprawie finału tych wyników.
Oprócz tego w piątek byłem na wizycie u onkologa który prowadzi moja mamę, i który zlecił te dodatkowe badania. Powiedział, że z podaniem chemii mojej mamie nie jest taka prosta sprawa, bo chemia na jedno pomaga a na drugie może zaszkodzić - potwierdził, gdy zapytałem czy chodzi w takim razie o kalkulację na zasadzie zysków i strat w tej kwestii. Myślę, że to chodzi o problemy z sercem mojej mamy. Wyjął jakąś książkę chyba towarzystwa onkologicznego i przedstawił mi tam stadium mojej mamy - było napisane IIa - nie ma w nim jasnych przesłanek do podania chemii i chyba dlatego chcą się upewnić czy komórki nowotworowe poszły do naczyń krwionośnych i wyjaśnić sprawę węzłów.
Kazał się nie martwić bo jak mówił - zna dużo osób które "wyszły" ze stadium mamy oraz ze stanów z przerzutami. Tak w ogóle to poszedłem za radą absention i spisałem sobie wszystkie pytania do niego na kartce:) - pomogło (dzięki za ten pomysł absention)
Kończąc napiszę, że mama boi się tego szpitala (chociaż tłumaczę jej, że to nic strasznego a nawet lepiej dla niej bo będzie pod opieką lekarzy) Martwię się teraz o to czy jak nie podadzą mamie chemii ( po weryfikacji tych wyników i ze względu na serce mojej mamy) czy nie ograniczy to jej statystycznych szans na przeżycie
Będę wdzięczny osobom pomocnym (zwłaszcza absention) za wyrażenie swojego zdania na temat który opisałem
Martwię się teraz o to czy jak nie podadzą mamie chemii ( po weryfikacji tych wyników i ze względu na serce mojej mamy) czy nie ograniczy to jej statystycznych szans na przeżycie
Witaj Darku na wstępie chciałam cie prosić abyś nie "przywiązywał" się tak do tych statystyk. Każda choroba jest inna i każdy organizm reaguje inaczej. Lekarz biorąc pod uwagę każdą ewentualność ustala zarówno tok leczenia jak i schemat chemii. Jeżeli u mamy sytuacja ze względu na serce nie przedstawia się dobrze to może faktycznie lekarz wybierze "mniejsze" zło. Moja mama była podana szczegółowym badaniom serca ( w tym echo i inne) zanim podęto decyzję o chemii, tylko że u mojej mamy to wyboru nie było chemia musiała być bo pojawiły się przerzuty.
Być może u twojej mamy "gadzina" ograniczyła się tylko do tego guza i patolodzy po dokładnym zbadaniu materiału potwierdzą brak komórek w węzłach, dlatego dodatkowo o nie prosili żeby być pewnym że wszystko jest ok, bo po co obciążać chemią organizm słaby z przyczyn innej choroby jeśli nie ma ku temu wyraźnych przesłanek.
Przepraszam za długi wpis i pozdrawiam serdecznie. Trzymaj się Darku i pozdrowienia dla mamy.
_________________ [*] śpij spokojnie kochana moja (27.09.2015)
Dzięki Gosia za odpowiedź na moją wiadomość. No co Ty, mój wpis to był obszerny (szkoda mi Cię, że tyle musiałaś czytać). Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Wczoraj zadzwonił do mnie onkolog w sprawie wyników badań mojej mamy. Stwierdził, że drugie badania nie wykazały nic nowego, tzn., że wykazały to samo co pierwsze badanie histo.... pooperacyjne.
Powiedział, że nie ma na obecnym etapie konieczności i podstaw do chemioterapii. Zapytałem go czy komórki nowotworowe wniknęły do naczyń krwionośnych (był to jeden z głównych celów ponownego badania), odpowiedział, że "ponowne badania wykazały to samo co pierwsze".
Nie wiem jak mam to rozumieć -
Czy, że pierwsze badanie nie wykazało obecności komórek raka w naczyniach krwionośnych?
Czy, że w ogóle badań pod tym kontem się nie przeprowadza?
Nie wiem też co z tymi brakującymi węzłami? Czy nie wycięto ich przy operacji?
W końcu czy na podstawie takich wyników (tzn. tych pierwszych) można podjąć decyzję o niedawaniu chemii i czy nie powinienem tego skonsultować z innym onkologiem?
Wcale nie cieszy mnie to, że mama nie dostanie chemii bo na dobrą sprawę, być może gdyby ją dostała przy tych niewiadomomych to mogłoby uratować jej życie - w końcu nie wiadomo czy w którymś z tych brakujących trzech węzłów nie ma przerzutów raka oraz czy te naczynia krwionośne są zajęte czy też nie.
Mam prośbę do wszystkich przychylnych osób o wyrażenie swojej opinii. Szczególnie proszę administratora (absenteeism) o zabranie głosu - w końcu ONA dysponuje tutaj największą fachową wiedzą. Administrator nie ustosunkował się do mojego ostatniego postu - może teraz będę miał więcej szczęścia - za ostatnią odpowiedź o treści "Nie" jeszcze raz dziękuję.
Wczoraj zadzwonił do mnie onkolog w sprawie wyników badań mojej mamy. Stwierdził, że drugie badania nie wykazały nic nowego, tzn., że wykazały to samo co pierwsze badanie histo.... pooperacyjne.
Przede wszystkim dyskutować można o wyniku mając go na papierze - rozmowa to jedno, ale dokładny opis badania drugie.
miruna napisał/a:
Nie wiem jak mam to rozumieć - Czy, że pierwsze badanie nie wykazało obecności komórek raka w naczyniach krwionośnych?
Czy, że w ogóle badań pod tym kontem się nie przeprowadza?
Badania oczywiście, że się przeprowadza.
Jak masz to rozumieć? To pytanie do patologa przeprowadzającego pierwsze badanie lub też tego, który wykonywał powtórne badanie. My tutaj nie wiemy co widział patolog i dlaczego opisał to tak jak opisał.
miruna napisał/a:
Nie wiem też co z tymi brakującymi węzłami? Czy nie wycięto ich przy operacji?
Że nie wycięto, to wiadomo. Pytanie brzmi dlaczego - i to już pytanie do operatora.
miruna napisał/a:
W końcu czy na podstawie takich wyników (tzn. tych pierwszych) można podjąć decyzję o niedawaniu chemii i czy nie powinienem tego skonsultować z innym onkologiem?
Skonsultować się z innym onkologiem zawsze warto.
miruna napisał/a:
Wcale nie cieszy mnie to, że mama nie dostanie chemii bo na dobrą sprawę, być może gdyby ją dostała przy tych niewiadomomych to mogłoby uratować jej życie
Na dobrą sprawę nigdy nie ma pewności, czy np. u kogoś, kto dostanie chemioterapię uzupełniającą mimo wszystko nie rozwinie się choroba, jak i czy u kogoś, kto tej chemii nie otrzyma, wszystko nie będzie jednak w porządku.
Chemioterapia to naprawdę obciążające pacjenta leczenie, z wieloma skutkami ubocznymi, tak więc kwalifikacja do niej musi być przeprowadzona jak najwnikliwiej.
Wskazaniem do przeprowadzenia chemioterapii w II st. zaawansowania choroby są:
Cytat:
cecha T4a, duży stopień złośliwości histologicznej, mała liczba usuniętych węzłów chłonnych (<12), perforacja, zabieg wykonywany w trybie pilnym, na przykład z powodu niedrożności, inwazja naczyń.
źródło: Zalecenia postępowania diagnostyczno - terapeutycznego w nowotworach złośliwych - 2011 r. ; Tom I
Red. M. Krzakowski, R. Dziadziuszko, J. Fijuth, K. Herman, J. Jarosz, M. Jarząb, J. Jassem, A. Kawecki, J. Kornafel, D. M. Kowalski, K. Krzemieniecki, M. Litwiniuk, T. Mazurkiewicz, R. Mądry, M. Misiak, S. Nawrocki, W. Polkowski, P. Potemski, M. Rubach, P. Rutkowski, A. Stelmach, P. J. Wysocki
Odnosząc to do Twojej mamy: brak cechy T4a, stopień złośliwości histologicznej jest pośredni (G2), jest zbyt mała liczba usuniętych węzłów (9), pozostałe wskazania nie występują.
Dziękuję bardzo za odpowiedź pomimo późnej pory.
Czyli powiedz mi jeszcze czy dobrze rozumiem, że ze wskazań do chemioterapii w stadium mojej mamy, jest tylko jedno - zbyt mało usuniętych węzłów chłonnych? Na mój rozum innych wskazań nie ma, spośród tych które zacytowałaś (nie licząc nie wyjaśnioną kwestię obecności komórek nowotworowych w naczyniach krwionośnych)
Stopień G2 jest pośredni, więc można powiedzieć, że jest to większe wskazanie do leczenia uzupełniającego niż przy G1, mniejsze niż przy G3.
Co do inwazji naczyń - tego nadal nie wiadomo, a jeśli nie wiadomo, to nie ma pewności, że naczynia zajęte nie były.
Plus węzły.
Dziękuję bardzo. Teraz mam dużo większą jasność sytuacji. A swoją drogą to ciekawe dlaczego standardem nie jest przy badaniach histopatologicznych zamieszczanie informacji o tym czy naczynia krwionośne są zajęte przez nowotwór czy nie. Przecież to bardzo istotny element do leczenia uzupełniającego.
Mirunku, widzę, że podobnie jak ja bardzo myślisz o tej chemii i przerzutach. ja podejrzewam u siebie jakąś przerzutofobię O.o - raczej kancerofobię - to coraz popularniejsza przypadłość / absenteeism
Powiem to tak jak wyczytałam na necie (jak znajdę tamtą stronkę to podam na forum, bo ciekawa). Twoja Mamcia ma drugi stopień zaawansowania nowotworu, oraz pośredni stopień złośliwości. Podobnie jak moja Mamcia. Na tamtej stronce internetowej wyczytałam, że w takim stadium decyzję o podaniu chemii pozostawia się właściwie pacjentowi. I to pacjent musi podjąć decyzję czy tą chemię chce czy nie. U Twojej Mamci wskazaniem by były te brakujące węzły chłonne - wiadomo lepiej dmuchać na zimne.
Naczynia krwionośne są już trochę inną sprawą i powiem szczerze, że też mnie dziwi, że w wynikach histopatologicznych nie pisze się o nich, tak jak pisze się o węzłach. Na mój chłopski rozum powinno się to robić. U mojej Mamci guz dochodził do podsurowicówki, a więc na tyle na ile znam budowę jelita, to dotarł, a nawet przekroczył naczynia i TEORETYCZNIE mógł coś do nich zaserwować. U Twojej Mamci z tego co pamiętam guz przekroczył ścianę jelita i dotarł do tkanki tłuszczowej? A więc sytuacja taka jak u Mojej Mamci.
Powiem Ci to, co już tu pewnie pisałam (ach ta skleroza xP) Bardzo bym chciała, żeby Mamcia dostała chemię, tak na wszelki wypadek by ewentualne "dzieciaki" utłuc na śmierć. Nakręcam się pewnie jak Ty, albo i bardziej. Wczoraj zobaczyłam Mamine wyniki morfologii. Niby wszystko jest okej, poza czterema wynikami. Trzy poniżej normy (jeden minimalnie), jeden wydaje mi się sporo powyżej normy i już panikuje, już przeżywam, już się trzęsę, że coś się źle dzieje. Bo Mamcia powinna mieć wszystko w normie! Bo na necie znajduje się przeróżne informacje i można się ponakręcać jak ruska pozytywka. I ja się tak nakręciłam i do 14 maja, mam dni wyjęte z życiorysu, bo chociaż dzisiaj się już wyciszam, to jednak uspokoję się dopiero po wizycie u Onkologa i rozmowie z nim. Wczoraj miała tomografię i już myślę jak wyjdą te badania, czy wszystko będzie w porządku.
Mówię Ci Mirunku, najpewniej uspokoiłabym się dopiero po tym jakby Mamci zrobili Scyntygrafię, Tomografię, Rezonans (jedno i drugie całego ciała) i PETa. Choć pewnie bym obgryzała paznokcie czy wyniki będą okej. I nawet nie chcę myśleć co by było, gdyby takie nie wyszły.
Wybacz, że piszę o tym na Twoim wątku. Sam widzisz, że ze swoimi lękami i troską o Mamcię nie jestem sam.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i Twoją Mamcię Zdrówka Życzę
Na tamtej stronce internetowej wyczytałam, że w takim stadium decyzję o podaniu chemii pozostawia się właściwie pacjentowi. I to pacjent musi podjąć decyzję czy tą chemię chce czy nie.
No nie do końca.
Pacjenta nie mającego wykształcenia medycznego, specjalistycznego, wieloletniej nauki w dziedzinie onkologii czy chemioterapii nie można obciążać decyzją czy chce wziąć chemię, czy nie, i co będzie dla niego lepsze.
Po to właśnie są wskazania do podania chemioterapii w II st. zaawansowania choroby (wymieniłam je za najświeższą książką dot. zaleceń w leczeniu onkologicznym w PL), aby na nich opierać się przy ewent. włączaniu leczenia uzupełniającego, ponieważ owszem - w II. st. zaawansowania nie ma jednoznacznie powiedziane, iż leczenie uzupełniające jest konieczne lub nie.
Jednak to nie pacjent ma decydować o tym, czy ma ochotę na chemioterapię, czy jednak nie ma, ale lekarz - naturalnie przedstawiając pacjentowi obie opcje, wyjaśniając wszelkie wątpliwości i ostateczną decyzję czy wyrazić zgodę na leczenie czy też nie pozostawiając pacjentowi, to logiczne.
Niemniej sformułowanie "to pacjent musi podjąć decyzję, czy chemię chce czy nie" wydało mi się dość niefortunne - jakby to lekarz całkowicie odsuwał się od decyzji i w całości oddawał ją w ręce pacjenta - stąd moje małe (no, nie takie małe niestety) sprostowanie
Reszka.78 napisał/a:
Mówię Ci Mirunku, najpewniej uspokoiłabym się dopiero po tym jakby Mamci zrobili Scyntygrafię, Tomografię, Rezonans (jedno i drugie całego ciała) i PETa.
A ja myślę, że byś się wcale nie uspokoiła. Bo potem naszły by Cię myśli, że przecież nawet ten niby-cudowny PET wykrywa zmiany od ok. 4 mm, co odpowiada od 100 milionów do 1 miliarda kom. nowotworowych. I kolejne nakręcanie się, że "a może zmiany są za małe i żadne badanie ich nie wykryło, a one jednak są?" gotowe.
Cześć Myszko:)
Dzięki za wiadomość. To dobrze, że napisałaś to na moim wątku! Tak, sytuacje naszych mam są bardzo podobne. U mojej mamy naciek dotarł do tkanki tłuszczowej (onkolog stwierdził, że "tylko trochę"), ale dalej jest to stadium IIa - czyli nie przekroczył jelita i nie nacieka na sąsiednie narządy. Wiem dokładnie o Czym piszesz. Moja mama się cieszy, że nie dostanie chemii - nie ma tej wiedzy, którą od czasu jej choroby nabyłem ja - i całe szczęście! Bo i tak często chodzi zamyślona i wiem czym jest to spowodowane! Nie dziwię się moja droga, co przeżywasz. Wiem o czym "mówisz". Sam do niedawna studiowałem z uporem maniaka, różne strony i fora internetowe w poszukiwaniu wszelkich informacji o stadium i szansach mojej mamy. Jednak na różnych forach różnie ludzie piszą i trzeba to jakoś "filtrować" żeby nie sfiksować. Wiesz niedawno nabyłem trzy książki o raku jelita grubego i profilaktycznie o chemioterapii (tak na wszelki wypadek gdyby w przyszłości była potrzebna) - wiesz uważam, że żeby z wrogiem skutecznie walczyć to trzeba go wpierw dobrze poznać. Obie te książki napisali profesorowie lekarze - chirurdzy którzy leczą raka jelita grubego, a więc osoby jak najbardziej kompetentne. Książki te to: M. Bennett Pochapin M.D., Rak jelita grubego, Poznań 2004 oraz Z. Wronkowski, Sz. Brużewicz, Nowotwory jelita grubego, Warszawa 2008 i tych samych autorów - Chemioterapia i radioterapia, Warszawa 2007. Bardzo dobre pozycje i napisane "ludzkim" językiem. Teraz swoją wiedze czerpię głownie z tych książek oraz od lekarzy którzy leczą mamę i oczywiście korzystam z pomocy absenteeism. Profesor Pochapin w swojej książce pisze, cyt."W stadium IIA (T3N0M0 - proces nowotworowy objął warstwę mięśniową ściany jelita) chemioterapia nie jest konieczna, ale może być zastosowana. Wykazano, że chemioterapia pomaga w stadium IIB (T4N0M0 - proces nowotworowy przedostał się poprzez ścianę jelita do sąsiednich tkanek i narządów). Stosowanie chemioterapii w stadium T3N0M0 (proces nowotworowy objął warstwę mięśniową jelita grubego, ale nie przedostał się dalej) jest sprawą kontrowersyjna i lekarze nie są przekonani o jej skuteczności" Z kolei pof. Wronkowski pisze cyt." Również w II stopniu zaawansowania raka jelita grubego chemioterapia adjuwantowa (uzupełniająca) wydaje sie poprawiać rokowanie, ale ponieważ nie ma na to niezbitych dowodów naukowych (badania wciąż trwają) dopuszcza się zarówno stosowanie jak i niestosowanie leczenia uzupełniającego.......Jeżeli lekarz prowadzący nie widzi wskazań do leczenia uzupełniającego, nie jest to wcale równoznaczne z dobrym rokowaniem. Oznacza to tylko tyle, że ewentualna terapia adjuwantowa nie spowodowałaby poprawy rokowania. W teorii reguły stosowania terapii adjuwantowej wydają się proste, praktyka kliniczna jest jednak bardziej skomplikowana. Do ustalenia stopnia zaawansowania raka jelita grubego potrzebna jest bardzo dokładna ocena histopatologiczna (mikroskopowa) tkanek usuniętych podczas zabiegu operacyjnego. W jej trakcie określa się głębokość nacieku nowotworu w ścianie jelita, zajęcie sąsiadujących narządów oraz obecność przerzutów nowotworowych w regionalnych węzłach chłonnych. Aby wiarygodnie określić ten ostatni parametr konieczna jest analiza kilkunastu węzłów chłonnych....Brak przerzutów w regionalnych węzłach chłonnych jest natomiast charakterystyczny dla raków jelita grubego w I lub II stopniu zaawansowania, w których leczenie adjuwantowe nie jest regułą lub jest wręcz niewskazane. W praktyce klinicznej chemioterapeuta otrzymuje jednak zwykle wynik badania histopatologicznego zaledwie kilku regionalnych węzłów chłonnych. Jaką decyzję można podjąć w sytuacji, kiedy badaniu histopatologicznemu poddano tylko 2-3 węzły chłonne i są one wolne od przerzutów nowotworowych? Znaczna część lekarzy (w tym piszący te słowa) nie określa wówczas dokładnie zaawansowania (przyjmując cechę N jako Nx) i, pod warunkiem braku innych przeciwwskazań , na podstawie oceny cechy T i innych dodatkowych parametrów podejmuje decyzję o zastosowaniu chemioterapii adjuwantowej".
Reasumując Myszko - ciężko w sytuacji naszych mam stwierdzić czy chemioterapia może uratować im życie. Równie dobrzy przy złych okolicznościach podana zbyt pochopnie może im życie skrócić, ponieważ nie od dziś wiadomo, że wyniszcza ona organizm i jest ona podawana na zasadzie mniejszego zla. Ty ze Swoją Mamuśką jesteście w nieco lepszej sytuacji bo chociaż kwestię węzłów macie rozwiązaną. Poza tym warto żebyś się trzymała tych wytycznych do zastosowania chemii w II stadium, które zamieściła absenteeism w moim dzisiejszym nocnym wątku. Nie czytaj też zbytnio tych wszystkich internetowych newsów, często wprowadzają one zamęt w głowie. Wiem co mówię bo sam z tym walczę - czasami jest niezmiernie trudno i często się nie udaje. Sam nie wiem co robić dalej - mam opinie dwóch onkologów, żeby chemii nie dawać i dwa niedokładne badania histo... Zastanawiam się czy nie skonsultować się jeszcze z kolejnym onkologiem - być może lekarze nie chcą podać Mamie chemii bo obawiają się odpowiedzialności za ewentualne skutki uboczne - a w tym wypadku nie ma jasnych wskazań do chemii i łatwiej jest im jej nie podać. To co jest teraz z moją Mamą i praktycznie również ze mną, porównał bym do siedzenia na granacie który jest odbezpieczony albo nie, ale czy jest zabezpieczony a tym samym nieszkodliwy okaże się dopiero za kilka lat! Czyli teraz pozostaje się modlić, robić terminowo badania i liczyć na to, że Mama "zostanie ujęta" w statystyce przeżywalności dla jej stadium. Co tylko Mamę zaboli albo "szczyknie" to ja już jestem w strachu i tak już będzie bardzo długo. Praktycznie nie mam od czasu jej choroby życia prywatnego i zostanie tak raczej na dłuższy czas, ale to mnie nie martwi bo dla życia ludzi których kocham jestem gotów poświęcić dużo, z sobą włącznie. Powoli trzeba starać się przywyknąć. Może poszukaj pomocy u psychiatry lub psychologa jak Ci jest ciężko, w obecnych czasach to nie wstyd, a i farmakologicznie się wspomóc gdy tego wymaga sytuacja, nie jest wcale źle. Póki co pozdrawiam i przesyłam całuska - Tobie i mamie:)
Witajcie
nawiązując do waszej konwersacji (Reszka i Darek) chciałam się wypowiedzieć tylko w jednej kwestii. Według mnie to za dużo o tym myślicie (tzn przerzutach) powiem wam z mojego doświadczenia jeśli z badań nie wynika ze trzeba podać chemię to jej się nie podaje ze względu na obciążenie organizmu, Wasze mamy są w dobrej sytuacji w kwestii przerzutów, u mojej mimo iż na rezonansie wyszło ze guz nacieka ścianę aż po tkankę mięśniową jednak jej nie przekracza (coś tak jak u waszych) tylko jest podstawowa różnica są przerzuty w wątrobie wiec chemia bez względna i to przed operacją. Wasze mamy nie mają przerzutów widocznych na badaniach więc nie muszą brać tej "trucizny" a strach o to że każde "strzyknięcie" to przerzut będzie zawsze taki nasz los, zaraz biegniemy do neta i wyczytujemy różności na ten temat nakręcając się czasem bez powodu. Ja się panicznie boje operacji mamy że jak "otworzą" to zobaczą że raczysko rozniosło się po okolicznych narządach wy to macie za sobą. Musimy jakoś dać sobie z tym radę nie zatruwając naszych myśli - czarnymi scenariuszami.
Pozdrawiam was serdecznie i do usłyszenia moje rodzeństwo forumowe
_________________ [*] śpij spokojnie kochana moja (27.09.2015)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum