Czytając o szczepionkach tracisz czas i Twoja mama również. Wsadź mamę w samochód, bądź pewna, że robisz dobrze i po prostu zróbcie to już, bo jak nie to będziesz tu pisała przez następne miesiące, że tu i tam się zrobił przerzut, że mama ma chemię, potem, że już jest za słaba na chemię, potem, że mama umiera, a na końcu wszyscy będą Ci składali kondolencje. MASZ JESZCZE SZANSĘ NAPISAĆ TUTAJ INNĄ HISTORIĘ. Historię z happy endem.
W przypadku Twojej mamy, tak jak wszyscy tutaj napisali, najlepszym sposobem leczenia jest operacja. Jeśli będziecie dłużej zwlekać, to pojawi się przerzut, czar szansy na operację pryśnie i będziesz wtedy sobie czytała o szczepionkach, vilcacorze, ziołach, sokach z buraków i cudach wiankach.
Podałem Ci na priva nr telefonu do świetnego chirurga w Krakowie. Zadzwoń do niego, albo dzwoń do Lublina czy do Warszawy. Nie czekaj na telefon tylko dzwoń codziennie. To jest w Waszym interesie. Szpitale mają wielu pacjentów i muszą się martwić o statysyki leczenia, procedry NFZ, druki i inne pierdoły.
90% użytkowników tego forum chciałoby być w Waszej sytuacji. Wycięcie płuca to nie jest przeszczep serca i jest wielu świetnych torakochirurgów w Polsce, którzy to zrobią dobrze. Musicie tylko pójść do któregokolwiek.
dzwoniliśmy w piątek do pulmonologa,którą tą operację wskazał jako pomoc dla mamy. powiedział nam,że w tym nadchodzącym tygodniu mama zostanie przyjęta.
to nie jest tak,ja mamy nie zapakuje do samochodu. tak mogę zrobić ze swoim dzieckiem. każda wizyta u lekarza to pasmo kłótni przed itd.
Dobre pranie mózgu należy zaczynać od dokładnego zidentyfikowania co w nim siedzi. Kandydaci do tego zabiegu wyczuwają to i stosują uniki odpowiadając ogólnie "boję się", "nie bo nie", "to i tak nic nie da". Trzeba przeprowadzić taką "oczyszczającą" rozmowę (może trwać nawet parę godzin (z przerwami na herbatę, obiad itp). Ważne: w trakcie tej rozmowy nie podawać żadnych kontrargumentów, tylko konsekwentnie drążyć do samego źródła lęków lub oporów. Żeby podtrzymać temat to należy jak mantrę powtarzać "ważne jest to co Ty czujesz", "najważniejsze żebyś była zadowolona", "zrobię wszystko żeby pomóc" itp. Naleganie odłożyć na inny dzień. Często po takim dokładnym nazwaniu lęków i przeanalizowaniu całej sytuacji (w ramach pytań o życzenia trzeba wspomnieć o kupieniu specjalnego łóżka bo na tym co jest nie położy się materaca przeciwodleżynowego) chory godzi się na leczenie. Powodzenia
KasiaO, co do kwestii palenia, samodzielne rzucenie w wielu przypadkach może okazać się niemożliwe. Poszukaj w Twoim mieście jakiejś terapii, teraz otwierają się takie ośrodki w Polsce, niektóre płatne ale inne np. finansowane przez miasto. Tam będą lekarze którzy mogą podpowiadać jak farmakologicznie schodzić z nikotyny (plasterki, tabletki, gumy), są też grupy terapeutyczne lub terapia indywidualna.
[część posta przeniesiona tutaj]
mama dziś została przyjęta na oddział. jeszcze wczoraj awanturowała się, że nie pojedzie. strasznie,ale to strasznie się boi. my przecież też. pamiętam jak było z babcią, jak operacja u niej była dla nas nadzieją, potem komplikacje zaraz po wybudzeniu. wyszła z tego. teraz tez operacja to nadzieja. boję się tych komentarzy lekarza po zabiegu. co i jak wygląda, co zrobił. nie będzie mnie tam.dowiem się od taty i siostry. jest na środę wpisana na operację.
[ Dodano: 2011-11-29, 14:45 ]
właśnie dowiedzieliśmy się, że jutro nie będzie operacji. mama miała robioną spirometrię, pobierali krew. spirometria ok. nie wiem skąd ta zmiana
jutro o 8.30 zacznie się operacja.dowiedzieliśmy się z niepewnych źródeł, że lekarze wahają się z podjęciem decyzji o operacji,ponieważ umiejscowienie jest złe.chodzi o lokalizację blisko splotu naczyń. dziś tato i moja siostra byli u dr Sawickiego.powiedział, że decyzje podejmie po 12.00 ale nic o wątpliwościach nie mówił. i podjął. na jutro jest mama zapisana. powiedział jej,że postara się usunąć część płuca ale jest ryzyko,że będzie musiał całe. mówił o tym,że czasami jakieś klamry nie trzymają zamkniętych naczyń, jest krwotok i trzeba zrobić drugą operację. mówił,że to bardzo trudna operacja.
mama bardzo się boi.i powiedziała,że CHCE ŻYĆ.a w domu, kiedy tak długo namawiałyśmy ją na leczenie mówiła,że jej to obojętne.
my martwimy się strasznie. wolałabym tam być. nie mogę
Wiem jaki to ogromny ciężar kiedy Bliskiej Osobie wycianaja płat, czy płuco.
Pamiętam ten mój ogromny stres, minuty wlekły sie niemiłosiernie... u moejego Taty operacja trwała 5 godzin, więc nastaw się lepiej na tyle, by potem się nie denerwowac, że Mamy jeszcze nie ma na sali pooperacyjnej... Naprawde trwa to bardzo długo...
operacja trwała blisko 4 godziny. od momentu wyjścia dr Sawickiego aż do przywiezienia mamy na salę intensywnej opieki minęła godzina. dr powiedział, że usunął płat, nie całe płuco. nie było niespodzianek. tyle wiemy. mama dużo spała. po południu był u niej tato i siostra. wspomniała, że dr mówił jej co robił ale nie potrafiła powtórzyć. śpiąca i zmęczona.
cieszymy się, że to wycięta tylko część płuca. ale czy sam naciek został usunięty? nic nie wiemy jeszcze
[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2011-12-02, 23:01 ] Skopiowałam część posta z działu Kciukowego.
[ Dodano: 2011-12-02, 23:02 ]
witajcie
dr Sawicki usunął dziś część płuca prawego. mówił,że nie było niespodzianek. nic wiemy więcej.mama dużo śpi, zmęczona ale logicznie już mówi.cieszymy się, dziękujemy Bogu. nie wiem jak dokładnie było, może dr wytłumaczy
dziś już lepiej.mama miała problemy z pulsem, miała bardzo wysoki.ale unormowało się i może nawet na "normalną" salę wróci.zjadła.
dr Sawicki wyraził się tak, że usunął wszystko.na wyniki trzeba czekać. jest powikłanie po narkozie - mamie opada prawa powieka i to się nie cofnie.
czujemy trochę ulgę.ale wiadomo,czekamy na wyniki i na to co dalej.bo gdyby to był wyrostek to już można byłoby świętować,że wycieli i jest ok.a tak, czekamy i cieszymy się, że wraca do formy.aczkolwiek na pierwszym spacerze do toalety mama dostała zadyszki. jestem z niej dumna,bo mówi,że dużo da się wytrzymać.i ten ból ...
cały czas Wam kibicuję
też jestem dumna z Twojej Mamy
i bardzo mocno wierzę, że wyjdzie z tego
a powiedz mi, w którym szpitalu miała operację - w Centrum Onkologii czy w Kolejowym?
operacja była w Lublinie na ul.Jaczewskiego PSSK 4
dziś ujawniło się, po zejściu opuchlizny z twarzy, powikłanie, które znajomy anestezjolog określił jako zespół Hornera. mamie opadła prawa powieka i ma mniejszą źrenicę. przed zabiegiem nie miała. pytaliśmy chirurga i powiedział tylko,że to efekt choroby - raka płuca ale nie wiązał tego z przerzutami tylko z uciskiem jaki dawał ten guz na jakiś nerw i teraz jak usunęli to tak jest
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum