Wczoraj pojechałem do Centrum Onkologii. Nie mogłem tam wejść ale jak już znalazłem się w środku, to ogarnął mnie taki dziwny spokój... pojechałem na 4 piętro - Oddział Chemioterapii... trochę to dziwne, że miejsce, które powinienem nienawidzić ze wszystkich sił dało mi taki ukojenie... przestałem płakać... poszedłem do Kaplicy na pierwszym piętrze... nie chciałem wychodzić z tego budynku... było tak cicho...
Jutro o 12:30 pogrzeb, zawsze sobie powtarzałem sobie, że wytrzymam do tego momentu i dopiero wtedy pozwolę sobie na załamanie...
Wybrałem dla Mamy jasną trumnę, chyba ładna, poprosiłem rodzinę o jasne kwiaty. Mama nie lubiła ciemnych kolorów. Chciałbym aby jutro całość skupiła się na Niej, na pamięci o niej, a nie na całej otoczce...
Nic nie zapowiadało odejścia Mamy tak nagle... przecież Ordynator mówił o 6 miesiącach... doskonale pamiętam ostatni dzień... ostatnie 5 godzin pamiętam minuta po minucie... mam wrażenie, że coś przegapiłem, że gdzieś popełniłem błąd... że nie dopilnowałem wszystkiego... potrzebuję czasu...
_________________ Łukasz-----------------------------------------------------
Mama - 19.02.1961 - 18.11.2015 g. 5:29... za szybko... za wcześnie...
Wtorek, 17 listopada... rano byliśmy w CO... Mama miała zrobione badania krwi + CA125 (marker spadł na 1090), otrzymaliśmy skierowania na RM i USG. Wróciliśmy do domu, o 15:00 przyjechał lekarz z HD, wypisał skierowanie na Oddział Paliatywny w Świeciu, aby farmakologicznie spróbować usunąć płyn z nóg. O 17:00 umyłem Mamę, o 18:00 przyjechał Rehabilitant i wykonał Mamie masaż, o 20:00 podałem Mamie leki. Mama poszła spać a ja trochę popracowałem, ok 23:00 poszedłem spać...
00:19... Mama mnie obudziła wołaniem, że jest jej zimno... podkręciłem ogrzewanie. Mamę zaczęły boleć nogi... zrobiłem masaż. Nie było poprawy, wezwałem leakrza z POZ, zadzwoniłem do Pielęgniarki z HD... zrobiłem kolejny masaż nóg... lekarz przyjechał po bardzo długim czasie i podał o 3:13 morfinę... Mama po godzinie nie miała poprawy, wezwałem pogotowie, przyjechali i podali kolejną dawkę morfiny i dexamethason... pojechali... Mama siedziała na krawędzi łóżka, objąłem ją ramieniem i trzymałem za rękę... nagle zaczęło się.... trzymając Mamę jedną ręką, drugą trzymając telefon, wzywałem pomocy zawróciłem pogotowie, prosiłem Mamę, żeby nie umierała, zadzwoniłem do Pielęgniarki z HD... błagałem o pomoc... Wtedy Pielęgniarka, twardym, nie pozbawiającym możliwości pomyłki, jednoznacznym głosem powiedziała "Łukasz, Mama umiera..." rozłączyłem się... położyłem Mamę na łóżku i trzymałem za rękę, klęcząc u jej łóżka... przyjechało znowu pogotowie i powiedzieli co się dzieje... poprosiłem aby podali Mamie coś, żeby nie cierpiała... powiedzieli, że podali już wszystko co mogli... pojechali...
Zostałem sam z Mamą, powiedziałem jej cały czas trzymając ją za rękę, że dam sobie w życiu radę, że ją kocham i już nie musi walczyć... powtarzałem, że ją kocham, że dam sobie radę... trzymając za rękę... 5:29...
W sobotę odbył się pogrzeb Mamy. Nie wiało i nie padało. Ksiądz wygłosił piękne kazanie a organista ładnie zaśpiewał... cały Kościół był pełen ludzi... i było dużo jasnych kwiatów, Mama lubiła takie... tylko tyle pamiętam... byłem jakby obok wszystkiego...
Mam wrażenie, że nie zrobiłem wszystkiego, że coś mi umknęło, że coś przegapiłem... pamiętam każdą minutę z ostatniej nocy, każde słowa Mamy... była do końca świadoma, chciała żebym trzymał ją za rękę... trzymałem... nie wiedziałem o co chodzi, nie dostrzegłem co się dzieje... przecież Ordynator mówił, że mamy jeszcze 6 miesięcy... a nie 5 dni... nie zrobiłem wszystkiego co mogłem...
_________________ Łukasz-----------------------------------------------------
Mama - 19.02.1961 - 18.11.2015 g. 5:29... za szybko... za wcześnie...
Łukaszu, zrobiłeś dla swojej Mamy wszystko, co mogłeś!
Nie mamy wplywu na to, kiedy bliscy odchodzą. Mama na pewno czuła, że jesteś, że Jej towarzysz w ostatniej drodze. Pięknie się Nią opiekowałeś, walczyłeś.
Łukaszu, to uczucie, że coś przeoczyliśmy chyba zawsze będzie nam towarzyszyć. Zrobiłeś co mogłeś i pewnie nawet więcej... Czytałam Wasz wątek od dawna i mocno trzymałam za Was kciuki.
Moja ukochana chrzestna, od wykrycia nowotworu (jajnik i wszystkie narządy kobiece), odeszła bardzo szybko, nowotwór postępował w niewiarygodnym tempie... Nawet lekarze byli zaskoczeni takim rozwojem... Robiliśmy co można było na daną chwilę, niestety nie udało się... poźniej przyszła wielka rozpacz i ta gnębiącą myśl, czy na pewno wszytsko, a może jeszcze było coś... itd.. I to uczucie, że mieliśmy za mało czasu... Za mało żeby z nią pobyć, próbować jeszcze bardziej ją ratować... jedna z moich przyjaciółek, której tato konał 8 miesięcy uświadomiła mnie, że nigdy nie jestesmy w stanie przygotować się na ten moment... zawsze czasu jest za mało i zawsze towarzyszy nam odczucie, że coś przegapiliśmy... Teraz walczę o moją Mamulkę i obsesyjnie myślę o tym, że muszę wszystkiego dopilnować... Wciąż boję się, że coś przegapię, pominę, umknie mi jakaś terapia, która może uratować jej życie...
Zrobiłeś wszystko co mogłeś, zrobiłeś więcej niż mogłeś, pomogłeś mamie przejść na drugą stronę, poprowadziłeś Ją spokojnie i bezpiecznie na drugi brzeg. Nigdy nie jest odpowiedni moment na śmierć, zawsze ona bardzo boli a zwłaszcza kiedy odchodzi od nas ktoś ważny, kogo bardzo kochamy. Śmierć jest częścią naszego życia ale nigdy nie potrafimy się z nią pogodzić. Jesteś wspaniałym synem, który z wielką troską i miłością opiekował się mamą, zadbałeś o wszystko nawet po mamy śmierci zadbałeś o Jej piękny pogrzeb o kwiaty jasne, które mama lubiła, do samego końca pożegnałeś się z mamą i zrobiłeś wszystko najlepiej jak potrafiłeś.
Wiem, że ciężko przejść do normalnego życia jak kogoś stracimy, teraz przed Tobą trudny czas, wiele pytań, wiele wątpliwości, przeżycia żałoby, musisz znaleźć swój własny sposób, żeby przeżyć ten najbliższy czas jak najłagodniej. Nie zadręczaj się zrobiłeś wszystko co trzeba.
życzę Ci bardzo dużo siły, zwłaszcza tej psychicznej.
Twoja relacja - jeśli tak mogę nazwać to co napisałeś - jak dla mnie bardzo przejmująca i smutna. Tym bardziej, że byłeś wtedy tylko z mamą, i sam z tym wszystkim co się działo. Przykro mi bardzo.
kalineczka1980, gdybym powiedział, że dobrze, to bym skłamał. Staram się normalnie funkcjonować, uśmiechać ale czuję, że odsuwam się od ludzi... chyba potrzebuję samotności... W pracy nadal nie mogę się skupić na swoich zadaniach... Od dnia pogrzebu byłem codziennie na cmentarzu u Mamy, aż do wczoraj... muszę odpuścić... muszę ruszyć dalej... muszę...
O tym, że tak to wszystko się skończy tak naprawdę wiedziałem od sierpnia 2013 roku, kiedy prof. Wicherek z CO po przeprowadzeniu HIPEC powiedział, że to jest tylko powstrzymanie choroby na jakiś czas... czytałem m.in. na tym forum o objawach umierania, o kacheksji... dlaczego ja tego nie widziałem... a może nie chciałem widzieć... nie mogłem widzieć jako syn...??? Ciągle widziałem tylko moją Mamę, osobę, która tak walczyła o życie... tak bardzo chciała żyć, tak bardzo życia się chwytała...
To wszystko jest jeszcze zbyt świeże... czeka mnie najtrudniejszy rok, bo wszystko będzie pierwszy raz bez Mamy... lecz mam nadzieję, że z czasem rana w sercu się zabliźni i będzie trochę mniej bolało...
Szpital w Chełmnie wydał mi kartę informacyjną z wizyty lekarza w ramach "nocnej i świątecznej pomocy doraźnej POZ".
Badania:
- kacheksja,
- temperatura 36,6,
- kończyny dolne z zaawansowanym obrzękiem limfatycznym, ocieplone równomiernie.
Pogotowie ratunkowe z Chełmży, które przyjechało po lekarzu nie chce mi wydać karty informacyjnej, bo nie mają upoważnienia do dostępu dokumentacji po śmierci... Lekarz i ratownicy mówili, że Mama dostała kolejną dawkę morfiny i dexamethason.
_________________ Łukasz-----------------------------------------------------
Mama - 19.02.1961 - 18.11.2015 g. 5:29... za szybko... za wcześnie...
W końcu udało mi się uzyskać kopię Karty Zlecenia Wyjazdu Zespołu Ratownictwa Medycznego. W części VI karty - badanie - wszystkie sekcje są zaznaczone jako "w normie". Dodatkowo w opisie jest zaznaczone: "obrzęk kończyn dolnych" i w wywiadzie widać wpis "ból ogólny w kończynach dolnych".
Część karty jest dla mnie nieczytelna, przez słabe ksero i charakter pisma lekarza.
Ściągnąłem z Centrum Onkologii całą historię choroby Mamy. Przeczytałem i płakałem... Wydaje mi się, że niepotrzebnie nalegałem na kolejną chemię po zakończeniu lipcowej... ale Mama chciała walczyć... tak bardzo chciała żyć... miała jeszcze tyle planów...
Na dzień przed Wigilią zadzwoniła na telefon Mamy jej koleżanka... odebrałem, powiedziałem co się stało... poznały się około dwóch lat temu... usłyszałem, że Mama była niesamowicie silną osobą i miała bardzo dużą wolę walki i chęć do życia... moja reakcja... łzy...
Święta... były, ale tak jakby ich nie było.
Od kilku dni dopiero zacząłem w miarę normalnie zasypiać i przesypiam prawie całą noc (zamiast 3-4 godzin).
Odstawiłem Stilnox i Pramolan.
Wiele chciałbym poprawić w opiece nad Mamą, być lepszym synem, ale tego już nie zmienię...
Na tym chyba mój wątek się kończy...
Łukasz
_________________ Łukasz-----------------------------------------------------
Mama - 19.02.1961 - 18.11.2015 g. 5:29... za szybko... za wcześnie...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum